Ćwierćwiecze Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej

Ćwierćwiecze Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej

 

(Fot. z archiwum autora)

Osobiście we Lwowie miałem nie za dużo znajomych wśród tutejszych Polaków, mało się z konkretnymi osobami kontaktowałem, mało znałem. Naprzód Stryj, później Konserwatorium, dalej teatr, armia, znów konserwatorium (a tu nawał pracy pedagogicznej, funkcje dziekańskie, kierownika katedry), w domu rodzina (babcia, matka, pracująca żona, syn, córka – wszystko to absorbowało cały wolny czas, uniemożliwiający zajmowania się pracą twórczą i naukową, nie wspominając na częstsze kontaktowanie się z kolegami. Nie dawało to również możliwości zawierania nowych znajomości w polskim lwowskim środowisku).

Otóż droga do „legalnej” działalności Towarzystwa zaczęła się na kilka miesięcy przed grudniem 1988 r., jeszcze przed utworzeniem PSKOU w Kijowie. Szczęśliwie zachowały się pewne notatki, które tutaj wykorzystam. Zaznaczę naprzód, iż rolę zasadniczego inspiratora tworzenia we Lwowie narodowych stowarzyszeń wzięła na siebie Fundacja Kultury Ukraińskiej, na czele której stał wybitny rzeźbiarz lwowski, jeden z założycieli Akademii Sztuki Ukrainy, długoletni rektor Lwowskiej Akademii Sztuki profesor Emanuel Myśko.

To dzięki niemu powstały takie stowarzyszenia, jak Towarzystwo Języka Ukraińskiego (Mowy Ukraińskiej) im. T. Szewczenki, Rosyjskie Towarzystwo im. A. Puszkina, Rosyjskie Towarzystwo im. A. Sacharowa, Ormiańskie Towarzystwo, Żydowskie Towarzystwo im. Szolem-Alejchema, Česko-Slovenska Beseda, Rumuńskie Towarzystwo i TKPZL.

 

Symbolicznym „ojcem chrzestnym” Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej był wybitny poeta ukraiński i działacz społeczny, syn posła na Sejm II Rzeczypospolitej, pierwszy demokratycznie wybrany deputowany Rady Najwyższej ZSSR od zachodniego regionu USSR, przewodniczący Lwowskiej Organizacji Literatów Ukraińskich Rostysław Bratuń, który prezentował nasze Towarzystwo na zebraniu założycielskim w sali koncertowej Lwowskiego Konserwatorium Państwowego im. M. Łysenki 6 grudnia 1988 roku.

(Fot. z archiwum autora)Lecz nim do tego doszło, nasza trójka założycielska: główny inspirator – Adolf Wisłowski, znany lekarz – Adam Kokodyński i ja, zacząwszy od pierwszych spotkań w naszym domu, spotykaliśmy się czasem „przy kielichu” domowego wina i – znacznie częściej – bez niego, omawiając poszczególne możliwości działań, idących w kierunku powołania do życia stowarzyszenia polskiego we Lwowie. A chciałbym zaznaczyć, chociaż na pewno nieskromnie może to zabrzmieć, że właściwie to nie ja dążyłem do naszych coraz częstszych spotkań (bo czasu stale mi na to brakowało), lecz oni ze mną. Zrozumiałem wkrótce, że szukają Polaka, który zdobył pewien autorytet w środowisku, gdzie jest zatrudniony. A byłem wtedy już trochę znany jako profesor Konserwatorium, kierownik katedry kompozycji i instrumentacji, doktor nauk, pedagog, który wychował szereg młodych kompozytorów, dość znany już z jakichś publikacji; znano mnie też jako człowieka bezkonfliktowego, spokojnego, rzeczowego itd. itp. Krócej mówiąc – widocznie „test” przeszedłem pomyślnie. Więc nadszedł czas, by zacząć delikatnie penetrować polską środowiskową opinię publiczną (Kościół, szkoły, znajomi itp.), by upewnić się, czy nasze zamiary zostaną przychylnie przyjęte przez naszych rodaków-współziomków.

 

Zaznaczę jednak, że ani Adam Kokodyński, ani Adolf Wisłowski, nie pretendowali na sprawowanie funkcji prezesa. Kiedy doszliśmy do wniosku, iż należy się „upubliczniać”, zaczęliśmy szukać odpowiedniego lokalu. Ale to jeszcze nie chodziło o ogólne zebrania członków. Zaczęliśmy od skromnych nielicznych spotkań z zainteresowanymi ludźmi. Odbywały się one w pomieszczeniach, które nam okazyjnie łaskawie udostępniano. A więc były to salki w Domu Nauczyciela (zapewne z tego tytułu, że była to też siedziba Ludowego Teatru Polskiego) na ul. Kopernika, salka w Towarzystwie „Memoriał” obok Liceum Muzycznego. Później, dzięki zgodzie dyrektor Marty Markuniny (miała początkowo pewne obawy, czy nie zaszkodzi to kierowanej przez nią „dziesiątce” – obecnie noszącej już przywrócone przedwojenne imię św. Marii Magdaleny) – najczęściej, dopóki TKPZL nie uzyskało swą siedzibę w kamienicy naprzeciw głównego wejścia do Ratusza. W „dziesiątce” w niewielkiej salce obywały się dość częste (prawie cotygodniowe) posiedzenia tymczasowego kierownictwa, które po ukonstytuowaniu się Towarzystwa zostały przeniesione do szkolnej sali gimnastycznej. Ponieważ od samego początku zapowiedziałem, iż nasze posiedzenia będą miały charakter otwarty, co na praktyce oznaczało możliwość obecności na nich każdego kto chciał, to praktycznie te „posiedzenia Zarządu” przekształciły się w ogólne zebrania Towarzystwa.

 

Leszek Mazepa
Tekst ukazał się w nr 21 (193) 15–28 listopada 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X