Pierwszy mecz i pierwszy gol. Część 2 Szkic boiska na Powszechnej Wystawie Krajowej

Pierwszy mecz i pierwszy gol. Część 2

Kronikarski zapis wydarzeń, mających miejsce we Lwowie w lipcu 1894 roku, podczas których szerokiej publiczności została zaprezentowana po raz pierwszy nowa gra zespołowa – football.

13 lipca, w pierwszy dzień zlotu, na walnym zebraniu przedstawicieli wszystkich polskich kół „Sokoła”, już wówczas aktywnie działających w miejscowościach Północno-Wschodniej Monarchii Austro-Węgierskiej, ostatecznie postanowiono o utworzeniu z nich „Związku polskich gimnastycznych towarzystw sokolskich”. Na przewodniczącego obrano Tadeusza Romanowicza (1843–1904).

Szkic boiska na Powszechnej Wystawie Krajowej

Następnego dnia – w sobotę 14 lipca 1894 roku – tysiące mieszkańców miasta podążyły na tereny Wystawy Krajowej, na stadion, zawczasu wykupując bilety: po 50 centów dla dorosłych i po 15 centów dla dzieci. Około godz. 5 po południu na zapełnionej do ostatniego miejsca widowni, wśród której było wielu honorowych i wpływowych osobistości, rozpoczęło się sportowe święto. Wśród obecnych byli marszałek Sejmu Krajowego książę Eustachy Sanguszko, poseł do parlamentu wiedeńskiego i Sejmu Krajowego książę Adam Sapieha, namiestnik Galicji hrabia Kazimierz Badeni.

Na początek pokazano grupowe ćwiczenia „sokołów”, których na boisko wyszło jednocześnie 200 osób. Tu swoją zręczność oprócz lwowskich sokołów demonstrowali też gimnastycy z innych gniazd, a również zaproszeni przedstawiciele z innych prowincji Imperium – Czesi, Słowacy, Morawianie, Chorwaci – ruch sokolski łączył pomiędzy sobą narody słowiańskie i sprzyjał ich odrodzeniu. Pokazano ćwiczenia przy akompaniamencie orkiestry dętej „Harmonia”, złożonej z krakowskich i lwowskich muzyków, która umieszczona została na trybunie. Były to czasy, gdy bez oprawy muzycznej nie odbywały się żadne imprezy, a dla samych gimnastów rytm muzyczny był konieczny.

Gdy pierwsza grupa gimnastów opuściła boisko, zaczął się na nim jakiś niezrozumiały dla widza ruch. Widzowie obserwowali wydarzenia na boisku z zainteresowaniem. A tam kilka osób z długimi tyczkami wciskało je do ziemi po przeciwległych końcach boiska. Na wysokości 2,5–3 metry pomiędzy tyczkami naciągnięto mocny sznur. Jeszcze inna grupa umieszczała proporczyki na czterech rogach boiska. Pomiędzy proporczykami na ziemi rozpięto też sznur – wyznaczający granice pola gry.

Po tych przygotowaniach na środek pola gry weszły dwie grupy chłopców, a z nimi jeden starszy pan z piłką. Na jego znak rozpoczęto grę.

Tę grę podczas Zlotu „Sokoła” wspominali w swoich gazetach prawie wszyscy dziennikarze Lwowa, Krakowa i innych miast Galicji – „Gazeta lwowska”, „Kurjer lwowski”, „Przegląd”, krakowskie „Głos narodu” i „Kurjer polski”, czerniowiecka „Gazeta polska” i nawet prowincjonalna „Gazeta kołomyjska”.

Jednak najbardziej dokładny reportaż z gry pomiędzy drużyną GSKN [Gimnastyczno-Śpiewaczego Koła Nauczycieli m. Lwowa] ze Lwowa i krakowskim „Sokołem” podano w „Przewodniku gimnastycznym” nr 11 z października 1894 roku, pióra redaktora naczelnego „Przewodnika” Ksawerego Fiszera. Przekazuję słowo świadkowi tego historycznego meczu, który napisał pierwszy reportaż o pierwszym meczu lwowskiej piłki nożnej:

„Z kolei nastąpiła gra w piłkę nożną, (foot-ball). Stanęły do niej dwa oddziały przeciwników różniących się odmienną barwą spodni ćwiczebnych, oddział krakowski i lwowski. Celem tej gry bardzo zajmującej jest przebicie piłki nogą przez bramę przeciwnika. Jeden i drugi oddział uważał za obowiązek starać się usilnie o przebicie piłki. I rozpoczęła się gonitwa po ogromnem boisku świadcząca o tem, że jedni i drudzy pałali żądzą zwycięstwa. „Ale równe obu siły”; walka pozostała nierozstrzygniętą, a dumne z tego wyniku obie strony ustąpiły z boiska godnie i zgodnie, jak przystało szlachetnym zapaśnikom, druhom. Wielkie zajęcie widzów przeplątane od czasu do czasu wybuchami wesołości nie było bezprzedmiotowe; gra w piłkę nożną nadaje się znakomicie dla młodzieży jako jeden z doskonałych środków pobudzających do ruchu i wyrabiających zwinność, przytomność umysłu, energią”.

Ciekawostką jest to, że, według legendy, spotkanie lwowiaków i krakowian trwało bardzo krótko – 6 (a według niektórych – 7) minut. Faktycznie do pierwszej bramki. Wiązało się to z nasyconym programem pokazów sokolstwa. Dlatego uważając, że czasu na zapoznanie się z tą grą było dość, organizatorzy po prostu przerwali grę. Powiedzieć na pewno ile trwało spotkanie i skąd wziął się wynik ani wtedy, ani tym bardziej teraz nie mógł nikt i już nie będzie mógł nigdy.

Czy była bramka, jeżeli redaktor o tym nie pisze i stwierdza, że goli nie było? W wielu wydaniach z tego okresu o wyniku meczu nic się nie mówi. W niektórych podkreśla się jedynie, że mecz piłki nożnej się odbył. Bardzo prosto to wytłumaczyć: dziennikarze po prostu nie znali się na piłce nożnej, nie doceniali tej gry i przelot piłki ponad bramką w tym harmiderze mógł być po prostu przez nich niezauważony.

Był gol, czy nie było? Komu możemy wierzyć? Chyba najlepiej świadectwu autora z lwowskiej gazety „Przegląd” i samym uczestnikom tego meczu, którzy ten fakt potwierdzili. Tylko, że „Przegląd” pisał już na drugi czy trzeci dzień po wydarzeniu, a zawodnik i trener – wspominali po wielu latach.

W „Przeglądzie” 17 lipca 1894 roku w rubryce „Kronika” podano reportaż o meczu:

„Bardzo interesującą była gra w football t.j. wielką piłkę skórzaną, którą się podbija nogami. Stoczyły ze sobą walkę Lwów i Kraków. Po kilku podskokach piłki lwowianie wygrali, przerzuciwszy ją przez bramę przeciwników. Druga partya pozostała nierozegraną”. Oto mamy pierwsze potwierdzenie, że jednak gol był. Z tej informacji wygląda, że miał być i dalszy ciąg gry, ale jak widzimy, gra została przerwana. Jak udało się zbadać, pod koniec XIX wieku młodzież grała w piłkę przeważnie do pół godziny, a często po 15-20 minut. Wiązało się to z tym, że chętnych do innych gier na tych boiskach było dużo, uwagi wymagały dziewczęta i dzieci – a boisk brakowało.

Drugim źródłem jest sam organizator spotkania – Edmund Cenar. W trzynaście lat po tym wydarzeniu w liście-polemice, która wynikła w 1907 roku na łamach „Przeglądu gimnastycznego” pomiędzy nim a jednym z jego uczniów, Eugeniuszem Piaseckim, o którym mowa będzie niżej, pisze:

„…na polu gier sportowych rozwinąłem żywą akcyę jeszcze w r. 1891 w kołach młodzieży i nauczycieli m. Lwowa – a pierwszą piłkę nożną w naszym kraju posiadał nie kto inny, jak klub nauczycieli lwowskich, tak zwane „Koło nauczycielskie”, które po raz pierwszy grę tą zaprodukowało na Zlocie sokolim w r. 1892. Po nas dopiero piłka nożna pojawiła się w Krakowie tak, że na następnym Zlocie w r. 1894 w czasie wystawy mogliśmy już rozegrać pierwszy „Match footbalowy” między Lwowem a Krakowem, w którym Lwów zwyciężył w stosunku 1:0”.

A teraz, Drogi Czytelniku, ostatnie – trzecie źródło, które potwierdza, że w tej grze jednak zwycięską piłkę dla Lwowa strzelono.

