Polska poetka ze Lwowa

Polska poetka ze Lwowa

Stanisława Nowosad: Tyś po Bogu nam najpierwsza

Stanisława Nowosad – polska poetka, urodziła się we Lwowie i tu mieszka. Ukochała to miasto i nigdy nie chciała stąd wyjechać. W jej sercu nie mogło zabraknąć również miłości do Polski. W jednym ze swoich wierszy pisała: Bliska, a tak oddalona,/ Święta i rozsłoneczniona,/ Czułym sercem hołubiona/ Miłości! Ojczyzno! Polsko!. W kwietniu pani Stanisława obchodzi swój piękny jubileusz. Z tej okazji prezentujemy krótki zarys jej twórczości.

W 2006 roku ukazała się antologia współczesnej poezji lwowskiej „My, ludzie Lwowa”, którą opracowała Teresa Kulikowicz-Dutkiewicz. W książce znalazły się utwory zarówno osób mieszkających we Lwowie, jak i tych, którzy wbrew własnej woli to miasto opuścili. Wolumin zawiera m.in. wiersze: Krystyny Angielskiej, Jadwigi Jamrozówny, Krystyny Kosty, Jana Billa, Jerzego Masiora, Natalii Otko, Olgi Sergijenko, Janusza Wasylkowskiego, Barbary Zajdel, Witolda Wróblewskiego. W antologii zostały opublikowane także wiersze poetki lwowskiej Stanisławy Nowosad.

Utwory Stanisławy Nowosad weszły też do antologii poezji religijnej „Miłość jak ziarno odwagi” (Białystok, 2000), „Habemus Papam” (Lwów, 2001). Wiersze jej publikowane były w „Gazecie Lwowskiej”, „Spotkaniach Lwowskich”, ostatnio w „Kurierze Galicyjskim”, czasopiśmie FOPnU „Nasze Drogi”. W 2008 roku ukazał się tomik poezji Stanisławy Nowosad pt. „Gdzie jesteś Ojczyzno?”, natomiast w 2015 r. ukazał się tom wierszy poetki pt. „Wierność”.

W autobiografii, umieszczonej w tomiku wierszy „Gdzie jesteś Ojczyzno?”, Stanisława Nowosad pisze: „Cóż, przyszłam na świat 12 kwietnia 1942 roku we Lwowie (ulica Słowackiego 6). Tego nie pamiętam. Pamiętam natomiast, że od najmłodszych chwil życia weszłam w zaczarowany świat książek i z nimi przeżyłam całe życie. Mając 6 i pół roku poszłam do szkoły, najpierw do 30. przy ul. Krasickiego, a w czwartej klasie zostałam uczennicą słynnej prestiżowej „Magdusi”, szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny. Ukończyłam ją w 1958 roku i natychmiast zaczęłam pracę w dawnym Ossolineum. Była to praca sezonowa, nie etatowa (na parę miesięcy). Opracowywałam stare, dawne ossolińskie zbiory w dziale tzw. koncentracji, czyli starego magazynu. W międzyczasie pracowałam w laboratorium dra Henryka Mosinga (ul. Zielona 12) w Instytucie Epidemiologii i Bakteriologii.

Nie dostawszy się na uniwersytecką polonistykę, podjęłam studia bibliotekarskie i od 1962 roku zaczęłam pracę w Bibliotece Uniwersyteckiej (ul. Mochnackiego), tam przepracowałam na różnych szczeblach zawodowych do czasu zwolnienia w 2000 roku”.

Poetka wspomina, że wiersze zaczęła pisać w trzeciej lub czwartej klasie. Przeważały w nich utwory o tematyce patriotycznej i religijnej. „Ot i cała historia mego wierszoklectwa” – reasumuje na zakończenie swojej autobiografii.

Aby ukazać ducha poezji Stanisławy Nowosad posłużę się słowami filologa, poety i eseisty – Mariusza Olbromskiego. We wstępie, którym opatrzył ostatni tom wierszy poetki „Wierność” (2015 r.) czytamy: „Wierność zatem oznacza w tej książce trwanie w wierze, nadziei i miłości, w przywiązaniu do wspaniałych i prastarych tradycji łacińskiej archidiecezji lwowskiej. To wierność tablicom Mojżesza, tym dziesięciu strunom, na których poetka wygrywa dźwięczne kolędy, hymny, pieśni żałobne, pieśni okolicznościowe – ku większej chwale Wszechmocnego. Ale z tą wiernością łączy się jeszcze druga równie ważna i silna – to właśnie przywiązanie do bliskich jej osób współczesnych, do roślin, zwierząt, przedmiotów, do istniejącego świata, przenikniętego duchem transcendencji. I do świetnych tradycji kultury polskiej we Lwowie, do tradycji patriotycznych grodu nad Pełtwią”.

