Reformaci Poreformacki klasztor w Krzemieńcu (fot. Dmytro Antoniuk)

Reformaci

Klasztory rzymskokatolickie na wschodzie Rzeczypospolitej

Więcej wierności regule św. Franciszka, więcej ascezy i pokory – mowa będzie o franciszkanach reformowanych.

Ordo Fratrum Minorum Reformatorum (Zakon Braci Mniejszych Reformowanych) – jest to kolejna gałąź franciszkanów, która „wyrosła” w roku 1532. Rozłam odbył się na podstawie tego, że część zakonników, w odróżnieniu od obserwantów, pragnęła jeszcze wierniej zachowywać pierwotną Regułę św. Franciszka. Ten zakon miał swoje klasztory w Krzemieńcu, Dederkałach Wielkich, Lwowie, Rawie Ruskiej i Sądowej Wiszni. W 1897 roku papież Leon XIII połączył reformatów, bernardynów (obserwantów), alkantarynów i rekolektów w jedno zgromadzenie Braci Mniejszych. Skromna architektura ich kościołów przypomina augustiańską, ale w odróżnieniu od tych ostatnich w ich kościołach i nawet klasztorach malowano freski.

Lwów. W 1630 roku Daniłowiczowie przekazali zakonowi teren pod wzgórzem Wysokiego Zamku. Jako że teren był spadzisty, to brat reformat o. Bonawentura zwrócił się do młodzieży lwowskiej z gorącym apelem pomocy w pracach ziemnych. Na prośbę odpowiedzieli nie tylko ludzie młodzi, lecz także „seniorzy z poważnych rodów”, a nawet kobiety. Na przygotowanym placu rozpoczęto budowę drewnianego klasztoru i kościoła pw. św. Kazimierza, Rocha i Sebastiana. W czasie oblężenia Lwowa w 1648 roku kozacy zniszczyli klasztor i zabili sparaliżowanego brata Ignacego Soleckiego oraz dwóch innych mnichów.

Gdy nastały czasy pokoju, kasztelan kamieniecki Mikołaj Bieganowski przekazał zakonowi fundusze na budowę murowanego klasztoru i kościoła. Całość konsekrowano w 1664 r.

Po 40 latach klasztor znalazł się w centrum oblężenia szwedzkiego. Skandynawowie, będący protestantami, nie cackali się z katolickimi świątyniami, więc w ciągu kilku dni rozgrabili wszystko, co znaleźli w reformackim klasztorze. Chcieli dostać się nawet do krypt, ale im się nie udało. Usatysfakcjonowali się tym, że rozbili i okradli kosztowny castrum dolores (cenny katafalk) przygotowany na mszę żałobną za duszę podczaszego latyczowskiego Marcjana Morawca.

W połowie XVIII wieku klasztor został odnowiony. Prawdopodobnie prace prowadził tu Bernard Meretyn. Wówczas kościół otrzymał nowe ołtarze.

W 1783 roku klasztor reformatów został skasowany, a ich siedzibę przekazano na seminarium i zakład wychowawczy dla dziewcząt z ubogich rodzin szlacheckich, którymi opiekowały się siostry miłosierdzia – szarytki. Siostry jednak z trudem prowadziły działalność, bowiem szkoła utrzymywała się jedynie z datków. Pod koniec tego stulecia obsunięcie się góry zamkowej spowodowało zniszczenie części muru otaczającego klasztor. Złodzieje kilka lat bez przeszkód wdzierali się do środka i kradli, co się nawinęło, bo „sióstr się nie bali”.

W 1867 roku ss. szarytki zmuszone były ustąpić części klasztoru, gdyż do zabudowań poreformackich przeniesiono klasztor oo. misjonarzy (lazarystów). Ci opiekowali się więzieniami przy podominikańskim klasztorze św. Marii Magdaleny i u Brygidek. Klasztor podzielono na pół nowymi wewnętrznymi ścianami. W 1920 roku misjonarze opuścili klasztor i całość znów przypadła szarytkom.

