Zamach stanu

Zamach stanu

W przedwojennej Polsce miały miejsce dwa, bardzo spektakularne zamachy stanu, z których pierwszy, dokonany przez Józefa Piłsudskiego, jest dobrze znany, opisany przez historyków, beletrystów i filmowców. Maj 1926. Przewrót majowy. Tragedia narodowa. Drugi dokonany został przez gen. Władysława Sikorskiego i o tym zamachu stanu w zasadzie się nie wie, nie mówi, nie pisze, nie dyskutuje.

Co to jest zamach stanu? – Odpowiedź na pytanie znaleźć można choćby w encyklopedii WIEM: Zamach stanu, sprzeczna z porządkiem konstytucyjnym akcja, na ogół z użyciem wojska przez osobę lub grupę, mającą na celu obalenie legalnie wyłonionych władz i przejęcie rządów w państwie. Często organizatorzy zamachu stanu wywodzą się z kręgu elity władzy. Zamach stanu zazwyczaj nie ma na celu zmiany konstytucyjnego porządku prawnego, lecz tylko usunięcie sprawujących rządy i zastąpienie ich innymi ludźmi. Z reguły przygotowane są przez wyższych rangą oficerów bądź osoby mające silne poparcie armii…

Początek konfliktu pomiędzy Piłsudskim i Sikorskim
Na jakąkolwiek wzmiankę o zamachu Sikorskiego, ludzie robią zdziwione miny, bo oficjalnie, takiego zamachu stanu nigdy przecież nie było. Ofiary zamachu stanu Piłsudskiego, to 215 zabitych i 606 rannych żołnierzy i 379 zabitych i 920 rannych cywilów. Jakie były straty zamachu stanu Sikorskiego, tego nikt nie policzył. Może i lepiej… Nad obu tymi wydarzeniami zaciążyła, początkowo tylko różnica w sposobie myślenia, potem niechęć, aż wreszcie chyba już nienawiść nie tylko pomiędzy Piłsudskim i Sikorskim, ale także pomiędzy ich zwolennikami. Jest bowiem coś wrednego w ludziach, że lubią się dzielić, że lubią mieć wrogów, że jeśli nie mają prawdziwego wroga to go sobie wyszukują. Jak choćby durni kibice klubów sportowych, którym sprawia radość, że mogą się nienawidzić, tłuc się między sobą, a bywa, że zabijać.

Piłsudski i Sikorski spotkali się w zaborze austriackim podczas tworzenia zaczątków polskiego wojska i obaj znajdowali się właściwie na jednakowym poziomie społecznym, ale była miedzy nimi ogromna różnica. Piłsudski spadł na ten poziom z poziomu dużo wyższego, a Sikorski wdrapał się nań z najwyższym wysiłkiem, kosztem swego talentu i mozolnej pracy. Mimo dużych problemów materialnych, skończył jednak Politechnikę Lwowską, odbył w roku 1906 austriacką służbę wojskową jednorocznego ochotnika i po kursie oficerskim uzyskał stopień podporucznika. W roku 1914 w nowopowstałym za zgodą władz austriackich Naczelnym Komitecie Narodowym, objął szefostwo Departamentu Wojskowego ze stopniem podpułkownika. Ciekawe, co młody austriacki podpułkownik myślał sobie o Piłsudskim, przybyszu z Kongresówki, człowieku bez oficjalnego wykształcenia wojskowego, który pomimo tego, że nie posiadał żadnego stopnia wojskowego brał się do tworzenia polskiego wojska? Chyba myśli te kręciły się gdzieś blisko pogardy i politowania, lecz jeśli tak, to Sikorski mocno się pomylił, bo Piłsudski, to było panisko! I dlatego, 15 listopada 1914 roku został mianowany przez Naczelne Dowództwo austriackie, brygadierem!!

Wojciech Kossak, Po bitwie – refugium silentium, 1915 (Fot. www.pinakoteka.zascianek.pl)„Komendantowi 1 pułku Legionów Polskich Piłsudskiemu za jego wybitne zasługi w obliczu wroga i biorąc pod uwagę okoliczność, że podlegają mu prócz 1 pułku także dwie baterie artylerii górskiej oraz jeden szwadron kawalerii, nadaje się stopień brygadiera Legionu Polskiego. (Uposażenie VI grupy), arcyksiążę Fryderyk – generał piechoty”. Dla takich, jak Piłsudski, są bowiem przewidziane procedury „pańskie”. Piłsudski faktycznie nie miał żadnego stopnia wojskowego i trzeba było coś zrobić, żeby jego dowodzenie I Brygadą miało jakieś umocowanie prawne. Austriacy nie mogli mu nadać odpowiedniego stopnia austriackiego więc wymyślili dla niego, nieistniejący w Austrii stopień brygadiera, nazywając go jednocześnie – brygadierem Legionu Polskiego. To, co ludziom zwyczajnym zajmuje lata pracy, panisko uzyskuje w kilka godzin. Ogromnie to frustruje tych zwyczajnych. Wkrótce pokazała się dość zaskakująca cecha charakteru Sikorskiego. Będąc naprawdę dobrym dowódcą, zdawał się unikać dowodzenia, czy może nie lubił dowodzić? Karierę dla siebie widział raczej gdzieś w rządzie, w sejmie, ogólnie mówiąc, w polityce. Jak pokazało życie, politykiem był więcej niż marnym, ale zawsze znosiło go właśnie w tę stronę. Już niedługo dojdzie do otwartego konfliktu pomiędzy Piłsudskim i Sikorskim.