Dalej autor pyta: „Któż lepiej może pojąć fenomen, rozumieć epifanię książki jak poetka, która całe życie poświęciła właśnie książce? Bezpośrednio z nią związała swój los. Poetycki raport z miasta Stanisławy Nowosad jest przede wszystkim szczery, bezpośredni, pisany bez dystansu, przekazywany w wierszach, które nie współgrają ze współczesnymi trendami literackimi. Powaga zaś, klimat duchowy tych wierszy przypomina myślenie i ton czułości, z jakim pisał o rodzinnym mieście Zbigniew Herbert. Wiersze jej zapisywane przez wiele lat stały się cenną kroniką lwowską, w której odnajdujemy postacie nie tyle charakterystyczne, co wyjątkowe w najnowszych dziejach miasta: wielu kapłanów, wiele osób świeckich. To swoisty poczet indywidualności malowanych słowem”.

Stefania Łabaziewicz i Stanisława Nowosad (fot. Maria Basza)

Stanisława Nowosad jest niezwykle skromną osobą, nie szuka rozgłosu, mówi o sobie niechętnie. Gdy ją poprosiłam, aby opowiedziała o swojej przygodzie z poezją, zmieszała się i przyciszonym głosem powiedziała: – jest i było we Lwowie tyle zasłużonych osób, o których nikt nie mówi i nie pisze… Po wielokrotnych moich prośbach zgodziła się, choć bez entuzjazmu, na spotkanie. Umówiłyśmy się w naszej redakcji we Lwowie. Zrobiłam kawę i usiadłyśmy w zacisznym kącie redakcyjnym, obok statuetki Józefa Piłsudskiego. Pani Stanisława uśmiechnęła się i powiedziała, że gdy zobaczyła tu figurkę pana Marszałka, poczuła się tak jakoś swojsko. Pierwsze lody zostały przełamane…

Od dzieciństwa Pani lubiła czytać książki. Kto zaszczepił w Pani miłość do książek?
Urodziłam się z książkami… Pamiętam siebie od najmniejszego z książkami. Któraś ze znajomych mamy miała w pobliżu naszego domu sklep z książkami. Gdy nacjonalizowano sklepy, miałam jakieś cztery – pięć lat. Chyba cała zawartość tego sklepu przywędrowała do nas, do domu. Ach, jakież to były pięknie wydania, ilustracje do opowiadań, baśni, wierszy! Mama mi to wszystko czytała, a ja tak to chwytałam, uczyłam się wszystkiego na pamięć. Gdy odwiedzały nas znajome mamy, siadałam na stołeczku, brałam książkę do rąk i udając, że czytam, recytowałam ją z pamięci. Panie były zaskoczone, że takie małe dziecko, a tak czyta.

Naprzeciwko Ossolineum mieściło się wydawnictwo, w którym były drukowane książki naukowe i klasyka polska. Mam z tych czasów trylogię, wydaną przez wydawnictwo Ossolińskie, kilka tomów Mickiewicza. Później przez długi czas był deficyt książek polskich we Lwowie.

Na Mikołaja i na Gwiazdkę dostawałam zawsze przepiękne książki od dra Mosinga. On był takim św. Mikołajem, który dzieci swoich pracowników obdarzał prezentami.

Ciocia pracowała u dra Mosinga?
Mama także pracowała u niego.

Aby pisać wiersze konieczny jest duży zasób słownictwa.
Największym skarbem, największa pasją dla mnie zawsze była książka, nie mogłam się z nią rozstać. Do tej pory mam książki od cioci, od pana Doktora. Tak bardzo marzyłam, żeby dostać z Polski jakąś nową książkę. Kiedy we Lwowie została otwarta księgarnia „Drużba”, gdzie były sprzedawane polskie książki, kupowało się prawie wszystko.

