Rosyjskie mity a rzeczywistość

Prezydent Rosji prowadząc ekspansjonistyczną politykę, wziętą żywcem z XIX wieku, anektując Krym i rozpalając konflikt na wschodniej Ukrainie, zręcznie wykorzystał rosyjskie sentymenty i dumę narodu.

Zabieg ten, przy zmasowanej propagandzie i podawaniu nieprawdziwych faktów, przyniósł oczekiwany efekt. Stare stereotypy pokutujące w Rosjanach jak „Ruskije nie sdajutsia” czy świat „napadł na Rosję”, stosując sankcje gospodarcze, powoduje odwrócenie rzeczywistości w świadomości Rosjan.

W ich mniemaniu to oni są ofiarami obecnego stanu rzeczy i to „zgniły zachód” jest winien wszystkiemu co złe. Władimir Putin, jawiąc się jako współczesny Piotr I, gra po mistrzowsku na narodowej dumie Rosjan i za to należy mu się uznanie. Jednak rzeczywistość jest inna i zderzenie z nią może być prawdopodobnie bardzo bolesne. Póki co większości Rosjan w przypływie narodowej dumy wystarczy „hreczka”, własne jabłka z sadu czy własny „hamon” [szynka]. Dla powiedzenia „Krymnasz”, w ich mniemaniu warto. Szkoda, że nikt nie spyta mieszkańców anektowanego Krymu jak im się obecnie żyje i jak są traktowani. Putin potraktował Krym jak w rosyjskim dowcipie niedźwiedź zająca, czyli wytarł nim pewną część ciała i … zapomniał o nim, ponieważ szuka następnej ofiary, aby to samo uczynić. Przychodzi chwilowo mu to dość łatwo, ponieważ ma przed sobą społeczność międzynarodową, która spętana międzynarodowym prawem i zasadami, nie może reagować natychmiastowo w przeciwieństwie do niego, ponieważ on ich nie ma. Unia Europejska to zbiór 28 państw mający tylko wspólny rynek a nie mający własnej armii. Może oddziaływać na Rosję tylko gospodarczo, po ustaleniu wspólnego stanowiska. W przeciwieństwie do Putina, który praktycznie rządzi jak dyktator, ponieważ fasadowe organy władzy konstytucyjnej, niewiele mają do powiedzenia. Prezydent Rosji jest świadomy tego, że decyzyjność w UE wymaga czasu i dlatego postępuje tak śmiało, tworząc nowe ogniska zapalne na Ukrainie. Słuchając czy czytając wypowiedzi wielu komentatorów ukraińskich, i nie tylko, obserwuje się zniecierpliwienie i wręcz wyrzut, że UE nie reaguje natychmiast. Pakt Północnoatlantycki (NATO) nie ma żadnych podstaw prawnych, aby reagować (a jest to jedyna realna siła militarna), bo Ukraina nie jest jego członkiem. Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ) z racji tego, że Rosja jest stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ z prawem weta, blokuje jakiekolwiek działania w sprawie Ukrainy. Tak więc UE czy Stany Zjednoczone nie mają możliwości żadnych działań militarnych usankcjonowanych prawnie na terenie Ukrainy.

Jedynym skutecznym orężem pozostają sankcje gospodarcze, nałożone na Rosję. Na ich efekt potrzeba czasu i cierpliwości co wielu obserwatorom życia politycznego brakuje. Z ich pogłębieniem jest też problem. Niektóre z krajów UE bojąc się retorsji Rosji, są im przeciwne. Prezydent Rosji jest tego świadomy i stara się wyłuskiwać poszczególne kraje UE takie jak Węgry, Włochy czy Austrię i rozmawiać z nimi bezpośrednio. Takie działania, mimo jego woli, powodują na dłuższą metę konsolidację UE, co przy znajomości poglądów politycznych i zamierzonych celów nowo wybranych polityków UE, dobrze jej wróży na przyszłość. Rzeczywistość ekonomiczna i gospodarcza Rosji nie wygląda obiecująco. Wprowadzone sankcje gospodarcze powodują odcięcie Rosji od nowych technologii w wydobyciu ropy i gazu co w znacznym stopniu opóźni eksploatacje nowo odkrytych złóż. Jak wiadomo, jest to sprawa strategiczna, bo ropa i gaz to minimum 60% przychodu w budżecie. Budżet Rosji skrojony na ten rok przewidywał cenę ropy na poziomie 105 USD za baryłkę. Od miesiąca cena jest poniżej tego poziomu a w chwili obecnej jest to 97 USD i będzie dalej spadać. Duża podaż ropy na rynku (w nielegalnych transakcjach islamistów ze złóż irackich nawet po 35 USD za baryłkę) i ograniczenie zakupu przez Chiny, a także gwałtowne zwiększenie wydobycia przez Libię są tego powodem. Prawdopodobnie Rosja wywołując konflikt liczyła na wzrost cen ropy, co było regułą, tym razem tak się nie stało. Tak więc każdy dzień zmniejsza wpływy do budżetu rosyjskiego. To samo jest z gazem, którego cena jest indeksowana na bazie ropy i jej spadki przekładają się na ceny gazu. Bardzo bolesnym uderzeniem jest ograniczenie w znacznym stopniu możliwości pozyskiwania kapitału dla rosyjskich banków państwowych na rynkach międzynarodowych. Pięć największych banków rosyjskich, w których państwo ma powyżej 50% udziałów, pilnie potrzebuje pomocy państwa w postaci kapitału. Kilka dni temu jeden z nich – WTB – poprosił premiera Miedwiediewa o 40 mld USD i je otrzymał. W kolejce oczekują: Sbierbank, Gazprombank i Rossielchozbank. Na razie nie podano kwot oczekiwanej pomocy. Igor Sieczyn, pupil Putina szef Rosnieftu, poprosił o 45 mld USD pomocy na pokrycie długów firmy. Problem w tym, że sektor energetyczny miał być gwarancją państwa dla wypłaty przyszłych emerytur a sam potrzebuje pomocy. Przykładów coraz większej skuteczności sankcji można by podać więcej. System przepływu pieniędzy między bankami całkowicie jest uzależniony od systemów Euro Master, Visa czy Eliksir. Ich blokada całkowicie sparaliżuje rosyjskie banki (niespełna rok temu był przedsmak, kiedy na jeden dzień wyłączono te systemy). Problem banków polega na tym, że nie mogą pożyczać pieniędzy na okres powyżej 90 dni. Dlatego doraźnie premier Rosji ratuje je depozytami z państwowych pieniędzy na długi termin (ostatnio ok. 6 mld na 15 lat). Przykładem jak sankcje skutkują może być kombinat rybny z Murmańska, który w przypływie desperacji pozwał państwo do sądu, argumentując pozew tym, że w wyniku embarga na zakup łososia i innych ryb z UE był zmuszony zwolnić 4000 pracowników z powodu braku surowca do przetwarzania.

Myślę, że wraz z upływem czasu przykładów skutków embarga będzie więcej. Szkoda, że takie są skutki polityki prezydenta Putina. Uważam, że bardzo ważną siłą zdolną do zmiany polityki Putina są rosyjscy oligarchowie, ponieważ oni najwięcej na tym tracą (choć tego nie mówią). Reszty dokona inflacja, galopujące ceny i słaby rubel. Wtedy wszyscy w Rosji otworzą oczy na rzeczywistość.

Jan Wlobart
Tekst ukazał się w nr 16 (213) za 16-29 września 2014

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X