Wygodna wojna?

Wygodna wojna, czyli jak politycy mydlą oczy.

W ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy Ukraina została zredukowana do Krymu i Donbasu, do wojny i kilku szczytów, podczas których politycy podejmowali decyzje, jakich nie zamierzali realizować. Rosyjska agresja wydaje się być usprawiedliwieniem dla braku reform, kryzysu i chaosu. Mydli oczy, odwraca uwagę, pozwala skupiać się na tym co medialne, a czasem mało ważne. Stała się kurtyną, za którą znów tworzą się układy, koterie i rosną w siłę członkowie nowej „rodziny”. Być może już nie tak stabilnej jak ta Janukowycza, być może takiej, w której będą następowały dynamiczne zmiany i łatwiej będzie kogoś usunąć czy przesunąć pod płaszczykiem demokracji, a jednak znów opartej na pieniądzach, sile, zobowiązaniach i przyjaźniach.

Fajerwerki
Ukraińcy stracili zaufanie do władzy. Blok Petra Poroszenki wspiera dziś już tylko 14% obywateli (w październiku 2014 roku było to 22%), Arsenij Jaceniuk z Frontem Ludowym nie znalazłby się w parlamencie. Co czwarty pytany w ogóle nie udałby się dziś na wybory. W tej sytuacji władzy potrzebne są spektakularne ruchy, które pokażą, że jednak prezydent i rząd coś robią, działają w imieniu narodu i dla jego dobra. Co prawda racjonalnie byłoby wprowadzić zmiany w ustawodawstwie, rozprawić się z korupcją i przystąpić do reformy gospodarki, ale to nie mieści się w zaściankowym sposobie myślenia „proeuropejskich” polityków. Raz, że wymagałoby wyrzeczeń, a dwa – długiego czasu, dzielącego decyzję od efektów. Tu potrzeba czegoś, co dobrze sprzeda się w mediach i rozbłyśnie fajerwerkiem. A że będzie jak fajerwerki krótkotrwałe, to nie ma dla prezydenta i jego świty większego znaczenia.

Może taka krótkowzroczność nie byłaby aż tak naganna gdyby nie fakt, że Poroszenko nie zauważa, że Ukraińcy oczekiwali od niego czegoś więcej, niż gestów – chcieli realnego działania, przed którym prezydent nie będzie się krył za plecami rosyjskiego wojska. Tymczasem Poroszenko wydaje się być oderwany od ukraińskiej rzeczywistości. Jest prezydentem ludzi o postkomunistycznej mentalności, rządzącym w starym stylu, tak, jak robili to Janukowycz, Juszczenko, Krawczuk. Nie potrafi rządzić nowoczesnym, proeuropejskim społeczeństwem, gdyż wydaje mu się, że takiego po prostu nie ma. No, może co najwyżej istnieje na portalach społecznościowych w Internecie, ale tam też prezydent jest obecny, zatem zaspokaja potrzeby tej części elektoratu. Pytanie tylko, jak długo uda mu się żyć tymi złudzeniami. I jak wiele jeszcze wytrzymają sami Ukraińcy.

Póki co dostali w prezencie na wiosenne święta zapowiedź zawieszenia zakupów rosyjskiego gazu, o czym poinformował 23 marca minister energetyki i przemysłu węglowego Wołodymyr Demczyszyn. To nie tylko racjonalny i rozsądny krok, ale i propagandowy komunikat o silnej Ukrainie, która poradzi sobie bez energii od agresora, o sprytnych politykach potrafiących znaleźć źródło zaopatrzenia w innych, niż Rosja, krajach. Nie ma znaczenia, że będzie to nadal gaz rosyjski. Kupowany od nierosyjskich dostawców będzie miał znacznie niższą cenę, gdyż Kijów od wielu lat płacił Moskwie zawyżone sumy za ten surowiec. Co za tym idzie, decyzja o robieniu interesów z Niemcami, Czechami czy Słowacją należy do tych, które należało podjąć.

Nie tracąc impetu politycy zaserwowali też Ukraińcom aresztowanie szefa służby do spraw nadzwyczajnych i jego zastępcy. Serhij Boczkowski i Wasyl Stojecki zostali skuci kajdankami przed kamerami, gdy udawali się na posiedzenie rządu. Oficjalnym powodem były działania korupcyjne związane z zamówieniami dostaw paliw, tak rozbudowane, że mówi się wręcz o piramidzie korupcyjnej. Oczywiście obu mężczyzn można było ująć w mniej widowiskowy sposób, ale pamiętamy, że rządzący muszą pokazać, jak wiele robią.

Jeśli by tego miało być za mało, to aby przekonać Ukraińców i resztę świata, że rząd działa sprawnie i pragmatycznie, postanowiono rozliczyć się z niedobrymi oligarchami. Nie: z oligarchami w ogóle, bo wówczas Poroszenko musiałby podać się do dymisji, a w ślad za nim jeszcze paru rządzących. Tym razem padło na tych niewygodnych.