Piłsudski, choć właściwie pomagał Austrii w toczącej się I wojnie światowej, bynajmniej nie uważał za swój obowiązek pomagać jej zawsze i w każdych okolicznościach. On chciał utworzyć Wojsko Polskie i dla tego gotów był współpracować z samym diabłem, ale tylko tak długo, jak długo to prowadzi do realizacji jego planów. Jeśli cokolwiek się zmieniało, Piłsudski bez żadnych rozterek porzucał dotychczasowego partnera i szukał pomocy gdzie indziej. Tak stało się w roku 1916, kiedy to Piłsudski postanowił porzucić Austriaków i przyłączyć się do Niemców. Wydawało się, że będzie to lepsze dla polskich żołnierzy niż trwanie przy Austriakach, czyli wykrwawianie polskiego wojska dla Austriaków, nie dających Polakom żadnych gwarancji samodzielności. A Sikorski był w stosunku do Austriaków lojalny! Jakby nie widział ceny, jaką polscy żołnierze płacą za tę jego lojalność. To też była cecha charakteru Sikorskiego. Po latach to samo zrobi z Francuzami, potem ze Związkiem Radzieckim, tyle, że tam nie pozwolą mu dokończyć dzieła. Pech Polaków polegał na tym, że to właśnie Sikorski tworzył polskie wojsko poza granicami kraju, a potem je trwonił, bo chciał być lojalny, bo oczekiwał pochwały od cudzoziemskich przywódców. Fatalne to jakieś było, bo powtarzane wciąż od nowa w różnych przecież okolicznościach, jakby Sikorski nigdy nie nauczył się niczego na własnych błędach. Są tacy ludzie, którzy wierzą szczerze i głęboko, że nie popełniają w życiu żadnych błędów, a skoro tak, to niby co mieliby poprawiać?

W roku 1916, wobec braku austriackiej zgody na samodzielność oddziałów polskich, Piłsudski postanowił wstrzymać rekrutacje do Legionów, a samą formację przenieść pod kuratelę niemiecką. Dowództwo austriackie wysłało do zbuntowanych oddziałów frontowych Władysława Sikorskiego, awansując go wcześniej na stopień pułkownika. Pułkownik Sikorski miał się zająć zbuntowanymi legionistami i uratować rozsypującą się formację dla cesarstwa austriackiego. Legioniści, frontowcy, szydzili sobie z oficerka, siedzącego dotąd za biurkiem, śpiewając mu w nos satyryczną piosenkę „Pan pułkownik jedzie na front”, którą napisał na polecenie Piłsudskiego kpiarz i niezły poeta, Wieniawa Długoszowski. Sikorski już do końca życia nie odzyska zaufania w środowisku legionowym. Dla legionistów zawsze będzie tylko perfumowanym fircykiem i gryzipiórkiem.

Wojciech Kossak, Potyczka z kozakami, 1917 (Fot. www.pinakoteka.zascianek.pl)

Kozak Skoworotkin uratował życie polskiego oficera
Ale niedługo po tych wydarzeniach nastąpiła tak zwana wojna bolszewicka (1920), która pokazała, że generał podporucznik (od kwietnia 1920 – odpowiednik generała brygady) Sikorski nie jest ani fircykiem, ani gryzipiórkiem. Świetnie bowiem dowodził 5. Armią, walnie przyczyniając się do pobicia bolszewików pod Warszawą, a potem jeszcze 3. Armią pod Zamościem i Lwowem. Co więcej! Okazało się też, że Sikorski jest dowódcą surowym i mściwym. Chodzi o chętnie zapominany rozkaz gen. Sikorskiego, na podstawie którego w miejscowości Szydłowo koło Mławy rozstrzelano 199 jeńców rosyjskich, Kozaków kubańskich z III Korpusu Kawalerii Gaja Gaj Bżyszkiana, Ormianina, zwanego w Polsce Gaj Chanem. Faktem jest, że III Korpus składał się z mętów i wręcz nieprawdopodobnej żulii, niesłychanej nawet w okropnych warunkach rewolucyjnej Rosji, jednak Gaja Gaj nie był chanem i nie był Tatarem, jak chciałaby tego polska propaganda. Pomijając już krzywdy, jakich doznali od Kozaków III Korpusu polscy cywile, a więc morderstwa, zbiorowe gwałty na kobietach, rabunki i podpalenia, „orły” Gaja w bestialski sposób zamordowali pod Szydłowem 99 polskich jeńców. Ściślej 92 szeregowych i 7 oficerów. W odwecie za ten wyjątkowo bestialski i obrzydliwy mord, generał Sikorski skazał na rozstrzelanie 200 jeńców III Korpusu! Kozaków przywieziono na miejsce, gdzie popełnili zbrodnię, czyli do Szydłowa. Tuż przed rozstrzelaniem, wystąpił jeden z nich i oświadczył, że on, Michaił Skoworotkin, nie jest żadnym zbrodniarzem, że on właśnie uratował przed kaźnią jednego polskiego oficera, bo miano zamordować równo 100 Polaków! Był to widocznie dzień cudów, bo nagle ze strony polskiej wystąpił polski oficer, gromkim głosem potwierdzając słowa Rosjanina. On to bowiem był owym uratowanym przez niego oficerem!! Michaił Skoworotkin został natychmiast uniewinniony, dostał oficjalne zwolnienie z niewoli i konia, na którym jednak nie pojechał na Kubań, a tylko do niedalekiej Mławy. W Mławie został życzliwie przyjęty przez jej mieszkańców, ożenił się tu i założył rodzinę. Dość liczni potomkowie tego Kozaka do dziś mieszkają w Mławie i niedalekim Ciechanowie, jedynych miejscach w Polsce, gdzie występuje nazwisko Skoworotkin. Resztę Kozaków, czyli 199, rozstrzelano, a ich mogiłę można znaleźć koło wsi Szydłowo. Miejmy nadzieję, że byli to już tylko sami mordercy i gwałciciele. Dobrze się stało, że uratowano z tej żulii Kozaka Skoworotkina! To, co teraz napisałem, nie jest fabularną opowieścią z morałem. To opis zdarzenia, które miało miejsce naprawdę. Nie słyszałem o drugim takim doraźnym osądzeniu i egzekucji w trakcie całej tej wojny, słynącej przecież z okrucieństw i zezwierzęcenia. Powiem Państwu, że akcja, jaką przeprowadził wtedy generał Sikorski wskazuje, że był to dowódca ostry i twardy. Pamiętajmy o tym.

