Wypełniłem testament Eugeniusza Cydzika Fot. archiwum Kuriera Galicyjskiego

Wypełniłem testament Eugeniusza Cydzika

Rozmowy polsko-ukraińskie trwały od roku 2010. Były trudne, bo dotyczyły wielu spraw, nie tylko 1939 roku, który nie budzi tu żadnych kontrowersji.

Pewnie każda ze stron mogła zrobić coś lepiej lub inaczej. Dość, że w finale nastąpiło duże zbliżenie stanowisk w tej konkretnej sprawie. Zadecydowano, że kwatera polskich żołnierzy z września 1939 roku może być utworzona na starym cmentarzu katolickim w Mościskach.

O pracach nad pochówkiem polskich żołnierzy z września 1939 roku, którzy zginęli na ziemi lwowskiej z konsulem Marcinem Zieniewiczem rozmawiał Wojciech Jankowski.

W Mościskach odbył się pochówek 111 polskich żołnierzy z września 1939 roku, którzy szli na odsiecz Lwowa. Zostali oni pochowani w różnych miejscach – tam gdzie walczyli. Udało się po tylu latach starań doprowadzić do godnego pogrzebu.

To była wzruszająca uroczystość z piękną oprawą. Mieliśmy pogrzeb 111 żołnierzy, którzy, mocno uogólniając, zginęli w 1939 roku pomiędzy Przemyślem a Lwowem. Byli to żołnierze grupy operacyjnej generała Kazimierza Sosnkowskiego, którzy przebijali się w walce z okolic Przemyśla do Lwowa z zamiarem odsieczy Lwowa, który od 12 września był już oblegany przez Niemców. Walczyli w skrajnie trudnych warunkach mając Niemców zarówno za plecami, czyli na zachód, a także przed sobą, na kierunku wschodnim. Zginęło ich od 1000 do 1500.

Pogrzeb 4 listopada tego roku rozpoczął się od mszy świętej w kościele parafialnym w Mościskach, którą celebrował metropolita lwowski, ks. abp Mieczysław Mokrzycki, w asyście wielu kapłanów z archidiecezji lwowskiej. Metropolita wygłosił wzruszającą homilię. W czasie mszy w kościele były symbolicznie wystawione cztery wylosowane trumny ze szczątkami żołnierzy. Temu wszystkiemu towarzyszyła asysta wojskowa – Kompania Reprezentacyjna Wojska Polskiego. Żołnierze zaciągnęli wartę honorową w kościele przy trumnach. Nie mniejsze wzruszenie wywołała obecność rekonstruktorów z Przemyśla, ze Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej „X D.O.K.”, którzy byli ubrani w mundury z 39 roku i także pełnili wartę przy trumnach żołnierskich. Na całej uroczystości obecnych było wielu gości, w tym sekretarz Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Kunert, wiceminister obrony narodowej Maciej Jankowski, przewodniczący administracji lwowskiej Oleh Syniutka, konsulowie Jarosław Drozd i Wiesław Mazur i wiele innych osób. Specjalnymi gośćmi były jednak dwie rodziny odnalezionych żołnierzy: majora Bernarda Korabiowskiego i strzelca Tadeusza Zmelonka.