Na pierwszy ogień poszedł gubernator obwodu dniepropietrowskiego Ihor Kołomojski. Mówi się, że jego dymisja jest skutkiem sporu biznesmena z władzami o kontrolę nad państwowymi przedsiębiorstwami. Dla jednych jest to dowód na polityczny rozsądek Poroszenki, dla innych irracjonalna decyzja, bo któż by odsuwał od władzy człowieka broniącego Donbasu przed Rosjanami, twórcę prywatnej armii?

Sam Kołomojski nie obraził się na prezydenta i zdecydował się odejść z klasą. Przypomniał, że jest biznesmenem, nie politykiem, a w gubernatorskim fotelu zasiadał tymczasowo i miał go opuścić już przed kilkoma miesiącami. Zachowywał się tak, jakby w całym tym zamieszaniu wcale nie chodziło o jego rosnące wpływy i o pieniądze z kontrolowanych przez niego spółek państwowych. Kołomojski i Poroszenko rozstali się w zgodzie, a media i analitycy zajęli się głoszeniem pochwał pod adresem prezydenta, który odniósł sukces osłabiając pozycję oligarchy, oraz rozważaniem znaczenia Uktransnafty i Ukrnafty dla państwowego budżetu, walkami o pakiety kontrolne akcji czy sprawą domniemanego związku Kołomojskiego z zabójstwem oficera SBU.

Jednocześnie zapomnieli, że z chwilą, gdy ktoś odchodzi, pojawia się na jego miejsce nowa postać.

Walentyn Rezniczenko
Walentyn Rezniczenko mimo młodego wieku wiele osiągnął w biznesie i polityce, co może budziłoby zdumienie na Zachodzie, ale nie dziwi nikogo na obszarze byłego ZSRR. Całkiem niedawno, 20 lutego 2015 roku, stanął na czele administracji państwowej w obwodzie zaporoskim, co daje mu alibi w Donbasie – nikt nie może powiedzieć, że wskoczył na tak odpowiedzialne stanowisko bez doświadczenia. Wcześniej bowiem niewiele wskazywało na to, że zajmie się polityką. Już jako 24-latek rozpoczął pracę w firmie „Ukraiński media holding”, a mając lat 31 został wicedyrektorem tej firmy.

W skład „Ukraińskiego media holdingu” wchodzi kilkadziesiąt projektów medialnych związanych z prasą, telewizją, radiem czy Internetem, jest to zatem potężna siła – zasada, że kto dzierży media ma wielki wpływ na losy państwa nie jest nowa. 21 czerwca 2013 roku 98% akcji holdingu kupił niejaki Serhij Kurczenko, którego firma „WETEK” („ВЄТЕК”) została kilka miesięcy później uznana za organizację przestępczą.

Serhij Kurczenko
Kurczenko to sprawny budowniczy piramid finansowych i specjalista od brudnych pieniędzy, twórca grupy 55 spółek handlujących gazem, zarejestrowanych w obwodzie charkowskim i na Krymie, skupionych w „Gaz Ukraina 2009”.  

Po przejęciu przez niego „Ukraińskich mediów” Komitet Niezależnych Związków Zawodowych Mediów Ukrainy (Комітет Незалежної медіа-профспілки України) uznał, że w firmie wprowadzono cenzurę, którą objęto publikacje polityczne i gospodarcze, a niewygodnych dziennikarzy zwalniano. Nikt z tego Kurczenki nie rozliczył. Nie przeszkadzało to zapewne wicepremierowi Serhijowi Arbuzowowi, który choć oficjalnie wypierał się znajomości z Kurczenką, to wiele wskazuje na to, że był z nim powiązany interesami. Jeśli jednak Arbuzow nie chciałby roztoczyć parasola ochronnego, to zapewne robił to Artem Pszonka, syn generalnego prokuratora, powiązany z „Gazem Ukrainy”. A gdyby i Pszonka zawiódł, zawsze pozostawała janukowyczowska „Rodzina”.

A dlaczego o Kurczence mowa? Żeby to zrozumieć przyjrzyjmy się szefowi prezydenckiej Administracji.

Borys Łożkin
Borys Łożkin to człowiek, który potężnie rozbudował „Ukraiński media holding” i zadbał o to, by firma weszła na frankfurcką giełdę. Tam osiągnęła wartość szacowaną na pół miliarda dolarów, a działała nie tylko na ukraińskim, ale i rosyjskim rynku. Tworząc tę potęgę Łożkin inwestował wspólnie z niejakim Petrem Poroszenką. Z nim też, w 2011 roku, nabył przedsiębiorstwo KR Media, do którego należał między innymi popularny tytuł i strona internetowa „Korespondent”.

Wkrótce Łożkin wykupił udziały Poroszenki w „Ukraiński media holding”, po czym sprzedał kurę znoszącą złote jaja… Kurczence. Być może w ten sposób zrealizował swoje plany, aby stać się miliarderem.