O tym, jak przebiegała gra i strzelono gola, można przeczytać w książce „Wspomnienia sportowe” z roku 1947, a napisanej przez Rudolfa Wacka, znanego działacza „Pogoni” i redaktora lwowskiego międzywojennego tygodnika „Sport”:

„Dnia 14 lipca, w sobotę, przed ćwiczeniami wolnymi, na boisko, specjalnie wybudowane na placu powystawowym, weszły wobec kilku tysięcy widzów dwie drużyny: krakowska w gimnastycznych spodniach granatowych, lwowska w popielatych – obie w białych koszulkach i mesztach gimnastycznych. Urząd sędziego objął prof. Wyrobek. Obie drużyny zupełnie siebie nie znały, toteż gra była nerwowa, chaotyczna i wywołała tyle komicznych epizodów, iż publiczność wprost się zaśmiewała. Władze sokole nie traktowały tego na serio, widzowie zupełnie na tej grze się nie znali, a sami gracze mieli pojęcie tylko o tym, iż za wszelką cenę trzeba piłkę strzelić między chorągiewki przeciwnika. Krakowianie, od dawna już trenowani przez prof. Wyrobka, lekceważyli lwowian tak dalece, iż przed zawodami pozwolili im wziąć na boisko tylu graczy, ilu tylko zechcą.

I zaczęła się gra jedyna w swoim rodzaju. Była to gromadna gonitwa za piłką; o podawaniu, gaszeniu piłki, o rozmaitych rodzajach „kiwania”, o wózkowaniu, o „główkach”… pojęcia nie miano. Lwów rzucił się z żywiołową siłą do ataku, opanował piłkę i usadowił się pod bramką przeciwnika. Krakowianie, którzy chcieli najpierw poznać przeciwnika, zaskoczeni gwałtownością ataku, bronili się świetnie -–Lwów jednak nie myślał ustąpić spod ich bramki. Bohaterem dnia tego, tym – który strzelił pierwszą bramkę na korzyść swojej drużyny, stał się Włodzimierz Chomicki, uczeń II roku seminarium nauczycielskiego, zasłużony później działacz sokoli, długoletni nauczyciel i wychowawca fizyczny młodzieży XI gimn. Grał on wówczas na lewym skrzydle w ataku”.

Włodzimierz Chomicki (pierwszy od lewej) wśród członków nauczycielskiego „Sokoła”

Opis celnego strzału w swojej książce podał sam autor tej pamiętnej bramki – Włodzimierz Chomicki: „Stałem po lewej stronie przed bramką krakowską („zapewnie na spalonem”), przed którą kotłował się tłum graczy; z tłumu tego wyleciała nagle piłka i padła przed mymi nogami – nie namyślając się ani chwili, zawinąłem od razu silnie prawą nogą w stronę bramki i piłka doskonale uderzona przeleciała niespodzianie nad głową krakowskiego bramkarza, który wprawdzie podniósł ręce – niestety – za późno. W tej samej chwili usłyszałem z ust sędziego Wyrobka głośne zaklęcie, a w tłumie graczy krzyk – u jednych okrzyk tryumfu, u drugich niezadowolenia. Stało się to w 6-tej minucie po rozpoczęciu gry, którą już dalej nie prowadzono na wyraźny rozkaz Durskiego (naczelnika lwowskiego „Sokoła” – aut.) z powodu zbyt obfitego programu Zlotu, a braku czasu. Na darmo protestował sam sędzia prof. Wyrobek i żądał natychmiastowego rewanżu; drużyny musiały boisko opuścić, bo na nie weszły kolumny ćwiczących.

Tak się skończyła pierwsza gra publiczna w piłkę nożną”.

W taki sposób w kwestii wyniku meczu postawiono ostateczną kropkę – był gol, a jego autorem okazał się zawodnik GSKN Włodzimierz Chomicki.

Włodzimierz Chomicki
(19.04.1878, Lwów – 12.07.1953, Chocianów, woj. dolnośląskie, Polska)
Urodził się Włodzimierz we Lwowie w rodzinie Michała Januarego Chomickiego i Marii, z domu Urbanik. Był ich jedynym synem. Uczył się w jednej ze szkół początkowych, a od 1893 roku – we lwowskim seminarium nauczycielskim. Brał udział w działalności GSKN – gdy strzelił historycznego gola, miał 16 lat. Po ukończeniu seminarium kontynuował studia we Lwowie i Wiedniu (do 1903 roku). Potem był nauczycielem w XI lwowskim gimnazjum. Równolegle aktywnie działał we lwowskim „Sokole” – był członkiem jego grona nauczycieli. Działał w towarzystwie „Nauczycieli szkół ludowych” wspólnie z Edmundem Cenarem i Korneliuszem Jaworskim. Przez stan zdrowia został uznany za niezdolnego do służby podczas I wojny światowej.