W jakim jeszcze języku, oprócz polskiego czytała Pani książki?
Tylko po polsku. Uczyłam się prywatnie francuskiego u pani Masi (Marii Homme). Powinnam też o niej napisać. Pani Masia lubiła przychodzić do nas na każde święta, na imieniny cioci, moje. Czytałam też z panią Masią francuskie książki. Niektóre otrzymywałam od niej w prezencie, m.in. mały słownik francusko-łaciński, którym długo się posługiwałam.

Komu zawdzięcza Pani wychowanie w tradycji polskiej, kształtowanie postawy patriotycznej?
Cioci Marysi, pani Marii Swaton, która nie była moją ciocią, ale mieszkała razem z nami. Był to człowiek wielkiej szlachetności, człowiek wielkiego serca, intelektualistka, ogromnie mądra kobieta. Była bardzo opiekuńcza, kochała dzieci, pracowała w żłobku. Opiekowała się wszystkimi dziećmi polskimi we Lwowie. Grupki dzieci prowadziła na wycieczki poza miasto. Ciocia była wielką patriotką polską. Dzięki niej uczyłam się w domu historii oraz pieśni patriotycznych, wyrastałam i dojrzewałam w patriotycznej atmosferze.

Kim z zawodu była pani Maria Swaton?
Była pielęgniarką, miała nieukończone studia medyczne. Mam dużo wierszy o niej.

„Motorem napędowym” twórczości poetów jest Miłość. Miłość do Boga, do Ojczyzny, do bliskich osób.
Dla mnie największym osobistym marzeniem była wolność Polski i polskość w szerokim znaczeniu tego słowa…

Pani Ojczyzną jest polszczyzna…
Dla mnie osobiście tak. Kiedy pracowałam w uniwersyteckiej bibliotece, był taki okres, że płacono za znajomość języków obcych. Wiedziano, że jestem Polką, ale nie podawałam znajomości języka polskiego jako obcego, aby za to otrzymywać dodatkowe wynagrodzenie. Mówiłam, że nie będą mi płacić za mój język ojczysty. Jako języki obce podawałam francuski i łacinę, o którą się dobrze otarłam, dzięki pani Masi, dzięki doktorowi Mosingowi i Kościołowi.

Co Panią inspiruje? Gdzie Pani czerpie natchnienie dla swoich wierszy?
Wszystko rodzi się w moim wnętrzu. To musi być moje, musi tkwić we mnie. Nie piszę wierszy na zamówienie.

Jakie miejsca we Lwowie kocha Pani najbardziej?
Oczywiście, że Główną Pocztę, katedrę, to był mój szlak codzienny, Ossolineum. To była moja pierwsza praca, którą zawdzięczam pani Zofii Rogali. Była to wspaniała osoba, bardzo skromna, przemiły człowiek. Osoba o ogromnej wiedzy i wielkiej kulturze osobistej.

Kto w latach młodzieńczych był dla Pani autorytetem?
Moim autorytetem w latach szkolnych była polonistka Maria Jaworska, później zastąpiła ją Maria Miller-Iwanowa. Jeszcze za życia pani Jaworskiej praktyki zawodowe w naszej szkole miał Zbigniew Chrzanowski, Władysław Łokietko i pani Maria Miller. Niekwestionowanym autorytetem była dla mnie ciocia. Największym autorytetem był dr Henryk Mosing i ojciec Rafał Kiernicki. To były niepodważalne, największe autorytety. Byli to ludzie, którzy nigdy nie myśleli o sobie, ale żyli z myślą o pomocy innym. Bardzo dużo dla dzieci i młodzieży przez kilka pokoleń czyniły panie Zofia i Krystyna Pankówny. Ci ludzie powinni być na świeczniku, choć sami nigdy nie dążyli do tego, aby na nim stanąć. Nie afiszowali się, byli bardzo skromni, a tyle dobrego robili dla innych.

Kogo z poetów polskich Pani lubi najbardziej? Czy na kimś z poetów Pani się wzorowała?
Oprócz Mickiewicza, pierwszym ukochanym poetą był Adam Asnyk. Ulubionym moim utworem jest wiersz Asnyka „Do młodych”: Szukajcie prawdy jasnego płomienia!/ Szukajcie nowych, nie odkrytych dróg…/ Za każdym krokiem w tajniki stworzenia/ Coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia,/ I większym staje się Bóg!.