Ile dokładnie zarobił na tej transakcji trudno ocenić, gdyż po całej operacji nie zachował się ślad w deklaracjach podatkowych Łożkina. Kurczenko mętnie wspominał o kwocie rzędu 170 milionów dolarów, ale prawdopodobnie była ona zaniżona. Kto wie, może jednak nie doszło do sprzedaży, gdyż z chwilą, gdy za Kurczenką rozesłano listy gończe, Łożkin sprawował pieczę nad firmą? A może koszty ukryto gdzieś na Wyspach Dziewiczych, Cyprze czy w Holandii? Wszędzie tam prowadzą tropy biznesowej działalności Łożkina, ale oczywiście może to być tylko zbieg okoliczności. Jeśli jednak byłby to ślad naginania prawa do potrzeb własnych interesów, to mogłoby się okazać, że zarzuty sfałszowania dokumentów „poświadczających” wykształcenie polityka są drobiazgiem, w porównaniu ze skandalem gospodarczym.

Sieć powiązań
O tym, że uznany za przestępcę Kurczenko i szef prezydenckiej administracji Łożkin robili interesy już wiemy. Z kolei Rezniczenkę i Łożkina łączyła nie tylko jedna firma, ale do dziś pozostają w przyjaźni (jeśli taka w interesach i polityce w ogóle istnieje). Plotkuje się nawet, że łączą ich więzy krwi, a to na pewno zobowiązuje. Rezniczenko nie byłby więc tylko człowiekiem Poroszenki w Donbasie, ale przede wszystkim Łożkina.

Możemy więc zapytać, na ile szef administracji prezydenta miał wpływ na usunięcie Kołomojskiego i zastąpienie go kimś ze „swoich”? Na ile Łożkin ma wpływ na Poroszenkę, albo jak silne muszą być ich wzajemne zależności, że prezydent nie zauważa podatkowych oszustw i zapomniał o związkach polityka z Kurczenką? Na ile to wszystko tylko przypadki, zaniechania dopuszczalne podczas wojny, a na ile jesteśmy świadkami tworzenia kolejnej „rodziny”?

„Jedna z tragedii rządów Janukowycza wynikała ze stosunku ze środowiskiem biznesowym. Finansowe interesy jednej rodziny zdominowały wszystko” mówił mediom ambasador USA w Kijowie Geoffrey Pyatt. Dziś Poroszenko odsuwając Kołomojskiego stwarza wrażenie, że wypowiada wojnę oligarchom, a jednocześnie nie sięga nawet wierzchołka góry lodowej, gdyż sam jest uwikłany w powiązania, których nie potrafi bądź nie chce zerwać.

Jurij Oszczenko
Kilka miesięcy temu, 10 czerwca 2014 roku, Poroszenko na swojego asystenta wyznaczył Jurija Oszczenkę, dyplomatę, wcześniej ambasadora w Norwegii. To stamtąd pochodzą oskarżenia ukraińskiej diaspory, że w czasie, gdy na Majdanie ginęli ludzie, Oszczenko nie tylko nie dawał temu wiary, ale też wspierał Janukowycza.

Tym samym mogło się zdawać, że historia w błyskawicznym tempie zatoczyła koło. Ludzie lojalni wobec byłego prezydenta są tymi, którym ufa dzisiejsza głowa państwa. Sprawujący najwyższe urzędy w kraju prowadzą brudne interesy, z których się nie tłumaczą i nie rozliczają z fiskusem. Powiązania biznesu z polityką nie zniknęły, zmieniły się tylko nazwiska. Ukrywane są oszustwa, afery, pranie pieniędzy. Media nadal są własnością oligarchów i trudno jest mówić o ich niezależności. W tej sytuacji należy zadać sobie pytanie, co tak naprawdę zmieniło się na Ukrainie?

Zmiany
Wydaje się, że wbrew pozorom zmieniło się wiele, bo wzrosła świadomość społeczeństwa i jego siła. Jednak to, czy nie zostanie ona stłamszona przez kryzys gospodarczy, wojnę i rozczarowanie pozostaje wciąż pytaniem otwartym. Natomiast patrząc na polityków nasuwa się tylko jedna odpowiedź – wszystko zostało po staremu. Ukraiński prezydent i rząd nie potrafią być europejscy i prawdopodobnie nawet nie chcą tacy być – wraca tu stary problem przejrzystości działań, konieczności reform, utraty szansy na nielegalne dochody. Być może z Zachodu lepiej to widać i stąd pozornie niezrozumiała niechęć  do wspierania kolejnej zmiany oligarchów u władzy. Problem w tym, że odbija się to negatywnie na obywatelach kraju, którzy wychodząc na Majdan popełnili jeden poważny błąd, mianowicie nie stworzyli własnych elit i wciąż muszą polegać na pseudoelitach wyhodowanych na biznesie.

A może wcale nie musi tak być? Gdy opadnie strach przed wojną może się okazać, że jednak Ukraińcom naprawdę spiesznie jest do Europy, a pobiegną tam po trupach tych, którzy dziś nimi rządzą.

Agnieszka Sawicz
Tekst ukazał się w nr 6 (226) za 31 marca – 16 kwietnia 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X