Dobre dowodzenie przez Sikorskiego, w dodatku obiema armiami, zmieniło niewątpliwie nastawienie Piłsudskiego do generała. W lutym 1921 Piłsudski awansował go na stopień generała porucznika, czyli generała dywizji, a 1 kwietnia 1921 generał Sikorski zostaje szefem Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Stare, jeszcze legionowe niesnaski, ze strony Józefa Piłsudskiego poszły już w zapomnienie, ale niestety, nie zapomniał o nich generał Sikorski.

Generał Stanisław Szeptycki (Fot. Muzeum Historii Katowic)16 grudnia 1922 ginie zastrzelony przez Eligiusza Niewiadomskiego prezydent Narutowicz. Na wniosek marszałka Sejmu Macieja Rataja premierem rządu zostaje generał Sikorski. Zanim jednak podjął się misji utworzenia rządu, Sikorski prosi Piłsudskiego, by ten zastąpił go na stanowisku szefa Sztabu Generalnego. Piłsudski się zgadza. Wszystko wciąż jeszcze wskazuje na dobre stosunki pomiędzy nimi. Generał Sikorski zostaje więc premierem. Zaraz pojawia się zafascynowanie Sikorskiego Francją. 15 marca 1923 Rada Ambasadorów Ententy w Paryżu uznała wschodnie granice Polski w specjalnym protokole do Traktatu Wersalskiego. Na wniosek premiera Sikorskiego, 13 kwietnia 1923 roku francuski marszałek Ferdynand Foch, dekretem prezydenta RP otrzymuje stopień marszałka Polski i dwa najwyższe polskie odznaczenia wojskowe. Generał Sikorski promienieje!

Sikorski szuka sojuszników do rozprawy z Piłsudskim
Bycie premierem daje mu wielokrotnie większą satysfakcję niż bycie generałem, ale w sumie, oba te zaszczyty, uzupełniają się ze sobą wspaniale. Zaczyna się mówić o Sikorskim, że otacza się klakierami i wazeliniarzami, że zręczni pochlebcy potrafią owijać sobie generała dookoła palca. I w takim właśnie momencie, atak na Piłsudskiego, na jego uprzywilejowaną pozycję w wojsku, wyszedł w roku 1923 nie ze strony Sikorskiego, a ze strony będącego wówczas ministrem spraw wojskowych w rządzie Witosa, generała Stanisława Szeptyckiego. Opracował on projekt ustawy o nowej organizacji naczelnego dowództwa Wojska Polskiego, która drastycznie ograniczała wpływy Piłsudskiego na sprawy wojskowe. Generał Szeptycki zrugany przez marszałka „żołnierskim słowem” przysłał mu sekundantów i wyzwał go na pojedynek! Piłsudski nie przyjął wyzwania jako, że nie mógł się pojedynkować ze swoim podwładnym. Wkrótce sprawa sama ucichła. Rząd Witosa upadł, a wraz z nim jego minister spraw wojskowych generał Szeptycki. Jednak pomysł na pozbycie się z wojska Józefa Piłsudskiego przetrwał. Za rok podejmie go… generał Sikorski! Na razie Sikorski zbiera siły i szuka sojuszników do rozprawy z marszałkiem.

Notatka marszałka Sejmu Macieja Rataja: „Wojna z Piłsudskim rozwija się na ostro. Sikorski chwali się, że wojsko ma za sobą, nawet dawnych piłsudczyków, którzy się do niego zgłaszają”. Rząd generała Sikorskiego upadł i generał przestał być premierem 26 maja 1923 roku, ale już 17 lutego 1924 zostaje ministrem spraw wojskowych w rządzie Władysława Grabskiego. Od 3 lipca 1923 rozgoryczony Piłsudski przebywa w Sulejówku. Teraz dowiaduje się od oficerów, że Sikorski montuje akcję przeciwko niemu, że podejmuje przegraną kiedyś przez generała Szeptyckiego próbę przejęcia przez rząd kontroli nad wojskiem, że Sikorski forsuje projekt odpowiedniej ustawy, aby uzyskać taką kontrolę. Całkiem bez związku ze sprawą nowej ustawy rządowej, za generałem Sikorskim zaczyna chodzić „dwójka”, czyli polski kontrwywiad! Chodzi o dość grzeszne zachowanie generała w jego stosunkach z ambasadą Francji, której generał podobno pokazuje bez oporów wszystkie dokumenty jakie tylko ma do dyspozycji. Czyżby zafascynowany Francją generał robił takie rzeczy? – Kto wie? 29 października 1924 roku, podczas pobytu w Paryżu generał Sikorski zostaje odznaczony Wielkim Krzyżem Legii Honorowej ze Wstęgą!! Francja nie ma większego odznaczenia wojskowego!! Czemu nie odznaczyli Sikorskiego wtedy, kiedy był premierem? Teraz jest tylko ministrem!

