Primum non nocere – przede wszystkim nie szkodzić

Primum non nocere – przede wszystkim nie szkodzić

Już kiedyś tak było – tekst miał być zupełnie o czymś innym, lecz ponieważ nie oparłem się presji wydarzeń, awantur i oczekiwań to piszę… no, oczywiście o „nowelizacji Ustawy o IPN” piszę! Ja wiem, to nic oryginalnego – praktycznie wszyscy teraz o tym piszą.

Chwalą, ganią, napadają, bronią… jednym słowem „pełny zestaw” i „do koloru – do wyboru” bo oczywiście ton i treść „napisanego” zależy od politycznej proweniencji piszącego, oscylując pomiędzy bałwochwalstwem i obelgą.

Dlaczego to napisałem…
W tekstach na ten temat można obecnie znaleźć wszystko – od próby obiektywnej po manipulacje, nadinterpretacje, kłamstwa i tak skrajną, że aż obrzydliwą propagandę. Czytam to, oglądam, słucham i strasznie mnie to wszystko wkurza! Politycy, komentatorzy, propagandyści, publicyści, „eksperci”, „dziennikarze”, „autorytety” – wszystkie te szanowne osoby, opisane przeze mnie (w tekstach w ciągu ponad roku w Gazecie Kurier Galicyjski) grzechy „do kupy” zebrali i ich popełnianiem się świetnie bawią. Zaś to, że tak „przy okazji”, Polsce szkodzą, to albo mają głęboko „gdzieś”, albo udają, że tego nie zauważają. Ot tak! I właśnie dlatego postanowiłem napisać niejako „votum separatum” – mój tekst, w którym nad sympatie i antypatie się wznosząc (wierzę, że potrafię), słowami nazwać to, co się stało i co się dzieje.

Proszę absolutnie nie odbierać powyższej deklaracji jako mojej wiary w mą wyjątkowość czy genialność! Zwyczajnie, od lat wielu żyjąc poza Ojczyzną, szczęśliwie poza nurtami jej wewnętrznych walk politycznych się znajduję i niekiedy udaje mi się, mam nadzieję, zachować chłód umysłu tam, gdzie mieszkający w Polsce i pogrążeni w odmętach polsko-polskich walk wszelakich, tę zdolność już utracili. Dodatkowo – ta Ustawa nie jest mi obca. Druga Wojna Światowa, okupacja Polski, obozy, „ostateczne rozwiązanie”, pacyfikacja, OUN, Ukraina Zakarpacka, UPA, SS Galicja, banderowcy, melnykowcy, bulbowcy, „repatriacja” 1944–46, Operacja „Wisła” i wszystko inne – od kilku dziesiątków lat stanowią obiekt mych studiów. Ten, kto mnie zna – ten wie. Stąd uważam, że posiadam wiedzę odpowiednią, by wiedzieć (!) o czym piszę. Proszę o wybaczenie za ten egocentryczny i napuszony fragment, ale przewiduję napaści tak na tekst ten, jak i na mnie osobiście, osób nieżyczliwych lub „życzliwych inaczej” (to tacy, którzy pod płaszczykiem życzliwości dla osoby i troski o dobro i prawdę, napadają, szkalują, manipulują i nienawiść sieją). Dlatego nauczony mądrością człowieka niepokornego i do tego „samotnego wilka”, wynikającą ze skutków mych „występów” poprzednich, czułem się zmuszony podobny wpis, ograniczający pole dla „harców” przeróżnych „milusińskich” zamieścić. Jeśli niepotrzebnie – przepraszam i już do istoty problemu przechodzę.

Uwaga – już samo to, że przed „zabraniem się” za Ustawę czuję się zobowiązany tak długi wstęp napisać i pewnego rodzaju asekuracje (utrudniające napaści na mnie) w nim zawrzeć świadczy o tym, jaka ona jest, niełatwa i niejednoznaczna. Ale naprzód! Do Ustawy, a raczej do jej nowelizacji!

O ustawie…
Jest długa i o wielu rzeczach mówi. O dobrym imieniu, o narodzie, o obozach (w domyśle), o zbrodniach, o przypisywaniu, o pomniejszaniu, o karaniu, o nazistach, komunistach, nacjonalistach, o Polakach, Niemcach, Żydach i Ukraińcach, o cmentarzach wojskowych, o dotacjach i o medalach wreszcie. Uf! (A i tak nie wszystko jeszcze wymieniłem). I przy takiej niebywałej, nie sposób nie przyznać, „rozpiętości” podejmowanych przez nią kwestii, oczywiście nie cała ta nowelizacja Ustawy budzi kontrowersje. Na pięć jej artykułów (prawda ten piąty jest tylko formalny), jedynie artykuł pierwszy wywołał awanturę. Nie będę cytował – każdy w Internecie znaleźć może.

