Działania zbrojne
W latach 1945-1947 oddziały partyzanckie NZW prowadziły liczne akcje zbrojne w ramach Polskiego powstania antysowieckiego przeciwko komunistycznym siłom bezpieczeństwa (KBW, UB, MO, ORMO), a także NKWD, natomiast w mniejszym stopniu przeciwko regularnym oddziałom LWP.
Oddziały partyzanckie NZW liczyły nawet po 200-300 partyzantów. Najmniejszymi jednostkami były kompanie i plutony (patrole). Najwięcej oddziałów działało na obszarze północnego Mazowsza, w białostockim, lubelskim, rzeszowskim i na Podlasiu. Do podstawowych zadań oddziałów należało prowadzenie samoobrony i wykonywanie wyroków śmierci głównie na członkach PPR, funkcjonariuszach UB i ich współpracownikach.
Oddziały NZW rozbijały komunistyczne więzienia, zdobywały broń i fundusze, chroniły majątek narodowy przed sowiecką grabieżą, przeprowadzały akcje ekspropriacyjne. Do jednego z największych ich sukcesów zbrojnych można zaliczyć bitwę, która odbyła się 6 maja 1945 r. pod wsią Kuryłówka między zgrupowaniem oddziałów NZW Okręgu Rzeszowskiego pod dowództwem mjr. Franciszka Przysiężniaka ps. „Ojciec Jan” a grupą NKWD. Poległo wówczas kilkudziesięciu żołnierzy sowieckich.
Pomimo dużych strat w ludziach, na skutek walk i aresztowań, do końca lat 40. udawało się odtwarzać stany osobowe oddziałów partyzanckich NZW, gdyż z powodu terroru komunistycznego, napływało do nich wielu ochotników i ludzi „spalonych”. Władze komunistyczne stosowały przeciwko konspiracji narodowej najbardziej perfidne metody. Jedną z nich była działalność tzw. band pozorowanych, składających się z funkcjonariuszy UB, KBW, rzadziej żołnierzy LWP, którzy udawali prawdziwe oddziały partyzanckie (byli poprzebierani i wyposażeni jak „leśni”) i w ten sposób prowadzili rozpoznawanie struktur konspiracyjnych. Nie cofały się one nawet przed popełnianiem morderstw i skrytobójstw, w tym na kobietach i dzieciach. Ich działalność miała obciążać konto podziemia niepodległościowego i przedstawić je w jak najgorszym świetle w oczach społeczeństwa.
Przypomnijmy niektórych
62 lata temu, rankiem 3 grudnia 1949 r., w wyniku doniesienia agenturalnego, zabudowania w Mężeninie (pow. Łomża), gdzie przebywał komendant białostockiego Okręgu NZW por. Kazimierz Żebrowski „Bąk” wraz ze swoim synem Jerzym ps. „Konar”, zostały otoczone przez grupę operacyjną II Brygady KBW i UB. Dowodzący operacją wezwał partyzantów do poddania się. W odpowiedzi „Konar” wystrzelił serię z automatu i wybiegli z ojcem przez tylne drzwi stodoły, ale i tam natknęli się na linię obławy, którą ostrzeliwując się próbowali sforsować.
Teofil Lipka, gospodarz, u którego się ukrywali, tak wspominał ostatnie chwile Komendanta: […] „Bąk” z synem biegną w kierunku olszyny. Ci z podwórka grzeją do nich. „Konar” zachwiał się, krzyczy: Tato! Jestem ranny – i zwalił się na ziemię. „Bąk” zaraz się wrócił, ukląkł przy głowie syna, przeżegnał się, przystawił mu pistolet do głowy i dwa razy strzelił. Tamci krzyczą, żeby przestał się bić. „Bąk” strzelił sobie w głowę. Bój się skończył”.