Jak trafiła pani do Europy i jak długo mieszka w Polsce?
Jak wspomniałam, pojechałam do Wielkiej Brytanii, ponieważ oglądałam „Trainspotting”. Najpierw uczyłam się języka angielskiego w Londynie, a potem pojechałam do Edynburga na studia. W Edynburgu zobaczyłam polski plakat Wiktora Sadowskiego i wtedy pomyślałam sobie: „muszę jechać do Polski”. Kiedy przeczytałam Schulza byłam jeszcze bardziej zdecydowana… Dzisiaj, patrząc wstecz, myślę sobie: byłam trochę jak włóczęga, który przeskakuje z pojazdu na pojazd, byle uciekać jak najdalej od domu, od siebie. Albo może jak tonący człowiek, który trzyma się tego, co złapie. Dobrze się złożyło, że w końcu znalazłam Brunona Schulza. Dzięki niemu znalazłam męża, syna, a jednocześnie odzyskałam siebie i moich rodziców. Czyli odzyskałam to, co było utracone.
Synek ma na imię Jędrzej Han-Yu Górecki, jest bardzo kochanym dzieckiem – i spryciarz, i rozrabiacz wielki! Mój mąż Paweł, jest moim partnerem życiowym i zawodowym, mężczyzną którego kocham. Mama (Kua-Eyre) i tata (Yao-Sung) są profesorami biologii, oboje na emeryturze, ale dalej prowadzą zajęcia dla studentów. Długie lata wspierają mnie i tolerują moje dziwactwa. Cała moja rodzina – to moje wielkie wsparcie.
Wiem, że miała Pani przyjechać na Festiwal Brunona Schulza w tym roku, ale się nie udało. Dlaczego?
Jestem obywatelką Tajwanu i muszę mieć wizę, żeby wjechać na Ukrainę. Ale Uniwersytet w Drohobyczu nie mógł wystawić nieoficjalnego zaproszenia na Festiwal (nie był w stanie przygotować wszystkich 11 dokumentów dla Obwodowej Służby Imigracyjnej we Lwowie), a nie mogłam pojechać z wizą turystyczną, bo konsul w Krakowie powiedział „nie może pani pojechać do Drohobycza w celach kulturalnych na podstawie wizy turystycznej”. W związku z tym nie dostałam wizy i nie mogłam przyjechać.