Od 14 listopada 1925 roku generał Sikorski otrzymuje dowództwo VI Okręgu Korpusu we Lwowie. Tam zastaje go przewrót majowy, czyli zamach stanu Józefa Piłsudskiego. Generał nie wysyła podległych mu wojsk na pomoc legalnemu rządowi w Warszawie, ograniczając się do listu potępiającego przewrót i jego dowództwo. W marcu 1928 roku zostaje odwołany ze stanowiska dowódcy Okręgu lwowskiego i zawieszony w „dyspozycji ministra spraw wojskowych”. Tak będzie przez 11 lat! Myślę, że w ten sposób uniemożliwiono mu działalność w partii politycznej (oficer nie mógł należeć do żadnej partii), a jednocześnie odseparowano go od wojska. To był koniec kariery generała Sikorskiego w Polsce. Pobory zmniejszono mu o połowę, nie zapraszano go na imprezy wojskowe, a nawet nie podawano mu ręki. Gdy 12 maja 1935 roku umarł Piłsudski, generał Sikorski dostał oficjalny zakaz pojawienia się na pogrzebie. „Dwójka” łaziła za nim już dość ostentacyjnie. Jego korespondencja była czytana. W domu, trzymał podobno naładowany karabin dla obrony przed wdarciem się do wnętrza jakichś „nieznanych sprawców”. Szykowano mu proces o szpiegostwo na korzyść Francji. Wreszcie ktoś zadecydował, żeby jednak nie robić tego procesu. Byłaby to afera na całą Europę, w dodatku z oskarżeniem najważniejszego sojusznika Polski. Sikorski wyjechał w końcu do Francji, gdzie był popularny, lubiany i szanowany. Rozpoczął studia na École Supérieure de Guerre. W 1934 roku wydał swoją książkę „Przyszła wojna – jej możliwości i charakter oraz związane z nimi zagadnienia obrony kraju”. Dzieło jakoby wizjonerskie, bez mała przepowiadające przyszłą wojnę światową, zagony pancerne Guderiana i masowe ataki Luftwaffe. Nie wiem, czy ktokolwiek z zachwycających się tą książką, czytał ją i dlatego gorąco prosiłbym wszystkich zachwyconych, by nareszcie ją przeczytali.

Wincenty Witos, widokówka A1928 (Fot. wydawnictwo.dikappa.pl)Około roku 1936 Sikorski zaczął pisać do Kuriera Warszawskiego cały cykl artykułów poświęconych polityce i wojsku, gdzie bardzo awangardowo tworzył koncepcję wymierzonego przeciw Niemcom sojuszu z udziałem Związku Radzieckiego. Zapamiętajcie sobie Państwo te pomysły generała. Tak myślał już w roku 1936. Wolno mu było, choć to nie zapowiadało zbyt mądrego polityka, tyle, że przyjdzie czas, kiedy on będzie chciał te zamiary wprowadzać w życie i będzie to Polskę niemało kosztować!

Rok 1936, to dla generała rok bardzo pracowity. W Szwajcarii, w miejscowości Morges, w domu mieszkającego tam Ignacego Paderewskiego, z inicjatywy Sikorskiego i Paderewskiego powstał tak zwany Front Morges, czyli porozumienie jednoczące polskich polityków, opozycjonistów rządu sanacyjnego. Wkrótce do Frontu należeli Wincenty Witos, generał Józef Haller, Wojciech Korfanty, Karol Popiel, pułkownik Izydor Modelski, generał Marian Januszajtis i Włodzimierz Marszewski. Czego chciał Front? – Przywrócenia demokracji i zacieśnienia związków z Francją. Jakże by inaczej!

Również w roku 1936 generał odwiedził Wincentego Witosa w Pradze czeskiej, gdzie Witos przebywał na emigracji. Witos pisał potem, że generał przedstawiał mu projekt spisku wojskowego w celu dokonania zamachu stanu i obalenia sanacji. Po jej obaleniu Wincenty Witos miał zostać premierem, a Ignacy Paderewski prezydentem.

Generał Sikorski powrócił do kraju w roku 1938. 24 sierpnia 1939 roku złożył podanie do marszałka Rydza-Śmigłego z prośbą o przydział wojskowy. Na podanie nie otrzymał odpowiedzi. Drugie pismo złożył 3 września i znowu nie doczekał się odpowiedzi. Wobec tego 18 września generał przekroczył granicę rumuńską, udając się na emigrację. Tak to nam zwykle mówiono, najciekawszy kawałek historii zachowując zazdrośnie dla siebie. A jak to było naprawdę? – Spróbuję powiedzieć, choć temat jest trudny i wciąż wiele informacji czeka (czy w ogóle się doczeka?) na potwierdzenie. Zachodzi obawa, że po zapoznaniu się z tematem, możecie się Państwo zdenerwować!

Stanisław Stroński – minister informacji i dokumentacji, 1939 – 1943 (Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Przygotowania do zamachu stanu
Zamach stanu, polegający na wyeliminowaniu dotychczasowych władz Polski i zastąpieniu ich uległym Francji rządem generała Sikorskiego, Francuzi przygotowywali na pewno już od 9 września 1939 roku. Najważniejszą personą organizującą ów zamach, był ambasador Francji Léon Noël. Na jego działania nakładały się działania samego generała Sikorskiego, mającego swój prywatny plan zamachu. Będę się opierał na stronie internetowej pana Bogdana Konstantynowicza „Zamach stanu generała Władysława Sikorskiego we wrześniu 1939 roku”. Pan Konstantynowicz jest też autorem stron „Wrzesień-Październik 1939 roku Wojna Obronna” oraz „17 września 1939 agresja sowiecka”. Gorąco polecam Państwu owe strony. Od razu zaczniecie Państwo lepiej rozumieć bardzo wiele wydarzeń z naszej historii.