Po przeczytaniu i przemyśleniu – pomimo międzynarodowej awantury, krytyk, zachwytów, obelg, wystąpień, skandali, podpisów i skierowań do Trybunału – moim zdaniem nie sposób oceniać nowelizacji tej Ustawy (szczególnie jej art. 1) tak jak to jest przeważnie czynione – jednoznacznie i w kategoriach albo czerni, albo bieli. Tak, wiem, wielu spraw tak oceniać nie można, ale cóż z tego, jeśli niby to „nie można”, a jednak dla osiągnięcia korzyści przeróżnych właśnie, tak są one oceniane. Wracając do tematu – nowelizacja Ustawy o IPN jest długa, jej (budzący kontrowersje) artykuł 1 także jest długi, rozbudowany i złożony, i wielu spraw dotyczy.

Najpierw to co, moim zdaniem, jest bardzo ważne i zgodnie z deklaracjami licznymi, stanowi przyczynę powstania, takiej treści i trybu uchwalenia nowelizacji. Zgodnie z zamiarami – tak autorów jak i posłów i senatorów (tak przynajmniej deklarują) którzy tę Ustawę uchwalili – nowelizacja Ustawy o IPN ma służyć walce o dobre imię Rzeczypospolitej Polskiej i narodu polskiego, a w szczególności stać się skutecznym orężem do walki z używaniem fałszywego (to, że fałszywego, jestem o tym osobiście przekonany) określenia „polskie obozy śmierci”. Cóż tutaj można mieć za wątpliwości?! Jeśli tak, to ja jestem za, za, za! W 100%! Myślę, że nie ja tylko!

Trzeba bowiem mieć albo bardzo złą wolę, albo zamiary niecne, albo więcej niż skromną wiedzę, by głosić, że niemieckie „Vernichtungslager”, w których zginęły miliony ludzi – w większości Żydów – to są „polskie obozy śmierci” (w rozumieniu nie „w Polsce”, a „polskie” właśnie – ze wszystkimi z takiego pojmowania wypływającymi następstwami). Tak więc, tak – walkę zarówno o dobre imię Rzeczypospolitej Polskiej i narodu polskiego, jak i o zaprzestanie używania (częstego i z lubością używanego przez niektórych polityków i redakcje) określenia „polskie obozy śmierci” uważam za potrzebną i sam gotów jestem o to kopie kruszyć! Pytanie jednak stawiam, czy ta nowelizacja taką „kopią” będzie? Mam poważne wątpliwości i zaraz się nimi podzielę.

Tekst nowelizacji budzi obawy wielu, czy nie będzie on używany jako „knebel” przy uciszaniu opowieści o tych Polakach, którzy w czasie wojny zachowali się niegodnie. Tekst nowelizacji, poprzez użycie pewnych pojęć, daje możliwości subiektywnej interpretacji jej litery przy jednoczesnym penalizowaniu opisanych w niej uczynków. Tekst, mimo deklaracji, że tak nie jest – niestety, poprzez swe dwuznaczności, jest zagrożeniem dla swobody prowadzenia dyskusji naukowej. Zawiera też sformułowania nie tyle mające na celu opisanie tego, czego nowelizacja dotyczy, lecz będące w sposób oczywisty odbiciem bardzo specyficznych poglądów politycznych niektórych jego autorów, co jest próbą „przemycenia” tych poglądów do polskiego prawodawstwa. Teraz szczegóły.

Niestety – jak zawsze, „diabeł tkwi w szczegółach”
Słowach, pojęciach i interpretacjach tychże. O ile sprawa tego, że nie istniały „polskie obozy śmierci” i tego, że Państwo Polskie w żadnej formie i w żaden sposób nie tylko nie uczestniczyło w zagładzie Żydów, ale i nie kolaborowało z okupującą Polskę III Rzeszą, to już sprawa z narodem może stwarzać problemy. Nie, nie – nie stwarza ich dla mnie. Dla mnie, w mojej interpretacji, naród polski (rozumiany jako wielka wspólnota) w zagładzie nie uczestniczył. Problem jednak w tym, że niewątpliwie byli i tacy Polacy, którzy śledzili, wydawali, grabili, donosili, szantażowali, zabijali Żydów. Nie tylko Żydów zresztą. Ktoś chce zaprzeczyć, że tak było? No i właśnie – uważam, że poprzez pominięcie tego niuansu i ograniczenie się w zapisie do jednoznacznego i ogarniającego WSZYSKICH Polaków pojęcia naród polski – otwiera się możliwość manipulacji, sporów interpretacyjnych i semantycznych, dyskusji np. na temat, jaką liczbę przedstawicieli narodu już za cały naród uznać można. Co ciekawe, „spotkaniowe” pytanie: czy oskarżanie konkretnego Polaka albo grupy Polaków, przy tendencyjnej bądź skrajnie nieżyczliwej interpretacji, będzie już „przypisywaniem narodowi polskiemu” zbrodni, czy też jeszcze nie? Dumny zapis o narodzie polskim w tej nowelizacji jest, z jednej strony uprawniony (i wygląda pięknie), ale z drugiej strony, przy złej woli, głupocie, złośliwości, nienawiści, stwarza możliwości – nazwijmy to ogólnie – nadużywania zapisów tejże nowelizacji.