Fot. archiwum Kuriera Galicyjskiego

Jak Panu udało się znaleźć te dwie rodziny? Jakimi szlakami ta wiadomość dotarła do nich?
Poszukiwania grobów żołnierskich poprzez działania archeologiczne i na koniec ekshumacja odbywały się dzięki entuzjazmowi kilkunastu osób. Odszukanie rodzin wzięliśmy na siebie jako konsulat, choć końcowy efekt zawdzięczamy wsparciu kilku pasjonatów, którzy podchwycili nasze apele. W konsulacie koordynacją całego projektu zajmowałem się ja. W czasie prac ekshumacyjnych natrafiliśmy na około 20 nieśmiertelników żołnierskich. Biorąc pod uwagę, że razem ekshumowaliśmy 111 żołnierzy, dwadzieścia to bardzo mało. Zaczęła się praca trochę detektywistyczna. Najpierw czyszczenie nieśmiertelników – nie wszystkie okazały się niestety czytelne. Dziewiętnaście udało się częściowo lub w całości odczytać i zaczął się proces poszukiwania rodzin. Zwracaliśmy się oficjalnie do Polskiego Czerwonego Krzyża, ponadto współczesna technika daje możliwość poszukiwań w Internecie. Poprzez różne portale społecznościowe pisałem do ludzi o danym nazwisku, czasami „bombardując” 80-90 użytkowników. Dodatkowo były ogłoszenia w wielu mediach, w Radiu Wnet, Rzeczpospolitej, Gazecie Wyborczej, w wydaniach regionalnych, w Kurierze Galicyjskim, w wielu, wielu innych. Dzięki tym działaniom, a także wspomnianym entuzjastom natrafiliśmy na ślad potencjalnych rodzin trzech żołnierzy. Są to wymienione rodziny, plus rodzina strzelca Józefa Gwoździańskiego (co ciekawe, zarówno Józef Gwoździański jak i Bernard Korabiowski pochodzili z jednej miejscowości Markuszowa i znaleźliśmy ich też we wspólnym grobie).

Po nawiązaniu kontaktu z nimi, potwierdziły się dane osobowe, więc możemy z dużą dozą pewności powiedzieć, że znaleźliśmy ich krewnych. Całkowitą pewność dadzą badania DNA, które realizowane są dzięki ROPWiM. Na razie z sukcesem przeprowadzono takie badania w odniesieniu do jednego z żołnierzy.

Obecni w czasie uroczystości w Mościskach krewni żołnierzy powiedzieli, że chcą aby teraz również znaleźli się we wspólnym grobie…
Tak, te rodziny były bardzo wzruszone, kiedy dostały od nas pierwsze informacje. Wdzięczni przesłali nam zdjęcia tych żołnierzy, wspomnienia o nich… Wszystkie trzy rodziny wyraziły wolę pochowania swoich bliskich w grobowcach rodzinnych. W przypadku majora Korabiowskiego, żyje jego córka, która była uczestniczką powstania warszawskiego. W przypadku Tadeusza Zmelonka odnaleźliśmy dzieci jego rodzeństwa, też bliska rodzina. Żyje jeszcze siostra strzelca Gwoździańskiego. W oparciu o badania DNA potwierdzono, że to są jego szczątki, dlatego ta trumna nie została pochowana w Mościskach 4 listopada [pochówek nastąpił 20 listopada w Dobrzechowie w powiecie strzyżowskim]. Co do pozostałych dwóch żołnierzy, ich szczątki zostały pochowane na razie w Mościskach.

Odkryte przez nas pochówki to w większości groby zbiorowe, czasami kilkudziesięcioosobowe. Dlatego mimo obecności nieśmiertelników żołnierskich najczęściej nie mamy pewności, z którymi szczątkami możemy je powiązać. Po potwierdzeniu tożsamości Tadeusza Zmelonka i Bernarda Korabiowskiego pochowanych przez nas w Mościskach, można będzie wydobyć trumny i przekazać je rodzinom. Posiadamy oczywiście dokładny schemat rozmieszczenia trumien w grobach na cmentarzu w Mościskach. Myślę, że ta sprawa będzie miała ciąg dalszy. Listę z danymi naszych żołnierzy trzeba za wszelką cenę rozpowszechniać, żeby kolejne rodziny miały możliwość dowiedzieć się o losach swoich bliskich…

Fot. archiwum Kuriera Galicyjskiego

Z pewnością. Kurier Galicyjski tak uczyni. Wróćmy do początków – jak to się stało, że Konsulat Generalny zajął się pochówkami żołnierzy z września 1939 roku?
W gestii placówek dyplomatycznych jest coś takiego, jak opieka nad miejscami pamięci narodowej, choć niewątpliwie ten projekt wykracza poza to hasło. Zanim zaczęliśmy się tym zajmować w roku 2012, wcześniej były różnego rodzaju działania innych osób i instytucji. Jednym z pierwszych był pomnik w pobliżu starego cmentarza na lwowskim Hołosku, postawiony na przełomie lat 80. i 90. przez ENERGOPOL.

