Sidorów – największy herb szlachecki na świecie, zamek-okręt i złodziejaszek Breżniew

Szlacheckie herby fundatorów na murach starych świątyń – to rzecz normalna.

Zdarzają się różne: niewielkie, ledwo zauważalne, jak „Abdank” na portalu jazłowieckiego kościoła Wniebowzięcia NMP. Czasami odwrotnie – są ogromne, prawie na całą fasadę, jak książęca „Zadora” Lanckorońskich w Jagielnicy. Potoccy, natomiast, oprócz swej „Pilawy” na murach, upodobali sobie swój potrójny krzyż na wieżach kościołów i cerkwi. Z daleka wiadomo było, kto był fundatorem tej wspaniałości. Wszystko to heraldyczno-świątynne zdobnictwo blaknie przy zamyśle kasztelana kamienieckiego Marcina Kalinowskiego (1640–1738), który swój rodowy herb „Kalinowa” wzniósł do wymiarów sporej świątyni. Ten dziw architektury i pychy szlacheckiej można zobaczyć w miejscowości Sidorów w rejonie husiatyńskim obw. tarnopolskiego.

Historia Sidorowa nierozerwalnie powiązana jest z rodziną Kalinowskich – jednego z najpotężniejszych i najbogatszych rodów Rzeczypospolitej. Około 1640 roku hetman koronny Marcin Kalinowski obrał Sidorów na swą rezydencję rodową. W tym czasie była to już nie byle jaka miejscowość. W 1547 roku jego poprzedni właściciele, Potoccy, wystarali się dla miejscowości o prawa miejskie. Kalinowski otrzymał te tereny wraz z husiatyńskim kluczem w 1620 roku i niebawem rozpoczął budowę olbrzymiego zamku. Według jego rozkazu wybudowano go na wysokiej skarpie nad pętlą rzeczki Suchodół. Fortyfikacje nie wystawiono na pustym miejscu – we wcześniejszych dokumentach są wzmianki o zamku w Sidorowie. Była to chyba fortyfikacja niewielka i prawdopodobnie drewniano-ziemna. Wcześniejsze umocnienia pochodzą jeszcze z czasów ruskich książąt. Było to miejsce bardzo dogodne do obrony: strome, spadziste stoki i rzeka w dole, prawie otaczająca wzgórze. Kalinowscy władali Sidorowem do początku XIX wieku. Następnie wykupił miasteczko baron Ignacy Pajgert, ale o tym powiemy dalej.

Zamek wystawiono dla obrony przed Tatarami. Przypomnę, że napastnicy atakowali przeważnie lekką kawalerią, ale wytrzymać oblężenie regularnej, uzbrojonej w artylerię armii zamek niestety nie mógł. W 1672 roku fortecę bez wielkiego wysiłku zdobyli janczarzy Mehmeda IV. Po roku została odbita przez wojska koronne, ale już w 1676 znów padła przed Turkami, doznając podczas szturmu znacznych uszkodzeń. Wojska Porty gospodarzyły tu jeszcze przez 13 lat i dopiero po kongresie karłowickim te ziemie wróciły do Rzeczypospolitej.

Wraz z nimi powrócił też ich właściciel – Marcin Kalinowski. Nie, nie ten, o którym była mowa, ale jego wnuk o tym samym imieniu. Jeśli pierwszy był hetmanem koronnym, to ten drugi – jedynie kasztelanem kamienieckim. Odbudował on z ruin zamek i miasteczko. Wybudował kompleks pałacowy, o którego przepychu i bogactwie możemy sądzić z wielkości olbrzymich okien. Samo ich oszklenie kosztowało majątek.

Od tej chwili zaczyna się historia najoryginalniejszej „heraldycznej świątyni”. Poprzednia budowla stanęła w tym miejscu około roku 1628, kiedy to z fundacji Marcina Kalinowskiego (hetmana) założona została w Sidorowie parafia katolicka św. Mikołaja. Świątynia została zniszczona w czasie chmielnicczyzny i panowania tureckiego.