Już 1 września 1939 roku generał Sikorski spotyka się z profesorem Stanisławem Strońskim w redakcji Kuriera Warszawskiego. Panowie dochodzą do wniosku, że obecny rząd na pewno przegra wojnę i należy możliwie szybko wymienić go na nowy. Wiadomo jaki. Następne spotkanie opozycjonistów, już w szerszym gronie, odbyło się 3 września. Byli na nim: generał Sikorski, Karol Popiel, pułk. Izydor Modelski, major Julian Malinowski, Władysław Tempka, Maciej Rataj i Aleksander Ładoś. Zastanawiano się nad nowym rządem, którego premierem mógłby zostać Maciej Rataj lub generał Sikorski. Przewidywano klęskę polskiej obrony i konieczność przejęcia władzy po upadku sanacji. Zdecydowano poczekać jeszcze trochę z tworzeniem nowego rządu, pilnie śledzić rozwój wypadków, a następne narady przenieść z Warszawy do Lwowa. 6 września Sikorski rozmawia w Warszawie z pułkownikiem Modelskim, prezesem Związku Hallerczyków, a następnie z oficerami Francuskiej Misji Wojskowej. O jego wcześniejszych kontaktach z Francuzami wiedział wywiad MSW. Pierwsze rozmowy Sikorski zaczął z nimi bodaj już drugiego września w okolicach Krakowa. W nocy z 6 na 7 września Sikorski wraz z kilkoma swoimi współpracownikami opuszcza Warszawę i udaje się na Lubelszczyznę. Chyba na rozmowę z pułkownikiem Roweckim.

Działania spiskowców we Lwowie i jego okolicach
10 września 1939, trochę podobnie jak Sikorski odsunięty przez sanatorów od wysokich stanowisk i skonfliktowany z nimi, generał Kazimierz Sosnkowski, na chwilę obecną bez przydziału, otrzymuje od Józefa Becka propozycję wejścia do rządu. Sosnkowski odmawia, ale prosi o przydział liniowy. Otrzymuje dowództwo tak zwanego Frontu Południowego, a w nim: Armia „Małopolska”, Armia „Kraków” oraz Dowództwo Okręgu Korpusu VI we Lwowie. Podlegają mu też wszystkie oddziały improwizowane, a także wszystkie oddziały przybywające transportami do Lwowa.

10 września we Lwowie rozpoczyna się narada opozycjonistów. Jest generał Sikorski, Stanisław Kot, generał Józef Haller, profesor Stroński, generał Żeligowski. 11 września zaproponowano Sikorskiemu dokonanie zamachu stanu i utworzenie „Komitetu Ocalenia Publicznego”, jako ośrodka władzy. Proponowano też dołączenie do grupy opozycjonistów generała Sosnkowskiego. Generał Żeligowski z kolei proponował wezwać na pomoc Armię Czerwoną!!! – Dziwne? Nie takie dziwne, jeśli sobie przypomnieć artykuły Sikorskiego w „Kurierze Warszawskim”. Świadczy to jeszcze i o kompletnym braku rozeznania u opozycjonistów. Armia Czerwona i bez ich wezwań, już się przecież szykowała do udzielenia pomocy, tyle, że Adolfowi Hitlerowi! Takie to pomysły miała polska opozycja. Zgroza ogarnia czytającego te rewelacje, ale poczekajcie Państwo na informacje jeszcze bardziej przerażające.

Również 10 września generał Sikorski długo rozmawia z profesorem Strońskim. Stroński, którego szykowano na premiera nowego rządu, właśnie udaje się do Bukaresztu. Kończą się bowiem przygotowania do zamachu stanu. Miał to być zamach polsko-francuski, ale czy aby tylko polsko-francuski? Raz po raz będzie się nam teraz pokazywał czerwony kolor sowieckiego sąsiada! W Bukareszcie Stroński „przejmuje” polską ambasadę. Podporządkowuje sobie jej pracowników ogłaszając się wysłannikiem władz francuskich i pełnomocnikiem do utworzenia nowych władz polskich. Akurat w tym czasie z ambasady francuskiej w Madrycie do ambasady polskiej w Bukareszcie przychodzi list marszałka Petaina do ministra Becka. W liście marszałek ostrzega polskiego kolegę, że władze Francji szykują na polski rząd pułapkę. Polski rząd zostanie w Rumunii internowany!! Profesor Stroński polecił zatrzymać ten list!

Kazimierz Sosnkowski, 1915 (Fot. commons.wikimedia.org)

Tymczasem w Polsce, 11 września, generał Sikorski namawia wojewodę lwowskiego Alfreda Biłyka, by przyłączył się do spiskowców. Wojewoda stanowczo odmawia. W nocy z 12 na 13 września rozmawiają ze sobą generałowie Sikorski i Sosnkowski. Dochodzi do porozumienia. Dla nikogo z nich nie jest tajemnicą, że Związek Radziecki niedługo zaatakuje Polskę. Panowie przygotowują się na ten rosyjski atak. We Lwowie i jego najbliższych okolicach generał Sosnkowski ma zebrać, ile się da, podlegającego tylko jemu, polskiego wojska. To będzie ich siła i baza do rozmów z Rosjanami. Sygnałem do działania ma być moment przekroczenia polskiej granicy przez Armię Czerwoną. Wtedy do Lwowa przyjedzie generał Sikorski, by prowadzić negocjacje z Rosjanami. Skąd Sikorski mógł przypuszczać, że Rosjanie w ogóle pozwolą mu na jakiekolwiek negocjacje? Czy dlatego, że przestraszą się tego wojska stojącego pod Lwowem, otoczonego morzem uzbrojonych po zęby Rosjan? Co w takich warunkach Sikorski mógłby wynegocjować? Pewnie tyle samo, co od Rosjan wynegocjował potem generał Langner. Spotkałem się wśród opozycjonistów i z taką „doktryną”, że w razie konieczności należy poddawać Rosjanom jak największą liczbę polskich żołnierzy, żeby z nich można było później stworzyć w Rosji 300 tysięczną armię do walki z Niemcami! Czyj był to pomysł, nie wiem, ale nie słyszałem, żeby Sikorski ostro zareagował na takie wariactwo.