Jednak wracając do początków, szczególnie ciepło chciałbym wspomnieć Pana Eugeniusza Cydzika, osobę zupełnie wyjątkową, który niestety już od nas odszedł. Był to kombatant Armii Krajowej, pochodzący z Grodzieńszczyzny, ale po wojnie, i pobycie w łagrach Workuty osiadły we Lwowie. Był współzałożycielem Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi. Od początku lat 90. był on zaangażowany w odnowienie Cmentarza Orląt, a także, co ważne, starał się też upamiętnić miejsca walk z roku 1939 stawiając pomniki. Poszukiwania pochówków żołnierskich i ekshumacje wychodziły poza możliwości tej organizacji społecznej. Tylko w jednym przypadku, w miejscowości Jaśniska koło Lwowa, towarzystwo potwierdziło pochówek bodajże kilkunastu żołnierzy. Pod egidą Eugeniusza Cydzika uporządkowano mogiłę, postawiono płytę z napisem… Warto dodać, że oprócz tych działań społecznych, były też działania państwowe. W latach 90. odbyła się ekshumacja kilkudziesięciu szczątków żołnierskich, które znaleziono w okolicach jednej z dróg w miejscowości Malechów. Nie było jednak działań kompleksowych, a przecież mamy do czynienia z 1500 poległych. Pytałem nawet kolegów pracujących wcześniej w konsulacie, dlaczego tak się stało. Tłumaczono mi, że w latach 90. priorytetem był Cmentarz Orląt Lwowskich. To był temat numer jeden, temat bardzo ciężki ale bardzo ważny dla strony polskiej. Aktywności wokół tego cmentarza skupiały na sobie całość sił i możliwości. Niestety… przez ten czas odeszło wielu świadków pamiętnego września 1939….

Nasze obecne działania zaczęły się w roku 2012. Świętej pamięci Pan Cydzik dostał informację o osobie w miejscowości Iwano-Frankowe, dawnym Janowie, która miała posiadać wiedzę o pochowanych tam żołnierzach WP. Pojechaliśmy tam razem. Dzięki tej osobie – Witalijowi Hawhunowi, wkrótce doszło do pierwszej ekshumacji żołnierza polskiego, który spoczywał w ogrodzie jednego z domostw na przedmieściach Janowa. To była pierwsza ekshumacja.

To byli Polacy, Ukraińcy? Wiedzieli, że mają grób na podwórku?
To byli Ukraińcy. Oni wiedzieli o tym. Zabiegali jeszcze w czasach sowieckich, żeby tego żołnierza ekshumować z ich ogrodu. Ta rodzina w tym miejscu sadziła kwiaty, szanowali to miejsce, wiedząc, że tam pochowany jest żołnierz. Swoją drogą, to nietypowa i trudna psychologicznie sytuacja. Po tej pierwszej ekshumacji postanowiliśmy zająć się kwestią poszukiwań nieoznakowanych grobów żołnierskich, wiedząc, że jest coraz mniej świadków, że jest to ostatni moment. Powołaliśmy przy konsulacie społeczny zespół inwentaryzacyjny, składający się z harcerzy lwowskich na czele z harcmistrzem Stefanem Adamskim. Wyjeżdżali do konkretnych miejscowości i dom po domu pytali mieszkańców o wszelkie informacje, które posiadają o wydarzeniach 1939 r. Wolontariuszy ofiarnie wspierali ukraińscy archeolodzy, tutaj chciałbym wspomnieć ze szczególną wdzięcznością o Lubomirze Horbaczu z towarzystwa poszukiwawczego „Pamięć” i jego chłopcach. Ciepłe słowa należą się także przedsiębiorstwu poszukiwawczemu „Dola”.

