Wiktor jedzie do Rosji?

Wiktor jedzie do Rosji?

Ostatnio w ukraińskiej polityce więcej jest znaków zapytania, niż kropek czy wykrzykników. Tym razem, niczym w dobrym kryminale, rozwiązujemy zagadkę wizyty Wiktora Janukowycza w Rosji. To, co jest w niej pewne to to, że po spotkaniu 27 października w Soczi była to kolejna w tak krótkim czasie okazja do rozmów głowy ukraińskiego państwa z Władimirem Putinem.

Pewne jest też to, że do rozmów tych doszło 9 listopada. Ale gdzie? Tu już zdania są mocno podzielone i odpowiedź, że „gdzieś w Rosji” jest najbliższą prawdy. Co prawda sekretarz prasowy Putina Dmitrij Peskow uważał, że Janukowycz do Moskwy dotarł, to jednak rosyjska telewizja uznała, że wcale się tam nie pojawił. Tę wersję potwierdziła administracja prezydenta Ukrainy, wedle której rozmowy prowadzono w wojskowej bazie na terytorium Federacji Rosyjskiej. Jako, że o wizycie poinformowano dosłownie w ostatniej chwili, jak gdyby nie była planowana, zamieszanie wokół niej niespecjalnie może dziwić. Natomiast wybór na miejsce spotkania terenu wojskowego mógłby wskazywać, że gospodarz miał przygotowane dla gościa „delikatne sugestie”… Tylko że w tym miejscu postawić należy kolejne pytanie – w jakim zakresie miałby coś sugerować? Tematyka rozmów pozostaje bowiem zagadką.

Niektórzy twierdzą, że chodziło gospodarcze stosunki między Ukrainą a Rosją w przededniu wileńskiego szczytu, inni powiadają, że dyskutowano tylko cenę rosyjskiego gazu, ale tak naprawdę nikt do końca nie może być tego pewnym. Raczej należałoby się spodziewać, że priorytetem był kurs, jaki obierze Ukraina w polityce zagranicznej, a może wręcz to, jak mają się układać relacje wzajemne po podpisaniu umowy stowarzyszeniowej. Bo ani gaz, ani handel nie są sprawami aż tak pilnymi, by Janukowycz w pośpiechu musiał stawiać się na wezwanie Putina.

A może tak naprawdę niczego ze służalczości w tej wizycie nie było? Może prezydent Ukrainy chciał zagrać na nosie Brukseli i postraszyć ją raz jeszcze zbliżeniem z Moskwą? Postawił na baczność unijnych analityków, kazał im gorączkowo rozważać, co też mógł mieć na myśli. Bo może wcale niczego w Wilnie Ukraina nie podpisze, a za to jednak wstąpi do Unii Celnej?

Jak widać, Ukraina kolejny raz ma dla nas w zanadrzu niespodziankę. Albo kolejny raz nie potrafimy racjonalnie ocenić prowadzonej przez Ukraińców polityki i ich sytuacji tak wewnętrznej, jak i międzynarodowej.

Powielany schemat, w myśl którego Janukowycz nie chce złagodzić swego stosunku do Julii Tymoszenko, ponieważ jest ona dla niego konkurentką do najwyższego urzędu w państwie, jest dziś odgrzewaniem historii sprzed lat nie mającym racjonalnego uzasadnienia. Problemem raczej mogłoby być wykorzystanie precedensu byłej premier przez innych, majętnych więźniów i nagłe pogorszenie ich stanu zdrowia, a przecież Baden-Baden nie wybudowano po to, by ktokolwiek tam odsiadywał wyroki. Natomiast Tymoszenko po wyjściu z wiezienia nawet, jeśli nie będzie tracić czasu na kuracje, to musiałaby poświęcić go sporo na odbudowanie politycznego zaplecza. Dziś nie stanowi realnego zagrożenia dla Janukowycza, a walka o prezydencki fotel rozegrałaby się pomiędzy Olehem Tiahnybokiem, Arsenijem Jaceniukiem i Witalijem Kliczką i to ten ostatni miałby zapewne największe szanse na jej wygranie. Tymoszenko, nawet gdyby była wolna i posiadała pełnię politycznych praw, nie mogłaby się równać z poliglotą mającym dobry medialny wizerunek wsparty sportową karierą. W czasach, gdy społeczeństwa są rozczarowane politykami ten, kto ma im do zaoferowania coś więcej, niż tylko partyjne rozgrywki, wydaje się być często kandydatem bliższym szaremu człowiekowi, a co za tym idzie – idealnym. I jeśli kogoś miałby obawiać się Janukowycz to raczej nie zapomnianego BJuT-u, a UDAR-u.

Dlatego gra kartą Julii Tymoszenko nastawiona jest raczej na pokazanie Unii Europejskiej, iż Kijów realizuje niezależną politykę i owszem, zależy mu na podpisaniu umowy stowarzyszeniowej, lecz dowodzi tego reformami, a nie targowaniem się o więźnia w jego ocenie słusznie skazanego i wcale nie politycznego. I dlatego może Janukowycz udał się na rozmowy z Putinem, prowadzone w dobie wszechobecnych podsłuchów gdzieś na uboczu wielkiego świata, aby przypomnieć, że wciąż jeszcze ma poprawne relacje z Rosją i Bruksela powinna dobrze się zastanowić, czy aby na pewno naciskać w sprawie pięknej Julii.

Agnieszka Sawicz
Tekst ukazał się w nr 21 (193), za 15–28 listopada 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X