Tak, tak – wiem. Apologeci nowelizacji mnie zakrzyczą, że to przecież absurd, przeciwnicy tejże zgodnie stwierdzą, że z tym zapisem to strasznie historię fałszować się będzie… Otóż, ja nie wiem, jak będzie! Wiem jedynie, że przy złej woli, wiele absurdów jest możliwych i dlatego ta nowelizacja, poprzez mądre i odpowiedzialne używanie słów i pojęć, powinna maksymalnie ograniczać pole dla szkodliwych i złośliwych „harców”, a nie takie pole stwarzać! Nawet jeśli ceną takiego ograniczenia byłoby wpisanie kilku dodatkowych zdań – np. że byli Polacy, którzy w czasie wojny dopuścili się zbrodni, ale (w rozumieniu tej nowelizacji) ich obwinianie nie jest tożsame z obwinianiem narodu. Ja rozumiem, to byłby „niepiękny” zapis, ale coś mi się zdaje, że skuteczny. O konieczności zapisu może świadczyć już chociażby to, jak zapis istniejący obecnie interpretują przeciwnicy tej nowelizacji i używają tej interpretacji do deprecjacji całości nowelizacji. Pozwalam sobie uważać, że niejednoznaczność w prawie – jest szkodliwa.

Niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz-Birkenau (Fot. youtube.com)

„Rażące pomniejszanie”
Kolejnym problemem, który widzę, a który z użytymi słowami i pojęciami jest związany, to użyte przez autorów nowelizacji pojęcie „rażące pomniejszanie”. Ja rozumiem, jeśli wszyscy okażą dobrą wolę, wiedzą się popiszą, uczciwie podejdą do problemu – to z tym „rażącym pomniejszeniem” nie będzie problemów! Rażące, znaczy rażące i wszyscy powinni rozumieć o co chodzi! Tyle tylko, że ja się grzecznie pytam, a co będzie, jeśli ktoś zinterpretuje to przewrotnie, złośliwie, niezgodnie z dobrymi (mam nadzieję) intencjami autorów? Może tak być? A oczywiście, że może! I ja bardzo proszę o nieprzypisywanie mi „szukania dziury w całym” i „czepiania się słów”! Wiem co piszę! Po pierwsze, mamy do czynienia z ustawą, czyli aktem stanowiącym prawo! Oczekuję więc od tej ustawy jednoznaczności i używania słów oraz pojęć uniemożliwiających lub ograniczających możliwość manipulowania nimi! Po drugie, obserwując trwającą bezlitosną, polityczną walkę, walkę bez zasad, bez honoru, gdzie tylko cel, a nie metody się liczą (tak jest nie tylko w Polsce), wielokrotnie byłem i nadal jestem świadkiem takich nadinterpretacji, takiego manipulowania, takiej hucpy, że każde dwuznaczne słowo wypowiedziane, zapisane, powtórzone, napawa mnie obawą, iż stanie się fundamentem zła, kłamstwa, prywaty i krzywdy. W tym konkretnym przypadku – kto ma oceniać czy coś już jest „rażące”, czy jeszcze „rażące” nie jest?

Prawda, nie jestem prawnikiem i nie wiem czy pojęcie „rażące” ma jakąś prawną definicję, ale coś mi się zdaje, że to właśnie sądom przyjdzie rozstrzygać (jeśli Trybunał Konstytucyjny tego „rażącego” czymś nie zamieni) czy coś już je „razi”, czy jeszcze „nie razi”. I raz jeszcze, jeśli ktoś chce mi zarzucić, że pastwię się nad słowami, to proszę sobie darować! Rozmawiamy o akcie stanowiącym prawo w Polsce! Nie tylko! Rozmawiamy o definicji czynu zagrożonego karą nawet trzech lat więzienia! Przepraszam, ale to poważna sprawa i na ten przykład, jeśli już ktoś ma „siedzieć”, to warto, by przyczyny dlaczego „siedzi” były jasne i oczywiste, a nie zależały od takiej czy innej, bardziej lub mniej stronniczej, interpretacji! Istnienie możliwości interpretacji różnych, w tym konkretnym wypadku daje mi prawo do obaw!

„Fakty” i „rzeczywiści sprawcy”
Teoretycznie wszystko jasne: „Kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu… lub w inny sposób rażąco pomniejsza odpowiedzialność rzeczywistych sprawców tych zbrodni…”. No cóż, kto by tam coś „wbrew faktom” twierdził i kto by „rażąco pomniejszał odpowiedzialność rzeczywistych sprawców”. Jeśli ten „ktoś” jest uczciwy i rozsądny, a fakty i sprawcy jednoznacznie ustaleni i ten „ktoś” o tym wie – to nikt.