Gdy we Lwowie do władzy doszli sowieci, siostry zostały poinformowane, że w ich konwencie zostanie otwarta kolonia wychowawcza NKWD. Mimo to udało im się w jakiś sposób utrzymać w swoich celach do sierpnia 1945 roku, kiedy to wyrzucono je stamtąd siłą. Wówczas kościół zamieniono na magazyn, a klasztor – na kolonię dla nieletnich dziewcząt, która działała tu do 1980 roku, kiedy zespół klasztorny został przekazany na szkołę milicji. Obecnie w ścianach klasztornych funkcjonuje wydział uniwersytetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, a kościół w 2008 roku przekazano grekokatolikom (chociaż władze miasta obiecały przekazać go wspólnocie rzymskokatolickiej). Obecnie są tam wystawiane ikony i nawet cały ikonostas ze zbiorów studyty o. Sebastiana Dmytruka. Nabożeństwa również tu się odbywają. Całe wyposażenie kościelne, łącznie z freskami, znikło w czasach sowieckich.

Następny klasztor to dawny klasztor rzymskokatolicki w Krzemieńcu, który leży w oddaleniu od centrum, przy drodze do Poczajowa. Dziś jest to żeński prawosławny (UPC) klasztor Objawienia Pańskiego, który pierwotnie należał do zakonu oo. reformatów. Ufundował go wojewoda poznański Stanisław Potocki w 1750 roku, a murowany zespół kościelno-klasztorny w stylu skromnego baroku wybudowano dość szybko – w ciągu dziesięciolecia. Trzy skrzydła cel z kościołem utworzyły zamknięte podwórko-dziedziniec. Autorem całego zespołu był Szwajcar włoskiego pochodzenia Jan Columbani. On też zbudował klasztor tego zakonu w Dederkałach Wielkich.

O klasztorze w Krzemieńcu nie ma wiele informacji. Znane są tylko najważniejsze daty z jego historii. W 1807 roku przeniesiono tu bazylianów, których siedzibę przekazano z kolei Liceum Krzemienieckiemu. Oo. reformaci byli zmuszeni przenieść się do leżącej nieopodal wioski Dederkały Wielkie. Unici byli tu do 1839 roku, gdy obiekt przekazano prawosławnym. Z czasem otworzono tu męski klasztor Objawienia Pańskiego. W okresie międzywojennym była tu rezydencja biskupa, konsystoria i seminarium duchowne. Wówczas w kościele jeszcze były zachowane oryginalne poreformackie ołtarze, w które wstawiono prawosławne ikony.

W okresie antyreligijnej kampanii Chruszczowa klasztor zamknięto (1959 r.) i przekazano jego pomieszczenia na szpital. Kościół zamieniono na salę sportową. Prawdopodobnie wówczas zniszczono cały wystrój kościelno-cerkiewny. Prawosławnym obiekt zwrócono w 1990 roku. Obecnie obiekt został gruntownie odrestaurowany, ściany pokryto nowymi stosownymi freskami, wstawiono kioty.

Specjalnie dwukrotnie wybierałem się do przeoryszy z prośbą o błogosławieństwo na wykonywanie zdjęć wewnątrz. Niestety nie udało mi się jej zastać. Zatem po prostu poszedłem do świątyni po mszy świętej i zacząłem robić zdjęcia, twierdząc, że pozwolenie mam. Zakonnice nie leniły się i to sprawdziły, po czym mnie wygoniły. Jestem świadom, że nikomu nie zrobiłem niczego złego, ale został niesmak po tym kłamstwie. Już czułem, że spotkają mnie nieprzyjemności i tak się też stało – w Surażu nie wpuszczono mnie do pojezuickiego kościoła, a także długo „marynowano” mnie, zanim pozwolono na zdjęcia w pofranciszkańskim kościele w Szumsku.

Dederkały Wielkie. Tu zachował się klasztor reformatów, który w swej historii kilkakrotnie przechodził od katolików do prawosławnych i z powrotem.

Założył go w 1735 roku dziedzic Antoni Wyszpolski, przekazując zakonowi obraz Chrystusa Ukrzyżowanego, który wkrótce zasłynął cudami i łaskami i zaczął przyciągać rzesze pielgrzymów. Pierwotny klasztor był drewniany i dopiero Michał Preis i jego żona Teresa ufundowali murowany klasztor i kościół Podwyższenia Krzyża Świętego. Całość tworzy zamknięty dziedziniec – wirydarz. Klasztor otoczono murami z bramą wjazdową i pokojami dla pielgrzymów. Budowę ukończono prawdopodobnie w roku 1760 (lub 1772 – według innych źródeł). Kościół miał piękne ołtarze, a jego ściany udekorowali freskami mistrzowie zakonu.

