System komunistyczny chciał zrobić z nas sowieckich ludzi, ale się nie daliśmy Metryka urodzenia mamy, Poliny Smertiuk

System komunistyczny chciał zrobić z nas sowieckich ludzi, ale się nie daliśmy

Wspomnienia Ireny Gargunowskiej

Babcia Bronisława była tym polskim ogniem, który rozpalał serca każdego. Zapraszała nas na każde święta kościelne, dzięki niej zaczęłam chodzić do kościoła, uczyła mnie modlić się po polsku, przepięknie śpiewała z moją mamą pieśni liturgiczne. To ona powiedziała mi, że jestem Polką i tej polskości mnie uczyła. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Urodziła się we wsi Trojanów [obecnie obwód żytomierski], w której do dziś mieszka wielu rdzennych Polaków. Jest tam kościół pw. św. Kazimierza i polski XIX-wieczny cmentarz. Ludzie z dziada pradziada żyli z uprawy roli, hodowali bydło, mieli konie. Od dzieciństwa lubię konie, bo mój dziadek, Jan Smertiuk, je hodował. W Trojanowie urodziła się też moja mama Polina. Mama mówiła, że jako dzieci rozmawiali ze sobą po polsku, bo innego języka nie znali. Mama wyprowadziła się z Trojanowa po ślubie. Dziś moi rodzice są emerytami, ale oboje pracują, mama na szkolnym basenie, a tata maluje napisy na nagrobkach.

Babcia Bronisława zmarła, gdy miałam 18 lat.

Metryka urodzenia mamy, Poliny Smertiuk

Obchodziliśmy polskie święta, ale w tajemnicy. Baliśmy się konsekwencji, bo mogli rodziców zwolnić z pracy, pozbawić zarobków, premii, stypendiów, mnie jako dziecko wyrzucić ze szkoły. Trzeba było ukrywać swoją narodowość. Nasi sąsiedzi Ukraińcy wiedzieli o naszym pochodzeniu, ale nie donieśli na nas. Na wsi było trochę swobodniej, dlatego mama jeździła do Trojanowa, a tam ludzie zbierali się na Boże Narodzenie w jednym, a na Wielkanoc w innym polskim domu i świętowali.

Święta narodowe były zakazane, ludzie bali się o nich w ogóle mówić, jedynie w kościele trochę o tym wspominano. Mnie mama nauczyła pieśni patriotycznych i dbała o przekazanie polskich tradycji. Teraz już możemy otwarcie z czerwono-białymi balonikami uczestniczyć w patriotycznych koncertach.

Mój mąż, Witalij, także jest Polakiem. Razem celebrujemy naszą polskość, przekazujemy ją naszym dzieciom, uczestniczymy w krzewieniu polskości w Żytomierzu, w którym mieszkamy, interesujemy się tym, co dzieje się w Polsce. Nasza córka Waleria uczy się polskiego w szkole, gra w dziecięcym teatrze lalek ModernPol, bierze udział w warsztatach i konkursach polonijnych.

System komunistyczny nie zniszczył pokolenia mojej mamy i taty fizycznie, ale pozbawił ich twarzy. Ludzie byli zagubieni, nie wiedzieli, kim tak naprawdę są. System chciał zrobić z nas sowieckich ludzi, ale się nie daliśmy. Mnie także w jakimś stopniu zmienił, zniszczył dziecięcy świat. Wracam teraz do korzeni, do wiary. Chciałabym, aby moje córki zawsze mogły swobodnie chodzić do kościoła i obchodzić święta narodowe i kościelne, być wolnymi obywatelami. Żeby bycie Polakiem już nigdy nie było winą i podstawą do oskarżeń i represji.

Waleria Malczyk
Tekst ukazał się w nr 2 (34), 31 stycznia – 13 lutego 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X