O dialogu w sprawie tragedii wołyńskiej

O dialogu w sprawie tragedii wołyńskiej

Każde z ludobójstw wyrastało ze skomplikowanych uwarunkowań historycznych. Czy apelując o uwzględnienie kontekstu, w którym doszło do zagłady dziesiątków tysięcy ludzi chcemy umożliwić wytłumaczenie intencji tych, którzy popełniając ludobójstwo torowali drogę do szczęśliwego życia w niepodległym państwie dla własnego narodu?

Idąc tą drogą czy nie zbliżymy się do „zrozumienia” intencji autorów Holokaustu, rzezi Ormian czy Wielkiego Głodu na Ukrainie? – pisze Jan Buszcz komentując wypowiedzi władyki Wenedykta i abpa Mieczysława Mokrzyckiego w sprawie listu pasterskiego z okazji 70. rocznicy tragedii wołyńskiej.

W dniach 5–6 marca w Warszawie odbyło się 361. zebranie plenarne Konferencji Episkopatu Polski poświęcone refleksji nad minionym pontyfikatem papieża Benedykta XVI, a także innym ważnym kwestiom w życiu Kościoła w Polsce i na świecie. O wadze tego forum świadczy obecność kilkunastu biskupów-gości z Białorusi, Czech, Francji, Kazachstanu, Litwy, Mołdawii, Rosji, Słowacji, Ukrainy i Węgier.

Agencja KAI poinformowała o wystąpieniu abpa Mieczysława Mokrzyckiego, metropolity lwowskiego obrządku łacińskiego. Hierarcha z zaniepokojeniem poinformował o trudnościach w wypracowaniu wspólnego listu pasterskiego Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie i ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego poświęconego 70. rocznicy „tragedii wołyńskiej”.

Ze słów hierarchy dowiedzieliśmy się, że zaproponowany przez stronę greckokatolicką projekt pisma w żaden sposób nie odniósł się do wydarzeń, smutny jubileusz których przypada w tym roku, a symbolem których „stała się Krwawa Niedziela 11 lipca [1943 r.], kiedy formacje ukraińskich nacjonalistów zaatakowały prawie 100 miejscowości, gdzie mieszkała ludność katolicka, przeważnie polska”. Zamiast potępić zbrodnie i ideologię, która je spowodowała biskupi greckokatoliccy zaproponowali tekst zawierający tak rażące „nieścisłości” historyczne, że podpisanie pisma stałoby się kompromitacją Kościoła rzymskokatolickiego „stawiając świadectwo relatywizowania odpowiedzialności moralnej w przypadku wydarzenia, które ma aż nader jednoznaczny oczywisty wydźwięk”.

Według zgodnej oceny historyków obydwu krajów na samym Wołyniu zginęło wówczas ponad 60. tys. cywilów. W proponowanej przez greckokatolickich autorów wersji pisma ten fakt określał się jako „przymusowe wysiedlenie ludności polskiej”…

Trzeba zaznaczyć, że strona greckokatolicka, która wystąpiła z inicjatywą wspólnego listu nie chciała przy tym przyjąć uwag i propozycji wystosowanych przez rzymskokatolickich współbraci. Odrzucona została propozycja wspólnego modlitewnego wspomnienia ofiar rzezi w drugą niedzielę lipca i organizacje godnego pochówku szczątków ofiar rzezi. Lwowski arcybiskup zaznaczył, iż obecnie w ponad 2 tys. miejscowości nie ma znaków upamiętniających ślady zbrodni, a kości ofiar dość często pozostają niepochowane i narażone na bezczeszczenie.

Smutna sytuacja, ale odzwierciedla kondycję Kościoła na Ukrainie, o czym wielokrotnie się mówiło.

Ze swoistą ripostą wystąpił zaproszony na zebranie biskupów polskich greckokatolicki hierarcha – władyka Wenedykt, biskup pomocniczy ze Lwowa. Szokująco zabrzmiały słowa biskupa katolickiego (!!!) Wenedykta, iż opinia lwowskiego metropolity, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Ukrainy, wybranego na to stanowisko przez biskupów rzymskokatolickich (jego kadencja rozpoczęła się 3 listopada 2008 roku i ważna jest do dziś) „nie odzwierciedla opinii całego episkopatu rzymskokatolickiego na Ukrainie”. Nie jest to zdanie wyrażone w kuluarach (chociaż i tam nie godzi się tak dyskredytować swego współbrata w biskupstwie), ale podana do Katolickiej Agencji Informacyjnej w majestacie urzędu, który spoczywa na hierarsze greckokatolickim. Biskup Wenedykt, jak zaznacza oficjalna strona internetowa ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego przybył „z polecenia najprzewielebniejszego Światosława, głowy UKGK, jako przedstawiciel naszej cerkwi”. Czyli zdaniem zwierzchności kościoła greckokatolickiego abp Mokrzycki, jako przewodniczący konferencji episkopatu Ukrainy, nie reprezentuje opinii całego episkopatu, kiedy w swym przemówieniu podkreśla – „w opinii ukraińskich biskupów obrządku łacińskiego”, „w opinii biskupów obrządku łacińskiego”? Czy nie jest to wymowne świadectwo jak traktowany jest kościół rzymskokatolicki przez swych współbraci?

