Stanisław Vincenz Relacja gazety

Stanisław Vincenz

Nieznany Stanisław Vincenz

Doktor filozofii Stanisław Vincenz (1888–1971) jest szeroko znany w polskiej i europejskiej kulturze i literaturze jako wybitny etnograf, eseista, filozof, powieściopisarz, badacz i wnikliwy znawca kultury Huculszczyzny i Pokucia, a także sztuki i myśli filozoficznej starożytnej Grecji, myśliciel, człowiek dialogu międzykulturowego i międzynarodowego, ceniony pisarz, autor słynnej trylogii „Na wysokiej połoninie”. Urodził się w Słobodzie Rungurskiej nieopodal Kołomyi, gdzie jego ojciec Feliks Euzebiusz Vincenz był właścicielem niewielkiego majątku ziemskiego i szybów naftowych. Matka Zuzanna Zofia z Przybyłowskich pochodziła ze starej szlacheckiej rodziny właścicieli Krzyworówni na Pokuciu. Interesy Vincenza-seniora obracały się dookoła przemysłu naftowego, był on z wykształcenia inżynierem naftowcem, jednym z pionierów tego biznesu w Galicji, bliskim współpracownikiem „króla polskiej nafty” Stanisława Szczepanowskiego. Od dzieciństwa dla Stanisława Vincenza i jego młodszego brata Kazimierza sprawy naftowe nie były obce, zaś rodzina faktycznie żyła z zysków płynących z wydobycia ropy naftowej.

Stanisław Vincenz był jednak człowiekiem o szerokich horyzontach i zainteresowaniach naukowych. Kierunek studiów na Uniwersytecie Lwowskim, a następnie Wiedeńskim wybrał najpierw prawniczy, ale studiował także biologię, sanskryt, psychologię, filozofię. Doktorat obronił w 1914 roku z filozofii Georga Wilhelma Friedricha Hegla.

Podczas pierwszej wojny światowej jako oficer rezerwy walczył w szeregach c.k. armii austriackiej w Galicji i na froncie włoskim. W 1919 roku wstąpił do Wojska Polskiego, brał udział w wyprawie kijowskiej. Demobilizował się w 1922 roku. Wrócił do domu już z żoną Heleną z Loeventon i synem Stanisławem. W 1923 roku ożenił się po raz drugi z Ireną Eisenmann, z którą miał dwoje dzieci – Andrzeja i Barbarę.

W tym czasie kraj nękały kryzys i inflacja. Trzeba było pomyśleć o konkretnych zarobkach dla utrzymania rodziny. Właśnie wtedy zaczynają się mało znane wydarzenia w życiu i działalności Vincenza, które zakończyły się głośnym procesem sądowym w 1931 roku, nazwanym przez prasę lwowską „procesem o milionowe sprzeniewierzenie”. Otóż w 1923 roku Stanisław Vincenz postanowił założyć w Kołomyi w spółce ze swoim bratem Kazimierzem, kapitanem rezerwy WP Tadeuszem Strzeleckim i kupcem z Kołomyi Adolfem Lantnerem przedsiębiorstwo handlowo-przemysłowe „Produkcja”. Ta firma weszła w porozumienie ze znanym państwowym koncernem „Polmin” w Drohobyczu w celu sprzedaży jego produkcji na rynku polskim i po kilku latach przeniosła swoją siedzibę do Lwowa.