W przypadku zbrodni III Rzeszy Niemieckiej (pomimo przeróżnych propagandowych akcji „dziennikarzy” i „wyskoków” polityków – których to szczególnie ostatnio bywamy świadkami) co do sprawstwa i wykonania większości tego co określane jest ogólnie jako „zbrodnie hitlerowskie”, nikt poważny wątpliwości raczej nie ma. Nawet polscy i niemieccy historycy są co do „faktów” zazwyczaj zgodni. Prawda, są dyskutowane i ciągle badane nieliczne „wątpliwe” przypadki, ale po pierwsze są to wyjątki, a po drugie ze względu na ich rozmiar i znaczenie są one zazwyczaj sprawami trzeciorzędnymi w ogromie hitlerowskich zbrodni. Jednym słowem, większość niemieckich zbrodni, popełnionych tak na narodzie polskim, jak i narodzie żydowskim (a także innych narodach), jest dobrze zbadana, udokumentowana i nawet skatalogowana. Tym samym – w ich wypadku (poza wspomnianymi wyjątkami) trudno mieć pretensje do użytego w nowelizacji pojęcia „wbrew faktom”.

Natomiast jeśli chodzi o „zbrodnie ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą Niemiecką”, to już nie wszystko jest takie proste i oczywiste. Nie, absolutnie nie zamierzam przez powyższe przeczyć „wbrew faktom” czy relatywizować lub „pomniejszać” (nie tylko „w rażący, ale w jakikolwiek sposób) „czynów popełnionych przez ukraińskich nacjonalistów… polegających na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności” na terytorium II RP (czemu piszę właśnie tak (II RP, a nie „Małopolska Wschodnia”) – jeszcze wyjaśnię). Pragnę tylko zwrócić uwagę na to, że przy stosowaniu tak brzmiącej nowelizacji, powołującej się na „fakty” i „rażące pomniejszanie odpowiedzialności rzeczywistych sprawców”, w odniesieniu do „zbrodni ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą Niemiecką” mogą powstać poważne problemy.

Problemy z „wątkiem ukraińskim”
Problemem jest chociażby to, że o innych „faktach” mówią historycy polscy, a o innych ukraińscy. Spór trwa nie od dzisiaj i (obawiam się) jest raczej nierozwiązywalny. Nikt bezstronny go nie próbował rozsądzić i (ponownie obawiam się) raczej próbować nie będzie. Tak polscy, jak i ukraińscy historycy na inną pamięć historyczną się powołują, zupełnie inaczej (nawet te same) dokumenty interpretują, a niektórzy z nich – innej polityce historycznej służą. W wielu przypadkach to powoduje (paradoksalnie), że „fakty” są dla nich różne i wzajemnie się wykluczają. Wcale nie zamierzam bronić pozycji którejkolwiek ze stron – mam na ten temat własne zdanie, ale to długa opowieść i chętnych jej posłuchania na wielki dzbanek kawy do Drohobycza zapraszam!

Jasne, że z czysto praktycznego punktu widzenia, nam, Polakom, najprościej jest przyjąć, że „nasze fakty są prawdziwsze” i mieć Ukraińców w nosie. Można tak! Co więcej, zdaje się, że właśnie taką interpretację „faktów” przyjmują (prawda domyślnie) autorzy nowelizacji. Co ciekawe, podobne podejście do problemu polsko-ukraińskich „faktów” jest też właściwe części historyków „kresowych” oraz części skrajnie prawicowych organizacji – w ich ocenie „faktów” nie ma miejsca na najmniejsze wątpliwości co do sprawców. Jednak każdy kto ma wiedzę o latach 1939-45 i o tym, co się wtedy na wschodnich terenach II RP działo i jednocześnie nie jest zarażony bakcylem fanatyzmu, to musi przyznać, że to nie do końca tak było! Niestety, czy to nam się podoba, czy nie – jakaś część zbrodni popełnionych w dawnych, wschodnich województwach II RP, jest niezbadana, nieudokumentowana, niewyjaśniona. Nie marudzę – wiem! W latach wojny na Wołyniu i w Galicji panował chaos. Tak, było OUN i UPA. Ale byli nie tylko oni! Zbrodni „polegających na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności” dopuszczali się też inni i nadal wymaga to zbadania i wyjaśnienia. Jednak zazwyczaj, bez wyjaśniania, „siłą rozpędu” te zbrodnie niewyjaśnione są „wrzucane do jednego worka” z tymi zbadanymi. Pytam – o jakich „faktach” można w tych przypadkach mówić? Absolutnie nie relatywizuję tym samym ukraińskiej odpowiedzialności za zbrodnie przez Ukraińców popełnione. Pytam się tylko, czy w kontekście nowelizacji, dyskusja o tych konkretnych i niewyjaśnionych zbrodniach, ze wskazywaniem na sprawców na kogoś innego niż „ukraińscy nacjonaliści i członkowie ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą Niemiecką”, to już „rażące pomniejszanie” i „wbrew faktom”, czy jeszcze nie?