Za każdym razem praca polega na tym, że odwiedza się dom po domu w każdej wiosce?
Zespół harcerski, a później także wolontariusze Fundacji Wolność i Demokracja, przy współpracy z ukraińskimi grupami poszukiwawczymi, sprawdzili w ten sposób około 40 miejscowości. To jest jedyna metoda, musimy dotrzeć do ostatnich świadków. Bardzo często już jest za późno, zazwyczaj spotykamy osoby, które słyszały co nieco o kampanii wrześniowej od swoich rodziców, czy dziadków. Zresztą nawet znalezienie świadka nie jest gwarancją sukcesu. Mieliśmy wiele sytuacji, gdy ktoś pamiętał, że w danym miejscu był grób żołnierza, twierdził, że widział na własne oczy pogrzeb i ma stuprocentową pewność. Nieraz po sprawdzeniu miejsca okazywało się nie tylko, że grobu nie ma – ale nawet ziemia w tym miejscu nigdy nie była ruszana! Natrafialiśmy na „calec”, używając terminologii archeologicznej…

Dodajmy w tym miejscu, że Pan konsul jest z wykształcenia archeologiem…
Miałem taką przygodę w swoim życiu, która zakończyła się na poziomie pracy licencjackiej. Generalnie ta pasja archeologiczna gdzieś została. Wracając do poszukiwań w terenie. Pojawiało się pytanie: które miejscowości sprawdzać? Młody historyk ze Lwowa, Marcin Demcio społecznie, na nasza prośbę, obłożony wszystkimi dostępnymi na rynku książkami, opracował informacje, co i gdzie działo się dzień po dniu we wrześniu 1939 roku na interesującym nas terenie. Wydobył wszelkie wzmianki o stratach ludzkich, pojedyncze i niestety bardzo ogólne wzmianki o pochówkach. Mieliśmy w rezultacie mniej więcej dokładny spis tych miejscowości, choć na pewno takich miejsc niewspomnianych w literaturze jest jeszcze więcej.

Dotychczasowy wynik udało się osiągnąć dzięki tym wszystkim żmudnym działaniom. W tym miejscu należy z wdzięcznością podkreślić, że efekt prac nie byłby tak udany gdyby nie mieszkańcy ziemi lwowskiej, którzy przekazali nam informacje. Częściowo byli to Polacy z okolic Mościsk, Jaworowa, Sądowej Wiszni, w tym polscy księża. W tym miejscu chylę czoła przed ks. Zbigniewem Pabjanem, ks. Adamem Littwitzem i ks. Michałem Bajcarem, ale w większości byli to jednak Ukraińcy. Osoby te reagowały bardzo życzliwie, były chwile wzruszeń. Nierzadko miejsca spoczynku żołnierzy na terenie wsi, okolicznych pól i lasów są w miarę możliwości pielęgnowane, oznaczone krzyżem, a nawet stały się miejscem kultu religijnego, odwiedzane przez procesje greckokatolickie z okazji różnych świąt…

Fot. archiwum Kuriera Galicyjskiego

To się akurat zupełnie kłóci ze stereotypem panującym w Polsce…
My w rozmowach z partnerami podkreślamy prawdę, która brzmi następująco – że to są nasi wspólni żołnierze. Nawet konkretnie w tej grupie generała Sosnkowskiego byli Polacy, Ukraińcy, inne narodowości ówczesnej Rzeczpospolitej. Znamy przecież konkretne oddziały, gdzie znaczący procent stanowili Ukraińcy – w 49 Huculskim Pułku Strzelców, w kilku innych formacjach. To są nasi wspólni żołnierze. Oczywiście wiemy z historii, że w 39 roku były różne wypadki dezercji, dywersji czy napadów na żołnierzy polskich, którzy także z tego powodu ginęli. O tym też trzeba wiedzieć, ale zdecydowana większość ludności ukraińskiej ze współczuciem podchodziła do losów tych żołnierzy, zwłaszcza że wśród nich byli także Ukraińcy. Pamiętam taką rozmowę: pewien mężczyzna narodowości ukraińskiej opowiadał nam, że jego ojciec pochował osobiście żołnierza w lesie za wsią. Według relacji ojca przekazanej następnie dzieciom, ów żołnierz był Polakiem z Nowego Sącza, miał nazywać się Jaskólski. Człowiek, który go pochował przez cały czas komunistyczny pielęgnował jego grób w lesie. Postawił tam krzyż. Gdy był już w starszym wieku, przyprowadził w to miejsce swojego piętnastoletniego syna, a więc naszego rozmówcę, i przykazał mu opiekować się tą mogiłą po jego śmierci. Syn dotrzymał obietnicy złożonej ojcu. Pokazał nam to miejsce, dokonano ekshumacji. Działo się to w okolicach miejscowości Mieżyniec na ziemi mościskiej.

