Zaginiony batalion

Zaginiony batalion

Piąty batalion pułku Norfolk w całości zaginął w kampanii dardanelskiej, podczas szturmu pozycji tureckich 12 sierpnia 1915 roku w bitwie pod Suvla. Dowódca batalionu płk Beauchamp, 16 oficerów i 250 szeregowych zniknęło bez śladu…

Świadkami zaginięcia 5th Norfolk okazali się żołnierze nowozelandzkiego korpusu ekspedycyjnego, którzy w ilości 24 szeregowych i dwóch podoficerów zajmowali placówkę na wzgórzach wokół zatoki Suvla nieco powyżej miejsca, opanowanego przez pułk Norfolk. Według relacji Nowozelandczyków, angielski batalion został podstępnie porwany przez statek UFO w czasie, gdy podchodził do linii rozwinięcia przed atakiem na pozycje tureckie.

Porwani w… obłoku?
Wszędzie można przeczytać, że trzej nowozelandzcy saperzy, F. Re-ichardt, R. Newnes, i J. Newman w pisemnym raporcie relacjonują wydarzenia, jakich byli świadkami: „Znajdowaliśmy się na posterunku obserwacyjnym około stu metrów powyżej wzgórza 60. Dzień z początku był jasny. W zasięgu wzroku nie było żadnych chmur, z wyjątkiem sześciu czy ośmiu obłoków, które miały wszystkie dokładnie taki sam kształt, przypominający bochenek chleba i wisiały nad wzgórzem 60. Mimo silnego południowego wiatru, obłoki te nie zmieniały swojej formy ani nie odpływały. Bezpośrednio pod tą grupą obłoków znajdował się jeszcze jeden obłok, również nieruchomy, sięgający aż do ziemi, tego samego kształtu, co pozostałe. Był całkowicie nieprzejrzysty i robił wrażenie czegoś tak ścisłego, jak ciało stałe. Z naszego punktu obserwacyjnego mogliśmy dobrze widzieć zarysy tego obłoku, który widniał w odległości około trzystu metrów od strefy walk na terenie zajętym przez Anglików w łożysku wyschniętej rzeki, lub zapadniętej drogi. Potem widzieliśmy, jak brytyjski pułk Norfolk, w sile kilkuset ludzi, maszerował po tej drodze pod górę na wzgórze 60. Kiedy doszli do dziwnego obłoku, bez wahania weszli prosto w niego, ale nikt z niego nie wyszedł. Kiedy ostatni żołnierz ostatniego szeregu zniknął w obłoku, ten oderwał się od ziemi i uniósł powoli do góry, aż zrównał się z innymi obłokami o podobnym wyglądzie, opisanymi na początku tego raportu. Przez cały ten czas grupa tych obłoków, co dziwne, nie ruszyła się z miejsca; za to, kiedy zrównał się z nimi ten pojedynczy obłok, który oderwał się od ziemi, wtedy wszystkie razem odpłynęły na północ. Wszystko to obserwowało jeszcze 22 żołnierzy trzeciego pododdziału kompanii polowej nowozelandzkiego korpusu ekspedycyjnego z rowów strzeleckich na placówce „Rododendron” około 2,5 kilometra na południowy zachód od wzgórza 60”. Mając przed sobą taki raport, raport świadka naocznego, popartego w dodatku zeznaniami kolegów, trudno bagatelizować zawarte w nim informacje tylko dlatego, że są niesamowite. Wielu autorów konkluduje powyższy raport stwierdzeniem, że fakt zniknięcia całego oddziału w obłoku, na oczach wielu obserwatorów, w dodatku, w biały dzień – jest niepodważalny. W dodatku rzeczywiście. Piąty batalion pułku Norfolk zginął bez śladu, podczas, gdy miał atakować tureckie pozycje na wzgórzu 60 poprzez las, rosnący na podejściu do tych pozycji. Piąty batalion wszedł w las i jakby rozpłynął się w powietrzu.

