„Pomożemy wam i będziemy zarabiać razem”

„Pomożemy wam i będziemy zarabiać razem”

Polska gotowa jest skupywać ukraińskie jagody odpowiadające standardom europejskim i po ich zamrożeniu eksportować dalej. Jakie mają być jagody zademonstrowano ukraińskim fermerom podczas wizyty w firmie „ZAK” w Lubelskiem.

Wyjazd delegacji ukraińskiej odbył się w ramach programu „Polska pomoc” przy wsparciu Konsulatu Generalnego RP w Łucku.

Wiktoria Józepczuk zamieniła rodzinny Świteź na pracę w Polsce. Teraz kobieta przez 12 godzin jest na nogach. Razem z innymi pracownikami przebiera, sortuje i pakuje jagody. Mówi, że swoją pensją i warunkami pracy jest w pełni zadowolona.

– Gdy rozpoczyna się sezon letni na Świteziu, też możemy zarobić – mówi pani Józepczuk. – Jednak nie tyle, ile zarabiamy tu. Przy tym ilość turystów, przyjeżdżających na odpoczynek nad jeziorem, zależy od pogody. A tu jest stała pensja – 2 tys. złotych. W sezonie można zarobić nawet więcej. Jest to prawie 20 tys. hrywien. Gdzie u nas zarobisz tyle pieniędzy? Dlatego jest tu wielu Ukraińców.

Po rozmowie z rodakami pani Wiktoria powraca do swojej pracy na linii sortowania produkcji. Na każdej zatrudnionych jest 10 osób. Oczyszczone od domieszek jagody są zamrażane, drobione i tak wysyłane na eksport.

– Klienci stawiają różne wymagania i musimy je wykonać – wyjaśnia Krzysztof Kukier, kierownik produkcji. – Jedni chcą, aby jagody były czyste, a innym nie przeszkadzają małe domieszki. Produkcja ma być certyfikowana i producent powinien to zagwarantować. Certyfikacja prowadzona jest według wielu parametrów: dojrzałości jagód, zabrudzeń, okresu zbioru – tych parametrów jest od 6 do 20, w zależności od propozycji.

Na firmie „ZAK” przetwarzanych jest 10 tys. ton jagód rocznie. Produkcja firmy kupowana jest w różnych krajach, ale z najbliższym sąsiadem – Ukrainą – kontaktów na razie brak. Dla ukraińskich rolników taka współpraca byłaby gwarancją stabilności, bowiem najważniejszą stroną jest dziś zbyt. Ceny skupu malin na Ukrainie w ubiegłym roku spadły i jej produkcja przestała się opłacać.

– Niektórzy z naszej delegacji mają na razie po pół hektara, hektar, ale inni – po trzy i pięć pod maliną – mówi Bogdan Pukla, początkujący fermer. – Są też i tacy, którzy mają zamiar w tym roku przeorać plantację. A włożyliśmy tyle pracy, czasu i pieniędzy. Problem jest w stabilności rynku i stabilności ceny.

– Naturalnie, że eksportować jagody do Polski jest wygodne – dołącza się do rozmowy Natalia Gulita, prywatny przedsiębiorca, specjalizująca się w produkcji sadzonek i jagód. – Trzeba jednak zrozumieć, że tak po prostu nie pojedziesz i nie zdasz towaru. Należy wliczyć koszty transportu, logistyki, cła na granicy. Nie wystarczy po prostu porównywać ceny.

Polacy gotowi są skupywać jagody z Ukrainy i płacić za nie 20-30% więcej niż ceny na Ukrainie. Wymagają jednak stabilności dostaw od swoich ukraińskich partnerów. W lutym-marcu określane są ceny jagód na nowy sezon. Dlatego kwestię dostaw należy uzgodnić natychmiast.

– Na razie Polska i inne europejskie kraje jedynie wykorzystują ukraińską siłę roboczą w pracach na własnym terenie – twierdzi Andrzej Strawa, polski partner, kierownik projektu i prezes „Europejskiej Akademii Samorządu”. – Pracujemy nad tym, aby Ukraińcy zarabiali u siebie. Będziemy im w tym pomagać, a gdy wyjdziemy na światowe rynki, to będziemy mieli wspólne zyski. Gdy tam się umocnimy, to będziemy mogli więcej zdziałać razem.

Ustalenie eksportu jagód może przywrócić ukraińskim rolnikom utracane powoli zainteresowanie tą działalnością. Dlatego Polacy w kwietniu-maju zgodzili się odwiedzić wołyńskie gospodarstwa tych rolników, którzy wzięli udział w wyjeździe do Polski. Jeżeli w ciągu dwóch lat ukraińscy partnerzy dowiodą swej rzetelności, to współpraca będzie miała przyszłość.

Jaryna Rudnik
Tekst ukazał się w nr 4 (296) 28 lutego – 12 marca 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X