Wracając do ekshumacji, ktoś może zapytać: „dlaczego to robiliście, skoro nie mieliście cmentarza?”. Postępowaliśmy tak, ponieważ świadkowie wydarzeń 1939 r. odchodzą od nas bardzo szybko. Te ulotne relacje trzeba zebrać, a następnie weryfikować, najlepiej w obecności świadków, którym w trakcie prac przypominają się nierzadko ważne fakty. Istnieje jeszcze inna przyczyna. Chodzi o proceder tzw. „czarnej archeologii”. Poszukiwanie militariów, a potem ich sprzedaż jest intratnym zajęciem, szczególnie w trudnych ekonomicznie czasach.

W czasie prac Państwo często trafiali na skutki działań takich „archeologów”?
Bardzo często! Grupy poszukiwawcze „Pamięć” i „Dola” natrafiali w lesie na skutki takiej działalności, a nawet na samych „czarnych archeologów”. Wiele lasów jest dosłownie przekopanych przez nich, dołek obok dołka. Przedsiębiorstwo „Dola” prowadziło nawet z milicją działania prewencyjne, żeby złapać takie osoby na gorącym uczynku.

Jak wygląda taki ograbiony pochówek?
Wśród osób trudniących się tym procederem są tacy, którzy po natrafieniu na szczątki ludzkie nie kopią dalej, zasypują miejsce, informują instytucje państwowe, oficjalne grupy poszukiwawcze, czy milicję. Natomiast są niestety także tacy, którzy w sposób iście barbarzyński ograbiają pochówki nie tylko z militariów i rzeczy osobistych, ale zabierają także nieśmiertelniki, a więc niweczą ostatnią wątłą nadzieję na identyfikację żołnierza! Te nieśmiertelniki są później sprzedawane. Efekt barbarzyństwa takich ludzi wygląda tak, że natrafiamy na kompletnie przemieszane szczątki ludzkie, pozbawione wszelkich artefaktów. W skrajnych wypadkach znajdujemy szczątki na powierzchni ziemi, w ściółce leśnej, bo zabrakło nawet odrobiny człowieczeństwa, by przynajmniej je zakopać z powrotem.

Fot. zbiory Marcina Zieniewicza

Czy to zupełnie niweczy szansę na rozpoznanie szczątków?
To zupełnie zaburza cały kontekst i uniemożliwia całkowicie identyfikację! Gdybyśmy mówili o pięćdziesięciu, stu poległych żołnierzach, można by było podjąć próbę pobrania próbek DNA od wszystkich rodzin. Tymczasem ich zginęło półtora tysiąca, nie mamy do dzisiaj pełnego spisu poległych. Pomnóżmy to teraz przez ilość członków rodzin! Jest to nierealne. Dlatego poszukujemy rodziny i robimy badania DNA w wypadku, gdy znaleźliśmy nieśmiertelnik. Tylko w ten sposób możemy ustalić tożsamość poległego, znaleźć bliskich, a przecież jest to tak ważne. Do dzisiaj może żyć jeszcze rodzeństwo, czy dzieci urodzone w latach 30., dla których informacja o losie brata, czy ojca jest bezwzględnie bardzo ważna. Z powyższych względów, ekshumowaliśmy szczątki nie mając jeszcze wyznaczonego docelowego miejsca pochówku.

Gdzie były przetrzymywane?
Za zgodą arcybiskupa Mieczysława Mokrzyckiego i dzięki życzliwości księży, przetrzymywaliśmy szczątki złożone do trumien w kryptach zamiejscowych kościołów rzymskokatolickich. Sami księża bardzo nam pomogli. Szczególnie serdecznie chciałbym wspomnieć księdza Zbigniewa Pabiana z parafii w Mieżyńcu, księdza Adama Littwitza w Janowie, księdza Michała Bajcara z Gródka Jagiellońskiego oraz obydwu ostatnich proboszczów z Malechowa.