Czy nie chciała Pani nigdy wyjechać ze Lwowa?
Nie, nigdy nie myślałam o tym. Lubiłam pojechać na krótko do Polski, ale zawsze wracałam do Lwowa. Dzięki tym ludziom, którzy tu mieszkali, którzy byli całym sercem oddani Lwowowi i polskości tego miasta, wiedziałam, że muszę tu zostać, że tu jest moje miejsce.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Maria Basza

Poniżej prezentujemy kilka wierszy poetki, które w pewnym sensie ukazują całość przesłania, zawartego w jej utworach poetyckich.

Orle Polski! Biały na czerwonej tarczy!
Do Ciebie się modlę, jako
do świętości.
I kochać Cię nie przestanę póki sił mi starczy,
I odejdę w zaświaty w blasku
tej miłości.

Tu we Lwowie jest Ojczyzna ma

„Niech inni se jadą”, co mogą,
co chcą
Do Polski, Ojczyzny, Macierzy,
A my – tu, do końca, z honorem, ze czcią
Ślubujem strzec dawnych rubieży.

To hasło zapalne, rzucone, jak znicz
Chwyciło, olśniło i grzało
Przez burze dziejowe, przez złej doli bicz
To Miasto – Polskością pałało!

Bo Ci, co zostali, choć smutno, choć źle,
Jak ci, co w szeregu najpierwsi!
A lata mijają! A nas… coraz mniej,
Choć trwamy, lecz… coraz smutniejsi.

Do Polski! Do Polski! Wyśnionej, za mgłą
Mknie ludek nasz,
„większa połowa”,
A my, tu zostali. W zadumie. Ze łzą
Strzec Miasta Wiernego!
Strzec Lwowa!

Rodacy zza miedzy! Czy wiecie, jak my
Tęsknimy za Polską! Dniem, nocą.
To wasze polskości spełniły się sny
A my? Tu zostali… I po co???
***

O Twych losach zadumany,
W Twej miłości wychowany ,
Wiecznie w Tobie zakochany
Na zawsze! Ojczyzno! Polsko!

Bliska, a tak oddalona,
Święta i rozsłoneczniona,
Czułym sercem hołubiona
Miłości! Ojczyzno! Polsko!

Los nam znać Cię dał z marzenia,
Z dawnych wspomnień pokolenia
Stajesz w krasie uwielbienia
Miłości! Ojczyzno! Polsko!

Tyś po Bogu nam najpierwsza!
Niedosiężna! Najważniejsza!
W tęczy, w słońcu, w nucie wiersza
Miłości! Ojczyzno! Polsko!

Mowa Twoja – muza serca,
Harf anielskich spadkobierca
Nasza miłość ją upiększa!
Stracona! Ojczyzno! Polsko!
***

Ty tak żyjesz na wyrywki
W takcie pląsu, w takt rozrywki,
W tym naglącym wciąż pośpiechu,
W blasku słońca i uśmiechu,
W skrytej, hardej, krnąbrnej dumie,
W swej jawności, w swej zadumie,
W fanatycznej wprost nadziei,
W swej psychologicznej kniei,
Po drugiej stronie całunu,
W wieńcu mirtu i piołunu,
Ukochane kwietnie, maje,
Hojne dary Niebo daje,
Wciąż ci fruwa rój motyli
W chwili kwietnia, w majach chwili,
Przemijają kwietnie, maje,
Straszą nagie dróg rozstaje
l nękają listopady,
Głupie passy, złe układy
W tedy niebo ci się chmurzy,
Tyle deszczów, gradów, burzy
I zawody duma pieści
Z własnych śmiejąc się boleści.

Tak przeplatasz życia chwile
Słodko-gorzko, błogo, mile.
Potok czasu z hukiem pędzi
Jak wodospad z gór krawędzi
Coraz dalej, coraz… bliżej
I ptak chyży lot swój zniża
By utonąć w fal głębinie
Niepamięci! – Wszystko minie.
***
Ad hoc się me strofy rodzą,
Pieszczą, tulą, czasem bodą,
Czasem bardzo dęba stają,
Czasem płaczą na rozstaju.

I przychodzą i odchodzą
Różne rymy co się rodzą.
Przypływają, odpływają,
Tyle szczęścia sercu dają.

Jeden mig – gdy go przetrwonisz
I w sto koni nie dogonisz,
Łap za ogon, posyp solą
Wątek – szukaj wiatra w polu.

Tekst ukazał się w nr 6-7 (274-275) 11-27 kwietnia 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X