„Polmin” – Państwowa Fabryka Olejów Mineralnych – była największym i najnowocześniejszym zakładem naftowym w Polsce i w Europie. Przetwarzał ropę naftową na benzynę samochodową i lotniczą, parafinę, koks naftowy oraz na oleje samochodowe, turbinowe i garbarskie. „Polmin” zatrudniał około 3000 robotników i inżynierów. W latach 1909-1918 dyrektorem technicznym „Polminu” był lwowski profesor Stanisław Pilat (1881-1941), wybitny chemik, uczony i wynalazca, zaś prywatnie dobry znajomy rodziny Vincenzów. W 1924 roku St. Pilata mianowano profesorem zwyczajnym na Wydziale Chemicznym Politechniki Lwowskiej, gdzie współpracował z prof. Ignacym Mościckim, który od 1926 roku prezydentem Rzeczypospolitej. Pilat został powołany na stanowisko naczelnego dyrektora „Polminu” i pracował na tym stanowisku do 1929 roku, kiedy zrezygnował z dalszego kierowania przedsiębiorstwem, ale pozostał nadal doradcą technicznym i opiekunem naukowym.

Dzięki protekcji Pilata firma „Produkcja” startowała na rynku bez żadnego kapitału, dlatego wszystkie „produkty stanowiły własność „Polminu”, zaś „Produkcja” przyjęła na siebie całkowitą odpowiedzialność za otrzymane produkty, a zainkasowane ze sprzedaży towarów sumy nie mogły być używane na żadne potrzeby komisanta (t.j. „Produkcji”), zaś każde ich przetrzymywanie przez komisanta miało być uważane za przywłaszczenie […] Zainkasowaną gotówkę i weksle za sprzedane produkty komisant był obowiązany natychmiast, najdalej do dwóch dni po otrzymaniu przesłać komitentowi (t.j. „Polminowi”)”. Dalej „Produkcja” była zobowiązana prowadzić dokładną rachunkowość w ustawą handlową przewidzianych księgach, a „Polmin” zatrzymał sobie prawo „wglądu w księgi i kontrolowanie ilości sprzedanych produktów oraz pobieranych za nie cen, jak w ogóle prawo kontrolowania wszelkich czynności, związanych z magazynowaniem i sprzedażą produktów”. Wszystkie te zobowiązania stale nie były przestrzeane przez „Produkcję”, przedstawicieli zaś „Polminu” często nie dopuszczano do sprawdzania prowadzenia księgowości. Nie zważając na to umowę między „Produkcją” a „Polminem” przedłużono do 15 lipca 1927 roku i odnowiono w tymże dniu na następne 2 lata.

Dopiero po ustąpieniu prof. Pilata nowa dyrekcja wystąpiła z pretensjami finansowymi do „Produkcji”. Okazało się też, że wedle rejestru handlowego wyłącznym właścicielem „Produkcji” był ojciec Feliks Vincenz, jednak faktycznie sprawami zajmowali się jego synowie Stanisław i Kazimierz. Dyrekcja „Polminu” twierdziła, że „już wkrótce po zawarciu umowy z dnia 15 lipca 1927 roku kierownicy „Produkcji”, wbrew dotychczasowej swej praktyce i postanowieniom umowy, poczęli zalegać z odprowadzaniem do kasy „Polminu” gotówki uzyskanej za powierzone im przez „Polmin” do sprzedaży towary, a mianowicie naftę benzynę, oleje, smary, parafinę i świece, wskutek czego „Produkcja” zaczęła się co raz bardziej zadłużać u swego komitenta, zwłaszcza, że w tym samym czasie wspomniani kierownicy „Produkcji”, wyzyskując zaufanie zarządu „Polminu”, zdołali wydobyć od „Polminu” bardzo znaczne zapasy towarów komisowych. W maju 1928 roku „Polmin” przerwał dostawę komisową dla „Produkcji”. Okazało się bowiem już wtedy, że zatrzymana na szkodę „Polminu” kwota łącznie z wartością towarów oddanych im do sprzedaży, a wówczas jeszcze nie sprzedanych, wynosiła 1.021.205 złotych 74 grosze, względnie tyle wynosiło zadłużenie „Produkcji” w „Polminie”. Mimo upomnień, pretensja „Polminu” nie została dotąd wyrównana, ani też „Produkcja” nie zwróciła „Polminowi” towarów. Nie ulega więc żadnej wątpliwości, że […] uzyskaną za przekazane towary gotówkę „Produkcja” zatrzymała i sobie przywłaszczyła”.

