Gustaw Fiszer

Gustaw Fiszer

Ulubieniec Lwowa wielki Fiszer

Najczarowniejszy gawędziarz w życiu i na scenie – tak określali go współcześni. Wiele lat po śmierci Fiszera jego koledzy opowiadali o nim ze wzruszeniem i ożywieniem. Uroczy Fiszer – rozpromieniał się Karol Adwentowicz i snuł opowieści o znakomitym aktorze.

W rodzinie Gustawa byli jacyś niemieccy przodkowie, ale jak żartowali koledzy, to nie po nich aktor odziedziczył słynne poczucie humoru. Urodził się Gustaw Fiszer 2 sierpnia 1847 roku w Rzeszowie. W Rzeszowie rozpoczął naukę w gimnazjum, ale ze szkoły usunięto go za deklaracje patriotyczne.

Niebezpieczny rewolucjonista ukończył gimnazjum w Preszowie na Słowacji, gdzie dzięki staraniom ojca został przeniesiony. Poszedł do powstania w wieku 16 lat, walczył początkowo w oddziale Łopackiego, następnie u Czachowskiego. Został aresztowany po zakończeniu powstania i przewieziony do rodzinnej miejscowości.

W Rzeszowie zadebiutował na scenie w zespole Józefa Bendy, był rok 1866. Po powstaniu artysta dramatyczny – krótko scharakteryzował dorobek Fiszera Józef Białynia Chołodecki, a tymczasem po powstaniu zaczęła się wielka kariera teatralna Fiszera. Grał na deskach teatrów w Rzeszowie, Krakowie, Warszawie i Lwowie. Widzów przyciągało jego nazwisko, znały go wielkie sceny i małe prowincjonalne budy, co w dobie przedtelewizyjnej było nie lada osiągnięciem.

W Krakowie pozostał cztery lata, w Warszawie jeden sezon. Osiadł we Lwowie w 1872 roku. Tego roku 1 września został zaangażowany na scenę skarbkowską do ról charakterystycznych w dramacie i tragedii. We Lwowie pracował z mniejszymi przerwami do śmierci. Od 1874 r. reżyserował również przedstawienia. Praca artystyczna sprawiała mu wiele przyjemności, ale i frustracji w zawodzie też nie brakowało.

Były to czasy kłopotów finansowych, z którymi przedsiębiorstwa teatralne nieustannie się borykały. 20 września 1875 roku pisał Fiszer do Heleny Modrzejewskiej: „Sztuka nie daje mi żadnego zadowolenia, bo wcale we Lwowie nie kwitnie, a może jej i nigdy nie było, a aktorzy lwowscy są to tylko aparata, którymi eksperymentuje przedsiębiorca: zyskuje lub traci”. Rozgoryczenie Fiszera było jednocześnie skargą na niskie gaże. A Fiszer nie przywykł do niskich zarobków.

Miał już na swoim koncie świetne kreacje i chciał, aby doceniła je nie tylko publiczność, ale i dyrekcja teatru. Mistrzowsko zagrał Jenialkiewicza w „Wielkim człowieku do małych interesów”, wystawionym we Lwowie w 1877 roku. Dobrany był do tej roli idealnie: na inscenizację „Wielkiego człowieka” decydowano się jedynie wtedy, kiedy odtwórca roli tytułowej był pewniakiem. Prapremiera odbyła się we Lwowie 11 stycznia 1877 roku.

Przeżył we Lwowie konflikt pomiędzy dyrektorem przedsiębiorstw teatralnych a aktorami. Konflikt ten był najprawdopodobniej przyczyną jego ucieczki do Krakowa w sierpniu 1881 roku. Mimo konfliktów z dyrekcją i rozczarowań, wciąż do Lwowa powracał: po ucieczce krakowskiej, przyjeżdża do Lwowa, aby w niedługim czasie znów opuścić scenę; w 1882 roku jest z powrotem w mieście i gra na scenie skarbkowskiej, wziął wówczas letni urlop i wyjechał aż do Petersburga. Jego odejście było dla sceny dużym ciosem, wraz z Fiszerem odeszli inni popularni aktorzy. Ze sceną lwowską pożegnali się wierszem napisanym przez Bolesława Czerwieńskiego:
„Wspomnijcie czasem o nas! Wspomnijcie i o tem,
Że się los toczy kołem – za jednym obrotem,
Że się wszystko czasami w jednej chwili zmienia,
Że częstokroć „Żegnajcie!” znaczy „Do widzenia!”.

Na jesieni 1883 roku Fiszer kolejny raz powrócił do Lwowa. Jak zwykle porwał widownię znakomitymi kreacjami, grał Shylocka, Papkina, Harpagona. Stworzył wiele świetnych kreacji komediowo-charakterystycznych. Powierzano mu również role dramatyczne, ale krytyka przyjmowała je z rezerwą, uważano, że brakuje mu możliwości aktorskich do tego rodzaju ról. Był świetnym aktorem charakterystycznym, pisano, że dzięki niemu komedia fredrowska stanęła we Lwowie tak wysoko i przez lat dziesiątek jaśniała.