Pytam, bo przecież przy takim rozumieniu „faktów” jakie prezentują niektórzy, zbrodnie nawet te nie zbadane i z niewiadomymi sprawcami i tak „ukraińscy nacjonaliści i członkowie ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą Niemiecką” popełnili, Ktoś powie: „ale działalność artystyczna i naukowa jest z nowelizacji wyłączona”! Tak, jest. Tyle że, podobne dyskusje (próbujące wyjaśnić niewyjaśnione) – o tym wiedzą doskonale wszyscy tym się zajmujący – nie tylko za drzwiami sal konferencyjnych się toczą i nie tylko pomiędzy profesurą. Są jeszcze studenci, publicyści, eksperci, dziennikarze, zwyczajni ludzie wreszcie. Tak, w wielu przypadkach działanie zapisów ustawy („naród polski”, „rażąco pomniejsza”, „wbrew faktom”) będzie uzasadnione. Tam, gdzie dla efektu propagandowego, gdzie z nienawiści, gdzie w źle pojmowanej służbie polityce wszelakiej, gdzie z nienawiści, gdzie za cudze pieniądze wreszcie są tworzone i głoszone najdziksze i najbardziej absurdalne wymysły (w tym wypadku nie ośmielę się napisać „historie”) – istnieje nadzieja na uzasadnione i skuteczne stosowanie zapisów tej nowelizacji. Jednak nowelizacja obejmuje swymi zapisami WSZYSTKO i WSZYSTKICH. Czyli także tych, którzy naukowcami i artystami nie są, a jednak badają, piszą, głoszą historie nie zbadane do końca, a’priori do „worka” ze „zbrodniami ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą Niemiecką” wrzucone. Czyli także wystąpienia ekspertów, specjalistów, działaczy i polityków nawet, w których oni uczciwie prawdy szukać będą, a ich sposób rozumienia „faktów” będzie inny niż ten wzięty „z worka”. Czyli studentów i młodzieży uczestniczącej w polsko-ukraińskich seminariach, spotkaniach, wymianach – bo trudno sobie wyobrazić, że Ukraińcy tylko polski punkt widzenia głosić będą (właściwie, nie tyle o głoszenie czegokolwiek, co o dyskusję między uczestnikami – a to może być uznane za „publiczne” – mi chodzi). Jednym słowem zapis o „faktach” jest, z jednej strony logiczny i zrozumiały i zdaje się uściślać zasadę, że tylko ci, którzy „wbrew faktom” coś głosić będą „pod sankcje podpadają”, ale z drugiej strony (w „ukraińskiej” części tej nowelizacji) rodzi niebezpieczeństwo ograniczania swobody słowa, kneblowania, narzucania.

Ostatnie już spojrzenie na ten zapis o „faktach” rzucając, obawiam się, że jeśli ktoś stanie przed sądem za jego naruszenie, to może dojść do sytuacji, w której to sąd właśnie będzie zmuszony się wypowiedzieć na temat tego, co jest, a co nie jest „faktem”. Oj, nie zazdroszczę sądowi, bo zapewne ekspertów odpowiednich tak oskarżenie, jak i obrona znajdą. Jednym słowem – ubocznym efektem przyjęcia tej nowelizacji i jej wejścia w życie może być raptowny, choć niekoniecznie dobrowolny, wzrost wiedzy historycznej w środowisku sędziowskim. Sądy będą historię pisały – straszne i śmieszne to dla mnie.

Nękanie sądami i sądów
Kolejny problem. Zgodnie z nowelizacją, zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa (w rozumieniu nowelizacji) mogą składać IPN i organizacje pozarządowe. W przypadku IPN teoretycznie z takim zapisem nie powinno być źle – mam bowiem nadzieję, że IPN i jego prokuratorzy zachowają się profesjonalnie i nie będą interpretowali użytego przez autorów nowelizacji pojęcia „rażące”, „wbrew faktom” w sposób rażąco(!) stronniczy, złośliwy czy nieuzasadniony. Mam też nadzieję, że udokumentowane opisywanie udziału Polaków w niemieckich zbrodniach nie będzie przez IPN traktowane jako znieważanie państwa i narodu polskiego. Jestem idealistą, mam więc prawo mieć nadzieję, że prokuratorzy IPN wykażą się mądrością, obiektywizmem i uczciwością (wiem, to nadzieja tylko, a jak w życiu będzie – jeśli Trybunał Konstytucyjny tej nowelizacji nie przepisze – to z czasem zobaczymy).

Teraz o „organizacjach pozarządowych”. Oj, przypuszczam, że jeśli dające pole do manipulacji pojęcia w tej nowelizacji nie zostaną doprecyzowane (może to zrobić TK) to będzie wesoło! Wiele organizacji, szczególnie tych posługujących się skrajną ideologią (mam nadzieję, że wiadomo o kogo chodzi), już niejednokrotnie w ich działaniach i wystąpieniach przeróżnych, dało dowody tak niebywałej ignorancji, złej woli, przewrotności, egoizmu, manipulanctwa i braku rozwagi, iż jestem niemal pewien, iż prokuratury IPN zostaną wręcz „zasypane” podobnymi zawiadomieniami! I to wcale nie dlatego, że ilość popełnionych, a zapisanych w nowelizacji przestępstw będzie tak wielka, ale dlatego, że dwuznaczne słowa i pojęcia, niedoprecyzowane kwestie i problematyczne rozwiązania zawarte w tej nowelizacji, dadzą tym organizacjom swobodę działania w sposób dla nich wygodny, miły i przyjemny, chociaż nieuczciwy. Obawiam się, że dzięki wątpliwym zapisom tej nowelizacji będą nękani ci, których nękać owe organizacje zechcą. Przyznaję, oświadczam, piszę, że martwi mnie to, bo to już nie tylko knebel – to już bat na tych, którzy takim organizacjom podpadli. Mam pełną świadomość tego, że zawiadomienie o przestępstwie wcale jeszcze sprawy sądowej nie oznacza. Jednak takie zawiadomienie będzie (w większości przypadków zapewne) oznaczało wezwania, wyjaśnienia, ekspertyzy. Czas, kłopoty, pieniądze. Także nerwy. W sumie – nękanie. Przepraszam, ale ja się nie zgadzam by akt prawny Rzeczpospolitej podobnemu mógł służyć. Nawet jeśli tylko teoretycznie.

