Paweł Reszka: kontrasty pokazują skalę katastrofy na Ukrainie

Drohobycz odwiedził znany polski reporter Paweł Reszka – zawodowo związany kolejno z „Rzeczpospolitą”, „Dziennikiem” i „Tygodnikiem Powszechnym”, laureat Nagrody im. Dariusza Fikusa. Od kilku lat wykłada na wydziale dziennikarstwa UKU we Lwowie. Wizyta odbyła się na zakończenie trzytygodniowej podróży po Ukrainie, w trakcie której reporter był też w ogarniętym wojną Donbasie.

Z Pawłem Reszką o wrażeniach z podroży, o przyszłości Ukrainy i o dziennikarstwie rozmawiał Leonid Golberg.

Bywa Pan tu regularnie, wykłada na UKU, pisał Pan o obydwu Majdanach. Co spowodowało tę wielką podróż przez cały kraj?
Przyczyn było kilka. Jedną z najważniejszych było to, że chciałem spotkać się jeszcze raz z bohaterami moich reportaży. Zobaczyć jak zmieniła ich wojna. Wybrałem się w podróż samochodem specjalnie. Chciałem zrozumieć, poczuć na własnej skórze jak wielka jest Ukraina i jak bardzo jest zróżnicowana. Zazwyczaj, dziennikarze podróżują samolotami: wyspa Kijów, wyspa Charków, wyspa Odessa. Wtedy poszczególne miejsca są oderwane od siebie. Samochód to zupełnie inna podróż – wtedy miejsca się łączą. Do każdego trzeba dotrzeć, czasami z dużym trudem. Auto daje też wolność – jedziesz i widzisz drogowskaz Żółte Wody. Te Żółte Wody? Skręcasz w prawo i po 18 kilometrach jesteś na miejscu, które znasz z książek historycznych. Zaczęliśmy od wiosek na Wołyniu, m.in. Miłuszy o których kiedyś pisał Ksawery Pruszyński. Łuck, Beresteczko, Kijów, Charków, Słowiańsk, Kurahowe, Piski, Donieck, Gorłowka, Dniepropietrowsk, Żółte Wody, Odessa, Lwów, Drohobycz.

Jakie wrażenia, jak teraz odbieracie Ukrainę?
Kraj składa się z kontrastów. Z bogatych, ociekających pieniędzmi centrów metropolii, z pięknych filigranowych europejskich miasteczek, potwornie brzydkich przedmieść i ubogich wiosek. Wstrząsające wrażenie robią drogi na południu. Na przykład trasa z Kirowogradu do Kiszyniowa chwilami nie istnieje. Ciężarówki pełzną omijając dziury głębokie na pół człowieka. To pokazuje skalę technologicznej katastrofy na Ukrainie. Skalę obojętności elity politycznej, która rządziła państwem i skalę zwykłego złodziejstwa.

Co można powiedzieć o Donbasie? Czy wygląda tak jak słyszał Pan przed wizytą?
To moja kolejna wizyta w Donbasie, choć pierwsza w Doniecku w pełni pozostającym pod jurysdykcją władz tak zwanej DNR. Miasto – zawsze tłumne i szumne – sprawiło na mnie wrażenie opustoszałego. Jeździ transport miejski, taksówki, karetki pogotowia. Człowiek idzie po ulicy Artioma i pyta sam siebie: „Ale gdzie są ludzie?”. Centrum jest wysprzątane, normalne. Na przedmieściach widać zniszczenia wojenne. W sklepach są podstawowe towary, ale wiele półek jest pustych.

Co mówią ludzie na terenach wyzwolonych, w miastach nieokupowanych i tych, którymi rządzą separatyści?
W miastach, w których rządzą separatyści słychać otwartą niechęć, a nawet nienawiść do Kijowa. Strach przed „faszystami”, „banderowcami”, którzy „chcą tu przyjść zmienić nas w niewolników”. To efekt propagandy – bo na tych terenach ludzie oglądają niemal wyłącznie rosyjskie kanały telewizyjne. Ale także wynik wojny – pocisków, które spadały na miasta, blokady ekonomicznej. Ludzi nastrojonych proukraińsko albo nie ma, bo wyjechali, albo starają się milczeć, żeby nie narazić się na represje. Jednak nawet wśród moich znajomych, którzy zawsze byli lojalni wobec państwa widzę zmianę. Są rozczarowani polityką władz: „Jestem Ukrainką, mam paszport z tryzubem, ponad 40 lat pracowałam dla mojego państwa. Teraz muszę po emeryturę jeździć przez linię frontu. Nie zasłużyłam sobie na to”, to moja znajoma z Doniecka. A na terenach wyzwolonych? Wszędzie wiszą ukraińskie flagi, ale do normalności daleko. Na ulicach wszystko jest ok, ale w domach przy kolacji – wielu ma pretensje do państwa. Kiedyś z ukraińskimi żołnierzami zatrzymałem się na kawę na stacji benzynowej. Wszyscy byli dla nas mili, ale patrzyli jak na okupantów. Usta mówiły: „bud laska”, oczy: „zabierajcie się stąd jak najszybciej”. Przed państwem, społeczeństwem obywatelskim, artystami – wiele pracy. Muszą udowodnić wschodowi, że jest ważny dla Ukrainy, że jest jej częścią – potrzebną, kochaną.

