Z Grodna przez Workutę do Lwowa

Z Grodna przez Workutę do Lwowa

Workuta (Fot. Eugeniusz Cydzik)Udało się Panu uniknąć represji powziętych w stosunku do obrońców Grodna?

Tych co mieszkali w Grodnie aresztowano, rozstrzeliwano, rozjeżdżano czołgami. Byłem na wsi i nie przyznawałem się do udziału w obronie miasta. Ale pod koniec roku zaczęło się robić niebezpiecznie. Wszędzie było pełno konfidentów. Postanowiłem uciec na tereny niemieckie. Mróz tej zimy był straszny – temperatury sięgały poniżej 30 °C. Z kolegą przechodziliśmy granicę w Zarembach Kościelnych. Pilnowały jej tylko patrole sowieckie. Niemcy siedzieli w chacie i pili bimber. Do `41 roku, do wojny sowiecko-niemieckiej, schroniłem się na wsi na Mazowszu, gdzie pomagałem w gospodarce kobiecie, mąż której był w niewoli.

Był to czas, gdy rozpoczynała się działalność organizacji podziemnych. Prawie wszyscy młodzi chłopcy organizowali się w oddziały. Ja też. Po przejściu frontu wróciłem do domu. Koło naszego majątku Sowieci zostawili dwa kompletnie uzbrojone czołgi. Wieczorem pozdejmowałem z nich co się dało: karabiny maszynowe, naboje, granaty. Na wszelki wypadek ukryłem to dobrze. Po kilku dniach Niemcy przyjechali z palnikami i pocięli czołgi na złom. Na tych terenach zaczęły działać ZWZ i NSZ, później powstało AK. Zostałem dowódcą sekcji. Gdzieś w 1942 roku zaczęły się napady na polskie wioski.

Kim byli napastnicy?
Sowieci. W czasie blitzkrigu wielu żołnierzy sowieckich dezerterowało, zostawało poza frontem. Uchodzili do białoruskich lasów, bo dawały dobre schronienie. Z czasem do nich dołączyli mieszkańcy wiosek, którzy chronili się przed niemieckimi represjami. Sowieci szybko zorientowali się w walorach tych potężnych zgrupowań ludzkich.

Wysłali swoich politruków i komisarzy by reorganizować te grupy w oddziały partyzanckie. Dostałem wiadomość, że szykuje się atak na naszą osadę. Zwołałem chłopaków, rozstawiłem pozycje. Gdy zbliżyli się partyzanci ,oddaliśmy kilka serii w powietrze z tych karabinów maszynowych z czołgów, kilka strzałów z karabinów. Partyzanci nie spodziewali się takiego spotkania i odeszli. Wieść się rozeszła i inne osiedla zaczęły też organizować oddziały samoobrony.

Potem znów przetoczył się front i nastała władza sowiecka. Byłem nad Biebrzą i ze swoją sekcją „pomagaliśmy” Niemcom uciekać. Żeby im było lżej, rekwirowaliśmy co się dało. 2 sierpnia 1944 roku, na wieść o wybuchu Powstania Warszawskiego, otrzymaliśmy rozkaz iść do Powstania. We trójkę, w pełnym uzbrojeniu, poszliśmy. Po drodze na Białystok, w Korycinie spotkał nas rosyjski patrol wojskowy. Dobrze, że było to wojsko, a nie kontrrazwietka Smiersz.

Powiedzieliśmy, że idziemy do armii Berlinga. Rozbrojono nas, bo powiedzieli, że nie możemy chodzić z bronią na tyłach, a tam nam dadzą uzbrojenie. Puścili nas wolno. Trafiliśmy do naszego znajomego Sobolewskiego, do majątku Wilkendorfów. Tam okazało się, że oddziały AK z Wilna i Lwowa zostały internowane przez Sowietów i nie bardzo wypadało iść dalej. Zostaliśmy pomóc przy żniwach. Ale tu zaczęła wąchać milicja obywatelska, bo już ustalono linię Curzona. Przeszliśmy więc do kolegi, do leśniczówki w okolicach Krynek. Tam we trójkę zamieszkaliśmy. Było to blisko granicy.

Na nowy rok 1945 zrobiliśmy mały wypad pod Grodno i wypuściliśmy przetrzymywanych w areszcie. Milicjanci tak świętowali, że stracili przytomność. Rozbroiliśmy ich, powyrzucali zamki z karabinów i otworzyli cele. Ktoś uciekł, ale byli tacy, co zostali, bo się bali.

A co było jak granica stanęła na dobre?
W lipcu 1945 roku zgłosiłem się na pewną akcję na sowieckiej stronie. Dostałem informację, że moich rodziców aresztowano i zesłano do Kazachstanu. Okazało się to jednak nieprawdą. Po przekroczeniu nocą granicy, a deszcz lał jak z cebra, w najbliższej wsi wlazłem do stodoły, żeby przeczekać deszcz i trochę wypocząć. Na rano zobaczyłem, że wieś jest otoczona przez wojska sowieckie.

Była to rutynowa kontrola osady i poszukiwanie ukrytej broni. Nie udało mi się schować. Wywąchały mnie psy. Odwieziono mnie do Grodna do więzienia. Tam pokazano moją teczkę, już dość pękatą. Były tam zeznania chłopaków z mojej sekcji. Zarzucano im i mnie, że walczyliśmy z czerwoną partyzantką. To wystarczyło na długie śledztwo i wyrok – 15 lat lagrów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X