Polsko-ukraińskie pojednanie i „rzeź wołyńska”

Polsko-ukraińskie pojednanie i „rzeź wołyńska”

We współczesnej świadomości Polaków najbardziej tragiczną kulminacją wrogości pomiędzy naszymi narodami jest „tragedia wołyńska”. Tragiczne wydarzenia miały miejsce głównie w latach 1942-43 na terenach praktycznie całego ukraińskiego Polesia. Polacy określają te wydarzenia jako „rzeź wołyńska” przede wszystkim dlatego, że ofiarami tej antypolskiej akcji stała się w większości bezbronna ludność wołyńskich wiosek: mężczyźni i kobiety, ludzie starsi i dzieci. Większość polskich historyków przychyla się do tego, że akcję inicjowali i rozpoczęli Ukraińcy z UPA, a aktywnie wspomagali ich miejscowi chłopi. Do takiej sytuacji doprowadziła inicjowana przez kręgi nacjonalistyczne propaganda, aby uwolnić ziemie ukraińskie od żywiołu polskiego, żeby w przyszłości Polska nie mogła pretendować na te tereny.

Według polskich źródeł, antypolska akcja objęła ponad 4600 osad i nabrała form masowego wyniszczania ludności cywilnej z cechami szczególnego okrucieństwa. Z opowieści poszczególnych świadków, którym udało się przeżyć, krew zamiera w żyłach. Jak stwierdził jeden ze współczesnych polskich publicystów: „Mogę zrozumieć, po co oni to robili, ale nie rozumiem dlaczego tak okrutnie?”.

W Polsce – i komunistycznej i w niepodległej – kilka razy próbowano inicjować śledztwo w tej sprawie, ale nie znaleziono nikogo winnego i nie ukarano nikogo. Inną rzeczą jest odpowiedzialność moralna, od której nikt nas nie uwolnił. Polacy, którzy ocaleli, ani ich rodziny, nigdy nie usłyszeli od Ukraińców słów przeprosin. Prezydenci Kuczma i Kwaśniewski wykonali jakiś rytualny taniec nad mogiłami pomordowanych we wsi Pawliwka (Poryck – red.), w czasie obchodów 60. rocznicy tragedii, ale słowo „Przepraszam!” tam tak i nie padło. Wtedy też parlamenty: polski i ukraiński starały się ogłosić wspólną uchwałę z tej okazji, ale wyszło z tego, jak zawsze, tanie polityczne przedstawienie, które nikogo nie usatysfakcjonowało. Hierarchowie Kościołów rzymskokatolickiego i greckokatolickiego zwrócili się z odezwą do wiernych o pojednanie. Po 2004 roku swe rytualne tańce nad mogiłami odprawili też prezydenci Juszczenko i Kaczyński, ale też – bez konkretnych wyników.

Zbliża się 70. rocznica, którą będziemy obchodzić w następnym roku. Już dziś widać, jak wiele osób w Polsce boleśnie odczuwa krzywdy, zadane przez Ukraińców w tamtych latach. To uczucie niesprawiedliwości – gdy są ofiary, a nie ma winnych – nie pozostaje niezauważone przez polskich polityków, działaczy społecznych i media. Nie pozostanie bez uwagi całego polskiego społeczeństwa.

Przed kilkoma dniami Rada Miejska Krakowa przyjęła rezolucję, w której zwraca się do prezydenta i Sejmu RP aby dzień 11 lipca czcić jako Dzień Pamięci Męczeństwa Kresowian, żeby oddać cześć „wszystkim ofiarom, okrutnie pomordowanym przez ukraińskich nacjonalistów spod znaku OUN-UPA”. Jest to pierwsza oznaka tego, że w lipcu 2013 roku w polsko-ukraińskich stosunkach znów zrobi się gorąco.

Jak możemy zmienić tę nieprzyjemną sytuację, która powtarza się z roku na rok, a szczególnego rozdźwięku nabiera w czasie jubileuszy? Przecież Polska – to nie przesadzając, nasz jedyny prawdziwy przyjaciel i partner za zachodnią granicą. Państwo i naród od których oczekujemy pomocy, nie może mieć do nas żalu o krzywdy historyczne. Musimy ten problem jakoś rozwiązać.

Ale co my, mieszkańcy Ukrainy, mielibyśmy zrobić, żeby problem rozwiązać w sposób cywilizowany? Co powinni zrobić przedstawiciele oficjalnej Ukrainy, a także przeciętni obywatele, żeby wrażliwi na temat „rzezi wołyńskiej” Polacy odczuli satysfakcję? Przy jakich okolicznościach temat tragedii wołyńskiej możemy zabrać politykom i przekazać historykom? Na ten temat pomówimy na kolejnym posiedzeniu galicyjskiego Klubu Dyskusyjnego „Mytusa” 23 lipca br.

Wołodymyr Pawliw
moderator klubu „Mytusa”

Szczegóły na www.mytusa.org.ua

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X