Chcąc realizować pomysł zebrania pod Lwowem możliwie dużych ilości, prywatnego niejako wojska, Sosnkowski odebrał dowództwo Armii „Karpaty” („Małopolska”) zbyt niezależnemu i samodzielnemu generałowi Fabrycemu. Zaraz potem generał Piskor usunął równie niewygodnego dowódcę Armii „Kraków”, generała Szyllinga. Cała ta grupa wojsk stara się znaleźć jak najbliżej Lwowa. Do Sosnkowskiego dołączył też generał Langner, dowódca Lwowskiego Okręgu Korpusu. Dowódca Frontu Południowego generał Sosnkowski ogłasza, że głównym zadaniem wszystkich sił skupionych na południowym odcinku frontu, będzie obrona Lwowa. Było to sprzeczne z zasadą obrony Przedmościa Rumuńskiego, jaką forsowało dowództwo Wojska Polskiego, ale dawało powód do kierowania w stronę Lwowa cofających się oddziałów polskich. Niektóre z nich maszerowały przekonane, że idą na odsiecz Lwowa! Mniej więcej od 14 września, wojska podległe Sosnkowskiemu przestają reagować na rozkazy marszałka Rydza-Śmigłego! Spiskowcy mają więc już swój rząd, swoje wojsko i poważnie liczą na poparcie Francuzów. Mają chyba jeszcze jednego, choć całkowicie fałszywego sojusznika, o którym jest bardzo cichutko, ale czasami przecież coś wylezie, niby przysłowiowe szydło z worka.

W dniach od 10 do 12 września we Lwowie miał przebywać, w mundurze polskiego pułkownika, wielka szycha z GRU i NKWD, ludowy komisarz Spraw Wewnętrznych Ukraińskiej SRR Iwan Sierow. Są podejrzenia, że właśnie wtedy generał Langner otrzymał „gwarancje” bezpieczeństwa jakie miały czekać jego wojsko, jeśli mądrze poddadzą się Słowianom, a nie Germanom. Generał Langner wierzył w dobre intencje Rosjan, bo chciał w nie wierzyć. Od 15 września w miejscowości Szkło koło Lwowa, zainstalowała się cała grupa wywiadowcza GRU wraz z radiostacją i jakoś nikt nie próbował ich stamtąd przepędzić!!?? Nie próżnował też generał Sikorski. Są podejrzenia, że prowadził rozmowy z Chruszczowem i Timoszenką w Trembowli. Oni tam byli i był tam generał. Przyleciał samolotem z Rumunii. Sikorski był tam od nocy z 18 na 19 września, cały dzień 19 września i noc z 19 na 20 września 1939, po której odleciał samolotem do Bukaresztu. Sikorski niejeden już raz podróżował wojskowymi samolotami łącznikowymi. Latał, gdzie chciał. Był w mundurze generalskim, a rozkazy przelotu wystawiał mu generał Sosnkowski. Pracowali i inni generałowie, jak generał Smorawiński, mający należeć do spiskowców, który 17 września o godzinie 11:00 dał się widzieć w Zbarażu w asyście radzieckiego oddziału czołgów. Godzinę wcześniej w Zbarażu ogłoszono, że Rosjanie – to sprzymierzeńcy!

15 września generał Sikorski przylatuje do Dubna. Prawdopodobnie na rozmowy z dowódcą zgrupowania oficerskiego pułkownikiem Jakubowskim-Skorobohatym. Po tych rozmowach pułkownik przyłącza się do Sikorskiego. 17 września pułkownik będzie posiadał osławioną „dyrektywę ogólną marszałka Rydza-Śmigłego” i to na kilka godzin przed wydaniem prawdziwej instrukcji dla Wojska Polskiego! Ta „wczesna dyrektywa” zabraniająca ataków na Armię Czerwoną, była rosyjską fałszywką. O sfałszowaniu tej „dyrektywy” pisze się już teraz coraz śmielej. Marszałek Śmigły-Rydz nigdy nie rozkazywał unikać walki z Armią Czerwoną, a już na pewno nie zakazywał takich walk. Fałszywy tekst nie miał nic wspólnego z instrukcją dla Wojska Polskiego wydaną przez dowództwo polskie. Zdumiewa, że o wydaniu takiej „dyrektywy”, wiedzieli związani z generałem Sikorskim. Jak więc sfałszowana „dyrektywa” trafiła właśnie do nich??!! Mogli ją oczywiście kolportować Rosjanie, choćby drogą radiową. Byli dowódcy polscy, którzy od razu widzieli w niej rosyjski podstęp, ale byli i tacy, którzy jakby z ulgą, zasłaniali się „dyrektywą” przy podjęciu decyzji o kapitulacji.

Louis Faury, generał francuskich sił zbrojnych, wykładowca i dowódca w strukturach Wojska Polskiego (Fot. commons.wikimedia.org)

To o czym mówił Sikorski z generałem Faury wędrowało do Moskwy
Kilkakrotnie Rosjanie fałszywie informowali Polaków, jak na przykład w oblężonej Warszawie, gdzie 17 września o godzinie 10:00 wysłannicy generała Rómmla na rozmowach w ambasadzie Związku Radzieckiego dowiedzieli się, że rząd polski i dowództwo wojskowe właśnie opuściło Polskę i przeszło do Rumunii, że Wodzem Naczelnym jest już teraz generał Sikorski! Zaś w Moskwie, w nocy z 16 na 17 września polski ambasador, będący jeszcze w rosyjskim ministerstwie usłyszał, że rząd polski opuścił granice kraju i przeszedł do Rumunii. Czyli w Moskwie wiedziano o tym fakcie na 24 godziny przed jego zaistnieniem. Dziwne, ale Rosjanie przewidywali bardzo trafnie. Może wróżyła im to z kart Cyganka-Mołdawianka?? Jest teza, że to jednak nie była Cyganka. Podejrzewa się mianowicie, że generał Sikorski współpracował z francuskim wywiadem wojskowym, z jego komórką w Warszawie, a konkretnie z generałem Faury i to była ta afera, która o mało nie skończyła się dla generała procesem. Placówka generała Faury została podobno przejęta przez GRU i jeśli tak, to wszystko o czym mówił Sikorski z generałem Faury, od razu wędrowało do Moskwy. Z Moskwy mogły zaś przychodzić projekty pomysłów, jakie Faury podsuwał Sikorskiemu. Taki model działania tłumaczyłby chyba naprawdę bardzo wiele. Z braku konkretnych dowodów dobrze jest przypomnieć sobie naukę Pana Jezusa, który mówił, żeby rozpoznawać drzewa po ich owocach… Wszystko było w zasadzie gotowe do zamachu i pozostawało tylko wypchnąć władze Polski do Rumunii, żeby nareszcie można było ogłosić ich ucieczkę i opuszczenie przez nich w potrzebie wojska i narodu. W ostateczności odpowiednie komunikaty miały być ogłoszone nawet, gdyby rząd i dowództwo wojska nadal przebywali Polsce. Gdy więc Armia Czerwona przekroczyła granice Polski, ruszyła od dawna przygotowana machina mająca doprowadzić do zamachu. Zaczęto od nacisków na rząd i dowództwo by natychmiast przenieśli się do Rumunii. To „natychmiast”, było zamachowcom niezbędne, ale ledwo im się to udało, bo marszałek Rydz-Śmigły ani myślał opuszczać Polski. Wreszcie zmiękł, ale Francuzi musieli się przy tym niemało napracować.

