Żeby przeszłość nie była przyszłością

Żeby przeszłość nie była przyszłością

Sprawa ludobójstwa Polaków na Wołyniu i polityzacja tragedii zepchnęły wzajemne relacje w ślepą uliczkę, z której nie widać wyjścia – tak, według mnie, można podsumować tegoroczne X spotkania polsko-ukraińskie.

Spotkania, które odbyły się w Jaremczy, miały miejsce 15–17 września br. Corocznie ich organizatorami są Przykarpacki Uniwersytet Narodowy w Iwano-Frankiwsku oraz dwutygodnik Kurier Galicyjski. 10 lat temu instytucje te rzuciły ideę odbywania polsko-ukraińskich spotkań, które w tym roku zgromadziły około 100 naukowców, historyków i ekspertów. Nutą wiodącą w tym roku była kwestia pamięci historycznej, a szczególnie rzezi wołyńskiej z 1943. Spotkaniom towarzyszyły niezwerbalizowane nadzieje, szczególnie polskiej strony, że może Polska i Ukraina dojdą w końcu do porozumienia, wygaszą spory, a może nawet zaczną proces pojednania. Spotkanie pokazało, że obu stronom do pojednania jest bardzo daleko.

Ukraińcy i ich „wersja historii”
– Każda strona ma prawo do wiary we własną wersję historii – podsumował w czasie jednej z sesji ukraińskie spojrzenie na sprawę Wołynia Mykoła Riabczuk z Instytutu Badan Politycznych i Etno-Narodowych w Kijowie. Wiara ta powinna być szanowana. – Z mojej strony to zgoda na niezgodę – podkreślił sugerując, że Polacy winni zaakceptować rozbieżne opinie i niemożność dojścia do kompromisu.

Inni ukraińscy mówcy wygłaszali podobne poglądy nie tylko o Wołyniu, ale też o UPA i kulcie Bandery. Mówili, że cześć oddawana Banderze wcale nie oznacza antypolskości. – Kobieta pytana kiedyś (w sondażu) na ulicy we Lwowie, co myśli o Banderze mówiła, że uważa go za bohatera – powiedział jeden z mówców. Jednocześnie o Polakach miała bardzo dobre zdanie. – Oni tak nas teraz popierają – miała powiedzieć Ukrainka. Takich Ukraińców jest podobno bardzo wielu.

Jeszcze inny mówca Andrij Balanowski z Instytutu Ukrainoznawstwa w szczegółowym wywodzie poddawał w wątpliwość liczbę polskich ofiar na Wołyniu i w Galicji Wschodniej mówiąc, że sprawę trzeba badać dalej. W jego wersji historii trzeba najpierw policzyć ofiary. Poza tym, właściwie niewiele wiadomo w temacie.

Okazuje się też, że są i tacy Ukraińcy, którzy zupełnie nie orientują się, co Bandera znaczy dla Polaków. Przemysław Żurawski vel Grajewski, profesor Uniwersytetu Łódzkiego, w panelu o międzypaństwowym dialogu polsko-ukraińskim opowiedział zdarzenie, które to zobrazowało – Kiedyś, po zakończeniu spotkania na Ukrainie, jeden z Ukraińców podszedł do mnie po przemówieniu mówiąc, że bardzo mu się podobało i z wdzięczności chciałby zaśpiewać piosenkę banderowską.

Polacy oczekują na gest
Polacy wiedzą, ile było ofiar na Wołyniu i że to zbrodnia, z której trzeba się rozliczyć. – Chodzi o to, aby pokazano Polsce empatię – powiedział Rafał Dzięciołowski z Fundacji Wolność i Demokracja w czasie sesji „Polsko-ukraińskie relacje pod presją przeszłości”. Polacy oczekują ze strony Ukraińców na gest, który by pokazywał sąsiadom, że rozumieją ból Polaków. Coś, co chwyciłoby Polaków za serca i pokazało, że Wołyń to straszna tragedia zawiniona przez kryminalne elementy UPA. Powinno się więc ich potępić i odłożyć sprawę do lamusa.

Wtórował mu występujący w tym samym panelu Łukasz Jasina z Instytutu Stosunków Międzynarodowych. – Domagajmy się wrażliwości (od Ukraińców) – mówił dodając jednocześnie, że należy „wyciszyć temperaturę” sporów. – Popierajmy badania nad pamięcią historyczna, uczmy innych wrażliwości – powtarzał.