Czas mijał a trumien w kryptach kościelnych było coraz więcej?
W tym roku nasze możliwości dalszych ekshumacji się wyczerpały. Nie mając jasności co do lokalizacji docelowego miejsca pochówku odnalezionych szczątków, dalsze ekshumacje byłyby nieodpowiedzialne. W kryptach kościołów przechowywaliśmy już około 90 trumien. Na szczęście, w końcu pojawiła się perspektywa pochówku. Rozmowy polsko-ukraińskie trwały od roku 2010. Były trudne, bo dotyczyły kompleksowo wielu spraw, nie tylko 1939 roku, który nie budzi żadnych kontrowersji. Pewnie każda ze stron mogła była zrobić coś lepiej lub inaczej. Dość, że w finale nastąpiło duże zbliżenie stanowisk w tej konkretnej sprawie, do której pozytywnie nastawiona była także strona ukraińska. Zadecydowano, że kwatera żołnierska może być utworzona na starym cmentarzu katolickim w Mościskach.

Fot. zbiory Marcina Zieniewicza

Wedle pierwszych planów to miał być pochówek w Malechowie.
Faktycznie, w poprzednich latach była mowa o Malechowie, potem pojawiła się propozycja Mościsk zaakceptowana przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz Ukraińską Międzyresortową Komisję ds. Upamiętnienia Uczestników ATO, Wojen i Represji Politycznych. Patrząc na to jednak z innego punktu widzenia, najwidoczniej tak musiało być. Może jest to zamierzenie niebios, z których spoglądają na nas żołnierze. W rezultacie mamy bowiem bardzo ładną kwaterę wojskową, w roku przyszłym rozpocznie się budowa upamiętnienia. Kwatera jest wpisana w kontekst historyczny, znajduje się w Mościskach na ziemi, na której nasi żołnierze walczyli i ginęli. Mało tego! W jednym z sąsiednich grobów jest pochowany podpułkownik Marian Skrzynecki wraz z innymi żołnierzami września 1939 roku. Marian Skrzynecki jest ojcem Piotra Skrzyneckiego, założyciela Piwnicy pod Baranami. W Mościskach mamy liczną społeczność polską, jak powiedział prezes oddziału mościskiego Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej Henryk Ilczyszyn, opieka nad tymi miejscami jest w dobrych rękach.

Zwróciłem uwagę w trakcie uroczystości na to, że ludzie, którzy zasypywali groby, to byli Polacy.
To byli Polacy z Mościsk. To był niesamowity widok, gdy 90 mężczyzn zakopywało te zbiorowe groby jednocześnie. Na cmentarzu tym pochowani są w absolutnej większości Polacy, nekropolia położona jest przy trasie międzynarodowej wiodącej z Przemyśla do Lwowa.

Jadąc z Polski do Lwowa, wyjeżdżając z Mościsk można zatrzymać się po prawej stronie. W tej chwili są to jeszcze surowe pochówki…
Surowe, ale wzruszające żołnierskie mogiły z brzozowymi krzyżami nad każdym poległym. Jak już wspomniałem, w roku przyszłym pod egidą Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa rozpocznie się budowa stałego upamiętnienia. Uważam, że miejsce to powinno się stać kolejnym ważnym punktem na trasie Polaków szukającym miejsc związanych z naszą historią. To może być druga tego rodzaju nekropolia na Ziemi Lwowskiej po Cmentarzu Orląt Lwowskich na Łyczakowie i kwaterze Obrońców na Cmentarzu Janowskim.

Z jakich konkretnie pól bitewnych pochodzą ekshumowane szczątki?
Poszukiwania trwały trzy lata w różnych warunkach, w różnych miejscach: to były okolice Mościsk, Mieżyńca, Boratycz, Sądowej Wiszni, Janowa, czyli obecnie Iwano-Frankowego, okolice Jaworowa a także miejsce, gdzie grupa operacyjna gen. Sosnkowskiego została rozbita przy kilkukrotnym szturmie Lwowa, w lasach Janowsko-Brzuchowickich, to był dawniej właściwie jeden kompleks leśny.

