W naszych mediach jest coraz więcej rosyjskich „wrzutek”

Rosjanie realizują swoją propagandę. To nie ich media ją tworzą. To państwo za to płaci, państwo tym zarządza. Żadne medium bez wsparcia państwa nie jest w stanie prowadzić działalności w tej skali, co Rosjanie. Z dr. Adamem Lelonkiem rozmawiał Wojciech Jankowski.

Jakie znaczenie ma konferencja o stosunkach polsko-ukraińskich, która odbyła się 10 lutego w Dubiecku koło Przemyśla dla stosunków polsko-ukraińskich?
Potwierdza, że jest bardzo dużo tematów wspólnych, że eksperci, fachowcy, analitycy, którzy chcą współpracować, mają wiedzę. Ci analitycy tak często w mediach nie występują. Nie ma niestety za bardzo możliwości przekazania wielu rzeczy politykom i kręgom decyzyjnych w Polsce i na Ukrainie. Pojedynczy eksperci, redakcje, analitycy tego nie zrobią. Nie zrobią tego nawet ciała istniejące w ramach struktur państwowych. Potrzebne jest bardzo elastyczne podejście, szybkie reagowanie. Trzeba połączyć różne środowiska. Dążyć do wypracowania strategii informacyjnej, co jest niestety długim procesem. Potrzebna jest edukacja przede wszystkim osób, które odpowiadają za kształtowanie opinii publicznej na różnych szczeblach i które wpływają na proces decyzyjny w postaci doradzania, przesyłania materiałów analitycznych. Potrzeba więcej praktyki, wyjazdów, kontaktów z obiektem badań, bo o Polsce na Ukrainie, i o Ukrainie w Polsce wypowiadają się osoby, które nie mają o tym zielonego pojęcia.

Postuluje Pan stworzenie bytu, który byłby czymś pośrednim między think tankiem a agencją informacyjną?
Przede wszystkim chodzi o godną pracę dla analityków, godne wynagrodzenie, aby mogli realizować to w czym są dobrzy. Jaka to miałaby być forma instytucjonalna? Rosja utworzyła model dziennikarza – propagandysty. Byłoby dobrze, gdybyśmy jako odpowiedź utworzyli model dziennikarza – analityka. My nie zrealizujemy tego modelu w takiej skali. Muszą natomiast być w naszej przestrzeni informacyjnej pewne punkty, filary, na których będziemy budować, inaczej przegramy!

Dziennikarz-analityk ma mniej krzykliwe narzędzia w porównaniu do dziennikarza-propagandysty.
Zdecydowanie tak. Rosjanie realizują swoją propagandę. To nie ich media ją tworzą. To państwo za to płaci, państwo tym zarządza. Żadne medium bez wsparcia państwa nie jest w stanie prowadzić działalności w tej skali, co Rosjanie. Oczywiście tylko państwo autorytarne może sobie na to pozwolić. Natomiast rolą państwa jest otoczenie wsparciem, nawet ograniczonym, ekspertów i analityków. Nie z klucza politycznego. To jest bardzo ważne, bo ktoś może mieć rację, a wyznawać inną ideologię. Poprzez tę pułapkę ideologiczną sami sobie podstawiamy nogę. Tak to wygląda, że niezależni eksperci są utożsamiani z jakąś partią. Przynależność partyjna nie powinna mieć znaczenia, ponieważ wróg jest jasno zdefiniowany i stosuje jasno zdefiniowane metody. Jak one wyglądają? Doskonale wiemy, ale wróg nieustannie się szkoli. Dostosowuje się do nas, wykorzystując nasze słabości. Dziennikarz-analityk ma znajdować takie punkty, ma o nich informować. Tu nie chodzi o krzykliwy tytuł. Chodzi o to, by jego informacja zaczynała krążyć po internecie, przede wszystkim w środowisku innych ekspertów, innych analityków. Ktoś, kto nie wyjeżdża za granicę, nie ma wyczucia tematu, nie zna kontekstu. To widać na przykładzie dziennikarzy ukraińskich w Polsce, widać na przykładzie przekazu informacyjnego z Ukrainy do Polski. Duże media funkcjonują w środowisku, gdzie tych specjalistów można policzyć na palcach jednej ręki. Nie ma nawet procedury weryfikacji kogo weźmiemy jako eksperta. To jest szalenie ważne, czy będziemy legitymizować eksperta, który jawnie wspiera rosyjską propagandę. Przedstawiamy go całej Polsce jako niezależnego dziennikarza. Tymczasem on jest bardzo zależny i nie jest dziennikarzem, lecz propagandystą.

Jakie główne błędy albo przykłady nierzetelności wskazałby Pan w mediach polskich i ukraińskich?
Przede wszystkim publikowanie rosyjskich wrzutek informacyjnych, wypaczanie rzeczywistości, manipulowanie faktami. Istnieje ideologiczny komponent weryfikacji faktów i komponent ich legitymizacji. W mediach zaczynają funkcjonować rzeczy, które Rosjanie chcą by funkcjonowały. Jest to m.in. budowanie wizerunku Rosji jako kraju tak potężnego, że nie mamy z nim żadnych szans, bo stoi wyżej technologicznie, organizacyjnie itp. Ponadto eskalacja w polsko-ukraińskiej przestrzeni informacyjnej nieistotnych, epizodycznych wydarzeń, przerysowanie ich, nieznajomość języka.

Czynniki obiektywne też psują ten przekaz. Internet, który domaga się krzykliwych tytułów, pośpiech, brak pieniędzy w redakcjach. Niekiedy nie ma środków, by rzetelnie informować.
To jest polityka każdej redakcji i każdego redaktora. Gdy np. widzę krzykliwy tytuł, celowo go ignoruję. Osoby, które mają jakąś wiedzę, szanują swój czas i ignorują dane medium. Tylko że tych ludzi jest mniej. Większość społeczeństwa przyzwyczaiła się do szybkiej informacji. Czytają tylko tytuł i nagłówek. Jeżeli ktoś nie wyrobił w sobie nawyku czytania całości… Mówimy przede wszystkim o docieraniu z informacją do kręgów decyzyjnych i do elit. My, jako osoby posiadające wiedzę i nie mające pamięci przeciętnego wyborcy – około roku, czytamy bardzo uważnie. Nazwisko ma się tylko jedno. Jeżeli chce się funkcjonować w przestrzeni informacyjnej, miarą eksperta jest jego jakość prognozowania. Jeżeli jakiś ekspert mówi, że coś się wydarzy, a się nie wydarza, dlaczego dziennikarz go zaprasza? Jeżeli analizy danego ośrodka są złe, dlaczego jest uważany za ekspercki?

Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 3 (271) 14-27 lutego 2017

Info: dr Adam Lelonek jest ekspertem Fundacji Centrum Badań Polska-Ukraina, zastępcą redaktora naczelnego portalu polsko-ukraińskiego PolUkrNet i ekspertem Fundacji Pułaskiego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X