Marcin Kalinowski (kasztelan) zakładając nową świątynię wysunął niezwykły warunek. Dumny magnat zażyczył sobie, aby kształtem przypominała herb rodowy „Kalinowa”, przedstawiający rozdwojoną strzałę, w dolnej części której są umieszczone gwiazdy. Pierwotny kształt sidorowskiego kościoła zaprojektował komendant twierdzy kamienieckiej Jan de Witte (1709–1785). Część ołtarzową nakreślił podobną do grotu strzały, podstawę zaś wież – w kształcie gwiazd. Główną nawę uczynił niezwykle wąską i długą – jak drzewce strzały. Świątynię, z niewielkimi zmianami, budowano długo i ukończono już po śmierci fundatora. Zmarłego kasztelana złożono w krypcie kościoła. Przyczynił się do tego jego spadkobierca Ludwik Kalinowski (1680–1765). W 1741 roku kościół został konsekrowany pw. Niepokalanego Poczęcia NMP.

Jednocześnie obok kościoła wybudowano piętrowy klasztor zakonu dominikanów-obserwantów. Klasztor funkcjonował do końca XVIII wieku, aż został skasowany przez władze austriackie. Od tej chwili budynek był wykorzystywany jako mieszkanie proboszcza i dla potrzeb parafii.

W XIX wieku pierwotny zamysł architektoniczny świątyni został nieco zniekształcony. Dobudowano wówczas niepasującą do całości przybudówkę przed głównym wejściem i boczne kaplice. Jednak ogólne zarysy herbu „Kalinowa” zachowały się do dziś.

W okresie komunistycznym budynek kościoła „tradycyjnie” służył jako magazyn zboża. Następnie długo stał opustoszały, z otwartymi drzwiami. Według słów miejscowej ludności, do początku lat 90. zachowały się wewnątrz drewniane figury, ale potem zostały „zabrane” przez jakiś przyjezdnych. Miejscowi w tych latach niczego z kościoła nie zabierali. Do dziś zachował się fragment organów, drewniane fragmenty głównego i bocznych ołtarzy oraz ambony, a także fragmenty fresków.

Kościół został wzniesiony jako budowla obronna. Świadczą o tym potężne mury i niewielkie okienka, umieszczone wysoko nad ziemią. Na jego charakter obronny wskazują również szerokie gzymsy, ciągnące się wewnątrz całego kościoła, na których mogli stać strzelcy. Nie było to już konieczne – zagrożenie ze strony Tatarów minęło, ale mimo wszystko granice Porty nie były stąd daleko. Przypomnę, że ostatni najazd janczarów na tereny Rzeczypospolitej datuje się rokiem 1768, kiedy to Turcy splądrowali Żwaniec (to jedynie około 70 km od Sidorowa).

O obronności świątyni świadczą również prawdziwie forteczne mury, opasujące dziedziniec kościoła. Nie wyklucza się, że powstały jeszcze za Kalinowskiego-hetmana. Prawdopodobnie pierwotna świątynia również była obronną – w tych czasach na niespokojnym Podolu innych nie budowano.

Fot. Dmytro Poluchowycz
{gallery}gallery/2020/sidorow_kosciol{/gallery}

Ciekawostka jest to, że w kościele nie było tradycyjnych dla świątyń katolickich ławek (prawdopodobnie z powodu wąskiej nawy głównej).

– Ludzie stali lub klęczeli, opierając się na łokcie – wspominała Małgorzata z Pajertów Baraniecka. – Była to tradycja ukraińska, ale tylko w ten sposób można było wytrzymać długie nabożeństwa.

Dziś kościół zwrócono wiernym, nabożeństwa odbywają się w nim jedynie w święta. Kościołem opiekują się ojcowie franciszkanie z parafii św. Antoniego w Husiatynie. Powstała tu też organizacja społeczna „Nadzbruczańskie Towarzystwo Kultury Polskiej im. Kornela Pajgerta”, które powoli odbudowuje świątynię. Zmieniono już część dachu i wstawiono nowe okna.