Dalej o polsko-ukraińskich aspektach tej Ustawy. Jej nowelizacja używa pojęcia „Małopolska Wschodnia”. To błąd.
Tak, tak – wiem. Nazwana tak jednostka geograficzna istniała w II Rzeczypospolitej. Dzisiaj kilka województw Zachodniej Ukrainy. Użycie tego terminu – „Małopolska Wschodnia” – działa na Ukraińców jak przysłowiowa „płachta na byka”. Dla wyjaśnienia – podobnie działa na Polaków użycie terminu „Zakerzonie”. Obydwa terminy już dawno utraciły swój geograficzny sens, za to są pewnego rodzaju deklaracją polityczną. Osobiście uważam, że użycie terminu „Małopolska Wschodnia” w trudnej i tak jednak delikatnej w swej naturze Ustawie, jest absolutnie nieuzasadnione i do tego szkodliwe. Nieuzasadnione, bo Ustawa jest ustawą współczesną i jej treść jest co prawda z historią związana, ale ma za zadanie formowanie wydarzeń współczesnych – współcześnie zaś nie ma „Małopolski Wschodniej”. Tak, wiem – w rozumieniu niektórych środowisk jest! Ale jeśli tak, i jeśli to określenie zamieszczane jest w polskim akcie prawnym, to jest to już międzynarodowa deklaracja i to deklaracja polityczna. Na ile wiem, Rzeczpospolita Polska nie rości sobie praw do terytorium Ukrainy. Na ile mi wiadomo Rzeczpospolita Polska deklaruje chęć współpracy i realizacji strategicznego partnerstwa z Ukrainą. Jeśli tak – to co w akcie prawnym ta „Małopolska Wschodnia” robi?

Daty
Zgodnie z nowelizacją „Zbrodniami ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z Trzecią Rzeszą Niemiecką, w rozumieniu ustawy, są czyny popełnione przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1925–1950, polegające na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności”. A niby czemu 1925-1950? Zupełnie nie rozumiem! OUN to dopiero 1929 rok, UPA – 1942 rok, „formacje kolaborujące” – to nie wcześniej niż 1939… No, a 1950 r.? „Akcja Wisła” to rok 1947, a koniec partyzantki ukraińskiej w Polsce to nie później jak 1948? Jestem bardzo daleki od kpiarskiego nastroju, ale się pytam – co za historyk to pisał? Po co? Nie wiem dla kogo i po co umieszczenie podobnych dat było ważne, ale przynajmniej w moich oczach, rzucają one cień na autorów tej nowelizacji i stanowią fundament do podejrzeń o ich brak profesjonalizmu, jakieś polityczne interesy, brak odpowiedzialności.

Wolnoć Tomku w swoim domku? – jeszcze jeden problem
Jeszcze o pojęciach – ostatnie i może nie taki „ostry” problem, ale uważam, że istotny. Wymienianie jednym tchem „ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą” jest dla wielu Ukraińców obraźliwe. Prawda, większość Polaków o tym nie wie, ale jednak w latach wojny i okupacji bycie „ukraińskim nacjonalistą” wcale nie oznaczało automatycznie kolaborowania z III Rzeszą Niemiecką. Podoba się to komuś – nie podoba, pasuje do jego teorii – nie pasuje, ale to akurat „fakt”. Co więcej, część Ukraińców z nacjonalistycznymi przekonaniami (nie mylić proszę z przekonaniami nazistowskimi) z III Rzeszą walczyła. Tak, można się spierać co do skali, zakresu, efektywności – ale tak było i tyle! Tych ukraińskich nacjonalistów Niemcy wieszali, rozstrzeliwali, zsyłali do obozów koncentracyjnych. Jeśli ktoś nie wierzy – znam konkretne przypadki, konkretne imiona i nazwiska. Znowu uwaga dla „czytających inaczej”! Napisane powyżej wcale nie znaczy, że uważam, iż ukraińscy nacjonaliści z III Rzeszą W OGÓLE nie współpracowali. Tak, współpracowali, tyle że nie wszyscy! I w różnym czasie wojny i okupacji różnie to wyglądało. Dlatego, dla Ukraińców podobne zestawienie ze sobą „ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą – jest obraźliwe w odbiorze. No i znowu! Oczywiście można uznać, że mamy w nosie, jak Ukraińcy takie czy inne sformułowanie przyjmują! Wolnoć Tomku w swoim domku! Napisaliśmy właśnie tak, bo tak się nam podobało i już! A co, może tak nie było?! Tyle tylko, że jeśli tak, to bardzo proszę nie oczekiwać, że Ukraińcy będą milczeć. Proszę się nie dziwić ich reakcjom na nowelizację, bo niestety takim zachowaniem się „słonia w składzie porcelany” sami będziemy sobie winni. A przecież wiele zrobić nie trzeba by problemu najzwyczajniej uniknąć – wystarczy jeden podpunkt „ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z Trzecią Rzeszą Niemiecką” – na dwa rozbić „ukraińskich nacjonalistów” i „członków ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą Niemiecką”. Ktoś powie „zbędna kosmetyka”, „jaka różnica” – a właśnie, że to nie tylko kosmetyka, a różnica znaczna. Jeśli ktoś tego nie rozumie – to albo współczesnej Ukrainy nie zna, albo „udając głupca” ma jakieś tajne w tym interesy.