Francuzi nie pozwolili generałowi Sikorskiemu wracać do Lwowa, jak było poprzednio umówione, tylko nakazali mu natychmiastowy wyjazd do Rumunii. Pozbawiona Sikorskiego opozycja nie wiedziała, co robić! Tam, gdzie dowodzili niedoszli zamachowcy, najczęściej poddawano się Rosjanom wmawiając żołnierzom, że tak będzie lepiej. Sztandarowy przykład takiego dowódcy, to osławiony generał Langner. Harcerz, jakoby kochający Słowian i angażujący autorytet polskiego generała w żałosne sprawdzania w koszarowych sypialniach czy żołnierze myją nogi. Wojna okazała się jednak czymś innym niż obóz harcerski. Obóz owszem był, ale sowiecki w Starobielsku. Znajdowało się w nim 3895 polskich oficerów z czego prawie połowę stanowili oficerowie wzięci do niewoli tylko dlatego, że Langner postanowił poddać Lwów Rosjanom. Wiecie może Państwo, co się stało z tymi oficerami?… Bo sam generał bezpiecznie przeszedł do Rumunii, a potem na Zachód.

Profesor Stroński zadbał o to, by ostrzeżenie marszałka Peteina nie dotarło do ministra Becka, a tam, w Rumunii, na polski rząd i dowództwo wojskowe naprawdę czekała szeroko otwarta pułapka! Tymczasem Rumuni nie sygnalizowali żadnych problemów. Rząd i prezydent mieli od razu, tranzytem, przejechać do portu w Konstancy. Z marszałkiem i wojskiem byłoby trochę kłopotu, ale Rumuni deklarowali, że sobie z tym poradzą. Wszyscy mieli gwarancję szybkiego przejechania przez Rumunię do Francji. Tak było, ale tylko do godzin porannych 18 września. Wtedy to do ministra Becka zgłosił się ambasador Grigorcea żądając podpisania deklaracji, że rząd polski zrzeka się wszelkich swych uprawnień dyplomatycznych i właściwie staje się odtąd grupą osób prywatnych. Beck odmówił złożenia podpisu. Wymuszanie takich deklaracji było wynikiem nacisku na Rumunów niemieckiej dyplomacji, która życzyła sobie, aby Rumuni nie wpuszczali Polaków do swego kraju lub jeśli Polacy już wejdą, koniecznie internowała ich w Rumunii. Rumuni, będąc pomiędzy młotem i kowadłem, wymyślili sobie ten właśnie wykręt. Rząd polski przestałby być polskim rządem, więc można by go z Rumunii wypuścić. Ale Beck nie chciał takiego rozwiązania. Wobec tego Rumuni przyczepili się do orędzia prezydenta Mościckiego, jakie wydał do narodu przed przekroczeniem granicy rumuńskiej. Orędzie wydane zostało przed wejściem do Rumunii, w Kutach, w Polsce, a jedynie polski konsul w Czerniowcach (w Rumunii) wysłał je później z pocztą dyplomatyczną, ale Rumuni się upierali, że to właśnie naruszyło ich neutralność, a wobec tego Polacy stworzyli sytuację, w której muszą być internowani.

Ambasador francuski w Bukareszcie spotkał się z ambasadorem Polski panem Rogerem Raczyńskim i poinformował go o „strasznych” naciskach niemieckich na dyplomację rumuńską, co w sumie na pewno da internowanie władz polskich. W takiej sytuacji polscy patrioci, dążąc do zapewnienia ciągłości naczelnych władz narodu, powinni szybko zająć się odtworzeniem tych władz w innej niż dotąd postaci.

Francja. Uroczystość wręczenia sztandaru Samodzielnej Brygadzie Strzelców Podhalańskich. Od lewej: generał Sikorski, ambasador Francji w Polsce Léon Noël i generał Louis Faury, 1940 (Fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe)

Internowanie najwyższych władz Polski
Władze Rumunii postanowiły przewieźć Polaków w głąb kraju, obiecując im dalsze rozmowy dotyczące ich tranzytu przez Rumunię. Uformowano pociąg, który w pewnym momencie rozdzielono, ku zaskoczeniu Polaków, na kilka mniejszych pociągów. Pociągi te rozwiozły Polaków w różne strony Rumunii. Prezydenta Mościckiego zawieziono do Bicaz, marszałka Śmigłego do Craiovej, sztab wojskowy do Varta Dornei, zaś rząd do Slanicy. Tak dokonało się internowanie najwyższych władz Polski. Francuzi mieli teraz wolną rękę w tworzeniu nowego rządu polskiego, na czele ze „swoim człowiekiem”, generałem Sikorskim.

