Warsztaty historyczne ze Stanisławem S. Nicieją Wspólne zdjęcie na cmentarzu w Świrzu, fot. Alina Wozijan / Kurier Galicyjski

Warsztaty historyczne ze Stanisławem S. Nicieją

W lipcu br. we Lwowie odbyły się warsztaty historyczne dla nauczycieli, zorganizowane przez Kuratorium Oświaty województwa dolnośląskiego, w ramach projektu „Przez Kresy do Niepodległości”. Kadrą prowadzącą w tym roku był prof. zw. dr hab. Stanisław Sławomir Nicieja, autor kilkudziesięciu książek, artykułów naukowych, publicystycznych i popularyzujących historię, autor serii książek „Kresowa Atlantyda. Historia i mitologia miast kresowych”.

– Na Śląsku jest dużo rodzin z tych ziem południowo-wschodnich, bo tak szły transporty – opowiada prof. Nicieja. – W rodzinach jest różna pamięć o Kresach. Są rodziny, które tę pamięć kultywują, mają stare albumy, tworzą drzewa genealogiczne, żyją tym. Często korzystam z tego jako autor Kresowej Atlantydy.

Warsztaty odbyły się jako element włączenia się dolnośląskich placówek oświatowych w tok wydarzeń, mających nieocenioną wartość dla Polski, dla wydarzeń sprzed stu lat.

– W województwach poszczególnych władze różny mają stosunek, natomiast władze dolnośląskie – marszałek, wojewoda – mają mocne nastawienie na edukację, na korzystanie z historii Kresów. Jest to takie podejście, jakie mają Żydzi w Izraelu. Obecnie w Tel-Awiwie czy Jerozolimie nie można zdać matury nie znając historii miejsc, skąd przyszli ci, kto stworzył państwo Izrael. Nie uczą historii tylko od 1948 roku, kiedy powstało państwo. Marszałek województwa dolnośląskiego uważa, że nie wolno zapomnieć o tym, czym były Lwów, Kamieniec Podolski, Zbaraż, Ostra Brama w Wilnie, Grodno…

fot. Alina Wozijan / Kurier Galicyjski

Kresy stanowią niezwykle ważny wycinek polskości, są tym, bez czego nie można wyobrazić polskiej kultury, sztuki, nauki, historii.

– Historia tak się potoczyła, że w powojennej edukacji władze wycięły jej część, to jakby wycięto trzy czwarte mózgu – stwierdza prof. Nicieja. – Kim byliby Kościuszko, Słowacki, Zapolska, Grottger, Paderewski bez tych ziem? Nie wrócimy tu już jak kiedyś, nie będziemy przemieszczać granic, chyba że jakiś wariat rozpęta kolejną wojnę światową i zacznie przemieszczać granice.

Państwo zmieniało granice – państwo się rozszerzało, zmniejszało, coś wchłaniało, coś traciło, było rozbierane. I nie sposób poznać historii Polski, w tym współczesnej Polski, bez wiedzy o dziejach ziem pozostałych poza jej granicami. To przesunięcie na mapie, urbanizacja ogromnych obszarów ziemi odbywały się przez wieki. W wyniku szczególnie drastycznego przesunięcia granic po ostatniej wojnie Polskę przesunięto o 250 km na Zachód. W wyniku tej operacji Państwo Polskie straciło co najmniej 200 miast, tysiące wsi, zamków, pałaców. A na Zachodzie zyskało poniemieckich 300 miast, mniejszych, ale często miast materialnie bogatszych.

Na Śląsku przerobiliśmy już spuściznę niemiecką, nie wywołują już u nas urazu wycieczki sentymentalne Niemców. Przyjeżdżają, odwiedzają te miasta, chodzą po tych szlakach swoich przodków. Akceptujemy, że pozostała tam niemiecka sztuka i architektura, tworzyli ją niemieccy architekci i inni mistrzowie. Po prostu będziemy tu przyjeżdżać, bo stąd są nasze korzenie. Postawiłem sobie taki cel, że napiszę historię tych 200 miast w formie atrakcyjnej, w formie, która dotrze do każdego, przez pryzmat geografii ludzkiej. To jest Atlantyda, która mnie również pochłania, jej recepcja – przyznaje się prof. Nicieja.

Większość nastolatków nudzi zapamiętywanie wydarzeń i faktów związanych z przeszłością.

– Zawsze dbałem o to, by jak mówili mi moi mistrzowie – gdy piszesz historię, nie nudź. By nie nudzić, nie być księgowym, który tylko wylicza setki nazwisk i dat. Pokazuję osobę w jej otoczeniu, otaczam alegorią, asocjacją.

O tym świecie przypominają głównie rodzinne opowieści, pamiątki, listy. One są żywym świadectwem tego, co było przekazywane kolejnym pokoleniom.

– Uważam też, że historię tworzą nie tylko królowie, książęta, arcybiskupi, ale tworzymy my wszyscy – mówi prof. Nicieja. – Tworzą mieszkańcy wsi, miasteczek, przedmieść. Czasami ważniejszy jest proboszcz, niż biskup. Oto przykład księdza Piotra Smolki w Przemyślanach – ile życia daje on miejscowym ludziom, wiary w siebie i w swoje życie, w dobre stosunki sąsiedzkie.

W jednym z tych upalnych dni odwiedziliśmy w Przemyślanach jedną z grup, które wyjechały na Ukrainę w celu porządkowania opuszczonych cmentarzy w ramach akcji „Mogiłę pradziada ocal od zapomnienia”. Ponad 1300 uczniów dolnośląskich szkół przyjechało porządkować groby na zapomnianych cmentarzach. Przez 10 dni pracowali na 145 opuszczonych polskich cmentarzach. „Nasza” grupa dosłownie „wyrywała z lasu” ogromny cmentarz w Świrzu. Nasze odwiedziny zbiegły się z wizytą radnego Sejmiku Dolnośląskiego Tadeusza Samborskiego i ekipy programu telewizyjnego Grażyny Orłowskiej-Sondej „Wschód”.