Protest partii Swoboda i Korpusu Narodowego pod Konsulatem Generalnym RP we Lwowie (Fot. Eugeniusz Sało)

Ta nowelizacja (cały czas mam na myśli artykuł 1 tej obszernej Ustawy) ma moim zdaniem trzy części
Pierwszą i drugą – dookoła których toczy się światowa awantura, i odnoszą się one do uczestniczenia Polaków w zbrodniach niemieckich i do zbrodni niemieckich oraz zagłady Żydów. Trzecia, to ta która odnosi się do – cytuję: „zbrodni ukraińskich nacjonalistów i członków ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą Niemiecką”.

Najpierw o światowej awanturze słów parę. Uważam, że „szum medialny”, reakcje Izraela, USA, organizacji żydowskich to, z jednej strony, efekt niewątpliwie buszującej antypolskiej histerii (tracę czas i nerwy, ale czytam, co różni oświadczają, piszą – to nie tylko nie jest przyzwoite, to nie jest logiczne i rozsądne), interesów (takie bez wątpienia są), ale i (opisanych już przeze mnie) błędów pozwalających „naciągać” tę Ustawę, używać jej zapisów (przy złej woli lub fanatyzmie) w sposób stronniczy, wreszcie – jako „knebel” ją stosować. Większość „obaw” (zakładam dobrą wolę je artykułujących) można by rozwiać uszczegółowiając i ujednoznaczniając zapisy nowelizacji, ograniczając możliwości jej „rozgrywania” przez manipulantów wszelkich. Nie wiem, na ile te wypunktowane przez mnie błędy i wątpliwości są wynikiem niezwykłego pośpiechu, z jakim ta nowelizacja została przyjęta, ale nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że tych błędów byłoby znacznie mniej, gdyby Senat RP popracował nad Ustawą chociaż dni kilka. Już tak zupełnie na marginesie zauważę, że recepcji Ustawy nie pomogło jej nie tylko ekspresowe, ale i nocne uchwalenie. Pozwolę sobie zapytać – czy taki pośpiech był konieczny? Czy wart takiej ceny?

Penalizacja. Na ten temat tylko słów kilka. Osobiście jestem przeciwnikiem karania za słowa. To znaczy, jestem przeciwnikiem, by za to grzywny nakładać i do więzienia wsadzać. Tak, wiem podobne rozwiązania mają w swym prawodawstwie i inne państwa – w tym Ukraina (chociaż ta – bez zapisów pozwalających na tego konkretne egzekwowanie karne). W moim, może i naiwnym, idealistycznym systemie ocen, uważam, że kara tak za „kłamstwo oświęcimskie”, jak i szkalowanie Najjaśniejszej Rzeczypospolitej czy „rażące” i „wbrew faktom…” nie powinna uwzględniać więziennej celi. Uwaga! Napisane wcale nie oznacza mojej zgody na bezkarność w ewidentnych przypadkach (to znowu uwaga dla „czytających inaczej”).

Co znamienne, „awantura” w zachodnich i polskich gabinetach rządowych, ambasadach, mediach i organizacjach toczy się dookoła pierwszych dwu części tej nowelizacji.

Części „polsko-ukraińskiej” w tej awanturze nie ma. Jedynie na Ukrainie jest o tym głośno
Niestety, jako że – znowu mam takie wrażenia – wszystkie moce polskich mediów i polskiej dyplomacji są skierowana na obronę zapisów tej nowelizacji na Zachodzie – znowu nikt ze strony polskiej z Ukrainą nie rozmawia. Tak, moim zdaniem, ta nowelizacja jest ułomna. Tyle, że jeśli już ją przyjęto i podpisano – trzeba Ukrainie wyjaśniać, tłumaczyć i bronić tego, co w tej nowelizacji jest do obrony. Inaczej, bez takiego dialogu, możemy się spodziewać ukraińskiej odpowiedzi – odpowiedzi kogoś, komu niczego wyjaśnić nie próbowano nawet, odpowiedzi niestety, w sferze szacunku dla wrażliwości narodowej, zapewne podobnej do tej, jaką w tej nowelizacji przejawili jej autorzy w stosunku do Ukrainy. Tego chcemy?

