Znane polskie rody na wschodzie Rzeczypospolitej: Sanguszkowie. Część 2

Znane polskie rody na wschodzie Rzeczypospolitej: Sanguszkowie. Część 2

Sanguszkowie (pierwotnie Sanguszkowicze) – magnacki ród książęcy (kniaziowski) herbu Pogoń Litewska, będący gałęzią litewskiej dynastii Giedyminowiczów, a wywodzący się od księcia Fiodora, syna wielkiego księcia litewskiego Olgierda i wnuka wielkiego księcia litewskiego Giedymina.

Nazwisko rodu pochodzi od imienia syna wspomnianego Fiodora – księcia Sanguszki. Byli przedstawicielami ruskiej szlachty prawosławnej i na wiarę katolicką przeszli dopiero z początkiem XVII wieku.

Rezydencję w Sławucie wystawił pod koniec XVIII wieku Hieronim Janusz Sanguszko, działacz wojskowy i polityczny. Kilkakrotnie w swym życiu zmieniał partie i stronnictwa polityczne. Był zaciętym przeciwnikiem Konstytucji 3 Maja. Obstając przy swoich poglądach politycznych wywołał na pojedynek Rzewuskiego za obrazę honoru, jednak dzięki wpływowi króla udało się pojedynku uniknąć. Ojca pomścił jednak syn Eustachy, raniąc lekko „krzywdziciela”. To dzięki Hieronimowi Januszowi powstała w Sławucie stadnina, gdzie hodowano znane w całej Europie konie krwi arabskiej. Pierwsze konie zostały przejęte po bitwach z Turkami i Tatarami, a później Sanguszko wysyłał swoich koniuszych po zakup koni na Wschód.

Ujeżdżalnia koni w Antoninach (fot. Dmytro Antoniuk)

O wiele bardziej bogate życie spędził wspomniany już Eustachy Sanguszko, odziedziczywszy Sławutę po śmierci ojca. Był aktywnym uczestnikiem w walce Polaków z Rosjanami, a nawet miał porwać króla Stanisława Augusta. W bitwie pod Szczekocinami uratował życie Tadeuszowi Kościuszce, odbijając go z rąk husarii rosyjskiej. Podczas obrony Warszawy został ranny. Po kilku latach pokoju został osobistym adiutantem Napoleona i przeszedł z nim całą kampanię rosyjską 1812 roku. Pozostawił po niej interesujące wspomnienia, a w nich, między innymi, opis spalenia Moskwy i odwrót Francuzów. Wróciwszy z resztkami armii Napoleona do Warszawy Eustachy nie pojechał dalej z imperatorem, a faktycznie zdezerterował. Może to właśnie uratowało jego majątki przed konfiskatą przez Rosjan. W 1825 roku głośny stał się skandal, po tym, jak Eustachy nakazał wywieźć na wozie gnoju oficera Strzelnickiego, który przyjechał do Sławuty z przeprosinami za swe niewłaściwe zachowanie podczas jakiegoś balu w Warszawie. Wielki książę Konstanty rozkazał uwięzić na kilka dni Sanguszkę w więzieniu w Żytomierzu za znieważenie munduru. Po odbyciu kary Eustachy Sanguszko na kilka lat opuścił Imperium Rosyjskie.

Eustachy kontynuował i rozwijał dzieło ojca – hodowlę koni arabskich. Kilkakrotnie organizował zakup koni na Wschodzie i nawet miał swego przedstawiciela w syryjskim Aleppo.

