Z Polski do potrzebujących w Załuczu

Z Polski do potrzebujących w Załuczu

Wolontariusze z Polski i młodzież z parafii katolickiej w Śniatynie pomagają małym pensjonariuszom z internatu dla dzieci niepełnosprawnych w Załuczu koło Śniatyna (woj. iwano-frankowskie).

Historiami tych dziewczynek i chłopaków można by obdzielić dziesiątki dorosłych. Mogłyby posłużyć za scenariusz do wielkiego dramatu. Bo to życie wypisuje najbardziej dramatyczne sytuacje i często najbardziej brutalne.

W Załuczu przebywają niepełnosprawne intelektualnie dzieci i młodzież. Jest też kilka młodych osób z najcięższymi schorzeniami umysłowymi. Opuszczone przez rodziców, przebywają w ośrodku pod opieką państwa. Całe lata mieszkają tu prawie nikomu niepotrzebne. Wybierając się do internatu nie bardzo zdawałam sobie sprawę, dokąd trafię. Po odwiedzeniu tego zakładu wszystkie życiowe niepowodzenia wydają się drobiazgiem. Po prostu jest się wdzięcznym Bogu za możliwość chodzenia, rozmawiania, rozumienia świata i ludzi.

Z dziećmi spotykam się w czasie zajęć. Układają mozaikę. Wiele z nich jest na wózkach inwalidzkich, inne mają poważne i widoczne oznaki niedorozwoju. Żeby pracować z takimi dziećmi trzeba mieć wiele cierpliwości. – Te, które choć trochę rozumieją, mogą się poruszać lub siedzą na wózkach, – wyjaśniają cierpliwie wychowawcy i uprzedzają, że dzieci mogą nie mieć ochoty na rozmowę. Jeśli tak się stanie, trzeba po prostu przeczekać, bo wszyscy mieszkańcu internatu są bardzo szczególni.

 

Bogdana Piskozub i Uliana Rajt z dyrektorem internatu Mykołą Suchołytkim (Fot. Sabina Różycka)Razem z wychowawcami pracuje tu kilka młodych dziewcząt. Wszystkie ze Śniatyna i Kołomyi. Przywiodło ich tu miłosierdzie i współczucie. – Wszystkie dziewczyny są ze śniatyńskiej parafii rzymskokatolickiej. Pracują od 2006 roku – opowiada Mykoła Suchołytki, dyrektor internatu. – Nie wiem jak byśmy bez nich dawali sobie radę, – dodaje.

Na początku do zakładu przyszły cztery zakonnice – siostry miłosierdzia i ks. Jan Radoń, który obecnie pracuje w Rosji. Zakonnice po wioskach zbierały chore dzieci i opiekowały się nimi. – Dowiedziały się o istnieniu naszego zakładu. Przyjeżdżały codziennie. Szły do lekarzy, wychowawców i pytały jak mogą pomóc. Byliśmy bardzo radzi tej pomocy – dodaje Nadija Matejczuk, pracownica internatu.

Potem ks. Jan zrobił dla nas wielką rzecz – przy pomocy parafii z Polski pomógł nam wstawić nowe okna i drzwi. Do pomocy z Polski dołączyli przedstawiciele holenderskiej fundacji Henryego Nouwena. Teraz proboszczem w Śniatynie jest ks. Grzegorz Ząbek, jest częstym gościem w Załuczu. Mamy siedmiu wolontariuszy do pracy z pensjonariuszami. Pomagają wychowawczyniom i personelowi. Pomagają chorym wstać z łóżka, wyprowadzają na dwór, bawią się z nimi. Czytają dzieciom, opowiadają im o Bogu, latem wyjeżdżają na obozy i wycieczki. Poza tym sprzątają, myją i piorą. Są u nas od dziesiątej rano do czwartej po południu. Czas mija szybko. Mieszkańcy internatu akceptują ich, traktują jak braci i siostry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X