Zryw listopadowy.Część II Kapral Teodor Babiuk pozostawił interesujące wspomnienia (z archiwum autora)

Zryw listopadowy.Część II

Jak Stanisławów znalazł się w ukraińskich rękach? Opowie o tym kapral 95 pułku piechoty Teodor Babiuk. Był on jednym z szeregowych wykonawców planu błyskawicznego opanowania miasta, który spiskowcy ustalili w hotelu „Astoria”…

Budzić tylko Ukraińców
We wrześniu 1918 roku do Stanisławowa przybył batalion i 2 kompania 95 pułku piechoty. Piechurów rozlokowano w byłych koszarach artylerii przy ul. Zosina Wola (ob. przy ul. Konowalca 72a mieści się katedra wojskowa Instytutu Nafty i Gazu). Batalion składał się z trzech kompanii, w których służbę odbywało blisko 90% Ukraińców. Dowódcą batalionu był Niemiec Alojzy Layer. Babiuk wspomina: „Dobrze znał język czeski, dlatego mógł porozumieć się z nami, ponadto nauczył się kilku słów po ukraińsku. Był bardzo miły i zachowywał się poprawnie względem szeregowych żołnierzy, chociaż wymagał dyscypliny”.

31 października o godz. 1. po południu w pułku nastąpiła kolejna zmiana warty. Teodor Babiuk objął służbę jako dyżurny w kompanii. Do jego obowiązków należało zabezpieczenie sprzętu wojskowego i uzbrojenia, kontrola składu osobowego i utrzymanie porządku w koszarach. Dyżur trwał 24 godziny, w ciągu których kapral miał stale być w mundurze – włącznie z hełmem. Spać miał zakazane.

O godz. 4. został niespodzianie wezwany do kancelarii batalionu. Dyżurny oficer dokładnie wypytał kaprala o jego narodowość, przebieg służby itp. Upewniwszy się, że jest sprawdzonym Ukraińcem, wydał mu tajny rozkaz dotyczący najbliższej nocy: „Nakazał sprawdzić nazwiska nad każdym łóżkiem i zapamiętać, gdzie śpią Ukraińcy, a gdzie żołnierze innych narodowości – wspomina Babiuk. – Gdy wybije godzina jedenasta, miałem obudzić cichaczem jedynie Ukraińców, tak aby nikt z obcych się nie zbudził. Ukraińcy mieli zebrać się na korytarzu i przenieść całą broń w ustalone miejsce. Tam miałem wyjaśnić im co mają robić, wydać po 20 ostrych naboi i wyprowadzić poza koszary”.

Austria kaput!
Kapral Babiuk rozkaz wykonał. Nocą batalion ustawił się na dziedzińcu. Z kancelarii wyszło kilku oficerów, spośród których swą wysoką czapką wyróżniał się kpt. Layer. Stając przez szeregiem, swym łamanym czeskim zwrócił się do żołnierzy: „Chłopcy! Austria kaput! Austrii nie ma!”. Dalej powiedział, że piętnaście lat służył w wojsku austriackim razem z Ukraińcami i dobrze ich poznał. Teraz jest Ukraina. Wie, że Ukraińcy są dobrymi żołnierzami i teraz będzie z nimi służył Ukrainie. Zakończył swój występ słowami: „Sława Ukrainie!”. Po czym zdjął z czapki odznaki austriackie i przypiął żółto-błękitną odznakę ukraińską.

Kompania, w której służył Babiuk, składała się z czterech plutonów. Dwa z nich skierowano na dworzec, a resztę podzielono na szóstki i wysłano do patrolowania miasta.

Autorowi wspomnień wypadło opanowanie dworca. Przed wyjściem oficer przeprowadził krótki instruktaż: „Przez miasto mieliśmy się posuwać pod domami, a nie środkiem ulicy w szyku marszowym. Mieliśmy zachować najwyższą ostrożność. W przypadku zauważenia jakiś podejrzanych ruchów, mieliśmy otoczyć dom, przeszukać go rzetelnie, a mieszkańców zrewidować. W budynkach urzędowych, gdyby pracowano tam nocą – przeprowadzić przeszukania, zabrać całe państwowe wyposażenie, rzeczy prywatne zwrócić. Urzędników-Ukraińców pozostawić w miejscach pracy, innych zaś narodowości – odesłać”.

Żołnierze 95 pułku piechoty (z archiwum autora)

Około godziny drugiej w nocy dotarliśmy do dworca, ale już był ochraniany przez ukraińskich żołnierzy innych formacji. 95. pułk nie był jedynym oddziałem, który brał udział w powstaniu. Żołnierze 20. pułku zajęli już pocztę, a Ukraińscy Strzelcy Siczowi przejęli kontrolę nad Bankiem Austro-Węgierskim.

