Rok wojny na Ukrainie. Relacje Polaków z Odessy, Mikołajowa i Charkowa fot. Facebook, Volodymyr Zelenskiy

Rok wojny na Ukrainie. Relacje Polaków z Odessy, Mikołajowa i Charkowa

Minął rok odkąd trzydniowa operacja specjalna Rosyjskiej Federacji zamieniła się w krwawą wojnę na Ukrainie. Masowe mordy, tortury, gwałty, grabieże czy przymusowe wywożenie ludności – ofiarami tak zwanej drugiej armii świata padło ponad 18 tysięcy cywilów. Setki zabytków architektury, obiektów sakralnych i placówek oświatowych zostało uszkodzonych lub całkowicie zniszczonych. Te wydarzenia na zawsze zmieniły życie ludzi na Ukrainie, w tym Polaków, od lat mieszkających na tych terenach.

Do wybuchu pełnowymiarowej wojny na Ukrainie w Odessie i jej okolicach mieszkało ponad dwa tysiąca osób polskiego pochodzenia. W wyniku rosyjskiej inwazji wiele z nich wróciło do macierzy. Ci, którzy zostali, żyją pod ostrzałem i borykają się z brakiem prądu i ogrzewania. Jednak nawet w tak trudnej sytuacji Polacy w Odessie nie tylko nadal krzewią język i kulturę polską, ale też pomagają ukraińskim żołnierzom.

fot. Związek Polaków im. Adama Mickiewicza w Odessie

– Przez ten rok nauczyliśmy się pracować w schronach przeciwlotniczych, reagować na bombardowania miasta i wspierać jeden drugiego – powiedziała Anastazja Strelcowa ze Związku Polaków im. Adama Mickiewicza w Odessie. – Postanowiliśmy, że musimy coś robić dla naszego zwycięstwa. Szukamy i kupujemy różne potrzebne rzeczy dla żołnierzy, takie jak leki, grzejki, ubrania, a dzieci robią świece okopowe. Drugie nasze postanowienie było to, że mimo wojny musimy dbać o naszą kulturę. Nadal świętujemy wszystkie święta narodowe, mimo tego, że są alarmy i często nie mamy prądu. W naszym stowarzyszeniu zawsze jest polska kultura, tu można mówić w języku ojczystym, tu można spokojnie rozmawiać na te tematy, który nikt inny oprócz Polaków nie zrozumie. Przekazujemy też pomoc seniorom polskiego pochodzenia, które pozostały w Odessie. W taki sposób pokazujemy, że Rosjanie nas nie złamią – dodała Polka z Odessy.

W stu trzydziestu kilometrach na wschód od Odessy jest położne portowe miasto Mikołajów, ważny ośrodek przemysłu stoczniowego. Od pierwszych dni wojny w jego okolicach toczyły się ciężkie walki. Totalnie zniszczona została m.in. zamieszkała w większości przez Polaków wieś Kisielówka w obwodzie mikołajowskim. A rzymskokatolicki kościół w tej wsi, który nie tak dawno został odnowiony, zbombardowali rosyjscy najeźdźcy. W obawie za swoje życie większość Polaków wyjechali z Mikołajowa. Zostali głównie osoby starsze.

– To, co my przeżywamy, to jest nieludzkie – mówi Anna Lisowska ze Stowarzyszenia Polaków w Mikołajowie. – Wydaje się nam, że śpimy. Nikt nie jest w stanie zaakceptować, że to jest nasza rzeczywistość. Współczesne miasto, które nikomu nie zawiniło, normalnie ludzie żyli i nagle nam burzą nasze życie, nasze miejsca wypoczynku, placówki, gdzie nasze dzieci kształciły się – to niby straszny sen. Marzymy tylko o tym, żeby to wszystko się skończyło i żeby to już nigdy się nie powtórzyło – powiedziała Polka z Mikołajowa.

fot. Anna Lisowska

W wyniku działań rosyjskich okupantów ucierpiał również Charków. W mieście uszkodzonych zostało ponad 4000 budynków, a także Cmentarz Ofiar Totalitaryzmu, na którym spoczywają m.in. polscy oficerowie, ofiary zbrodni katyńskiej z wiosny 1940 r.. I chociaż większość Charkowszczyzny ukraiński żołnierzy wyzwolili z rąk rosyjskich okupantów, to obwód nadal jest ostrzeliwany.

fot. Facebook, Volodymyr Zelenskiy

– Charków zmienił się nie do poznania, Ukraina się zmieniła i cały świat się zmienił. Nie wiadomo kiedy wrócimy do normalności i jak będzie wyglądała ta nasza nowa normalność – powiedziała Margaryta Kondratenko, prezes Polskiego Centrum Kulturalno-Edukacyjnego „Drzewo” w Charkowie. – 24 lutego musieliśmy obchodzić w naszym centrum tłusty czwartek. Kiedy wyjeżdżałam wcześniej rano z Charkowa, napisałam do uczestników, że przez inwazje Rosyjską nie spotkamy się w tym dniu. Prosiłam zachować spokój i wierzyć w Ukrainę. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy jak mocno będzie bombardowany Charków, że ludzie będą siedzieli w schronach, w metrze, że będą uciekać z miasta, które kochają. Większość ludzi do ostatniego nie chcieli wyjeżdżać. Ja też nie wyjechałam daleko, tylko 10 km od Charkowa i we wrześniu wróciłam do miasta. Wtedy dużo ludzi wróciło, bo Rosjan prawie nie zostało w naszym obwodzie. Teraz jet tu w miarę bezpiecznie dzięki Zbrojnym Siłom Ukrainy. Miasto wraca do życia. Już pracują nie tylko szpitale, ale też kawiarnie i centrum handlowe. Wszystko wraca do normalności, jest taka iluzja tej normalności. My do końca sobie nie uświadamiamy, co będzie dalej, ale wiemy, że Ukraina zwycięży. Rosja już przegrała, tylko nie może się w tym przyznać. Wierzymy w Ukrainę, wierzymy w Zbrojne Siły i wierzymy w siebie. Inaczej nic nie ma sensu – dodała mieszkanka Charkowa.

Wielu Polaków mieszkających na Ukrainie straciło domy, pracę, znajomych, często też bliskich. Ludzie musieli odnaleźć się w tej wojennej rzeczywistości. Jednak nie stracili wiary, że dobro w końcu zwycięży.

Karina Wysoczańska

X