Najbardziej znanym pośród rodu Sanguszków był jednak powstaniec Roman, znany pod przezwiskiem „Sybirak”. Był synem Eustachego i w 1844 roku przejął po nim Sławutę. Jeszcze w młodości na żądanie Aleksandra I został członkiem jego straży przybocznej. Ale już w 1831 wziął udział w powstaniu listopadowym. Po dostaniu się do niewoli na pytanie o motywy swoich działań, dumnie odpowiedział: „Z przekonania”. To powiedzenie stało się później dewizą jego rodu. Ponieważ był wojskowym, więc podlegał za ten czyn karze śmierci, jednak dzięki prośbom i łapówkom braci i rodziny otrzymał wyrok zesłania. Gdy dowiedział się o tym Mikołaj I, nakazał mu iść na zesłanie piechotą w kajdanach. Hardy magnat od Orła, przez Moskwę, Kazań, Perm szedł razem z prostymi zesłańcami, a sługa wiózł za nim pieniądze i odzież. Mówiła o tym wówczas cała Europa. Na zesłaniu na Syberii Roman zgłosił się do udziału w wojnie kaukaskiej. Tu podczas walk został ranny. Przywrócono mu za to tytuł szlachecki i prawa obywatelskie, a nawet nagrodzono 4-miesięcznym urlopem.

Targ, zbudowany w Sławucie przez Sanguszków (fot. Dmytro Antoniuk)

Gdy przyjechał do Sławuty, wystraszyła się go rodzona córka, która nie poznała ojca. Po powrocie z urlopu został przeniesiony do służby policyjnej do Moskwy, gdzie w wyniku nieszczęśliwego wypadku ogłuchł do końca życia. Dopiero w 1845 roku zezwolono mu wrócić do domu.

Szczęśliwie sławucki i inne majątki nie zostały skonfiskowane, bo Eustachy przed śmiercią zapisał wszystko córce Romana – Marii. Po śmierci dziadka ojciec stał się oficjalnym opiekunem własnej córki i faktycznym właścicielem majątków rodzinnych. Dało mu to możliwość rozwinąć w Sławucie znaczną działalność gospodarczą i społeczną: wybudował hutę żelaza, fabrykę sukna i żeliwa. Z majątku w Zasławiu przewiózł rodowe archiwum, bibliotekę i wiele cennych rzeczy. Biblioteka do 1917 roku liczyła kilkanaście tysięcy tomów, wśród których były rękopisy i inkunabuły, sięgające 1284 roku! Były tu listy Petra Doroszenka, króla Jana III Sobieskiego, XVI-wieczne Biblie – Ostrogska, Radziwiłłowska i Leopolity. Większość tych dzieł podczas I wojny światowej wywieziono w głąb Rosji, ale po podpisaniu Pokoju Ryskiego, zwrócono Polsce. Pozostałe zbiory zniszczył pożar w listopadzie 1917 roku.

Roman Sanguszko zgromadził w majątku w Sławucie znaczne zbiory broni, jednak jego głównym hobby, jak ojca i dziadka, były konie arabskie. Nie mieszkał nawet w głównym pałacu Hieronima Sanguszki, lecz przeniósł się do stajni, które wprawdzie architekturą przypominały pałac. Chciał być bliżej swych kobył i źrebaków. Tu do swych komnat przeniósł bibliotekę. Wyhodowane tu konie Sanguszko stale wysyłał na różne wystawy i gonitwy, a we Wiedniu otrzymał nawet Grand Prix.

Po „Sybiraku” Sławuta przeszła do rąk jego siostrzeńca Romana juniora, który mieszkał tu do 1917 roku. Na życzenie żony rozbudował znacznie stary pałac, dobudował dwa piętra, umeblował je i przeniósł tu wszystkie rodowe zbiory i cenne rzeczy. Wówczas został odnaleziony i przywieziony tu z Zasławia wielki obraz „Sejm w czasach Zygmunta III”. Po odrestaurowaniu stał się główną ozdobą sławuckiego pałacu.

