Ukraińskie drogi „Taraki”

Ukraińskie drogi „Taraki”

Ten pomysł to kontynuacja wszystkiego co robimy.

Jest to ważny czas dla Ukrainy, dla Polski i dla Europy. Dzisiaj toczy się walka o to, kim jesteśmy. Dzisiaj, kiedy jesteśmy tutaj we Lwowie (przed chwilą byliśmy w Donbasie) udowodniamy, że jesteśmy Europejczykami, którzy chcą wolności. Którzy nie chcą powtórki tego co się wydarzyło w 1939 roku. Chcemy spokojnie żyć. Żeby spokojnie żyć trzeba coś robić. I dlatego jedziemy i robimy to, co robimy – opowiada lider „Taraki” Karol Kus dziennikarzowi Kuriera Galicyjskiego Konstantemu Czawadze.

Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko zlikwidował znany z czasów sowieckich Dzień Obrońcy Ojczyzny (23 lutego) i zatwierdził Dzień Obrońcy Ukrainy, który w tym roku po raz pierwszy obchodzono 5 grudnia. Uroczystość z okazji święta odbyła się też w Operze Lwowskiej. Po ceremonii wręczenia odznaczeń odbył się koncert z udziałem polsko-ukraińskiego zespołu „Taraka”, który przybył do Lwowa z Donbasu, gdzie koncertował na froncie.

Naszą rozmowę w pokoiku dla artystów teatru przerywa czas wejścia „Taraki” na scenę Opery. Sala po prostu szaleje po każdym refrenie. Żołnierze ukraińscy na stojąco krzyczą: „Brawo!”. „Sława Ukrainie!” – żegna się z widzami Karol Kus, ubrany w czarną haftowaną koszulę.

Dlaczego Polak z gitarą pojechał na wojnę, która toczy się na wschodzie Ukrainy? Jakie było pierwsze wrażenie po spotkaniu z rzeczywistością tego regionu?
To jest tak, że po wielu godzinach jazdy przyjeżdżasz nagle do tej strefy, która jest już objęta wojną. Myśmy jej nie zobaczyli, nikt do nas nie strzelał, ale mieliśmy świadomość tego, że jesteśmy w tym miejscu. Pierwsze co nas przywitało to był śnieg, który padał i to tak bardzo mocno. W Mariupolu. Przyjechaliśmy gdzieś o czwartej w nocy, nad ranem. Sypało śniegiem i wtedy sobie uświadomiłem, że jestem nad Morzem Azowskim. Tutaj przed chwilą była wojna, a w każdej chwili może się znów wydarzyć. Dopóki nie doświadczysz jej tak blisko, że ktoś jest ranny, zabity – to ona nie istnieje. Ale sama świadomość, że jesteś w tym miejscu sprawia, że czujesz coś, co się nazywa wielkim niepokojem. Ale my po ten niepokój pojechaliśmy. Świadomie. Chcieliśmy pojechać po ten niepokój dlatego, że ja jako Polak uważam, że kiedy w 2014 roku dzieje się coś takiego, co się dzieje dzisiaj tutaj, na wschodzie Ukrainy, to trzeba tam być. Trzeba tam być z dwóch względów dla mnie osobiście. Pierwsze, że w 1939 roku, kiedy my jako Polacy nie mieliśmy przyjaciół zginęło przez to 6 milionów istnień, obywateli Polski. I drugi powód: nigdy nie wolno zostawiać swoich sąsiadów bez pomocy wtedy, kiedy naprawdę jej potrzebują. Kiedy twojemu sąsiadowi zabraknie prądu, zabraknie wody pomożesz mu? – Pomożesz. Ja uważam, że to jest ten czas, żeby budować nowe relacje pomiędzy Polakami a Ukraińcami. Że tworzy się nowa historia, że należy zrobić coś w dwie strony, powtarzam – w dwie strony. To tworzy radość bycia sąsiadami. Radość tego, że wspólnie żyjemy obok siebie. Radość tego, że wspólnie możemy nadawać nowy ton wschodowi Europy. Że ten Wschód może wyglądać tak, jak my chcemy, a nie jak chce jakiś reżim, który obydwa nasze narody skłócił i który stworzył pomiędzy nami wielką barierę.