Batalion wzięty do niewoli?
Myślę, że trzeba nam teraz powiedzieć sobie o kilku bardzo ważnych dla dalszej opowieści sprawach. A więc, po pierwsze. – Podczas pierwszej wojny światowej Turcja przystąpiła do wojny po stronie Niemiec. Po drugie. – Anglicy zaatakowali Dardanele, licząc na szybkie pokonanie niezbyt silnej armii tureckiej, zajęcie Konstantynopola i uzyskanie połączenia z armią rosyjską. Niemcy, widząc jakie zamiary mają Anglicy, a nie mogąc sobie pozwolić na wysłanie do Turcji wojsk niemieckich, posłali do Turcji swoich najlepszych oficerów, którzy na zasadzie porozumienia obu rządów przejęli dowodzenie nad armią turecką. Choć dość byle jaka, teraz wyśmienicie dowodzona, armia turecka spektakularnie pobiła Brytyjczyków w tak zwanej bitwie pod Gallipoli. Po trzecie. – Po tym, jak Brytyjczycy zostali pobici, zepchnięci na brzeg morza i zmuszeni do ewakuacji swych wojsk, Anglicy już nie kontrolowali terenu wzgórz, gdzie rozegrała się bitwa. Pojawili się tu dopiero po przegranej przez Turcję wojnie, w roku 1919, jako Komisja Cmentarzy Wojskowych. Dlatego Anglicy przez okres kilku lat nie mogli dowiedzieć się niczego o losie żołnierzy piątego batalionu. Z meldunków, dochodzących do angielskiego dowództwa w początkowej fazie bitwy, było wiadomo, że Batalion trafił fatalnie. Dostał się pod ogień tureckiej artylerii, zewsząd rażony był ogniem snajperów tureckich, ukrytych w gałęziach drzew lasu, przez który szedł angielski atak. Snajperami okazywały się często 16-letnie tureckie dziewczyny. Chmary tureckiej piechoty otoczyły Anglików, którzy już nie atakowali, a tylko próbowali się obronić. Po zakończeniu wojny, rząd brytyjski zaczął domagać się od Turcji zwolnienia z niewoli żołnierzy piątego batalionu (Brytyjczycy byli przekonani, że w trakcie bitwy Batalion został okrążony i wzięty do niewoli), na co Turcy przysięgali, że nie tylko nie trzymają Batalionu w niewoli, ale nawet nigdy nie mieli kontaktu z tym Batalionem.

Dziwny raport
Gdy do takich informacji dojdzie jeszcze raport Nowozelandczyków, porwanie Batalionu przez UFO zacznie się wydawać coraz bardziej prawdopodobne, a niektórzy będą wręcz mówili, że udowodnione. Koniecznie chciałem dostać kopię raportu nowozelandzkich saperów, ale spotkało mnie niemałe zaskoczenie. Raport, jeśli tak można nazwać ten dokument, wcale nie znajduje się w archiwach brytyjskich, a już na pewno nie w archiwach armii brytyjskiej! Powstał nie w czasie I wojny światowej, lub tuż po niej, ale w kwietniu 1965 roku, w Nowej Zelandii, w pięćdziesiątą rocznicę rozpoczęcia operacji pod Gallipoli. Były saper nowozelandzkiego korpusu ekspedycyjnego, Frederick Reichardt, wraz z dwoma jeszcze kolegami, zażądał wtedy sporządzenia pisemnego oświadczenia na temat zaginięcia piątego batalionu pułku Norfolk. On i jego towarzysze byli bowiem świadkami, jak w czasie bitwy o wzgórza nad zatoką Suvla, UFO porwało żołnierzy piątego batalionu. Oświadczenie takie zostało sporządzone i to jest właśnie ów raport w sprawie zaginięcia idących do szturmu żołnierzy. Czy można wierzyć takiemu oświadczeniu? Po pięćdziesięciu latach? Dopiero teraz naoczni świadkowie zdecydowali się mówić? Czemu dopiero teraz?

