Wędrówka Psałterza Łuckiego

Wędrówka Psałterza Łuckiego

Podczas ubiegłorocznej wizyty na Wołyniu prezydent RP Bronisław Komorowski otrzymał w darze reprint tzw. Ewangelii Łuckiej i Psałterza Łuckiego. Reprinty unikatowych XIV wiecznych manuskryptów wydała diecezja wołyńska ukraińskiej Cerkwi prawosławnej.

Oryginał Ewangelii Łuckiej przechowywany jest w Rosyjskiej Bibliotece Państwowej w Moskwie, natomiast Psałterz Łucki w Biblioteca Mediceo Laurenziana we Florencji. Psałterz długie dziesięciolecia był w posiadaniu polskiej rodziny Lubicz-Orłowskich.

Psałterz Łucki – to jedna z najstarszych ksiąg cerkiewnych. Oryginał został znaleziony przez duchownego diecezji wołyńskiej Onufrego Kuca w Biblioteca Mediceo Laurenziana we Florencji. Badania łuckiego historyka Petra Troniewicza wykazały, że Psałterz jest dziełem zakonnika o imieniu Iwan proboszcza cerkwi św. Katarzyny w Łucku. Powstał w 1384 roku na zamówienie synów wielkiego księcia Lubarta Dymitra w rocznicę jego śmierci (Lubart Dymitr – książę litewski z dynastii Giedyminowiczów, jeden z najmłodszych synów wielkiego księcia litewskiego Giedymina i jego żony Jewny – red.). W posłowiu do tego dzieła umieścił krótką wzmiankę o sytuacji na Wołyniu po śmierci jego obrońcy. W taki sposób rękopis stał się swego rodzaju kroniką tamtych lat. Psałterz został przekazany do świątyni Jana Ewangelisty na terenie łuckiego zamku. Modlitwy z Psałterza odczytywano codziennie za duszę Lubarta Dymitra i jego towarzyszy broni.

Ponad sześć stuleci nie było wiadomo co dzieje się z zabytkowym rękopisem. Pierwsza notatka o Psałterzu pojawiła się dopiero w 1932 roku. Rękopis został wówczas przekazany do biblioteki we Florencji. Kto dokonał tak cennego prezentu do dziś nie udało się wyjaśnić. Włoch Carlo Verdiani w 1954 roku jako pierwszy zbadał rękopis i w swych materiałach podał, że był to dar człowieka o polskim pochodzeniu. Verdiani odnalazł na kartach księgi zapisy, które potwierdzają, że w XVI-XVII wiekach manuskrypt należał do polskiej rodziny szlacheckiej Lubicz-Orłowskich

– Na marginesie karty 5a jest wpis zrobiony czerwonym atramentem:„Ex libris Walentini Lubicz Orłowski castellani Dobrinensis – pisze badacz. – A na karcie 22 jest herb Lubicz-Orłowskich – podkowa na czerwono-czarnym polu, wewnątrz której jest krzyż, a nad tarczą jeszcze jeden krzyż. Na zewnętrznych stronach tarczy od lewej ku prawej inicjały: „W.O.K.D.”. Na karcie 118b herb powtarza się z datą 1548, a na karcie 119a na marginesie widnieje napis: „W Orłowski. Kast”.

Carlo Verdiani w Herbarzu Polskim odnalazł herb Lubicz-Orłowskich, identyczny widnieje na kartach manuskryptu. Jak twierdzi wołyński historyk Petro Troniewicz jedna z gałęzi tego rodu zamieszkiwała Wołyń.

Prezentacja reprintu w Kijowie (Fot. Agnieszka Ratna)– Manuskrypt mógł trafić do nich w czasach gdy prawosławna cerkiew św. Jana Ewangelisty przeszła do grekokatolików, – uważa Troniewicz. – Kapłani pożyczając pieniądze od szlachty na remont cerkwi dawali jako zastaw coś cennego z wyposażenia świątyni – ikony, księgi, krzyże. Długi nie zawsze zwracano i relikwie stawały się własnością osób prywatnych. Prawdopodobnie taki los spotkał Psałterz Łucki. Nie budzi wątpliwości, że białych plam w historii manuskryptu jest bardzo dużo.

– Reprint Psałterza został wykonany w kijowskim wydawnictwie „Horobeć” – mówi archimandryta Onufry Kuc. – Został wydany w nakładzie tysiąca egzemplarzy. Księga ukazała się dzięki zgodzie przewodniczącego ukraińskiej Cerkwi prawosławnej metropolity kijowskiego i całej Ukrainy Wołodymyra przy wsparciu przewodniczącego Administracji Wołyńskiej Borysa Klimczuka i Fundacji „Rodzimy Wołyń”.

Jak stwierdził Onufry Kuc, koncepcja wydanej księgi ma zaprezentować czytelnikowi atmosferę dawnego Łucka i Wołynia. W zdobnictwie wykorzystano motywy dekoracji rękopisów XIV-XVII wieków. Dzieło ilustrują wizerunki ikon Matki Boskiej z Wołynia, świętych związanych z rodem Lubarta Dymitra, herby księcia i księstwa wołyńskiego z tego okresu, zdjęcia charakterystycznych krzyży wołyńskich oraz ilustracje cerkwi św. Jana Ewangelisty i łuckiego zamku.

Agnieszka Ratna
Tekst ukazał się w nr 1 (197) za 17-30 stycznia 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X