Rzeź wołyńska i narodowa amnezja

Data 11 lipca bieżącego roku dla większości Ukraińców przeminęła niezauważalnie. W tym dniu nie tylko nie było żadnych wieców czy nawet zaciekłych dyskusji w sieciach społecznościowych. Tymczasem w sąsiedniej Polsce o tej dacie pamiętają – i to właśnie w kontekście wydarzeń w naszym państwie.

Rzecz w tym, że 11 lipca 1943 roku oddziały UPA i OUN (Bandery) dokonały jednoczesnego ataku na wiele miejscowości zamieszkałych przez Polaków. Celem ataku – sądząc z przebiegu wydarzeń – było wyniszczenie maksymalnej ilości mieszkańców narodowości polskiej. W dokumentach banderowskich z tego okresu użyto określenia „akcja wyniszczania Polaków” i „czystka Polaków”.

Jak widzicie, przekazałem sens tych wydarzeń bez emocji. Bez wątpienia nasi polscy sąsiedzi wkładają o wiele więcej emocji w omawianie „akcji wyniszczania Polaków” (w Polsce używa się określenia „rzeź wołyńska”). Dla nikogo nie jest to przyjemne, gdy twoich rodaków czy krewnych morduje się jedynie dlatego, że urodzili się wśród „wrogiej” społeczności. Ale mnie o wiele bardziej interesuje milczenie strony ukraińskiej. Według ukraińskiej Konstytucji naród ukraiński stanowią obywatele różnych narodowości. Czyli ukraińscy Polacy – to też część narodu Ukrainy. Jeżeli na naszych terenach miały miejsce masowe mordy według oznak narodowościowych, to powinno to stać się podstawą przynajmniej do licznych dyskusji, zarówno naukowych, jak i społecznych. Powinniśmy zapytać siebie: jak to się stało, że nie obcy, ale mieszkańcy Ukrainy mordowali swoich sąsiadów. Natomiast ma się wrażenie, że wymordowanie kilkudziesięciu tysięcy osób – to drobnostka, nawet, gdy echa tych wydarzeń są przyczyną stałych konfliktów pomiędzy Ukrainą i jej zachodnim sąsiadem. Ta sprawa jest aktualna szczególnie obecnie, gdy na terenach tego sąsiada zamieszkuje teraz ponad milion obywateli Ukrainy. Wydawać by się mogło – że oto jest najlepszy czas, aby wydobyć tego trupa z szafy! Ależ nie. Lepiej przemilczmy tę sprawę. Zróbmy wrażenie, że żadnych mordów nie było. A nawet jak były, to nie tak liczne. Lub też wytłumaczmy to wojną i wpływem innych sił politycznych.

Osobiście dla mnie ta historia, a raczej podejście do niej – to fundament, na którym buduje się strukturę rozwoju państwa. Powiedzmy, oficjalna Rosja nie przez przypadek tak wychwala armię radziecką i Stalina. Właśnie jako taką – całkowicie podporządkowaną wodzowi, milczącą i cierpliwą masę – chciałaby widzieć swoich obywateli rządząca elita Rosji. Natomiast Ukraina określa się jako część europejskiej przestrzeni kulturowej. Mówimy głośno o prawach człowieka, o ich naruszaniu na Donbasie i Krymie. Oburza nas rehabilitacja sowieckich totalitarnych morderców i kult terroru jako taki. Ale gdy dochodzimy do chwili, gdy morderstwa były dziełem bojowników z tryzubem na czapce – nasz humanizm i europejskość raptem gdzieś znika. I stajemy się bardzo podobni do Rosjan.

Naturalnie w tej sytuacji pod słowem „my” mam na uwadze aktywną mniejszość, która interesuje się historią lub zasadami tworzenia państwa. Większość ludzi w życiu codziennym nie przejmuje się kwestią minionych przestępstw – ani stalinowskich, ani banderowskich, ani hitlerowskich. Tym bardziej niezrozumiałe jest, po co budować taką pamięć narodową, która ani nie przyczynia się do budowania jedności w państwie, ani nie sprzyja zdobywaniu poparcia z zewnątrz. Pozostaje, oczywiście, wersja, że istnienie Panteonu Sprawiedliwych Bohaterów, którzy wszystko czynili dobrze i nie popełniali żadnych przestępstw, jest konieczne jako gwarancja obronnych zdolności państwa. Przypomnijmy sobie jednak: Związek Radziecki miał taki panteon, ale w 1991 roku nikt nie stanął w jego obronie. Nie uratowano bohaterów bez skazy z oficjalnej mitologii.

Czy warto więc przemilczać przestępstwa, dokonane rzekomo przez „naszych”, chociaż ci „nasi” nie stanowili nawet jednego procenta ludności Ukrainy? Czy warto upierać się przy ich wyimaginowanej nieskazitelności? Czy warto kłócić się z sąsiadem z powodu wydarzeń, które są nieważne dla większości społeczeństwa? I czy jest to dobre, że te wydarzenia są tak obojętne dla większości?

Nie chcę tu dawać odpowiedzi na te pytania – niech przemyśli to każdy i odpowie sobie sam. Na razie rzucę niewielki kamyczek w naszą wielką narodową amnezję. Po prostu chcę, abyście sobie przypomnieli: 11 lipca 1943 roku na Wołyniu miał miejsce jeden z najbardziej krwawych aktów „akcji wyniszczania Polaków”, nie najbardziej krwawej karty w historii II wojny światowej, ale bardzo krwawej i bardzo naszej. I z tym musimy żyć dalej.

Tekst ukazał się w języku ukraińskim na portalu Zaxid.net

Pawło Zubiuk
publicysta lwowskiego portalu zaxid.net

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X