Jakie osoby i instytucje brały udział w projekcie?
Zacząłbym tym razem od naszych przyjaciół ukraińskich. Odnalezienie i ekshumacja szczątków były możliwe dzięki bardzo zaangażowanym członkom grup poszukiwawczych z organizacji „Pamięć” pana Lubomyra Horbacza, którym bardzo dużo zawdzięczamy, a także archeologów z grupy „Dola” pana Jarosława Onyszczuka. Ponadto byli już wspomniani wolontariusze lwowscy pod wodzą bardzo zasłużonego dla projektu druha Stefana Adamskiego, a także młodzież z Polski – wolontariusze Fundacji „Wolność i Demokracja”. To jest bardzo fajna, patriotyczna młodzież. Bardzo zapalona, chcieli zrobić jak najwięcej. Włożyli w to masę energii! Zaangażowanie fundacji było czymś naturalnym, ówczesny prezes a obecnie poseł na Sejm Michał Dworczyk aktywnie zaangażował się w projekt, jak tylko dowiedział się o naszych działaniach pod koniec 2013 r. Nad działaniami wolontariuszy fundacji czuwała dzielnie pani Olga Semeniuk, która sama też uczestniczyła w ich pracach. Często, by przyspieszyć prace, wolontariusze i grupy poszukiwawcze pracowały razem. Wówczas miejsca wskazane przez mieszkańców były weryfikowane na bieżąco.

Warto wspomnieć też o zaangażowaniu władz centralnych, bez wsparcia i udziału których tak wspaniałe zwieńczenie wysiłków nie byłoby możliwe. Ze strony polskiej opiekę nad projektem sprawowała Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i minister Andrzej Krzysztof Kunert, chciałbym bardzo serdecznie wspomnieć osobę bardzo zaangażowaną i zasłużoną dla projektu – Naczelnika Wydziału Zagranicznego Rady pana Macieja Dancewicza, podziękowania należą się także pani Teresie Baranowskiej z Rady. Ze strony ukraińskiej całość działań nie byłaby możliwa bez pozwolenia i życzliwości sekretarza Komisji do spraw Upamiętnienia Uczestników ATO, Ofiar Wojen i Represji Politycznych Światosława Szeremety. Ta organizacja zmieniła ostatnio nazwę w związku z tragicznymi okolicznościami wojny na Ukrainie.

Warto wspomnieć, że władze Mościsk, czyli burmistrz Serhij Storożuk już po pierwszych rozmowach potwierdził, że jest zainteresowany umiejscowieniem kwatery wojskowej w tym mieście. Pan Serhij Storożuk powiedział, że rozumie wspólny wymiar pamięci o Polakach, Ukraińcach i innych, którzy wtedy polegli pod Lwowem. Dodał, że Mościska są miastem, które łączy Polskę i Ukrainę na wiele różnych sposobów, a upamiętnienie żołnierzy będzie kolejną okazją do spotkań Polaków i Ukraińców oraz zadumy nad naszą historią. Następnie odbyło się posiedzenie Rady Miejskiej, na którym miałem przyjemność być i przedstawić projekt.

Projekt miał od początku duże szczęście do partnerów, którzy gromadzili się wokół niego, starając się pomagać w miarę możliwości. Pan Zdzisław Domino z Rzeszowa za punkt honoru postawił sobie odnalezienie rodzin Bernarda Korabiowskiego i Janusza Gwoździańskiego z Podkarpacia i nie żałując czasu i środków swego dopiął. Wspierały nas media TVP3 Rzeszów z niezawodnym redaktorem Jerzym Giecem, Kurier Galicyjski, Radio Wnet, Rzeczpospolita, Gazeta Wyborcza.

Panie konsulu, wymienił Pan wiele osób. Muszę się przyznać, że znam odpowiedź na to pytanie: kto był inicjatorem tego, żeby odnaleźć tych żołnierzy i ich pochować?
[Po chwili milczenia]: Ja byłem osobą, którą ta sprawa zainteresowała niezmiernie, starałem się w miarę możliwości być rodzajem koordynatora. Traktowałem to jako testament Pana Eugeniusza Cydzika, który na początku projektu odszedł od nas. Zresztą na naszym ostatnim spotkaniu poprosił mnie o to, by sprawy nie porzucić. Myślę, że tej obietnicy dotrzymałem. Mając wsparcie konsula generalnego Jarosława Drozda, dużo czasu poświęciłem temu projektowi, jego koordynacji, poszukiwaniu rodzin i wielu innym aspektom.