Kolejna podróż – do Zadwórza. W nocy spadł deszcz. Depczemy mokrą trawę zarastającą ścieżkę wzdłuż torów kolejowych. Towarzyszy nam gwizd co chwila przejeżdżających pociągów. Odnowiony pomnik na kopcu i krzyże bieleją na tle skoszonej trawy. Pilnuje tego rodzina zamieszkująca zabudowania po dawnej budce dróżnika – potomkowie świadków bitwy stoczonej 17 sierpnia 1920 roku. Wtedy widok po bitwie musiał być wstrząsający. Było gorące lato, ciała poległych szybko się rozkładały. Dlatego je szybko zagrzebano tuż obok budki dróżnika. W ostatnio wydanym tomie X serii „Kresowa Atlantyda. Historia i mitologia miast kresowych” Stanisław S. Nicieja opisuje bitwę pod Zadwórzem. „W tym czasie ważyły się też losy Lwowa. […] Ryglując dostęp do miasta, stoczono na jego przedpolach wiele krwawych bitew i potyczek, m.in. pod Horpinem, Firlejówką i Dytiatynem. Ta pod Zadwórzem nie była największa, ale miała niezwykłą dramaturgię i obrosła legendą”. Nazwano ją „Polskimi Termopilami”, a rolę polskiego Leonidasa przyszło spełnić kpt. Bolesławowi Zajączkowskiemu. Powtarzając za Sokratesem: „Ktoś musi zginąć, aby ktoś inny mógł wolnym żyć”.

fot. Alina Wozijan / Kurier Galicyjski

W programie zwiedzania był też Lwów z Cmentarzem Łyczakowskim, złożenie wieńców w miejscu kaźni profesorów na Wzgórzach Wuleckich. Był też tkwiący w swojej niewzruszonej senności Krzemieniec, kapiąca złotem Ławra Poczajowskia i oczywiście Żółkiew – gniazdo rodowe wielkiego zasłużonego w dziejach Polski rodu Żółkiewskich, Daniłowiczów, Sobieskich.

– Wiem że ludzie zbierają wszystkie tomy „Kresowej Atlantydy”, nie tylko o Chodorowie, jeśli ktoś pochodzi z Chodorowa, nie tylko o Kołomyi, jeśli pochodzi z Kołomyi – komentuje prof. Nicieja. – Zadziwia mnie, że ludzie kompletują. Mam też poczucie, że zapełniam lukę kulturową, że poszerzyłem bazę źródłową. Tym się różnię od historyków, którzy siedzą w archiwum, gabinecie czy bibliotekach, że jestem jeszcze podróżnikiem. Ja docieram do tych miejsc. Jeśli o jakimś piszę, to z autopsji – ja to widziałem. Przyjeżdżam czasami kilkakrotnie. Ja widziałem Żółkiew jeszcze kiedy Kolegiata była w stanie ruiny. Później w trakcie odbudowy i renowacji. I pokazuję to w swoich książkach.

Piękne krajobrazy, warsztaty historyczne, rozmowy i dyskusje prowadzone nieraz do późnej nocy bez wątpienia pozostaną w pamięci uczestników wyjazdu. Wspólne zdjęcia z prof. Stanisławem S. Nicieją być może kiedyś będą inspiracją do kolejnych tekstów z podróży kresowych.

– Ja w swoich książkach rzeczy bardziej drastycznych raczej unikam. Pokazuję ludzi, którzy żyli szczęśliwie. Prowadzili swoje pensjonaty w uzdrowiskach, żyli szeroko, mieli kamienice, uczęszczali do teatru, lubili sztukę, byli kolekcjonerami. Później przyszedł czas, kiedy ktoś inny im to pozabierał, czasami wraz z życiem. Ale na podstawie fotografii wydobywam człowieka z niepamięci.

– Ci nauczyciele pójdą z moją książką, oni odkrywają historię pod innym kątem – mówi prof. Nicieja. – Przykładem może być nasza podróż do Oleska i Podhorzec. Większość tego nie widziała, nie miała świadomości, co to było – teraz uświadamia sobie to. Tu pokazaliśmy naszą historię, pokazaliśmy, że ona też jest atrakcyjna.

Alina Wozijan
Tekst ukazał się w nr 14 (306) 31 lipca – 16 sierpnia 2018

Pochodzi z bardzo mieszanej rodziny o wielu narodowościach, lecz polska krew okazała się być dominująca, stąd w gronie rodziny zachowuje tradycje i posługuje się wyłącznie językiem polskim. Urodzona we Lwowie. Po ukończeniu studiów w Ukraińskiej Akademii Drukarstwa pracowała w dziale bibliotecznym w Państwowym Archiwum Obwodu Lwowskiego, od 1995 roku przez 16 lat – jako redaktor i realizator w regionalnej telewizji państwowej. Od 2001 roku zaczęła oprowadzać grupy turystyczne, jako przewodnik opiekowała się wycieczkami do najdalszych zakątków dosłownie całej Ukrainy. Od 2013 roku jest związana z Kurierem Galicyjskim. Jeszcze w latach studenckich zainteresowała się sztuką przekładu. Na swoim koncie ma przełożone z kilku języków na język polski różnego rodzaju teksty, w tym literackie. Zainteresowania: historia, stosunki społeczne, geopolityka, geografia. Za najlepszy odpoczynek uważa kardynalną zmianę działalności – uwielbia piesze wycieczki na długie dystanse oraz... dziewiarstwo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X