Gustawa Fiszera pochowano na Cmentarzu Łyczakowskim (Fot. Beata Kost)

Ten sam Fiszer stał się zabawnym monologistą, który wyrastał z tradycji rodzimego monodramu. Był postacią barwną, po Lwowie krążyły opowieści i anegdoty, opowiadano, że niezadowolony z wynagrodzenia pakował walizy ruszał na prowincję i tam grał w remizach dla wdzięcznej publiczności. Lubiany wśród lwowskich kolegów za poczucie humoru. Dowcipami sypał jak z rękawa i skory był do płatania przeróżnych figli.

Jego przywiązanie do wysokich wynagrodzeń było znane w środowisku, ale pieniądze nigdy nie były dla niego najważniejsze. Po atakach oszczędności, które od czasu do czasu go nawiedzały (a ponoć spowodowane były starą historią z wielką przegraną w karty), pozostała mu opinia aktora bardzo oszczędnego, wręcz „kapitalisty teatralnego”. Ataki oszczędności szybko jednak mijały i znów pamiętniki wypełniały się opisami Fiszera rozdającego pieniądze na lewo i prawo.

Pisano, że cała jego natura gwizdała na majątki, zaszczyty, na własną powagę wieku czy sławy. Jego benefisy gromadziły pełne sale, dzięki czemu „napełniał kieszenie”. Zadowolony z udanego występu, hojnie rozdawał napiwki i opłacał uroczyste kolacje w towarzystwie młodszych kolegów i koleżanek. 

Do sławy przyczynił się też talent pisarski Fiszera, niezwykle popularne były jego monologi satyryczne, które wygłaszał ze sceny. Był wśród ówczesnych polskich aktorów i autorów monologów najsłynniejszy. Stworzył galerię postaci i typów, które były bohaterami jego monologów – Pan Śniadankiewicz, Afiszer Teatralny, Kapral na Urlopie. Znakomity aktor był też improwizatorem i dzięki zmysłowi obserwatorskiemu tworzył typy lwowskie i galicyjskie. Używał gwary lwowskiej, co jeszcze bardziej podkreślało komizm wypowiedzi. Poszukiwał swoich bohaterów w urzędach i w knajpach, jeżdżąc na furmankach i bryczkach, wysłuchując opowieści woźniców.

Szedł w kierunku teatru autorskiego, odrzucając sugestie sceniczne twórców warszawskich. Aniśmy się spostrzegli, kiedy na estradę wpłynęła substancja teatru. Teatru najprawdziwszego: z człowiekiem „od wewnątrz”. Bo to właśnie Fiszera wyróżniało spośród wszystkich bez mała ówczesnych monologistów – pisał Adam Grzymała-Siedlecki. Tworząc postacie w monologach, nie używał prawie zupełnie charakteryzacji, nie było rekwizytów, ale publiczność widziała dokładnie szafy, z których wyjmują teczki urzędnicy i posterunki, w których siedzą wyimaginowani kaprale.

Sam próbował tworzyć komedie, w lwowskich „Rozmaitościach” wystawiana była jego „Kropla atramentu”. Felietony wysyłał do „Gazety Lwowskiej” i „Kuriera Warszawskiego”. Był też autorem humorystycznych obrazków „Ze szpitalnej celi”, pisanych podczas choroby w 1898 roku do kolegów. Listy te były satyrycznym zapisem lwowskich kulis teatralnych.

Grał we Lwowie na scenie skarbkowskiej, następnie zaangażowany przez pierwszego dyrektora Teatru Wielkiego (obecnej Opery) Tadeusza Pawlikowskiego, znalazł się w jego zespole. Z Pawlikowskim relacje miał skomplikowane, konflikty przyczyniły się wreszcie do dymisji Fiszera. Wieść gminna niosła, że Pawlikowski niezadowolony był z tego, iż Fiszer nie charakteryzuje się na scenę, na co aktor miał odpowiadać, że nie jest przestępcą finansowym i nie musi się obawiać rozpoznania.

Usunięcie Fiszera wywołało wielkie niezadowolenie lwowian – już wcześniej krytycy zarzucali Pawlikowskiemu, że ignoruje Fiszera i prawie go nie obsadza. Po odejściu z zespołu Fiszerowi zorganizowano pożegnanie – wielka sala Sokoła przy ulicy Zimorowicza (obecnie Dudajewa) pękała w szwach, wieczór powtarzano, tak wiele było chętnych, którzy odejść musieli z kwitkiem z powodu braku miejsc. Fiszer żegnał się w znakomitej formie, świetny komik bawił publiczność mistrzowsko, wywoływał żywiołowe wybuchy śmiechu i burze oklasków na widowni.

W 1907 roku obchodzono we Lwowie jubileusz 40-lecia pracy scenicznej Gustawa Fiszera. Aktor zmarł we Lwowie 10 stycznia 1911 roku. Pochowano go na Cmentarzu Łyczakowskim na górce powstańców styczniowych. Wiele lat po śmierci Gustawa Fiszera można było spotkać w Brodach Żyda Rajszowera, który uwielbiał Fiszera i zwykle pilnował każdego szczegółu podczas występów aktora w Brodach. Przychodził powitać lwowskich artystów, podczas ich pobytu w Brodach, poszukiwał tylko tych, którzy mogli z nim wspominać znakomitego aktora. Powiadał wówczas: „on umarł, on, ten wielki artist Fiszer. A ja od tego czasu nie żyję”.

Beata Kost
Tekst ukazał się w nr 1 (125), 14 – 27 stycznia, 2011

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X