19 września w sprawie internowanych Polaków interweniowała ambasada Brytyjska. Francuzi siedzieli cichutko błogosławiąc głupich Niemców, których gwałtowna interwencja dokładnie przykryła całą ich robotę. Niepotrzebnie spodziewając się francuskiej interwencji, najwyraźniej nie do końca poinformowany, I radca ambasady polskiej Alfred Poniński, zaczął gorączkowo przekonywać ambasadora francuskiego, aby… nie pomagał internowanym, czym wzbudził niemałą sensację wśród całego korpusu dyplomatycznego. Takiego urzędnika ambasady jeszcze tam nie widziano.

Decyzję o opuszczeniu Polski marszałek Rydz-Śmigły podjął w Kosowie 17 września około godziny 22:00 – 23:00. Kolumna samochodów ruszyła w kierunku Kut i mostu na granicznym Czeremoszu. Za kolumną marszałka w samochodzie osobowym pana Kułakowskiego podążał generał Sikorski. Następnego dnia rano miał wyznaczoną wizytę u marszałka Śmigłego. Kolumna dosłownie pełzła noga za nogą i pierwszą rumuńską miejscowość Wyżnicę, położoną tuż za mostem, generał Sikorski osiągnął dopiero około 5:30. Był już 18 września 1939. W Wyżnicy na generała czekali Francuzi. Ambasador Noël, generałowie Musse i Faury oraz de Lagarde – sekretarz ambasady. Francuzi zabronili generałowi wizyty u marszałka, każąc mu od razu jechać do Bukaresztu. Obiecywali, że dziś jeszcze generał Faury uda się do Rydza-Śmigłego by go zmusić do przekazania dowództwa nad wojskiem generałowi Sikorskiemu. Na drogę, generał dostał od Francuzów benzynę, której tu nikt już nie miał. Jest to właśnie ta scena, którą „Cyganka” wywróżyła Rosjanom i o której na dobę wcześniej mówili w Moskwie i Warszawie. Francuzi już wtedy musieli to ze sobą ustalić, co oczywiście od razu przekazane zostało do Rosjan… Generał do Bukaresztu dotarł dopiero 20 września rano. W międzyczasie miał jeszcze jakieś sprawy z Rosjanami w Trembowli, ale 20 września już był w Bukareszcie i zdążył na luksusowy pociąg do Paryża, Simplon-Express, którym odjeżdżali z Rumunii ambasador Noël i ambasador USA w Warszawie. Towarzyszyli im Polacy, ale tylko ci, dokładnie zweryfikowani przez Noël’a.

Konstytucja z 23 kwietnia 1935 roku przewidywała wyznaczenie następcy prezydenta, gdyby urzędujący prezydent został pozbawiony możliwości sprawowania swego urzędu. Teraz zachodziła właśnie taka sytuacja w związku z dosłownym uwięzieniem polskiego prezydenta w Rumunii. 25 września prezydent Mościcki wyznaczył więc na swego następcę generała Wieniawę-Długoszowskiego, obecnego ambasadora Polski w Rzymie. Wieniawa udał się pociągiem do Paryża aby objąć urząd i tam spotkał się z natychmiastowym i gwałtownym sprzeciwem generała Sikorskiego i premiera Francji. Premier Daladier stanowczo oświadczył, że nie ma zaufania do Wieniawy i nie uzna żadnego rządu wyznaczonego przez niego jako prezydenta Polski. Można sobie tylko wyobrazić, co mówił i co wtedy robił generał Sikorski. Wieniawa był przecież chyba najbliższym człowiekiem marszałka Piłsudskiego! Widząc, że trwanie przy tej nominacji wyraźnie zaszkodzi Polsce, Wieniawa zrezygnował i prezydent Mościcki mógł wyznaczyć kolejnego następcę. Został nim Władysław Raczkiewicz, prezes Światowego Związku Polaków z Zagranicy. Generał Sikorski i do niego, jako piłsudczyka, miał zastrzeżenia, ale Francuzi mieli już dość pana generała i kazali mu się… I generał od razu przestał mieć zastrzeżenia!

30 września 1939 roku Polska miała więc w Paryżu nowego prezydenta w osobie Władysława Raczkiewicza. Prezydent Raczkiewicz musiał się jednak zgodzić na to, co wymusił na nim generał Sikorski. To mianowicie, że będzie sprawował władzę do spółki z premierem. Takie coś nazwano Umową Paryską i było kuriozum kompletnie nie pasującym do polskiej konstytucji.

Profesor Stroński, jak pamiętamy kandydat na premiera, dowiedział się wtedy od generała Sikorskiego, że nie będzie premierem, a wicepremierem i ministrem informacji. Stanowisko premiera generał wziął bowiem dla siebie. 30 września Sikorski powołał więc nowy rząd, w którym był: premierem, ministrem spraw wojskowych, ministrem spraw wewnętrznych i ministrem sprawiedliwości. Od 7 listopada 1939 zostanie jeszcze do tego wodzem naczelnym i generalnym inspektorem Sił Zbrojnych!! Teraz generał Sikorski dowodził już wszystkim! Ten wielki dygnitarz, malał jednak natychmiast w obliczu władz francuskich, gotowy spełniać wszystkie francuskie polecenia. Tak to Francuzi stworzyli sobie uległy im polski rząd, którego nie myśleli szanować. Przybywających do Francji polskich żołnierzy witała ulotka: „Wstępując na ziemię francuską pamiętaj, że jesteś jej gościem i że reprezentujesz na niej naród ujarzmiony, pozbawiony państwa”. Prawda, jak elegancko?! Ale takimi drobnostkami pan generał się przecież nie zajmował.

Szymon Kazimierski
Tekst ukazał się w nr 7 (179) 16 – 25 kwietnia 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X