Znalazłam Schulza

Znalazłam Schulza

Fot. winiary.pl, polki.plTradycje chińskie i europejskie są bardzo rożne. Mieszkała pani w Wielkiej Brytanii, teraz w Polsce. Jaka jest różnica między kuchnią europejską (zwłaszcza polską) a chińską? A jaka kuchnia przeważa w waszym krakowskim domu?

Kuchnia polska jest bardzo słona. I bardzo tłusta. Polacy nawet ryż solą, co dla Azjatów jest zupełnie szokujące. Kuchnia chińska jest mniej słona i mniej tłusta, natomiast niektóre dania są bardzo ostre (to lubię!). Kuchnia moich rodziców jest nietłusta i niesłona, bardzo oszczędnie używają soli, więc jak przyjechałam do Polski, miałam wielki problem (rodzice też). Teraz już się przyzwyczaiłam, a rodzice jedzą w McDonaldzie jak są w Polsce, bo McDonald jest taki sam na całym świecie.

W domu, jeśli gotuję ja, to gotuję po tajsku, chińsku, japońsku i koreańsku. Jak gotuje mąż, jest to fuzja smaków z całego świata, to tworzenie czegoś zupełnie nowego – trochę jak ten ojciec Jakub i ten kolorowy młyn do tworzenia cudów. Bardzo lubię jego rosół oraz smażone wątróbki z cebulą i jabłkami. Teraz mniej gotuje, ale mam nadzieję, że będzie miał więcej wspaniałych wynalazków kulinarnych. Lubię sznycle usmażone przez teściową. Raz jadłam karpia po żydowsku na wigilii, teściowa przyrządzała go dla swojego męża. Ale teść nie żyje, więc nie mam więcej okazji do skosztowania dania.

W tajskiej kuchni mąż lubi pierogi ze szczypiorkiem, słodką zupę z galaretki roślinnej z kluseczkami, jajka gotowane w sosie sojowym i herbacie, słodkie ziemniaki… i bułeczki z soją z marketów „7-Eleven”.

 

Kiedy odwiedzi pani Drohobycz i czy ma pani jakieś informacje o Ukrainie?
Kiedy dostanę wizę – od razu wyruszam w drogę. Niestety, mało wiem o Ukrainie, znam książki Andrija Kurkowa, i to wszystko… Aha, ale umiem śpiewać jedną kolędę po ukraińsku. Nauczyłam się od Teatru Węgajty, kiedy z nimi kolędowałam. Piątego stycznia 2013 r. będziemy ją śpiewać podczas spotkania „Rój meteorów crocodilia – za kulisami Ulicy Krokodyli” w You-he Book w Tamsui. Zapraszamy na naszą stronę na facebooku. Mam nadzieję, że kiedyś odwiedzimy Drohobycz wszyscy razem.

 

Tekst ukazał się w nr 1 (173) 18–28 stycznia 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X