Jak udało się Panu trafić do miejscowości niekontrolowanych przez władze ukraińskie?
Obawiałem się tego, ale okazało się to dość proste. Przez ukraińskie posterunki przejechałem pokazując paszport i akredytację na ATO. Wcześniej poinformowałem biuro prasowe ATO o moich planach. Przejechałem bez kłopotów. Po tamtej stronie pokazywałem paszport i legitymację prasową. Gdy dotarłem do Doniecka wyrobiłem sobie akredytację prasową tzw. DNR. To pozwalało mi w miarę swobodnie poruszać się w terenie. Nie miałem prawa fotografować obiektów wojskowych i sprzętu.

Jak wygląda granica miedzy dwiema częściami Donbasu?
W niektórych miejscach ja na przykład w Piskach trwa regularna strzelanina. Tam zawieszenie broni to fikcja. Podejścia do linii granicznej są umocnione, po jednej i po drugiej stronie. Gdy jedzie się autobusem mija się ostatnie bojowe posterunki Ukrainy, po kilkuset metrach widać posterunki z flagami DNR i Rosji. I jesteś już po drugiej stronie.  

Dlaczego ostatnim punktem podroży stał się Drohobycz, w którym okazał się Pan po raz pierwszy?
Bo to bajkowe miasto, które znam z prozy Brunona Szulca. Wyobrażenie, które nosiłem od lat w sercu i w głowie chciałem skonfrontować z rzeczywistością. Chciałem zobaczyć te uliczki, miejsca. Pan mi bardzo pomógł, dziękuję.

Podsumowując Pana wrażenia: co czeka Ukrainę w niedalekiej przyszłości i w perspektywie?
Nie wiem co czeka Ukrainę. Pozytywny scenariusz – w który chcę wierzyć – to ogrom pracy i wyrzeczeń, który pozwoli na skok do innej rzeczywistości. Jak pokazuje przykład Polski z początku lat 90. to nie trwa wcale długo. Brutalny „plan Balcerowicza” zaczął przynosić pierwsze owoce już po kilku czy kilkunastu miesiącach. Ukrainę czeka także konieczność uporania się ze skutkami wojny. Ona się skończy, ale pytanie czy Ukraińcy będą w stanie usiąść przy stole, patrzeć sobie w oczy, rozmawiać. To wymaga otwartości, tolerancji, ustępstw. Mam nadzieję, że się to uda i Ukraina będzie normalnym, nudnym państwem z Donbasem i Krymem. Nudnym, czyli takim, które kłóci się np. o wysokość podatków.

Czy kiedyś Zachód zrozumie, że Putin jest wielkim zagrożeniem nie tylko dla nas, a dla całej Europy?
Dla wielu państw zachodu to co się dzieje w Rosji, czy na Ukrainie jest równie odległe jak to, co się dzieje np. w Syrii jest odległe dla nas. My – Ukraińcy, Polacy, obywatele państw nadbałtyckich – rozumiemy czym jest Rosja, bo doświadczaliśmy jej „przyjaznego” uścisku przez lata. Tam Rosja – to dostarczyciele gazu, ropy, państwo które ma arsenał jądrowy. Dla wielu ludzi na Zachodzie ważne jest to by robić biznes i by Rosja była w miarę stabilna. „A Krym zajęty z naruszeniem wszelkich norm?” „A gdzie jest ten Krym?”. Zachód wie tyle ile nam się uda Zachodowi powiedzieć. Trzeba mówić, przekonywać, udowadniać. Ale liczyć należy głównie na siebie.  

Ostatnio, prawie codziennie, pojawiają się nowe strony internetowe, często prowadzone niepoprawnie. Autorzy nie widzą różnicy między artykułem i wiadomością, wywiadem a reportażem. Ich „twórcy” też uznają się za dziennikarzy. Gdzie przebiega granica między zawodem i amatorszczyzną dyletantów?
Wiele portali internetowych wyrosło na zwyczajnym złodziejstwie. Redakcja wysyłała pana na reportaż np. do ogarniętej wojną Afryki, ryzykował pan życie, gazeta wydawała na to kupę pieniędzy. Drukował pan tekst, a po chwili był już on w Internecie jako „cytat”. Tak samo z tekstami śledczymi – miesiące pracy, wydatków. A rezultat zostaje zawłaszczony przez portale. Nie potrafiliśmy z tym walczyć, co jest jednym z przyczyn upadku prasy drukowanej, czy prasy jakościowej. Znajdujemy się teraz w okresie przejściowym. Czytelnicy zalewani są tonami informacyjnych śmieci. Mam nadzieję, że wkrótce nastąpi przesyt. Ludzie zechcą czytać teksty dobrze napisane, dobrze udokumentowane, obiektywne. I zechcą też za to zapłacić.

Rozmawiał Leonid Golberg
Tekst ukazał się w nr 6 (226) za 31 marca – 16 kwietnia 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X