Poreformacki klasztor w Dederkałach Wielkich (fot. Dmytro Antoniuk)

W 1807 roku przeniesiono tu braci z likwidowanego klasztoru w Krzemieńcu. Zakonnicy przywieźli ze sobą portrety dobroczyńców zakonu, w tym starosty kaniowskiego Mikołaja Potockiego. Znaczącym wydarzeniem, które miało miejsce w 1826 roku, był jubileusz 50-lecia ślubów kapłańskich biskupa mińskiego Jakuba Dederka, właściciela Dederkał. To on podczas trzeciego rozbioru Polski w imieniu wołyńskiego duchowieństwa złożył homagium (rodzaj przysięgi wierności) carycy Katarzynie II, przekazując je na ręce jej przedstawicieli – generałów Kreczetnikowa i Tutołmina. Być może dlatego, że ten biskup i jego krewni władali Dederkałami, tutejszy klasztor skasowano dopiero w roku 1891. Prawdopodobnie był on jedynym rzymskokatolickim klasztorem na Wołyniu w tym czasie. Po kasacie kościół poświęcono jako cerkiew prawosławną, a w klasztorze umieszczono seminarium nauczycielskie. Tu wykładał m.in. absolwent Petersburskiej Akademii Sztuk Pięknych Andronik Łazarczuk.

Gdy te tereny znów weszły w skład II Rzeczypospolitej, klasztor przekazano na koszary Korpusu Ochrony Pogranicza, a kościół znów stał się świątynią katolicką. W 1943 roku Polacy w tych ścianach bronili się przez atakami upowców. Dowodził nimi proboszcz o. Józef Kuczyński, którego aresztowali czekiści po tym, jak Armia Czerwona zwolniła Polaków z oblężenia. Ksiądz wiele lat spędził w stalinowskich łagrach. NKWD, podobnie jak przed wojną, zajęło klasztor i zmieniło go na katownię.

Prawdopodobnie świątynię po wojnie przekazano prawosławnym, a w 1959 roku zamieniono na kino. W latach 1976–1993 w całym obiekcie był zakład profilaktyczno-leczniczy, faktycznie – więzienie dla alkoholików. Całość wówczas otoczono odrażającymi zabudowaniami z drutem kolczastym, kościół przedzielono na dwie kondygnacje i stworzono tam sale produkcyjne. Od wibracji maszyn większość poreformackich tynków z freskami odpadła.

Po odzyskaniu niezależności przez Ukrainę świątynia znów została przekazana prawosławnym, którzy oddali ją pod opiekę św. Mikołaja. Zwrócono tu dwie stare ikony. Jedna z nich – św. Józef z Dzieciątkiem – prawdopodobnie pochodzi jeszcze z okresu reformatów. Przy wejściu znów umieszczono miedzianą tablicę, która głosi, że w 1895 roku świątynia została podporządkowana prawosławnym kanonom.

Ze starych fresków zachowały się w prezbiterium mocno uszkodzone fragmenty jakiejś procesji na tle dederkalskiego klasztoru (?) z oo. reformatami, a na tęczy – apoteoza św. Krzyża ze św. Dominikiem i Franciszkiem. Niestety ta ostatnia kompozycja przed kilkoma laty została zupełnie niefachowo „odrestaurowana” i straciła artystyczną wartość.

Budynek klasztoru przekazano diecezji UPC KP, ale nowi właściciele na razie nie mają finansów na przeprowadzenie tu kapitalnego remontu. Tymczasem obiekt niszczeje pod wpływem warunków atmosferycznych. Warto tu też obejrzeć starą bramę i budynek obok posiadający interesujący fronton.

Co dotyczy cudownego obrazu Ukrzyżowania Chrystusa, to został wywieziony do Polski, przebywał w kościele w Krzywiźnie na Dolnym Śląsku, ale w 1986 roku został skradziony i do dziś go nie odnaleziono.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 18 (310) 30 września – 15 października 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X