Panie konsulu, w imieniu Kuriera Galicyjskiego chciałem Panu podziękować za zaangażowanie w tej sprawie i pogratulować ostatecznego sukcesu. Mamy nadzieję, że gdy zakończy Pan pracę we Lwowie, znajdą się godni Pana następcy i będą kontynuować to dzieło! Będzie nam Pana brakowało!

Na koniec chciałbym zwrócić się z apelem w dwóch sprawach. Po pierwsze, proszę wszystkie osoby, które posiadają jakiekolwiek informacje o pochówkach żołnierskich w okolicach Lwowa, podzielić się tymi informacjami. Po drugie, proszę o jakiekolwiek informacje o żołnierzach, których dane udało się nam odczytać z nieśmiertelników. Informacje można wysyłać do KG RP we Lwowie (79011 Lwów, ul. Iwana Franki 110, lwow.kg.sekretariat@msz.gov.pl) lub do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa (00-926 Warszawa, ul. Wspólna 2, rada@radaopwim.gov.pl).

Poniżej podajemy dane osobowe odczytane z nieśmiertelników odnalezionych przy szczątkach żołnierzy oraz innych źródeł. Mamy nadzieję, że znajdą się krewni poległych na polu chwały:

1. ?A?NSKI Jan, katolik, nr ew.: 260, ur. 19??, PKU/RKU: Bilsko, odnaleziony: Dobrostany;
2. BENDYKOWSKI Jan, katolik, nr ew.: 27/R (powiat rypiński), ur. 1914 r., PKU/RKU: Rypin, odnaleziony: Dobrostany;
3. BAŁOS Józef, katolik, nr ew.: 126, ur. 191?, PKU/RKU: Wadowice, odnaleziony: Dobrostany;
4. CZAIŃSKI Wa????y (Walenty, Walery?), katolik, ur. 19??R, PKU/RKU: Gniezno, odnaleziony: Dobrostany;
5. CZYŻEWSKI Stanisław, ur. 191?, PKU/RKU: Kutno, odnaleziony: Dobrostany, W miejscu gdzie powinno być wpisane wyznanie widnieje okrągła litera C lub G, co nie przypomina tradycyjnego KAT.
6. DOMAGAŁA Jan, katolik, nr ew.: 60, ur. 1916, PKU/RKU: Kielce, odnaleziony: Dobrostany;
7. FELUSIAK Józef, katolik, odnaleziony: Wola Dobrostańska;
8. JASKULSKI lub JASKÓLSKI Stanisław??, Nowy Sącz?, odnaleziony: Stroniowice;
9. KIKOŁA Stanisław (Stefan?), katolik, ur. 1910 r., PKU/RKU: Piotrków Trybunalski, odnaleziony: Dobrostany;
10. KOMARNICKI K???, ur. 1912, katolik, nr ew.: 225B, PKU/RKU: ??OZ (lub ?? CZ albo ??DZ), odnaleziony: Szkło;
11. MAJKA F., katolik, ur. 1916, PKU/RKU: Stanisławów, odnaleziony: Szkło;
12. MICH Józef, ur. 20. 03. 1919 r., zm. 18.09.1939 r. odnaleziony: Iwano-Frankowe (grób na cmentarzu);
13. OBAL Adolf??, nieśmiertelnik wydrapany własnoręcznie przez żołnierza. Bardzo nieczytelny;
14. PŁONKA Tadeusz, odnaleziony: Szkło;
15. SKOCZEK Julian, katolik, nr ew. 1?0, PKU/RKU: ???IA 1 (lub ??JA 1), odnaleziony: okolice gajówki Grabnik koło Janowa;
16. TYMCZYSZYN M, nr ew. 2??? T, ur. 1914, PKU/RKU: Bucz??z (zapewne Buczacz), odnaleziony: Szkło;
17. ZAWADA K., katolik, nr ew.: 16, ur. 1917, PKU/RKU: Stanisławów, odnaleziony: Szkło.

Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 22 (242) 30 listopada – 17 grudnia 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X