Fot. Dmytro Poluchowycz
{gallery}gallery/2020/sidorow_cmentarz{/gallery}

W odróżnieniu od kościoła, sąsiedni dawny klasztor dominikanów stoi obecnie w ruinie. Kiedy to się stało – trudno powiedzieć. Według wspomnień mieszkańców, klasztor znajdował się w ruinie już w okresie międzywojennym.

W I połowie XIX wieku miało miejsce masowe przeniesienie się szlachty z ponurych i mrocznych zamków do jasnych i przestronnych pałaców. Były to czasy, gdy odpadła konieczność wznoszenia potężnych murów i gdy arystokracja pragnęła maksymalnego komfortu oraz pięknych widoków za oknami. Pajgertowie też mieli takie pragnienia. W 1840 roku w zachodniej części Sidorowa budowano nowy pałac ze wspaniałym parkiem, wodotryskami i posągami. Stary zamek powoli popadał w ruinę i stopniowo był rozbierany na budulec. Taki los spotkał większość fortec Podola i Galicji. W czasach II Rzeczypospolitej malownicze ruiny wykorzystywane były jako dekoracje podczas festynów, które Pajgertowie i inni arystokraci urządzali dla miejscowej ludności. Ostatnio odradza się ta tradycja. Lokalny zamkowy festiwal odbywa się zazwyczaj w sierpniu. Wydarzenie jest nagłaśniane, więc nie przepuśćcie okazji.

W chwili, gdy do Galicji weszli sowieci, zamek, chociaż w ruinie, miał jeszcze dość potężne mury. W latach 50. władze zadecydowały, że to dobro nie może się zmarnować– wysadzono południowo-zachodnią ścianę i uzyskano dosyć kamieni na potrzeby budowlane.

Pomimo tych wszystkich rujnacji zamek poraża swoim pięknem i potęgą. Jest to, według mnie, jeden z najpiękniejszych zamków na Ukrainie. W przewodnikach często nazywany jest „okrętem” – z pewnego ujęcia rzeczywiście wygląda jak dziób pancernika z początku XX wieku.

Fot. Dmytro Poluchowycz
{gallery}gallery/2020/sidorow_zamek{/gallery}

Rodzina Pajgertów, która posiadała te ziemie od połowy XIX wieku do początku II wojny światowej, pozostawiła po sobie ślad w historii Polski. Najbardziej znanym przedstawicielem rodu był poeta i artysta Józef Kalasanty Pajgert (1799–1871). W swoim domu ulokował bibliotekę, składająca się z kilku tysięcy tomów. Zniszczono ją za sowietów. W Sidorowie największe zasługi położył Kornel Pajgert, którego obrało sobie za patrona Towarzystwo Kultury. Ze zbudowanego przez niego wodociągu miejscowa ludność korzysta do dziś.

Wojska sowieckie weszły do Sidorowa 17 września 1939 roku. Natychmiast aresztowano właściciela Józefa Pajgerta, a jego rodzinę ograbiono. Ograbiono również Jadwigę Korniłowiczową – córkę Henryka Sienkiewicza, która przyjechała do Sidorowa, ratując się przed niemieckimi bombardowaniami. Ale, jak później wspominała Małgorzata z Pajgertów Baraniecka, udało się jej zachować ozdobione diamentami gęsie pióro – dar Narodu Polskiego za powieść „Quo Vadis”.

Jak wspominała pani Małgorzata, pośród tych, którzy rabowali ich majątek, był przyszły sowiecki przywódca Leonid Breżniew, który wywiózł stąd antyczne meble. Nie wyklucza ona, że mógł to być ktoś inny, jedynie podobny do późniejszego sekretarza generalnego.

O rodzinie Pajgertów do dziś przypomina wybudowane w stylu klasycyzmu wspaniałe mauzoleum. Można je zobaczyć na starym cmentarzu. Grobowiec jest piękny i nietypowy dla wiejskich nekropolii. Taki pasowałby nawet na Cmentarzu Łyczakowskim.

Sidorów jest dość interesującym obiektem dla turystyki. Na razie jednak nie jest wypromowany, ale grupy turystyczne tu zaglądają.

Dmytro Poluchowycz
Tekst ukazał się w nr 12 (352), 29 czerwca – 16 lipca 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X