Wspomnienia konsula Janusza Jabłońskiego

Wspomnienia konsula Janusza Jabłońskiego

Wiosną 2003 roku odszedł ze stanowiska konsula generalnego Krzysztof Sawicki, zaś dyrektor Departamentu Konsularnego MSZ, Janusz Skolimowski, zaproponował mi wówczas zadanie przygotowania Konsulatu do Nowej Polityki Wizowej.

 

Gdy rozpoczynałem pracę w Konsulacie RP we Lwowie, pracowało tam zaledwie trzech konsulów. Problemy były też z samą lokalizacją urzędu. Zajmowaliśmy budynek małej willi, w której mieścił się wówczas prawie cały urząd. Teraz zaś pracowało w Konsulacie już nie trzech, a kilkunastu konsulów – i trzeba było ten budynek przystosować do nowych zadań. Warunki były trudne dla wszystkich, lecz dzięki dobrej atmosferze, jaka panowała w urzędzie, z trudem, ale także z uśmiechem, pokonywaliśmy największe nawet bariery.

 

Wdrożenie nowej polityki wizowej z konieczności musiało odbywać się w lokalu wielkości przeciętnego domu jednorodzinnego – i było bardzo trudnym wyzwaniem, z którego, jak sądzę, wywiązaliśmy się dość dobrze.

 

Dziękuję moim kolegom za to, że pracując w tak trudnym okresie i ekstremalnych warunkach, znajdowaliśmy czas nie tylko na pracę, ale i na wspólny odpoczynek i rozrywkę. Ta druga była możliwa także dlatego, że konsule, dzięki uprzejmości prorektora Lwowskiego Narodowego Uniwersytetu Medycznego we Lwowie Mieczysława Grzegockiego, mogli w zimne miesiące korzystać nieodpłatnie z sali gimnastycznej. Z kolei latem odbywały się mecze piłki nożnej w seminarium duchownym w Brzuchowicach. Toczyliśmy boje z księżmi pracującymi na Ukrainie i klerykami tegoż seminarium, ale była to rywalizacja wyłącznie w sportowym duchu. Jak dobrze pamiętam, najdzielniejszym graczem z przeciwnej drużyny był obdarzony licznymi talentami ksiądz Marek Niedźwiecki, wspomagający także swoim głosem polskie Radio Lwów.

 

(Fot. ze zbiorów autora wspomnień)

Dziękuję paniom konsulom: Beacie Dędza-Dobosz i Jadwidze Żak oraz panom konsulom: Janowi Romeyce-Hurce i Krzysztofowi Tulei. Nota bene, to pan Tuleja stworzył wtedy – i to w bardzo krótkim czasie – pierwszy e-konsulat, co prawda w bardzo uproszczonej wersji, ale jakże przydatny w uregulowaniu spraw wielotysięcznej kolejki oczekujących wizy. Należało szybko uporządkować kolejkę, także po to, aby zmniejszyć niezadowolenie strony ukraińskiej z wprowadzenia NPW, a przez to tłumów kolejkowiczów przed konsulatem.

 

Wypada także wspomnieć, że w okresie mojego kierowania udało się po wielu latach zakończyć negocjacje ze stroną ukraińską w sprawie zakupu terenu pod budowę nowego urzędu. Na tym to właśnie terenie znajduje się obecna i okazała, jak mniemam, siedziba Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Zakup terenu pod nowy urząd był niewątpliwym sukcesem strony polskiej, ale był możliwy także dzięki życzliwości ówczesnego gubernatora obwodu lwowskiego, pana Ołeksandra Sendehi.

 

W pierwszych dniach października 2003 roku wyszedłem do osób oczekujących pod konsulatem. Pozwolono mi spojrzeć na listę i liczbę zapisanych tam osób. Nie przeraziłem się, pomimo tego, iż na tej liście widniało ponad czternaście tysięcy nazwisk obywateli Ukrainy, którzy chcieli otrzymać wizy. Wtedy myślałem tylko o jednym – jak wybrnąć z tej niecodziennej sytuacji. W mojej pracy zawsze wspierał mnie Departament Konsularny, który doskonale rozumiał nasze potrzeby. Interes Polski wymagał aby wszystkie problemy rozwiązywać skutecznie, ale i z rozwagą. Wprowadzenie wiz dla obywateli Ukrainy było warunkiem sine qua non naszego wejścia do Unii Europejskiej, z drugiej strony Polska otwartość wobec naszych bezpośrednich sąsiadów była i jest polską racją stanu. W związku z tym, całe przedsięwzięcie wymagało ogromnego wysiłku i rozsądnego działania. W tym czasie w Konsulacie wprowadzono wiele innowacji typu organizacyjnego, które wspólnie z kolegami wypracowaliśmy w trakcie wspólnych narad. Oczywiście wszystko to robiliśmy w celu sprawniejszej obsługi interesantów, cały czas w trudnych warunkach lokalowych. Jednocześnie aby w jak największym stopniu zmniejszyć niekorzystny rezonans społeczny, spowodowany wprowadzeniem wiz, tym samym kolejkami oczekujących na wizy, podjęliśmy na szeroką skalę akcję o charakterze informacyjnym. To był wysiłek nie mniejszy niż potrzebny przy tym, co nazywaliśmy obróbką wniosków wizowych. Oprócz konferencji prasowych bardzo często byłem gościem prowadzonych na żywo audycji w tak zwanych telewizjach śniadaniowych, które, jak się okazuje, ogląda przed wyjściem do pracy bardzo dużo ludzi. Te i inne działania, realizowane konsekwentnie, po pewnym okresie zaczęły przynosić owoce. Mam nadzieję, że udało się stworzyć lepszy wizerunek Polski jako najbliższego sąsiada, a przy okazji także lepszy obraz urzędu konsularnego.

