Warszawskie obchody 99. rocznicy Ludobójstwa Ormian

Warszawskie obchody 99. rocznicy Ludobójstwa Ormian

Co roku w Warszawie odbywa się marsz milczenia w rocznicę Genocydu Ormian. W tym roku przypada 99. zbrodni nad narodem ormiańskim w Imperium Osmańskim.

Marsz Milczenia rozpoczął się pod kościołem p.w. Matki Bożej Anielskiej, skąd uczestnicy przeszli pod ambasadę Turcji. Marsz co roku kończy się pod ambasadą tego państwa, by podkreślić brak satysfakcjonujących społeczność ormiańską gestów ze strony państwa tureckiego. W pochodzie uczestniczyli polscy Ormianie, Ormianie z nowej emigracji, którzy przyjechali do Polski po rozpadzie ZSRR i polscy sympatycy kultury ormiańskiej. Na miejscu przemówili m.in. ksiądz ormiańsko-katolicki Artur Awdalian i duchowny Apostolskiego Kościoła Ormiańskiego Dadżad Caturian.

Kolejnym punktem obchodów była modlitwa celebrowana przed chaczkarem przez Dadżada Caturiana, o pokój dusz męczeńskich ofiar Ludobójstwa Ormian. Wieczorem Ormianie spotkali się w Fundacji Polsko-Ormiańskiej na wieczór poezji, wykładzie o Genocydzie i koncercie muzyki ormiańskiej.

Obchody zostały zorganizowane przez Radę Organizacji Ormiańskich w Polsce oraz Apostolski Kościół Ormiański. W wyniku Ludobójstwa Ormian w latach 1915-17 zginęło do 1,5 miliona ludzi. Dzień 24 kwietnia jest dniem pamięci o Ludobójstwie Ormian.

Zachariasz Bohosiewicz (Fot. Wojciech Jankowski)Z Zachariaszem Bohosiewiczem z Fundacji Ormiańskiej KZKO rozmawiał Wojciech Jankowski.

Jakie znaczenie ma dla polskich Ormian 99 rocznica ludobójstwa?
Myślę, że ma bardziej symboliczne znaczenie. Nie mamy potwierdzonego wypadku, żeby ktoś z naszych przodków zginął w Genocydzie. Znaleźliśmy się na Kresach w XIV wieku, więc ciężko jest nam znaleźć powiązania z genocydem, ale pamiętamy o tym. Jest to pewien symbol. Tę pamięć chcemy kultywować i wspieramy nową emigrację, która co roku gromadzi się i poprzez Marsz Milczenia upamiętnia tamte wydarzenia.

Od jak dawna polscy Ormianie organizują Marsz Milczenia?
Od około 10 lat w Warszawie odbywają się takie marsze. Jak sama nazwa wskazuje są to pochody w całkowitym milczeniu. Gromadzimy się pod kościołem i ruszamy w kierunku ambasady tureckiej i tam zazwyczaj ksiądz – do tej pory ksiądz ormiańsko-katolicki, a od dwóch lat jest też ksiądz ormiańskiego apostolskiego kościoła – odmawia modlitwę. Są też krótkie przemówienia przedstawicieli różnych fundacji i organizacji ormiańskich w Polsce.

Jakie są relacje pomiędzy starą i nową emigracją?
Relacje są bardzo dobre. Nie ma żadnych konfliktów wewnętrznych. Jeżeli chodzi o młodzież, bo ją reprezentuję, brałem udział w kilku spotkaniach naszej emigracji. Takie spotkania są bardzo ciekawe, bo my pokazujemy nasze tradycje polskich Ormian, a oni demonstrują nam tradycje typowo ormiańskie. Nasze kontakty są poprawne i dobre.

Skąd pochodzi twoja rodzina?
Przede wszystkim są to Kresy. Głownie Lwów, Stanisławów i oczywiście Kuty nad Czeremoszem.

Czy w tym roku ponownie jedziecie pielęgnować ormiański cmentarz w Kutach?
Tego jeszcze nie wiemy, ze względu na obecną sytuację na świecie. Zastanawiamy się, czy taki wyjazd będzie bezpieczny. Miejmy nadzieje, że pojedziemy i będziemy tam działać, jak co roku.

Rumuńska granica jest blisko, więc można tam uciekać.
Miejmy nadzieję, że jeżeli wyjazd się odbędzie, to nie będzie żadnych problemów. Społeczność w Kutach zna nas dobrze i wie, że nie głosimy tam żadnych haseł. Jesteśmy tam, aby doglądać nasz polski cmentarz.

Rodzina Bohosiewiczów, a Stanisławów i Kuty?
Kuty – to rodzinne miasteczko mojej mamy Marty Axentowicz-Bohosiewicz. Stamtąd pochodzi duża część naszej rodziny dla mnie Kuty to taka mała stolica ormiańska. Społeczność ormiańska przed wojną byłą tam znacząca. Bardzo miło mi, gdy wchodzę na cmentarz w Kutach i widzę groby babć, dziadków i nazwisko Axentowicz. Ma to dla mnie duże znaczenie. Niestety na obecnych polskich cmentarzach nie jestem w stanie odnaleźć swojej rodziny.

Tu w Warszawie nie ma nikogo?
Nie, ze strony mamy nie mam tu żadnych przodków. Nasi przodkowie wszyscy spoczywają na Kresach. Przed kilku laty tam, w Kutach, odkryliśmy grób naszej praprababci Axentowicz, której nie mogliśmy się nigdzie doszukać.

Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 8 (204) za 29 kwietnia – 15 maja 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X