Pomimo ogromnych rozbieżności, dyskusje toczyły się w zadziwiająco spokojnej, kurtuazyjnej atmosferze. W wymianie poglądów ani na moment nie brakło wzajemnej życzliwości i sympatii, a nawet słowiańskiego braterstwa.

Obie strony zdają sobie bowiem sprawę, że muszą trzymać się razem, że pomimo problemów z historią, powinni iść ramię w ramię. W czasie jednej z sesji ktoś przytoczył słowa wielkiego znawcy Europy Wschodu, wydawcy paryskiej Kultury Jerzego Giedroycia, który mawiał: „Nie może być wolnej Polski bez wolnej Ukrainy”.

Inny sposób patrzenia na historię mordu na Wołyniu spowodował, że jak bumerang powracał problem pogorszenia się stosunków polsko-ukraińskich. – Przechodzimy ciężkie czasy – powiedział Walenty Baluk z Uniwersytetu Marii Skłodowskiej-Curie w Lublinie. – Wzajemne stosunki chwieją się w ostatnich latach – potwierdzali inni.

Kto winny?
Winą za te wychłodzone stosunki Polacy obarczają politykę historyczną ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej z Wołodymyrem Wiatrowyczem na czele. To on i ludzie wokół niego promują pomniejszanie wagi Wołynia i kontynuują kult Bandery oraz UPA.

– Funkcją historyka jest docieranie do faktów i prawdy historycznej, a nie kreowanie mitów czy fałszywych bohaterów i budowanie z nich narodowej tożsamości – powiedział w kuluarach jeden z polskich uczestników spotkań.

Ukraińcy natomiast obarczają winą rząd w Warszawie i polski parlament, który uchwalił ustawę o ludobójstwie na Wołyniu w lipcu 2016. To oni „polityzują historię” i krytykują Ukraińców za wznoszenie pomników liderom UPA. Mówią, że „historię trzeba zostawić historykom”.

– Intelektualnie to może i dobra zasada, ale w praktyce niemożliwa do zrealizowania – odpowiadał Przemysław Żurawski vel Grajewski z Uniwersytetu Łódzkiego.

Zarówno Polacy, jak i Ukraińcy zgadzali się jednak, że między elitami naukowo-historycznymi i politycznymi obu krajów toczy się swoista „wojna na górze”. Obie strony są „sklinczowane” i nie mogą, czy nie chcą z klinczu wyjść. – Polityczne elity obu krajów zawodzą – powiedział Andrzej Szeptycki z Uniwersytetu Warszawskiego.

Skoro jest tak źle…
to czemu (jednocześnie) jest tak dobrze w stosunkach polsko-ukraińskich? A że jest dobrze to fakt, mówili uczestnicy spotkania w Jaremczu.

Sondaże przeprowadzane w obu krajach co roku pokazują, że Polacy i Ukraińcy darzą się wzajemną sympatią. – Na poziomie ludzkim wszystko jest OK – powiedział na polsko-ukraińskim Forum Partnerstwa Jan Malicki z Uniwersytetu Warszawskiego.

– Między samorządami, na poziomie lokalnym, jest bardzo dobrze – potwierdził Andrzej Klimczak ze Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Ukraińcy często przyjeżdżają do Polski, aby uczyć się samorządowania. Nawet film Wojciecha Smarzewskiego „Wołyń” nie zachwiał sympatiami Polaków.

Ponad milion Ukraińców mieszka na stałe i pracuje w Polsce. Wysyłają do rodzin na Ukrainie duże sumy. Stanowią one niepomijalny procent produktu narodowego (PKB) tego kraju. Z drugiej strony, polski system emerytalny jest ratowany przez Ukraińców wpłacających składki emerytalne.

Gospodarczo bez moderatorów
Ukraina jest strategicznie ważnym dla Polski krajem, ale okazuje się, że ekonomicznie nie znaczy dla nas tak wiele. Mówili o tym dwaj młodzi eksperci: Sławomir Matuszak z Ośrodka Studiów Polskich i Daniel Szeligowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Ukraina to kraj dużo biedniejszy niż Polska, stąd jej oferta gospodarcza jest ograniczona. Wielkość inwestycji Polski na Ukrainie od lat jest niewielka. Sięga około 1 procenta ogólnej wymiany handlowej po obu stronach.