W listopadzie 1917 roku dzicy i pijani chłopi, którym dotychczas w majątkach Sanguszków żyło się właściwie dostatnio, gdyż zarabiali duże pieniądze w fabrykach w i hucie, zorganizowali napad, by rozgrabić pałac. Książę Roman wyszedł na ganek, nawołując ciżbę do spokoju, ale został zakłuty bagnetami. Nie zważano ani na dobrodziejstwa Sanguszków, ani na wiek księcia – miał 85 lat! Fotografia zamordowanego księcia znajduje się w muzeum krajoznawczym w Sławucie. Dyrektor muzeum Stanisław Francewicz chętnie oprowadzi was po mieście i pokaże to, co ocalało z dawnych lat.

Pałac po rozgrabieniu został spalony. Ocalały powozownia i kuchnia o interesującym kształcie dachów, i rzecz ważna – zabudowanie stajenne, w których mieszkał Roman „Sybirak” Sanguszko. Obecnie jest to były szpital wojskowy. Wygląd zewnętrzny zabytku pozostał prawie bez zmian: zachował się trójkątny fronton i pilastry, ale wnętrza zostały całkowicie przebudowane. Wokół, na terenie opuszczonej jednostki wojskowej, pasą się konie. Możliwie, że jest to dalekie potomstwo słynnych arabskich rumaków Sanguszków.

Radzę wybrać się też do kościoła św. Doroty, gdzie został pochowany „Sybirak”, i przy rynku zobaczyć również barokowy XVIII-wieczny budynek targu. Sowieci obłożyli go wprawdzie płytkami ceramicznymi, władze zaś obecne sprzedały, więc obejrzeć go można jedynie od zewnątrz.

Stajnie pałacowe, w których czasem mieszkał Roman „Sybirak” Sanguszko (fot. Dmytro Antoniuk)

Sanguszkowie w Antoninach Potockich
W drugiej połowie XVIII wieku księżna Barbara Sanguszkowa przekazała w dzierżawę wioskę Hołodki swemu szwagrowi Ignacemu Malczewskiemu – dziadkowi przyszłego poety Antoniego Malczewskiego. Wybudował on tu klasycystyczny pałac i zasadził olbrzymi park, który wywarł takie wrażenie na Barbarze, że zaproponowała zmienić nazwę wioski z Hołodki na Antoniny – na cześć swej siostry. Nazwa ta przyjęła się dopiero pod koniec XIX wieku. Po wygaśnięciu dzierżawy Malczewscy opuścili Antoniny, które w spisie dziedzictwa Sławuty otrzymał Eustachy Sanguszko – adiutant Napoleona.

Jako miłośnik arabskich rumaków wybudował tu tak olbrzymie stajnie, jakich dotąd na Wołyniu nie widziano. W drugiej połowie XIX wieku Antoniny przypadły w posagu jedynej córce Romana „Sybiraka” podczas jej małżeństwa z Alfredem Potockim. Do 1919 roku miejscowość była w ich posiadaniu. Swój obecny wygląd Antoniny zawdzięczają ich synowi Alfredowi.

W 1897 roku Alfred zaprosił tu francuskiego architekta Francois Arveuf’a, aby ten przebudował stary pałac. Ogrodził też teren pałacu wspaniałym ogrodzeniem z dwiema bramami – wschodnią i zachodnią, na pylonach których widnieją herby Potockich i Sanguszków. Przy głównej, wschodniej bramie wystawił niewielki budynek kordegardy. Nie pominął też parku, który w czasach Józefa uważany był za jeden z najwspanialszych na Wołyniu.