Brakuje nam wiedzy o tym, co się tam dzieje.
Oczywiście, że tak. Dlatego tam pojechaliśmy. Dlatego kręcimy cały czas film o tym. Dlatego w Starobielsku razem, wspólnie z polsko-ukraińskim zespołem „Taraka” złożyliśmy wieńce, zapaliliśmy świeczki na grobach polskich żołnierzy, którzy zginęli w 1940 roku z rozkazu reżimu Stalina. Wszystko to było podminowane, szliśmy po śladach na śniegu. Jeżeli ta historia się powtarza to dzisiaj ja Polak grający w Operze Lwowskiej czuję się dumny, że spełniam jako Polak swój patriotyczny obowiązek. Chcę budować nowy pomost. Chcę budować most pomiędzy naszymi dwoma narodami. Chcę, żeby tak między nami było, żebyśmy byli po prostu przyjaciółmi i żebyśmy wyciągnęli wnioski z całej historii. Tej, która się wydarzyła ileś lat temu, z tej bolesnej nawet dla nas i z tej, która się dzieje dziś. Chcę, żebyśmy mogli jako Słowianie spotykać się w każdym miejscu, o każdym czasie, przy biednym lub bogatym stole z uśmiechem. To jest moje marzenie.

Jak pokonać na tej drodze różne stereotypy z przeszłości, nadal istniejące w Polsce i na Ukrainie?
Najpierw trzeba rzucić dobrą iskrę. Trzeba zapalić właśnie to światełko, które jest tworzeniem nowego. Potem trzeba sobie wybaczyć nawet najbardziej bolesne rzeczy. Trzeba siebie przeprosić. I zbudować coś nowego. Ale to my jako artyści musimy być pierwsi. Nie to, że powinniśmy chcieć, czy chcemy – my to robimy. I uważam, że to jest moje przynajmniej życiowe wyzwanie. I po to jestem tutaj od wielu dni, z całym zespołem „Taraka”. Jesteśmy chorzy od mrozu, graliśmy dla ukraińskich żołnierzy.

Moja rodzina pochodzi z Galicji Zachodniej. Nie ma to większego znaczenia. Ja uważam, że jeżeli ktoś chce być mądry to przede wszystkim uczy się historii. Ale jeżeli się uczysz historii, to ucz się jej do głębi. Nie wolno ulegać stereotypom. Nie wolno ulegać hasłom ideologicznym. Ideologiczne hasła są najgorsze, dlatego że hasło które jest rzucone w nieumiejętny sposób, dla ludzi, którzy nie znają prawdziwej historii jest bardzo niebezpieczne. I o tym wiemy wszyscy. Nacjonalizm nie bierze się znikąd. Nacjonalizm żywi się niewiedzą. Nacjonalizm rodzi się wtedy, kiedy jest konflikt, kiedy jest bieda i kiedy każdy chce ugrać swoją rzecz. Dziś nacjonalizm, znów odradza się w wielu miejscach. W całej Europie jest teraz mocniejszy, przedstawiciele partii nacjonalistycznych zasiadają w Parlamencie Europejskim. Skąd się to bierze? – Moim zdaniem z niewiedzy i egoizmu. Dzisiejszy nacjonalizm jest nawet gorszy od tamtego. Tamten wynikał z biedy i niewiedzy – wtedy łatwo wskazać obcego jako przyczynę niepowodzeń. Dziś czynnik biedy zastąpił w Europie, a przynajmniej w Unii Europejskiej, syty egoizm.

Piosenka „Podaj rękę Ukrainie” zrobiła furorę w Polsce i na Ukrainie. Teraz „Taraka” śpiewa: „Europa to widzi i śpi”. Jak rozbudzić Europę, żeby pomogła Ukrainie w obronie przed rosyjską agresją? Żeby w gruncie rzeczy pomogła sama sobie ?
Olbrzymią rolę mają tu do spełnienia media. Dzisiaj media są czymś, co buduje światopogląd, dlatego media powinny brać na siebie ogromną odpowiedzialność. Żeby Europę rozbudzić trzeba pokazać jej prawdę. Uważam, że to, co płynie dzisiaj ze wschodniej Ukrainy jako ukraiński przekaz medialny, jest zbyt miałkie. Wiedza przekazywana o tym konflikcie jest taka bardzo statystyczna. Mówi się o ilości żołnierzy, którzy zginęli z jednej strony, o ilości separatystów, które zginęli z drugiej strony, a nie mówi się o istocie sprawy. O istocie tej wojny. My właśnie chcemy pokazać ją w istocie. Chcemy pokazać watażków separatystów podwiązanych pod reżim putinowski, którzy rządzą osiedlami, którzy gwałcą dziewczyny, którzy załatwiają tylko swoje interesy, którzy handlują narkotykami. Chcemy pokazać istotę tej wojny. Na tym ta istota polega. Ktoś podjudził i dał możliwość takiej swołoczy, nazwijmy to po imieniu, wywołania wojny. I temu trzeba dać konkretny wyraz: „Nie!” I to Europa musi zauważyć. I to Ukraina musi pokazać w Europie. Po to tu jesteśmy i to chcemy pokazać. I dlatego może każdy mnie oceniać jak chce, ale ja jako Polak, w poczuciu mojego prawdziwego patriotyzmu, uważam, że muszę tutaj dzisiaj być. Nawet nie we Lwowie, tylko tam w Donbasie. Muszę być po to, żeby pokazać prawdę. Nie wyobrażacie sobie jak ogromna wdzięczność wśród ludzi tam mieszkających, wśród żołnierzy tam wałczących ukraińskich jest w stosunku do nas, Polaków. Dzisiaj ten nacjonalizm, który nas podzielił przestaje istnieć. To jest najpiękniejsza rzecz, która może się wydarzyć. Dzisiaj bycie Polakiem tutaj, mieszkającym na Ukrainie zaczyna być powodem do dumy. To jest niewiarogodne, i tak się właśnie zmienia historię. To jest prawdziwa zmiana historii.

