Reduta Piłsudskiego

Reduta Piłsudskiego

Nieśmierlenik odnaleziony na Reducie

„Szańce” dość dobrze spełniały swoją rolę, jednak jak pokazały doświadczenia zebrane podczas bitwy o Kostiuchnówkę w lipcu 1916 r. pomysł ze wzmacnianiem przedpiersia sosnowymi balami okazał się błędny. Wybuchy pocisków artyleryjskich wyrywały bowiem całe kilkunastometrowe drzewa, które lecąc do wnętrza okopu raniły żołnierzy niezagrożonych samych wybuchem.

 

Przed wszystkimi pozycjami rozpinano wymyślną sieć drutów kolczastych, ustawianych w tzw. „piłę”- dzięki takiemu ustawieniu można było je ostrzeliwać i zapobiegać ich przecinaniu przez patrole przeciwnika. Do prowadzenia tego rodzaju ognia w nocy służyły odpowiednio wycelowane i przywiązane na stałe karabiny.

 

W wyniku rozbudowy umocnień Reduty ilość zapór z drutów wzrosła do 36 rzędów. Dodatkowo najbardziej zagrożone niespodziewanym podejściem Rosjan odcinki zabezpieczano kozłami kolczastymi. Przed drutami zakładano własnej konstrukcji miny z zapalnikami odciągowymi. Najczęściej były to prowizoryczne ładunki składające się ze szklanki od szrapnela wypełnionej materiałem wybuchowym. Oprócz typowych odciągów, stanowiących pułapkę dla wroga, fugasy były wyposażone w dodatkowy drut umożliwiający zdetonowanie ładunku z własnego okopu. Dla lepszego maskowania część z fugasów umieszczano w odpowiednio wydrążonych pniach drzew. W kluczowych miejscach reduty budowano specjalne schrony zwane przez żołnierzy granatnikami. Składały się one z owalnego tunelu z blachy obsypanego warstwą ubitej ziemi i przykrytego ułożonymi na krzyż grubymi na 50 cm pniami drzew.

Największy schron na Reducie Piłsudskiego zwany „Lisią Jamą” powstał przypadkowo i to w dość zabawnych okolicznościach. Powodem zainteresowania się legionowych saperów Redutą, były dochodzące spod ziemi szmery, które wzbudziły podejrzenia, że Rosjanie próbują się podkopać i wysadzić polskie umocnienia w powietrze. W poszukiwaniu rzekomego podkopu żołnierze kompani technicznej przekopali Redutę w poprzek wykonując rów o głębokości ok. 10 m. Ponieważ nic nie znaleziono, do pracy ściągnięto saperów, którzy w wydrążonych przez siebie studniach umieścili potężne ładunki ekrazytu i zdetonowali je. Oczywiście nie znaleziono żadnych śladów podkopu, a środki bezpieczeństwa podjęte przed nader skromnym wybuchem, który rozczarował znudzonych monotonią służby żołnierzy (spodziewano się potężnej eksplozji – żołnierzom wydano nawet watę do zatkania uszu i kazano przed wybuchem otworzyć usta) stały się przyczyną wielu żartów.

Bliskość przeciwnika wymuszała niemalże całkowitą ciszę, gdyż doskonale wstrzelani Rosjanie reagowali na każdy odgłos otwarciem ognia z moździerzy. Wszyscy pełniący służbę na Reducie byli uzbrojeni w granaty ręczne, a kaprale posiadali dodatkowo rakietnice. Niektórzy Legioniści potrafili rzucić granatem jajkowym na odległość prawie 100 m i to w taki sposób, że wybuchał jeszcze w powietrzu rażąc żołnierzy ukrytych w okopie.

 

W maju 1916 r. do wyposażenia załogi Reduty wprowadzono peryskopy, które okazały się sprzętem bardzo przydatnym i zmniejszającym ryzyko prowadzenia jednego z najniebezpieczniejszych zadań – obserwacji przedpola. Okopy Reduty były wyposażone w specjalne metalowe okienka strzelnicze. Podobny sprzęt posiadali również Rosjanie. Bardzo często dochodziło do swoistych pojedynków strzeleckich pomiędzy żołnierzami z Reduty Piłsudskiego i Orlego Gniazda. Prawie zawsze wygrywał ten, który wcześniej zdążył się zaczaić i trafić przeciwnika w momencie kiedy tamten dopiero otwierał drzwiczki. Wielu żołnierzy zginęło właśnie w takich okolicznościach otrzymując postrzał w oko.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X