Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

Wszystkie drogi prowadzą do Rzymu

Dzięki niezliczonym punktom informacji turystycznej i całej armii przewodników, mówiących chyba wszystkimi językami świata, oraz serdeczności mieszkańców miasta, chętnie podpowiadających drogę do danego zabytku, w Rzymie nie można się zgubić. Łatwo też o nocleg w przystępnej cenie. Za noc w hoteliku niedaleko dworca kolejowego Termini, świetnie skomunikowanego z centrum miasta zapłaciłam 20 euro. Czysto, miła obsługa i śniadanie w cenie.

Jeśli przyjdzie komuś do głowy odwiedzić Rzym w marcu, nie popełniajcie mojego błędu i weźcie ze sobą kalosze. Deszcz w Wiecznym Mieście padał mniej lub bardziej intensywnie przez wszystkie cztery dni mojego pobytu. Rzymskie wakacje będą mi się jeszcze długo kojarzyć z przemoczonymi tenisówkami. Parasola natomiast nie trzeba ze sobą zabierać: wraz z pierwszymi kroplami deszczu zjawiają się na rzymskich placach i ulicach sprzedawcy parasolek. To bardzo popularne zajęcie wśród imigrantów z Azji i Afryki. Jeśli nie pada, sprzedają torebki-podróbki znanych włoskich projektantów, albo okulary słoneczne.

(Fot. Elżbieta Zielińska)Nie narzekałam jednak na niesprzyjającą aurę, bo szybko się okazało, że deszcz zniechęcił do spacerów mniej zdeterminowanych niż ja turystów. Miałam zatem luksusowe warunki do zwiedzania Koloseum i starożytnych ruin w okolicach Forum Romanum, bez konieczności przeciskania się między wycieczkami Chińczyków i Rosjan (z moich obserwacji wynika, że wiosną turyści z tych właśnie krajów stanowią w Rzymie najliczniejszą grupę zwiedzających). Spośród najstarszych zabytków miasta największe wrażenie zrobił na mnie Panteon. Po prostu nie mieści mi się w głowie, że tak potężna i architektonicznie doskonała budowla powstała prawie dwa tysiące lat temu. Pełna podziwu dla geniuszu starożytnych budowniczych, obserwowałam jak krople deszczu wpadają do środka przez idealnie okrągły otwór w kopule. Skuteczniejsze schronienie przed deszczem dawały inne sławne rzymskie świątynie. Bazylika św. Jana na Lateranie przygniotła mnie swoim przepychem. Zdobienia sufitów, mozaiki i malowidła na ścianach, przeogromne posągi Apostołów stojące przy kolumnach przyprawiają o zawrót głowy. Chyba jedyny skromny element wystroju kościoła to gołębie z białego marmuru – główny motyw na posadzce – dziwne, ale najbardziej zapadły mi w pamięć.

Żadna budowla w Rzymie nie może się jednak równać z monumentalną bryłą Bazyliki świętego Piotra. Przewodnicy podkreślają, że świątynia nie jest już największym na świecie kościołem katolickim, odkąd palmę pierwszeństwa odebrała jej bazylika w Jamusukro, ale dla mnie nie miało to znaczenia, bo jeszcze nigdy nie byłam w tak przeogromnym kościele. W bazylice panuje nieustanny ruch i gwar wywoływany przez grupy turystów, ale kilka miejsc stanowi oazę ciszy i modlitwy. Jednym z nich jest kaplica św. Sebastiana, gdzie znajduje się grób bł. Jana Pawła II.

Warto też pokonać niezliczoną ilość schodów, żeby wspiąć się na kopułę bazyliki i stąd podziwiać panoramę Rzymu.

Watykan to jednak nie tylko Bazylika i plac św. Piotra. Nieprzeliczone zbiory bezcennych dzieł sztuki kryją długie korytarze i przestronne sale Muzeów Watykańskich. To prawdziwy raj dla historyków sztuki. Rzeźby i obrazy gromadzone tu od czasów papieży Sykstusa IV i Juliusza II niezmiennie przez wieki wywołują okrzyki zachwytu. Giotto, Caravaggio, da Vinci – nie wiem już spotkanie z dziełami którego mistrza sprawiło mi najwięcej radości. Na pewno zatrzymałam się na dłużej przy Grupie Laokoona. Sporo czasu poświęciłam też na kontemplowanie fresków w Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie przypomniały mi się fragmenty „Tryptyku Rzymskiego”:

(Fot. Elżbieta Zielińska)Stajemy na progu Księgi.

Jest to Księga Rodzaju – Genesis.
Tu, w tej kaplicy, wypisał ją
Michał Anioł
nie słowem, ale bogactwem
spiętrzonych kolorów.

Wchodzimy, żeby odczytywać,
od zdziwienia idąc ku zdziwieniu.

Oczywiście oprócz przybytków pełnych strawy duchowej, szukałam też we włoskiej stolicy miejsc, gdzie można smacznie napełnić żołądek. Miałam w mojej relacji unikać truizmów, ale bez jednego się nie obejdzie – nie ma to jak włoska pizza! Świeża, chrupiąca, z najprostszymi, najlepszej jakości dodatkami – wyśmienita. Jeśli zaś chodzi o ciekawostki kulinarne, to początek wiosny oznacza w Rzymie pełnię sezonu na karczochy. Te zielonkawe ni to kwiaty, ni szyszki moim zdaniem lepiej prezentują się w bukiecie niż na talerzu, ale sprzedawcy jarzyn na Campo di Fiori (gdzie po dziś dzień kosze oliwek i cytryn, bruk opryskany winem) przekonywali mnie, że wystarczy odpowiedni przepis i dodatek ziół, żeby wydobyć z karczocha niezwykłe walory smakowe. Kiedyś na pewno spróbuję. Tymczasem rzymskim przebojem kulinarnym pozostają dla mnie nadziewane serem i rybą smażone kwiaty cukinii.

Autorka na schodach na Placu HiszpańskimRzym obrósł mitami i legendami. Niektóre z nich są związane z klasyką kina. Nie mogłam nie odwiedzić Schodów Hiszpańskich, gdzie Audrey Hepburn jako księżniczka Anna incognito na wakacjach zajadała się lodami w towarzystwie Gregory Pecka. Byłam też przy fontannie Di Trevi. To właśnie tutaj Federico Fellini nakręcił mistrzowską scenę kąpieli w wykonaniu Anity Ekberg. Wizerunek pięknej blondynki w wieczorowej sukni po pas zanurzonej w wodzie zdobi stosy kalendarzy, magnesów, notesików i innych suwenirów, które można kupić na pobliskich straganach.

Żegnałam Rzym z poczuciem niedosytu i nadzieją, że jeszcze tu wrócę, by ujrzeć miasto w bardziej sprzyjających warunkach atmosferycznych. Veni, vidi, arivederci – pomyślałam wsiadając do samolotu.

Elżbieta Zielińska
Tekst ukazał się w nr 7 (203) za 15-28 kwietnia 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X