Potocki był usatysfakcjonowany, ale nie do końca. Po śmierci Arveufa zaprasza do Antoninów firmę wiedeńskich architektów Felnera i Helmera, znaną ze swych dzieł w Odessie, Budapeszcie, Czerniowcach czy Karlowych Warach. Mieli oni za zadanie wzniesienie kilku budowli i przebudowy hrabiowskiego pałacu. Znana firma wykonała prace szybko i dobrze, tak że współcześni zaczęli nazywać Antoniny „częścią Zachodu na Ukrainie”. Opisując Antoniny podróżnik Stefan Baranowski scharakteryzował je, jako „angielski szyk, francuska elegancja i holenderska prostota”. Rezydencja, która przed przebudową, składała się z kilku zwykłych skromnych zabudowań, bez architektonicznej symetrii i jedności, uzyskała po przebudowie rysy wspaniałego neobaroku, jednoczącego wszystkie zabudowania w całość. Głównym akcentem był budynek centralny, który mieścił w sobie największą – na dwie kondygnacje – salę balową. Swój wygląd zmieniły nawet stajnie – dodano im nowe dachy z lukarnami i centralną wieżę z zegarem, która jednocześnie pełniła funkcję wieży ciśnień. Mieściło się tu w pełnym komforcie 157 wierzchowców. Obok wybudowano nową powozownię.

Jeszcze podczas działalności Arveuf’a w Antoninach naprzeciwko pałacu zaczęły pojawiać się wspaniałe wille, w których zamieszkiwali oficjaliści (urzędnicy) Potockich. Przeważnie zachowały się do dziś. Wśród nich wspaniały eklektyczny budynek zarządcy stawów, wille weterynarza, mechanika, agronoma, a nawet pszczelarza. Żaden z tych budynków nie jest podobny do drugiego. Dzisiejsza siedziba władz wioski znajduje się w dawnym garażu Potockich, gdzie niegdyś stało dziewięć aut.

Budynek gospodarczy sławuckiej rezydencji (fot. Dmytro Antoniuk)

Rezydencja Potockich w Antoninach posiadała najbogatszą bibliotekę na Wołyniu. Liczyła 20 tys. woluminów. Sanguszkowie przenieśli tu wiele cennych rzeczy ze Sławuty i Zasławia – srebra, spiżowe ozdoby, obrazy, gobeliny, wschodnie kobierce i inne. Z majątku w Wiśniowcu trafiły tu popiersia Jana III Sobieskiego i Stanisława Augusta, a z obrazów – płótno Józefa Brandta „Hetman Rewera Potocki pod Beresteczkiem” i obraz Jana Chełmińskiego „Napoleon ze sztabem pod Pułtuskiem”, a także obrazy Jana Matejki, Juliusza Kossaka i pokaźna kolekcja grafiki angielskiej i francuskiej.

Józef Potocki wyemigrował w 1918 roku, ale jego służba mężnie broniła pałacu i zbiorów aż do sierpnia 1919 roku, kiedy to podpalony przez bolszewików pałac płonął przez trzy dni. W tym czasie zdołano jednak wywieźć rzeczy najcenniejsze, z biblioteką łącznie. Zbiory zostały przewiezione do Warszawy, gdzie wszystko przepadło podczas Powstania Warszawskiego w 1944 roku. Uratowało się kilka obrazów i popiersie Jana III, eksponowane obecnie na Wawelu.

Altana w parku w Antoninach (fot. Dmytro Antoniuk)

W Antoninach, oprócz wspomnianych już willi, możemy zobaczyć dwie bramy, wspaniałe dotąd stajnie (pozbawione wprawdzie wieży), powozownię z resztami sztukaterii wewnątrz i ujeżdżalnię, której nie przebudował ani Arveuf, ani Austriacy. Przy południowym wejściu do parku znajduje się miniaturowa kapliczka z rzeźbą lwa, wystawiona na cześć przywiezionego z Sudanu „króla zwierząt”. W dawnych czasach w tym parku można było spotkać nie tylko łanie, dziki, jelenie czy bażanty. Były tu nawet słonie!

Po zachodniej stronie zabytku zachowała się kolumna, uważana tu za „pomnik muzykom”. Legenda głosi, że podczas jakiegoś przyjęcia łódka z muzykami, pływająca po jeziorze, trafiła w wir i przewróciła się. Na ratunek rzucił się jakiś oficer, ale ogarnięci paniką muzycy utonęli sami i pociągnęli na dno swego niedoszłego wybawcę.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 11 (279) 13-29 czerwca 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X