Nad dworcem zawieszono olbrzymią błękitno-żółtą flagę. W poczekalniach dworca przechadzały się kobiety z opaskami Czerwonego Krzyża częstując żołnierzy kawą i kanapkami.

Ofiar i zniszczeń nie odnotowano
Przewrót odbył się bez jednego wystrzału. Jedyna komplikacja wynikła jednak na dworcu. Na torach stał pociąg ze Styryjskim batalionem wartowniczym. Byli to Austriacy, którzy mieli jechać do Grazu. Gdy Ukraińcy spróbowali ich rozbroić, żołnierze oburzyli się i o mało nie doszło do strzelaniny. Podciągnięto karabiny maszynowe i dopiero wówczas Austriacy oddali broń.

1 listopada 1918 roku przypadł w piątek. Dzień był pochmurny i zimny. Wieczorem w siedzibie Towarzystwa „Ukraińska biesiada” (ob. pizzeria „Tip-Top” przy ul. Strzelców Siczowych 24) zebrało się poważne towarzystwo. Byli to główni spiskowcy: lekarz Janowicz, inżynier kolejowy Myron i prawnik Kulczycki. Wszyscy byli członkami Powiatowej Ukraińskiej Rady Narodowej Stanisławowa. Po relacji wojskowych, że wszystkie ważne obiekty są pod kontrolą, wysoka trójka udała się do miasta, by przejąć władzę.

O 18:15 stawili się u starosty powiatowego Zawistowskiego. Jego, jako przedstawiciela administracji austro-węgierskiej, zawiadomiono o przejęciu władzy we Wschodniej Galicji (za Zachodnią uważano wówczas Krakowskie) przez naród ukraiński i obrany przez niego rząd. Starosta nie sprzeciwiał się. Powiedział nawet, że „był przygotowany na taki bieg wypadków i przekazuje władzę bez najmniejszego sprzeciwu, uważając przejście władzy w ręce Ukraińców i ich rządu rzeczą naturalną ze względu na prawa narodu ukraińskiego do ich ziemi”.

Następnie Janowicz z towarzyszami udali się po kolei do dyrektora poczty, burmistrza Artura Nimgina, dyrektora stanisławowskiej kolei i naczelnika stacji Stanisławów. Wszyscy dobrowolnie się poddali. Protestował jedynie kierownik kolei pan Prachtl-Morawiański. Ale na jego protesty nikt nie zważał. Od tego dnia Stanisławów de facto i de iure był pod kontrolą ukraińską.

Od ministra do strzelca
Nazajutrz nastąpiły ważne nominacje kadrowe. Nowym kierownikiem stanisławowskiej kolei został inżynier Iwan Myron. Później wspiął się on do stanowiska sekretarza państwowego (tzn. ministra) komunikacji ZURL.

Lekarzowi Wołodymyrowi Janowiczowi powierzono Wydział spraw sanitarnych urzędu miasta. Klim Kulczycki został zastępcą starosty powiatowego.

Teodor Babiuk z powodu młodego wieku (miał dopiero lat 19) kariery nie zrobił. Walczył w składzie UAG, był ranny, kilkakrotnie trafiał do niewoli, z której szczęśliwie udawało mu się zbiec. Mieszkał w Tłumaczu. Podczas II wojny światowej znów walczył, tym razem w UPA. Po wojnie emigrował do USA, gdzie zmarł w 1997 roku.

Inaczej potoczyły się losy Alojzego Layera. Jeżeli wszyscy wspomniani wyżej główni bohaterowie Zrywu Stanisławowskiego odeszli w zaświaty samodzielnie, to Layer tego szczęścia nie miał. W UAG został awansowany na atamana (odpowiednik majora). Dowodził oddziałem „Podwołoczysk” (brygada Layera), który walczył z bolszewikami. Z powodu własnej nieostrożności w czerwcu 1919 roku trafił do polskiej niewoli. Według wersji oficjalnej – został zastrzelony podczas próby ucieczki.

Faktycznie został zastrzelony przez konwój. Świadkowie widzieli, jak żołnierze zdjęli z trupa złoty pierścień, zegarek, buty, kurtkę, a nawet bieliznę.

Podczas ofensywy czortkowskiej Ukraińcy odnaleźli grób swego dowódcy. W Skałacie (rejon Podwołoczysk obw. tarnopolskiego) do naszych czasów zachował się skromny nagrobek atamana Layera – zniemczonego Czecha, który walczył i zginął za Ukrainę.

Iwan Bondarew
Tekst ukazał się w nr 21 (313) 16-29 listopada 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X