Jakie są najbliższe plany „Taraki”?
Najbliższe plany? Dojechać do domu i wyspać się (śmiech). To tak zupełnie szczerze. A cóż, wydajemy z „Taraką” nową płytę, która się ukaże 5 lutego 2015 roku i właśnie rozpoczniemy promocję tej płyty tutaj, na Ukrainie. Będziemy grali dla mniejszości polskiej. Wszędzie, w każdym miejscu, gdzie tylko będziemy mogli dojechać. Organizujemy to wspólnie z Kurierem Galicyjskim. Nasza płyta będzie nosiła tytuł „44”. To magiczne 44, które uważam, że w tych czasach warto sobie przypomnieć. Chcemy zmontować wspólnie z naszym przyjacielem Leonidem Kniażyckim film polsko-ukraiński, który wspólnie kręcimy „Europa to widzi i śpi”. Chcemy pokazać go w Polsce, na Ukrainie, w Europie.

Rozmawiał Konstanty Czawaga
Tekst ukazał się w nr 23-24 (219-220) za 19 grudnia 2014 – 15 stycznia 2015

Komentarz

Tak się czasami zdarza, że hasła nabierają wydźwięku symbolicznego, zlewają się z pewnymi wydarzeniami historycznymi i przez kolejne lata kojarzymy je z określoną sytuacją.
Podobnie jest z zawołaniem „Sława Ukrainie” używanym coraz chętniej na ukraińskich wiecach i spotkaniach po rewolucji na Majdanie. Również – o dziwo – przez Polaków. A przecież hasło to wypromowane jako powitanie obowiązujące w Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, w pamięci Polaków pozostaje skojarzone ze skrajnie nacjonalistycznymi ugrupowaniami ukraińskimi, jak również z mordami na polskiej ludności cywilnej.
Pan Karol Kus wychodząc na scenę w Operze we Lwowie w czarnej koszuli z okrzykiem „Sława Ukrainie” powinien pamiętać, że istnieje coś takiego jak pamięć o zagładzie. W tym przypadku – pamięć o zagładzie Polaków, zamordowanych na Podolu, Ziemi Lwowskiej, Stanisławowskiej Wołyńskiej i Tarnopolskiej. Dla dziesiątków tysięcy ich rodzin hasło to, w połączeniu z czarną koszulą, staje się przywołaniem śmierci i nigdy nie da się odczarować. Pamięć bywa poraniona i leczenie jej poprzez zadawanie dodatkowych cierpień chyba nie jest dobrym rozwiązaniem.
Żydowska młodzież tatuuje sobie na przedramieniu numery swoich dziadków z obozów koncentracyjnych, aby pamiętać – zdaniem tych ludzi, jest to jedna z prób leczenia historycznej amnezji. Kilka tygodni temu reportaż o tym przedstawił Duży Format.
Pewne symbole zostały kiedyś przez kogoś wykorzystane i nic tego nie zmieni. Możemy zaklinać rzeczywistość i tłumaczyć, że dzisiejszy zryw rewolucyjny odkaził tamte hasła, okrzyki i kolory. Ale historia nie działa na zasadzie „kopiuj-wklej”. Nie tak leczy się rany i buduje pomosty, warto o tym pamiętać w przeddzień koncertów dla polskiej mniejszości. I jeszcze jedno: żeby historia mogła nas uczyć musimy – jak słusznie zauważył Karol Kus – dobrze ją znać.

Beata Kost

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X