Cuda-dziwy po 50 latach
Armia brytyjska, oczywiście, zapoznała się z tym „raportem”. Nie potraktowała go jednak serio, wykazując w nim wiele nieścisłości. W „raporcie” pomylone jest: czas akcji, miejsce akcji i numery ewidencyjne brytyjskich oddziałów wojskowych. Mamy więc typowy „raport radia Erewań”: nie tu, nie wtedy i o kimś zupełnie innym. Pomimo stwierdzenia przez historyków aż tylu poważnych braków, „raport Reichardta” rozszedł się po świecie lotem błyskawicy, przedstawiany wszędzie, jako dowód na porwanie batalionu przez zamaskowany w obłoku statek UFO. Prawie nikt z piszących o porwaniu piątego batalionu nie pisze kiedy sporządzono raport, sugerując tym samym, że jest on wręcz meldunkiem, sporządzonym na gorąco w ogniu walki. Dodaje to sprawie odpowiedniej dozy tajemniczości i niesamowitości. W opowiadaniach wielu autorów pojawia się UFO, które porywa na oczach licznych świadków cały, uzbrojony po zęby brytyjski batalion idący właśnie do szturmu. Podstępnie porwany batalion znika. Całkowicie. Bez śladu. Niektórzy idą już zupełnie „na całość” pisząc, że UFO porwało wtedy cały pułk Norfolk! Teraz już Państwo wiecie, że raport nie został sporządzony w ogniu walk kampanii tureckiej. Powstał pięćdziesiąt lat po bitwie, której chce dotyczyć, a poważni historycy brytyjscy twierdzą, że zawarte w nim miejsce, czas i losy bohaterów wydarzeń nie mogą być prawdziwe. Ale prawdziwe było zaginięcie Batalionu. Turcy naprawdę zarzekali się, że batalion nigdy nie dotarł do pozycji tureckich. Cóż więc mogło się stać się z zaginionym Batalionem?

Straszliwa prawda
Tak naprawdę, piąty batalion pułku Norfolk był „Zaginionym Batalionem” tylko do 23 września 1919 roku. Tego dnia Pierre Edwards, oficer dowodzący Zespołem Rejestracji Grobów Wojennych w Gallipoli pisze w swym raporcie: „Znaleźliśmy 5-ty Norfoldzki. Jest wszystkiego 180 ciał. 122 Norfolk, trochę Hants i Suffolk. Mogliśmy zidentyfikować tylko dwóch szeregowych, Barnaby i Cottera. Nie pochowane ciała leżały rozrzucone na terenie około mili kwadratowej w odległości nie większej jak 800 jardów poza turecką linią frontu. Wielu naszych żołnierzy zostało zabitych na farmie, należącej do mieszkającego tutaj Turka. Właściciel farmy mówił nam, że kiedy ucichły walki i mógł wrócić do swojej farmy, zastał ją usłaną rozkładającymi się ciałami angielskich żołnierzy. Turek uprzątnął ciała z farmy, wrzucając je do niewielkiego kanionu. Wszystkie te obserwacje potwierdzają początkową teorię, że nasi nie posunęli się zbyt daleko i zostali sprzątnięci jeden po drugim za wyjątkiem tych, którzy weszli do farmy”. Turcy nie brali jeńców. Pierre Edwards przyznał się po latach, że w swoim raporcie z miejsca znalezienia zwłok żołnierzy piątego batalionu pominął jedną drastyczną sprawę. – Wszystkie angielskie trupy miały przestrzelone głowy! (Polakom zaraz coś się przypomni!)

Makabryczny prezent od „zaginionego” oficera
Arthur Webber, wtedy żołnierz piątego batalionu, do swojej śmierci w roku 1969 noszący turecką kulę w głowie, opowiadał, że gdy dostał postrzał w twarz, był świadkiem, jak Turcy zabijali Anglików. Zabijali rannych i wziętych do niewoli, strzelając do nich i przebijając ich bagnetami. On sam ocalał tylko dlatego, że wziął go w obronę będący razem z Turkami niemiecki oficer. Nie ma się co czarować. Turcy wyrżnęli najbezczelniej w świecie cały piąty batalion. Na początku w walce, ale później zabijając już bezbronnych żołnierzy angielskich. Rannych i jeńców. Dziwne, że, gdy przegrali wojnę, nie chcieli przyznać się do zbrodni? Z 267 żołnierzy „zaginionego batalionu” znalazło się 180. Leżą na wojskowym cmentarzu w tureckim Helles. Pozostałych nie odnaleziono. Nie odnaleziono nie tylko ich. Ze wszystkich Brytyjczyków zabitych w kampanii tureckiej nie znaleziono 14 000 poległych.

Cztery lata po wojnie z Turcji do Wielkiej Brytanii przywieziono złoty zegarek kieszonkowy, należący do „zaginionego” oficera piątego batalionu, Frank’a Beck’a. Makabryczną przesyłkę odebrała jego córka, Margaretta Beck. Akurat w dniu swego ślubu.

Szymon Kazimierski
Tekst ukazał się w nr 1 (43) 15 sierpnia 2007

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X