W tej sytuacji bardziej zrozumiała staje się gremialna absencja biskupów greckokatolickich na uroczystościach 600.lecia biskupstwa łacińskiego we Lwowie, którym przewodniczył osobisty delegat Ojca Świętego; na rozpoczęciu procesu beatyfikacyjnego biskupa Rafała Kiernickiego, wielkiego duszpasterza ludności greckokatolickiej, ale łacinnika…

Szokująca sytuacja. Trudno się nie zgodzić z abp. Mokrzyckim, który podsumowując nieudany dialog zadaje pytanie, wychodzące poza obręb „sprawy Wołynia”: „W tej sytuacji powstaje pytanie – czy mamy właściwy klimat dla przygotowania wspólnego listu? Czy istnieje wspólna płaszczyzna, byśmy mówili jednym głosem w tak ważnej sprawie?”

Wypowiedź w czasie „misji warszawskiej” wysłannika głowy ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego wywołała zdumienie i żal. Jednak dyskredytacja przewodniczącego komisji episkopatu Ukrainy Kościoła rzymskokatolickiego to nieodosobniony incydent w działalności na polu dialogu międzykościelnego biskupa Wenedykta. Niecałe dwa miesiące temu prawosławny biskup lwowski i halicki Filaret wystąpił z pełnym żalu listem otwartym skierowanym do abpa Światosława w związku ubliżającymi uwagami sufragana lwowskiego wobec działalności Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej. Napisał, że spowodowały one „masę oskarżeń pełnych złośliwości i nienawiści w internecie i lokalnych mediach”.

Bp Wenedykt przedstawiając stanowisko swego Kościoła w kwestii wspólnego listu, zaznacza, że trudno mu przemawiać w tej sprawie, gdyż na Wołyniu „po likwidacji przez władze carskie w połowie XIX w. nie było grekokatolików”.

Rzeczywiście, po totalnej kasacie unii w 1839 r. Kościół greckokatolicki przestał istnieć na Wołyniu, ale w okresie międzywojennym doszło do szczątkowego odrodzenia. Nieliczni duszpasterze greckokatoliccy z Wołynia w okresie II wojny światowej padli ofiarami banderowskich mordów. O. Kasjan Józef Czechowicz i br. Sylwester Hładzio, kapucyni obrządku wschodniego, ks. Józef Gaducewicz, proboszcz w Zasławcu i Kuśkowcach Wielkich, s. Jadwiga Gano i s. Maria Ossakowska sercanki bezhabitowe w obrządku wschodnim z Lubieszowa, ks. Stefan Jarosiewicz, proboszcz w parafii Żabcze. Warto zapamiętać imiona tych męczenników i ogarnąć ich modlitwą Kościoła, któremu oni służyli. A może bp Wenedykt, jako syn Ziemi Wołyńskiej zadba także o to, żeby przynajmniej na miejscu ich kaźni powstały krzyże…

Władyka wspomina „udane akty porozumienia” między episkopatami Polski – rzymskokatolickim – i Ukrainy – greckokatolickim. Zdaniem hierarchy dobrze służyły one temu, o co prosił papież Jan Paweł II, kiedy mówił, że trzeba „oderwać się od bolesnej przeszłości, przebaczyć doznawane krzywdy i budować przyszłość bez uprzedzeń”.

Czy oderwaniem się od bolesnej przeszłości, zdaniem hierarchy jest zapomnienie o ofiarach, nie upominanie się o ich upamiętnienie? Czy takim oderwaniem się jest nie tylko tolerowanie ideologii, która doprowadziła do ludobójstwa, ale i zachwalanie jej z katedr greckokatolickich? Czy ideologia nacjonalizmu to tylko przeszłość? Otóż nie! Skoro początek roku Bożego na całym świecie katolickim będący okazją do modlitwy o pokój według wrażliwości i sumienia najwyższych hierarchów greckokatolickich jest powodem czczenia Bandery w rocznicę jego urodzin.

Greckokatolicki arcybiskup lwowski Ihor Woźniak bez najmniejszej wątpliwości nazywa lidera OUN „skarbem narodu” i wygłasza rzewne homilie na cześć działacza, którego gloryfikacja wywołała zaniepokojenie nawet Parlamentu Europejskiego. Czy zapomnieniem urazów i drogą do pojednania ma być rozpoczęcie Roku Wiary naukami wiary „jako fundamentu w walce o niepodległe państwo”, których udziela tenże Bandera z oficjalnej strony internetowej greckokatolickiego Seminarium Duchownego św. Ducha. Czy nie zakrawa to na bluźnierstwo?

Biskup apeluje o uwzględnienie kontekstu, w którym doszło do zagłady dziesiątków tysięcy ludzi. Czy zdaniem hierarchy da to możliwość wytłumaczenia intencji i wrażliwości tych, którzy popełniając ludobójstwo torowali drogę do szczęśliwego życia w niepodległym państwie dla własnego narodu? Idąc tą drogą czy nie zbliżymy się do „zrozumienia” intencji autorów Holokaustu, rzezi Ormian czy Wielkiego Głodu na Ukrainie? Zapewne każde z tych ludobójstw wyrastało ze skomplikowanych uwarunkowań historycznych.

O tym, jak szczery był wywiad udzielony polskim mediom niech świadczy taki fakt: pytany przez agencję KAI czy jest jeszcze możliwe wypracowanie wspólnego orędzia bp Wenedykt powiedział, że tak, jeżeli jest wola z obu stron. A tymczasem dwa tygodnie wcześniej 25 lutego jedna ze stron – synod biskupów greckokatolickich – na swej 59 sesji uchwalił jednostronnie orędzie synodu biskupów kijowsko-halickiego arcybiskupstwa większego ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego z okazji 70. rocznicy tragedii wołyńskiej.

Jan Buszcz
Tekst ukazał się w nr 5 (177) 12–25 marca 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X