Nie manipulujmy historią zbrodni

Nie manipulujmy historią zbrodni

13 kwietnia obchodzimy tragiczną dla Polaków rocznicę. Tego dnia, w trakcie II wojny światowej, Niemcy ujawnili zbrodnię sowiecką, która miała miejsce na terenie Związku Sowieckiego i która przeszła do historii pod nazwą zbrodnia katyńska.

 

W refleksji katyńskiej najistotniejszy element jest taki, że ofiara ta wyszła na jaw, aby ostrzec w porę świat. To, że stało się to rękami Niemców, było przypadkiem. Oczywiście, nikogo innego by nie posłuchano. A Polaków, nawet, gdyby krzyczeli głośno nikt wtedy nie chciał usłyszeć. Dodać trzeba, że wieści o mordzie w lesie katyńskim dotarły już niemal w tym samym roku, kiedy się wydarzyły. Według zeznania pana Edwarda Kozielewskiego, jego ojciec widział zbrodnię, miał o niej opowiedzieć. Zginął potem, gdy wpadł w ręce NKWD. Miał przekazać informacje w Warszawie władzom ZWZ AK. Po prostu mu nie uwierzono. Takie rzeczy w owym czasie w głowach się nie mieściły.

W czasie dość długiego okresu międzywojennego nikt na poważnie nie przyjął do własnego serca, a przez serce do umysłu, zagłady Ormian, której rocznica też się zbliża i wypada 24 kwietnia. Gdyby to zrozumiano do końca… Przedsmak tego nam dał Żeromski w „Przedwiośniu”. To rzeczywiście było „przedwiośnie” myślenia o zagładzie. Gdyby tej zbrodni nie zapomniano, nie zlekceważono, bo się nie mieściła w głowie… Rzeczywiście, trzeba przyznać: na owe czasy ludzie nie byli w stanie sobie to precyzyjnie wyobrazić. A pierwszy holokaust pierwszej wojny otworzył drzwi do następnych. I źle się dzieje, że na arenie historycznej, na arenie polityki historycznej w różnych narodach, które doświadczyły holokaustu, następuje przepychanka – który był większy, który groźniejszy. Tam już niema skali! Tam jest po prostu coś, przed czym możemy milczeć, pokłonić się i uznać się za ludzi, którzy współczują do głębi, a nie manipulują historią zagłady. Nasza zagłada katyńska mieści się w tym opisie, ale jest zakończeniem procesu zabijania Polaków, który zaczął się w imperium sowieckim o wiele wcześniej. Preludium jest już w 1934 – giną elity. W 1937 giną prawie wszyscy. Paradoksalnie, ocaleli ci, których od 1935 przez początek 1936 wywożono do Kazachstanu z ziem podolskich. Tam ich po prostu nie znaleziono.

20 sierpnia 1937 r. zaczyna się holokaust polski, który ktoś zręcznie nazwał „polokaustem”. Ginęło się za to, że się było Polakiem, miało polskie nazwisko, o czym najlepiej świadczy dom w Petersburgu, w którym zginęli wszyscy z polskimi nazwiskami, z wyjątkiem jednej rodziny. Cały kwartał był zamieszkały przez Polaków. Tam się dobrze czuli. Przeżyli czasy rewolucji, czasy pierwszej wojny światowej. A ta uratowana rodzina tylko dlatego nie zginęła, że matka po śmierci ojca wyszła za mąż za Rosjanina, który miał na nazwisko Siemionow. To był taki pół-Polak pół-Rosjanin i był dozorcą. Ta rodzina została. Cała reszta zginęła na lewaszowskiej pustyni («Левашовская пустошь» – ros.), zanim Leningrad zapłacił jeszcze straszniejszą cenę, kilkunastokrotnie większą niż liczba zamordowanych wtedy Polaków.

Wyszliśmy z obu wojen z dwoma potwornymi holokaustami, które naprawdę zatykają usta, ale każą umysłowi rozwiązać tę zbrodnię. Otóż pewną tajemnicą zagłady Polaków, próbą wyjaśnienia, jest strach. I to nie myśmy się przestraszyli, to nas się przestraszono. Ta zbrodnia, która nazwana potem została „большой ошибкой” (wielkim błędem – tłum.), wzięła się, skądinąd być może uzasadnionego lęku, że posiadanie jeńców wojennych świadczy o wojnie. A wojna z sojusznikiem dawnej Ententy, aliantów, to jest ustawienie się po stronie Hitlera w tym układzie, który się coraz bardziej stawał dwubiegunowy. Planując atak na Niemców, Rosjanie chcieli usunąć ten problem, no i usunęli go we właściwy Stalinowi sposób – likwidacji ludzi.

Nie byliśmy pierwsi w tych zbrodniach, byliśmy kolejnym wagonem. Wagonem, który z tego pociągu zbrodni się po prostu urwał i okazał swoje wnętrze – koszmar popełnionej zbrodni. W wymiarze ludzkim jest to bezmiar, którego nikt z nas nie zmierzy. Ale w wymiarze politycznym, ma to swoje znaczenie. Otóż, Amerykanie, którzy za prezydentury, niesławnej dla polskiej pamięci, Delano Roosevelta, byli zmuszani do przemilczenia, a stacje radiowe, które nadawały prawdziwe relacje prawdziwych świadków o prawdziwych wydarzeniach, doznawały represji i kiedy eksplodowała wojna koreańska, która znów nam grozi, wtedy Amerykanom rozwiązały się usta. Zaczęto szukać przyczyn takiego błędu i uczciwie trzeba przyznać – jedynie Stany Zjednoczone, w pełni i do końca oczyściły się z tego, nazywając to po imieniu pomyłką i poprzez Komisję Maddena ustalając fakty do podania wolnemu światu.

 

Krzysztof Jabłonka

Radio WNET


Słuchaj także:

Smoleńsk, Katyń. Na polskiej fali, 13 kwietnia 2013


Naród to pamięć o tych, którzy umarli za nas

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X