Powstała sytuacja była też z inspiracji „Polminu” przedmiotem interpelacji sejmowej i otrzymała rozgłos w całym kraju. Po tej interpelacji „Polmin” zwrócił się do sądu. Proces przed trybunałem karnym odbył się w dniach 22 czerwca – 2 lipca 1931 roku. Jak informował „Wiek Nowy”, na ławie oskarżonych zasiedli: „1. Dr Stanisław Vincenz, lat 44, właściciel kopalni nafty w Słobodzie Rungurskiej, 2. Kazimierz Vincenz, lat 30, przemysłowiec ze Słobody Rungurskiej, 3. Tadeusz Strzelecki, lat 36, były przemysłowiec, obecnie dyrektor komunikacji autobusowej w Częstochowie, 4. Adolf Lantner, lat 50, kupiec w Kołomyi”.

Relacja gazety „Wiek Nowy”, 1930

Prokuratura zarzucała Stanisławowie Vincenzowi, że księgi „Produkcji” były stale ukrywane przed kontrolą ze strony „Polminu”. Świadek Salo Rosenheck zeznał, że Stanisław Vincenz „przywiózł do niego do Słobody Rungurskiej księgi i kazał je spalić. Rosenheck jednak ksiąg nie spalił, a w jakiś czas potem dwie z nich t.zw. amerykanki wydał Helenie Vincenz, żonie dra Stanisława na jej żądanie. Poszukiwania tych ksiąg u Heleny Vincenz nie dały rezultatu, a Helena Vincenz oświadczyła organowi policyjnemu, że ksiąg nie ma i nie wyda”. Księgi „Produkcji” nigdy nie zostały odnalezione i znajdujące się w nich rachunki zostały na zawsze tajemnicą.

Takich tajemnic w księgowości „Produkcji” było więcej i tylko niektóre z nich ujawnił prokurator w akcie oskarżenia. Otóż wedle tegoż aktu, Stanisław Vincenz poprzednio nie miał żadnego majątku, będąc tylko współwłaścicielem firmy „Produkcja”. Z końcem 1926 roku nabył on jednak od Filipa Gredingera 10% udziałów w kopalni nafty w Słobodzie Rungurskiej za 5000 dolarów, którą to kwotę pokrył wekslami. Należność tę pobrał następnie Gredinger sukcesywnie w gotówce z kasy „Produkcji”. Z początkiem 1927 roku nabył dr Stanisław Vincenz od tegoż Gredingera dalszych 15% udziałów za 4000 dolarów, które sukcesywnie wypłaciła kasa „Produkcji”. Z początkiem 1928 roku Filip Gredinger sprzedał Vincenzowi dalsze 25% Słobody Rungurskiej za 12500 dolarów, pobranych również sukcesywnie z kasy „Produkcji”. Wreszcie z końcem 1928 roku nabył Vincenz od Gredingera resztę jego udziałów we wspomnianej kopalni (37%) za 24000 dolarów, których własność wpisał na nazwisko swej pierwszej żony Heleny. Wszystkie pieniądze na pokrycie ceny tego kupna pobierane były z kasy „Produkcji”. Dalej na założenie drożdżarni w Stanisławowie oskarżeni Stanisław Vincenz i Tadeusz Strzelecki włożyli około 12000 dolarów, jednak straciwszy wyłożoną gotówkę, nie dopięli celu. Wydatki te również pokryła kasa „Produkcji”. W latach 1927-1928 nabył Stanisław Vincenz 60% udziałów w kopalniach koło Iwonicza, wybudował willę w Bystrzycy i dom dla ojca kosztem około 2000 dolarów, nabył auto marki „Austro-Daimler” (ogółem miał trzy auta). W tych latach Stanisław Vincenz wyjeżdżał kilka razy za granicę, pobierając na pokrycie tych wydatków pieniądze z kasy „Produkcji” w sumach po kilka tysięcy dolarów. Zakupił też grunta naftowe w Czarnym Potoku oraz udziały w spółce „Zachodnie Podkarpacie”.