Życie rodzinne Włodzimierza Chomickiego było złożone. W 1911 roku ożenił się, ale w 1930 owdowiał. Kolejne jego małżeństwo prawie od razu się rozpadło. Do ostatnich swoich dni mieszkał z Marią Górecką, którą poznał jeszcze w 1914 roku. Od żadnej z kobiet dzieci nie miał.

W 1938 roku przeszedł na emeryturę. Okupację przeżył we Lwowie, a gdy Polacy zmuszeni byli opuścić Lwów, wyjechał do Polski na tzw. ziemie odzyskane do miejscowości Chocianów na Dolnym Śląsku. Tam mieszkał do śmierci w biedzie, bo emeryturę miał niewielką.

Zmarł Chomicki, nie dożywszy dwóch dni do 59. rocznicy pamiętnego meczu. W 1988 roku z okazji 110. rocznicy urodzin przy wsparciu chocianowskiego klubu sportowego „Stal” na jego grobie ustawiono tablicę z napisem o tej treści:

„14 lipca 1894 r. we Lwowie na stadionie „Sokoła” odbył się mecz piłki nożnej pomiędzy drużynami Krakowa i Lwowa. Pierwszą bramkę w tym meczu a zarazem w historii polskiej piłki nożnej zdobył WŁODZIMIERZ CHOMICKI”.

Jak wiadomo Czytelnikowi, uczestnikami tego meczu byli lwowscy nauczyciele, skupieni w GSKN – Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Czesi, Niemcy. GSKN dołączało do swych zajęć sportowych uczniów starszych klas i studentów. Na przełomie XIX–XX wieków pierwsi lwowscy sportowcy byli wybitnymi uniwersałami – jednocześnie lubili ciężką i lekką atletykę, sport rowerowy, gimnastykę i naturalnie najbardziej – piłkę nożną.

Wychodząc z listy sportowców, którzy w tym dniu brali udział w różnych dyscyplinach sportowych, demonstrowanych publiczności, udało mi się złożyć orientacyjną listę tych, którzy mogli wziąć udział w tym meczu. Podkreślę tu raz jeszcze – tych, którzy mogli zagrać, ale nie oznacza to, że wówczas grali na polu. Niestety dokładny skład obu drużyn dziś już nikt nie może podać. Niestety, nie przykładano takiej wagi do protokołu meczu, jak to się dzieje obecnie. Jednak z pewnością można stwierdzić, że pośród tych, którzy mogli zagrać w lwowskiej drużynie, byli Chomicki i Christelbauer – na co są niezaprzeczalne dowody.

Otóż prawdopodobnymi uczestnikami meczu w drużynie lwowskiej mogli być: Marjan Bielecki, Bronisław Gołogurski, Aleksander Kozioł, Karol Marcichowski, Stanisław Mianowski, Wilibald Noah, Seweryn Rudnicki, Ksenofont Teodorowicz, Ludwik Christelbauer, Włodzimierz Chomicki, Korneli Jaworski, także mogli grać Tadeusz Stamirowski i Wojciech Dobija.

Ze strony Krakowa mogli grać: M. Doliński, Dworzak, S. Michalski, K. Służewski.

Szkoda, że dotychczas nie udało się odnaleźć fotografii z tego meczu. Są jedynie fotografie ćwiczeń gimnastycznych, wykonane wówczas przez lwowskiego fotografa Edwarda Trzemeskiego (1843–1905). Urodził się w Grazie, ale wychował we Lwowie. W 1869 roku otworzył we Lwowie swój zakład fotograficzny. W swoich pracach wykorzystywał najróżniejsze nowości techniczne fotografii. Był członkiem Wiedeńskiego Towarzystwa Fotograficznego i Lwowskiego Towarzystwa Artystyczno-Literackiego. Zachowały się jego zdjęcia z Wystawy Krajowej i pomiędzy nimi te z pokazów gimnastycznych ze zlotu sokolstwa. Możliwie, że gdzieś w archiwach są jeszcze fotografie, zrobione przez niego podczas meczu. Warto byłoby, aby przyszli badacze zadziałali w tym kierunku. A nuż szczęście się uśmiechnie?