Czechy otrzymują cztery razy więcej inwestycyjnych euro z Polski. Nawet maleńka Słowacja dostaje od nas więcej niż Ukraina. Na warszawskiej giełdzie nie debiutują już żadne spółki ukraińskie.

Najważniejszą cechą wspólnej wymiany gospodarczej między Polską a Ukrainą jest jej rozdrobnienie. Większość biznesów to przedsiębiorcy mali i średni, a z wielkich nie ma nikogo ważnego na Ukrainie.

– Minusem takiej sytuacji – powiedział Szeligowski, – jest fakt, że nie ma silnego lobby, silnego podmiotu gospodarczego, które łagodziłyby ewentualne konflikty polityczne między Polską a Ukrainą. Ciekawym przykładem w tym kontekście są stosunki Niemiec i Rosji, w których wielki biznes związany z przesyłaniem rosyjskiego gazu do Niemiec (Nord Stream), moderuje relacje między tymi krajami. W przypadku Polski i Ukrainy takich moderatorów nie ma.

Ryzyko i korupcja
Z czego wynikają te słabe stosunki gospodarcze? – Nie Donbas, nie wojna – powiedział Sławomir Matuszak. Rzecz leży w braku reform wymiaru sprawiedliwości. Żaden poważny inwestor nie wejdzie na rynek, na którym prawo własności jest słabo zabezpieczone. Zbyt duże ryzyko.

Chodzi też o korupcję. W takich warunkach koszty pozabiznesowe są bardzo duże dla każdego biznesu. Pomimo utworzenia Biura Antykorupcyjnego korupcja na Ukrainie wciąż kwitnie. Teraz nie jest ona zcentralizowana, jak za rządów Janukowycza, a haracze z biznesów ściąga aparat administracyjny niższego szczebla. Nie ułatwia sprawy Służba Bezpieczeństwa, która pod pozorem „sprawdzania” biznesów, też zabiera swoją część.

Polski biznes chętnie wszedłby na rynek ukraiński, ale Ukraina, przez brak mocnego prawa i korupcję, nie stworzyła dobrego klimatu inwestycyjnego.

Na dodatek, nikła wymiana handlowa jest „przepychana” między Ukrainą i Polską przez zaledwie 6 lądowych przejść granicznych i 4 kolejowe. Dla porównania – zanim Polska zlikwidowała na dobre przejścia graniczne z Niemcami w 2007, mieliśmy ich na zachodniej granicy 35 (30 lądowych, 5 kolejowych). W tym samym czasie istniało 123 przejść na granicy z Czechami, a 55 ze Słowacją.

Co dalej?
Konkluzje spotkania w Jaremczu wydają się czytelne. Ukraińcy nie uczynią gestu w sprawie Wołynia, którego Polacy się spodziewają i oczekują. Bandera i UPA pozostaną dla wielu Ukraińców bohaterami narodowymi. Jak powiedział w kuluarach jeden z uczestników spotkań: „Tego się już nie odkręci”.

W kwestii gospodarki stosunki pozostaną na mniej więcej takim samym poziomie. Ukraina reform w systemie ochrony własności czy korupcji robić nie będzie, bo za półtora roku są wybory. Wszystkie partie będą się do nich powoli przygotowywać, co czyni obecnie reformę państwa niemożliwą. Może po wyborach w 2019.

We wszystkich pozostałych sprawach – geopolityki czy zwyczajnych relacji między Polakami i Ukraińcami – stosunki będą dobre. Obie strony zdają sobie sprawę z rosyjskiego zagrożenia i konieczności współpracy.

W takiej sytuacji oba kraje powinny, jak to ujął jeden z mówców w Jaremczu, skupić się na „sprawach szczegółowych” – budowie większej liczby przejść granicznych, odgałęzień drogowych z Przemyśla do Lwowa, z Lublina do Kijowa, usprawnienia połączeń kolejowych, na optyce wojskowej i kontynuacji imigracji ukraińskiej do Polski. Imigracja to świetny biznes dla obu stron. I najlepszy sposób na wzajemne poznanie i jeszcze większe zbliżenie.

Nie można pozwolić, aby przeszłość dominowała we wzajemnych relacjach. Jeśli tak się stanie, to w niedalekiej przyszłości naprawdę się pokłócimy.

Maria Wojdyło
Tekst ukazał się w nr 19 (287) 17-30 października 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X