 

Wspólna modlitwa ekumeniczna na Cmentarzu Obrońców Lwowa oraz pod pomnikiem Ukraińskiej Armii Galicyjskiej. Stoją od lewej: zastępca przewodniczącego Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej Wołodymyr Herycz, konsul Janusz Jabłoński, osoba nieznana, greckokatolicki kardynał Lubomyr Huzar, rzymskokatolicki kardynał Marian Jaworski, ks. Mychajło Dymyt (nieco z tyłu), przewodniczący Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej Ołeksandr Sendeha, sekretarz Lwowskiej Rady Miejskiej Wasyl Biłous. (Fot. ze zbiorów autora wspomnień)We wspólnej historii Polaków i Ukraińców było moim zdaniem więcej dobrego, ale były także trudne okresy, które zaważyły na całości naszych stosunków, często także i na relacjach międzyludzkich. Pojednanie obu naszych – jak i wszystkich innych – narodów jest procesem, w którym służba dyplomatyczno-konsularna stanowi bardzo ważne ogniwo. Uważam, że w tej materii należy współpracować z każdym, kto ma wpływ na nasze pojednanie oraz budowanie lepszej przyszłości obu narodów i państw. Niewątpliwie istotną rolę w procesie pojednania Polaków i Ukraińców odgrywają także Kościół katolicki i Cerkiew greckokatolicka. W okresie mojego pobytu we Lwowie Kościołowi katolickiemu pasterzował kardynał Marian Jaworski, zaś Kościołowi greckokatolickiemu, zwanemu także ukraińskim, kardynał Lubomyr Huzar. Są to dwie wielkie postaci, które odegrały w procesie odradzania życia duchowego Polaków i Ukraińców bardzo ważną rolę.

 

Doskonale pamiętam pierwszą chyba od czasu wojny wspólną modlitwę ekumeniczną na Cmentarzu Orląt Lwowskich oraz przy pomniku Strzelców Siczowych we Lwowie. Odmówiliśmy ją w dniu Wszystkich Świętych w 2003 roku. W modlitwie wzięły wówczas udział najwyższe władze obwodu lwowskiego.

 

Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że zarówno praca, jak i sam pobyt we Lwowie były niezwykle pożytecznym doświadczeniem w mojej karierze zawodowej. Ocena tej pracy nie należy oczywiście do mnie, ale wiem i mam przeświadczenie, że jako zespół urzędniczy wykonaliśmy kawałek rzetelnej roboty. Chcę raz jeszcze podkreślić, że wszystko to było możliwe dzięki dobremu zespołowi, skierowanemu do Lwowa przez kierownictwo MSZ, potem zaś dobrej atmosferze, jaką wspólnie już na miejscu stworzyliśmy. Jak już wspomniałem, jechałem do Lwowa bez żadnym sentymentów, a wyjechałem z tego miasta z pięknymi wspomnieniami na resztę życia. Są to wspomnienia o ludziach i organizacjach, na przykład o Polskim Teatrze Ludowym, założonym przez nieocenionego aktora i reżysera w jednej osobie, mistrza Zbigniewa Chrzanowskiego. To były także odwiedziny i katalogowanie miejsc pamięci narodowej, wspólnie z wielkim grodnianinem z urodzenia, zaś lwowiakiem z zamiłowania, Eugeniuszem Cydzikiem. Są to też wspomnienia o przedsięwzięciach promujących polską kulturę w Teatrze Opery, u dyrektora Tadeusza Edera, wielkiego lwowiaka. Nie będą też zapomniane wizyty u księdza Michała Bajcara w Gródku Jagiellońskim. Są jeszcze wspomnienia o setkach innych spotkań, jakie było mi dane odbyć ze wspaniałymi ludźmi podczas mojego pobytu na Ziemi Lwowskiej.

 

Dziś pracę we Lwowie, jak i całą pracę w korpusie konsularnym, oceniłbym w kategoriach wspaniałej przygody, którą nadal przeżywam. Cieszę się i dziękuję losowi, że było mi dane w tym wszystkim uczestniczyć i w jakiejś mierze współtworzyć – przez okres co prawda krótki, ale dynamiczny, obfitujący w wiele wydarzeń, które w historii i dla przyszłości tej placówki odegrały ważną rolę.

 

Janusz Jabłoński
Tekst ukazał się w nr 21 (193) 15–28 listopada 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X