Wędrówki po lwowskich klasztorach

Wędrówki po lwowskich klasztorach

Planując kolejną książkę „Klasztory rzymskokatolickie na Ukrainie”, przeczuwałem, że szczególnie dużo pracy będę miał we Lwowie. Ale już na miejscu, zetknąwszy się z koniecznością zwiedzania poszczególnych obiektów, przekonałem się na ile to będzie trudne. Nie znając statystyki nie będę twierdził, ale Lwów ma chyba największą ilość rzymskokatolickich klasztorów pośród miast Wschodniej, a może nawet Europy Centralnej. W kilkadziesiąt lat po kasacie józefińskiej pod koniec XVIII wieku wiele zakonów powróciło do Lwowa, lecz większość z nich nie przejęła swoich byłych obiektów, a zbudowała nowe. W wyniku tego dziś we Lwowie jest 39 klasztorów zbudowanych przed 1939 rokiem.

Jako badacz dawnych epok, który stara się działać rzetelnie, nie uważam, że wystarczy sfotografować zabytek od zewnątrz, a jeżeli jest otwarty – to również i od wewnątrz. Jestem przekonany, że wszechstronny opis uda się tylko w tym wypadku, gdy zwiedza się wnętrza klasztoru, do kogo by dziś nie należał. Co dotyczy lwowskich klasztorów łacińskich to w 98% wypadków nie należą do kurii rzymskiej. Dzisiaj nawet jeśli świątynia pełni funkcję cerkwi, to zabudowania klasztorne z zasady wykorzystywane są przez urzędy świeckie. Aby trafić do wnętrza i robić tam zdjęcia, potrzebne są za każdym razem pozwolenia od dyrekcji tych instytucji. Najwięcej kłopotów jest w przypadku, gdy obiekt jest w gestii wojska. Tylko przy ul. Krywonosa (dawnej Teatyńskiej) są trzy dawne klasztory – ojców reformatów, św. Wincenta a Paulo i ojców teatynów (tzw, „czerwony klasztor”). Wszystkie te obiekty należą dziś do MSW. Do wejścia na ich teren potrzebne są zezwolenia dyrekcji lwowskiej milicji, która ma siedzibę w zupełnie innej części miasta. Ale zdarzają się przypadki przyjemnego zaskoczenia, jak miało to miejsce na terenie dawnego klasztoru bonifratrów (obecnie szpitala wojskowego) przy ul. Łyczakowskiej. Jego dyrektor nie zwlekając, bardzo serdecznie dał mi pełną informację i osobę towarzyszącą, która pokazała mi dawne zabudowania klasztorne, ufundowane przez Jana Sobieskiego dla opieki nad weteranami wojskowymi.

 

Ołtarz boczny w potrinitarskiej cerkwi MB Pokrowy (Fot. Dmytro Antoniuk)Pomimo przykrej tendencji – w czasach niezależnej Ukrainy wiernym kościoła rzymskokatolickiego nie zwrócono żadnej świątyni we Lwowie – zauważyłem też zmiany pozytywne. Między innymi, na fasadzie kościoła św. Marii Magdaleny (dawny klasztor dominikanów) ustawiono krzyż. Według słów proboszcza franciszkańskiego kościoła św. Antoniego, jest nadzieja, że wkrótce zostanie zwrócony wiernym dawny budynek plebanii (część dawnego klasztoru), gdzie od czasów sowieckich mieści się szkoła muzyczna. Warto tu przywołać przekazanie kurii kaplicy w dawnym klasztorze karmelitanek bosych, ozdobionej freskami genialnego Jana Henryka Rosena. Według mnie, te działania dają nadzieję, że wreszcie zostanie zwrócony wiernym kościół św. Marii Magdaleny.

Nie zawsze badając lwowskie klasztory istnieje możliwość sfotografowania ich z zewnątrz. Żeby zrobić zdjęcie pokapucyńskiego klasztoru na Persenkówce, który znajduje się na terenie fabryki autobusów, musiałem pokonać wysoki płot. Na szczęście ochroniarzy nie było, ale i tak wątpię, że udałoby się uzyskać oficjalne zezwolenie na wejście i robienie zdjęć.

Pisząc ten tekst ze zdenerwowaniem oczekuję na wizytę w lwowskim areszcie śledczym, który jfunkcjonuje w dawnym klasztorze sióstr brygidek przy ul. Gródeckiej. Dzięki wstawiennictwu Polskiego Instytutu w Kijowie udało mi się otrzymać od centralnego urzędu służby penitencjarnej Ukrainy zezwolenie na zwiedzanie i fotografowanie tego obiektu i innych więzień. W tym w Zasławiu (klasztor bernardynów) i w Mariampolu (klasztor kapucynów). Nie udało mi się natrafić na zdjęcia dawnych i współczesnych wnętrz tych obiektów. Moja książka – jeżeli ukaże się – zapowiada się na unikatową.

Co zaś się tyczy Lwowa, to już po raz kolejny przekonuję się, że tego miasta nie można lekceważyć. To miasto jest jak piękna panna – wymaga wzmożonej uwagi. Lwów – to … Lwów.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 12 (184) 28 czerwca – 15 lipca 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X