Księgowy „Produkcji” Bernard Tillinger podał jako świadek, że wysokość zadłużenia Stanisława Vincenza wynosiła kwotę ponad 600.000 złotych, Kazimierza Vincenza około 43.000 złotych, Tadeusza Strzeleckiego – 33.00- złotych. Stanisław Vincenz zaprzeczał wszystkim oskarżeniom „Polminu” i śledztwa i powiedział przed sądem, że kopalnie i tereny naftowe nabył za pieniądze pożyczone w „Związku Przemysłowców Naftowych”, względnie z dochodów swoich kopalni, jak również z własnych pieniędzy wybudował willę. O swoim zadłużeniu „Produkcji” też nic nie wie i do żadnej winy nie poczuwa. Następnie „Produkcja” zbankrutowała, księgi i rachunki są nie wiadomo gdzie i „nie ma z kim mówić”. Vincenz też uważał, że „Produkcja” miała wzajemną pretensję do „Polminu” obliczoną na kwotę 605.480 złotych.

Wszystko wskazywało na szereg afer finansowych, trudnych do sprawdzenia, pełnych tajemnic i niedomówień. Stanisław Vincenz uważał również, że „przekazanie całej sprawy przez dyrekcję „Polminu” sądowi karnemu nastąpiło na tle osobistych dywergencji, tym bardziej, że on ofiarował w swoim czasie gwoli ratowania nazwiska rodziny „Polminowi” zabezpieczenie jego pretensji częściowo (500.000 zł) przez Akcyjny Bank Hipoteczny, a częściowo hipoteką na jego kopalni w Słobodzie Rungurskiej. Gwarancji tych „Polmin” nie przyjął, co w konsekwencji pociągnęło za sobą obecny proces o sprzeniewierzenie”.

Zakończenie tej sprawy i wyrok sądu były zupełną niespodzianką dla publiczności i odbywały się też w tajemniczych okolicznościach. Otóż 24 czerwca z nieznanych powodów zrzekł się dalszego udziału w procesie obrońca Vincenza adwokat de Dwernicki i oskarżony prosił o odroczenie procesu, ale wniosku tego Trybunał nie uwzględnił. Jednak w przeddzień ogłoszenia werdyktu ogłoszono, że zachorował jeden z sędziów. Ogłoszenie wyroku odłożono i jak okazało się – aż na cztery miesiące. Za ten czas coś się zmieniło w układach między „Polminem” a Stanisławem Vincenzem. Co konkretnie? Pozostało to już sekretem na zawsze.

Trybunał zaś ogłosił wyrok dopiero 25 października 1931 roku i „uniewinnił wszystkich oskarżonych od winy i kary, a w szczególności obu Vincenzów – Stanisława i Kazimierza – oraz Tadeusza Strzeleckiego i Adolfa Lantnera. Powództwo cywilne wniesione przez „Polmin” pozostało bez rozpoznania”.

Siedem miesięcy później, 12 maja 1932 roku Sąd Apelacyjny zatwierdził wyrok sądu I instancji. Sprawa o sprzeniewierzenie miliona złotych była cezurą w życiu Stanisława Vincenza. Od tego czasu znamy już innego doktora Vincenza – wybitnego pisarza, filozofa, znawcę kultury Huculszczyzny, autora „Na wysokiej połoninie” (pierwsza część ukazała się drukiem w 1936), Kawalera Orderu Odrodzenia Polski (1938) i Złotego Wawrzynu Akademickiego (1938).

Jurij Smirnow
Tekst ukazał się w nr 6 (346), 31 marca – 27 kwietnia 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X