I ostatnie. Trzeciego lipca 1999 roku komitet wykonawczy Federacji Piłki Nożnej Ukrainy uchwalił historyczną decyzję, by dzień 14 lipca 1894 roku uważać za dzień powstania ukraińskiego futbolu – dzień, gdy we Lwowie odbył się pierwszy mecz, w którym grali miejscowi zawodnicy, a nie zagraniczni, jak to miało miejsce w Odessie. Nieoficjalnie to spotkanie również uważane jest za narodziny polskiej piłki nożnej, chociaż Polski Związek Piłki Nożnej z pewnych względów za datę narodzin polskiej piłki nożnej uważa dzień powołania PZPN – 20 grudnia 1919 roku.

Data meczu pomiędzy GSKN i krakowskim „Sokołem” znana była od zawsze. Nieprawdziwą jest też szerząca się ostatnio informacja, że data ta została ustalona dopiero po tym, gdy Ukraina uzyskała niezależność, wcześniej zaś była przemilczana. Niech to będzie na sumieniu tych, którzy chcą przypisać sobie „odkrycia” archiwalne i ustalenie tej daty wydać za własny sukces. Ten pojedynek wspominano od zawsze, zarówno w źródłach polskich (tygodnik „Piłka Nożna”, J. Hałys „Piłka nożna w Polsce”), jak i we lwowskich publikacjach oraz piłkarskich kalendarzach-informatorach z okresu sowieckiego (autorzy – W. Chanenko, J. Jaremko, E. Lipowiecki i inni). Rzecz w tym, że wówczas podawano jedynie krótką informację o drużynach i wynik. Ale przecież nie mogły władze sowieckie pozwolić na publikację informacji o tym, że we Lwowie zaczęto kopać piłkę o trzy lata wcześniej, niż w Sankt Petersburgu – mieście, gdzie narodził się rosyjski football.

Autor jeszcze na początku lat 90. XX wieku dotarł do materiałów źródłowych i na stronach tej publikacji przedstawił wszystkie perypetie poprzedzające grę, dokładny opis meczu, zaczerpnięty z różnych publikacji, i ustalił prawdopodobny skład zawodników. A co jest najważniejsze – ustalił rzeczywiste nazwy drużyn, które w tym dniu rywalizowały: Nie lwowski Sokół, przeciwko krakowskiemu Sokołowi (jak najczęściej można spotkać w wielu publikacjach), ale właśnie drużyna „Gimnastyczno-Śpiewaczego Koła Nauczycieli m. Lwowa”. Zmienia to kardynalnie całe dotychczasowe podejście do wydarzenia, dzięki któremu powstała polska piłka nożna.

…Gdyby wypadło Państwu być na Cmentarzu Łyczakowskim – proszę odwiedzić miejsce wiecznego spoczynku Edmunda Cenara – „ojca chrzestnego” lwowskiej piłki nożnej. Spoczywa we wspólnym grobowcu ze swym przyjacielem Kornelem Jaworskim, który leży przy tej samej alejce, co grób Władysława Bełzy – o dwa groby dalej. Proszę uczcić jego pamięć. Bez niego nie powstałyby tak szybko podwaliny polskiej piłki nożnej, która w ciągu tych 125 lat przeżywała wzloty i upadki, ale zawsze miała szerokie grono wiernych kibiców.

PS Jeżeli ktoś z czytelników zechce podzielić się z autorem wspomnieniami krewnych lub znajomych, którzy kiedyś opowiadali o wydarzeniach piłkarskich we Lwowie, kibicowali lwowskim drużynom, czytali lub posiadają interesujące materiały, dotyczące lwowskiej piłki nożnej (reklamy, programy meczów, zdjęcia, odznaki itd.) – proszę zgłosić się do autora.

Od dawna zajmuję się historią lwowskiej piłki nożnej (również lwowskiego hokeja). Będę bardzo wdzięczny za pomoc w gromadzeniu wszelkich informacji w tej dziedzinie. Skontaktować się ze mną można telefonicznie: +380 679 470 080. Proszę telefonować.

Bogdan Lupa
Tekst ukazał się w nr 15-16 (331-332), 30 sierpnia – 16 września 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X