Szantaż
Tak jak już napisałem, w moim rozumieniu, ze względu na materię której dotyczy, art. 1. tej nowelizacji ma trzy części. Pierwszą – ogólną (mającą stosunek do Polski i narodu), drugą – odnoszącą się do Niemców, Żydów i Polaków, i trzecią – do Ukraińców i Polaków. Błędy, pułapki i niezręczności znajduję we wszystkich trzech częściach – chociaż w części „polsko-ukraińskiej” jest ich niestety najwięcej. Nie, to wcale nie dlatego tak jest, że tak tę nowelizację oceniam, bo w Ukrainie mieszkam i sympatie mi zdrowy rozsądek przysłaniają. Mimo wszystko – staram się być obiektywny, a oprócz tego nigdy nie zapominam, że jestem Polakiem. Dlatego też zapisy tej nowelizacji oceniam, mam nadzieję, i obiektywnie, i z punktu widzenia dobra mej Ojczyzny. Wzgląd na nie właśnie, nie pozwala mi na zamykanie oczu i udawanie, że wszystko jest w porządku, kiedy tak nie jest. Tak więc, właśnie w polsko-ukraińskiej części tej nowelizacji najwięcej problematycznych zapisów znalazłem i to nie znaczy nic ponad to, że uważam, iż są to problematyczne zapisy – dlaczego, starałem się wyjaśnić powyżej.

Nie potrafię się oprzeć wrażeniu, że „trzecia część” nowelizacji, ekspresowy tryb jej uchwalenia, brak prac i poprawek wszelkich, został „przeciągnięty” przez polski parlament przy zastosowaniu pewnego szantażu emocjonalnego. Można go „namalować” mniej więcej takimi słowami: „Jeśli jesteś przeciwko tej ustawie / Jeśli chcesz przedłużenia nad nią prac / Jeśli poprawki chcesz wnosić – to: Uważasz za prawdziwe określenie „polskie obozy śmierci” / Chcesz pozwolić na przypisywanie państwu i narodowi polskiemu zbrodni niepopełnionych / Zaprzeczasz heroicznej postawie Polaków podczas II Wojny Światowej / Zaprzeczasz albo relatywizujesz zbrodnie ukraińskich nacjonalistów i kolaborantów II Rzeszy. No i podejrzewam, że pod takim właśnie „płaszczykiem” przeciągnięto wszystko. Z dwuznacznymi zapisami, z możliwością manipulowania, z penalizacją, z politycznymi deklaracjami mającymi się nijak do tematu nowelizacji, bez (niczego nie zmieniającego w sensie samej nowelizacji) szacunku dla innych narodów. Ot tak!

Apel:
Bardzo proszę wszystkich, którzy w wirze polsko-polskich walk nie utracili jeszcze zdolności samodzielnego myślenia i obiektywnej oceny, o zestawienie sobie kilku spraw: kto jest autorem nowelizacji i na jakich fachowcach się wspierał przy tworzeniu jej projektu, tekstu nowelizacji, moich uwag opisanych w tym tekście i tego, co się dookoła tej nowelizacji dzieje, a o czym można usłyszeć, przeczytać praktycznie wszędzie. I po zebraniu tego wszystkiego „do kupy” – oceńcie proszę sobie sami, na ile ta nowelizacja będzie skuteczna, i jej przepisami nikt stronniczo nie będzie manipulować i czy w końcu przyniesie naszej Polsce dobro, czy nie. Ja, tradycyjne, „oceny nie wystawiam”, „gotowej recepty” nie prezentuję, na Waszą mądrość licząc.

WSTAWKI

Walkę zarówno o dobre imię Rzeczypospolitej Polskiej i narodu polskiego, jak i o zaprzestanie używania określenia „polskie obozy śmierci” uważam za potrzebną i sam gotów jestem o to kopie kruszyć! Pytanie jednak stawiam, czy ta nowelizacja taką „kopią” będzie? Mam poważne wątpliwości.

Tekst nowelizacji, poprzez użycie pewnych pojęć, daje możliwości subiektywnej interpretacji jej litery przy jednoczesnym penalizowaniu opisanych w niej uczynków.

Wiem, że przy złej woli, wiele absurdów jest możliwych i dlatego ta nowelizacja, poprzez mądre i odpowiedzialne używanie słów i pojęć, powinna maksymalnie ograniczać pole dla szkodliwych i złośliwych „harców”, a nie takie pole stwarzać!

Ubocznym efektem przyjęcia tej nowelizacji i jej wejścia w życie może być raptowny, choć niekoniecznie dobrowolny, wzrost wiedzy historycznej w środowisku sędziowskim. Sądy będą historię pisały – straszne i śmieszne to.

Większość „obaw” można by rozwiać uszczegółowiając i ujednoznaczniając zapisy nowelizacji, ograniczając możliwości jej „rozgrywania” przez manipulantów wszelkich.

Artur Deska
Tekst ukazał się w nr 3 (295) 13-26 lutego 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X