O wołyńskich strzelcach w rocznicę zbrodni katyńskiej. Część 5 Na podwórku rodzinnego domu przy ulicy Zamkowej z flagą strzelecką syn Komendanta Oddziału Związku Strzeleckiego Łuck­Zamek, Tadeusz Marcinkowski. Łuck, lata trzydzieste. Zdjęcie z rodzinnego archiwum Tadeusza Marcinkowskiego

O wołyńskich strzelcach w rocznicę zbrodni katyńskiej. Część 5

Z wołyńskiej kolekcji Tadeusza Marcinkowskiego

W strzeleckiej świetlicy
Związek Strzelecki organizował swoją pracę poprzez działalność bibliotek i świetlic strzeleckich. Pełniły one niezmiernie ważną rolę. Często stanowiły centrum życia małych, kresowych społeczności. W latach dwudziestych, gdy jesienią czy zimą zapadał zmierzch, a całą osadę z braku nafty spowijała ciemność, jednym światełkiem, które rozbłyskało w mroku nocy, było okno strzeleckiej świetlicy.

Strzelcy własnymi siłami budowali domy strzeleckie, na przykład w Radowiczch, Dosznie, Powursku czy Hrywiatkach, zdarzało się też, że wynajmowali lokale na świetlice strzeleckie samodzielnie bądź z innymi organizacjami. Niekiedy, jak w Wiśniowcu w zamku książąt Wiśniowieckich, świetlice mieściły się w historycznych miejscach, które strzelcy automatycznie obejmowali swoją opieką. W kwestii organizacji miejsca pod świetlice ze wsparciem spieszyło wołyńskie społeczeństwo, na przykład w 1929 roku hrabina Maria Mianowska z Hołobów ofiarowała na ten cel duży dom mieszkalny. Ze względu na obszerność budynku pomieściły się tu również dom ludowy i remiza strażacka. Z kolei książę Janusz Radziwiłł opłacał czynsz za świetlicę dla ołyckich strzelców. Fundował też opał na zimę, dzięki czemu o tej porze roku strzeleckie zbiórki mogły odbywać się nawet trzy razy w tygodniu. Z pomocą pośpieszył też hrabia Jerzy Jezierski, właściciel majątku Worotniów, który ofiarował strzelcom dwa lokale na świetlicę strzelecką. Wyposażył ją w odpowiednie sprzęty i bibliotekę, a oddziałowi zapewnił stałą opiekę materialną. Szambelan Kamil Pourbeaux z majątku Horodec ofiarował plac pod budowę domu strzeleckiego w Antonówce tudzież materiały budowlane. Pomocy w sprawie miejsca na świetlicę strzelecką nie odmawiało wojsko, tak było między innymi w Krzemieńcu, gdzie dowództwo 12 Pułku Ułanów Podolskich udostępniło strzelcom lokal w gmachu Państwowej Komendy Uzupełnień. Z kolei strzelcy z powiatu sarneńskiego mogli liczyć na materialne wsparcie ze strony Korpusu Ochrony Pogranicza, dzięki któremu udało się wyposażyć szereg strzeleckich świetlic. W kwestiach lokalowych pomagali również przedstawiciele innych nacji, zamieszkujących Wołyń, na przykład oddział Krasne pracował w świetlicy, ofiarowanej przez czeskiego kolonistę p. Swobodę, a oddział Żytyń w lokalu ofiarowanym przez właściciela byłej cukrowni „Elucja”. Ze względu na znaczenie miejsca trzeba też wspomnieć o oddaniu w 1932 roku do użytku świetlicy strzeleckiej w Janowej Dolinie. Tym, czym dla całej Polski była Gdynia, tym dla Wołynia była Janowa Dolina – była dumą, była symbolem rozwoju polskiej gospodarki, była symbolem nowoczesności. Dość powiedzieć, że na uroczystość poświęcenia świetlicy strzeleckiej w małej, ukrytej w borach miejscowości przybyła delegacja z warszawskiej Komendy Głównej, przybył honorowy konsul Czeski z Kwasiłowa. Gości powitał dyrektor Państwowych Kamieniołomów w Janowej Dolinie, inż. Leonard Szutkowski. W trakcie uroczystości pięknie przygrywała miejscowa strzelecka orkiestra. Ta pierwsza, zbudowana własnymi siłami strzelecka świetlica nie zachwycała, gdyż przypominała raczej frontową ziemiankę. Za to atmosfera wśród strzelców była znakomita. Witold Wroński, odwiedzający w 1934 roku oddziały strzeleckie w całym kraju, tak pisał: „Oddział Związku Strzeleckiego z Janowej Doliny nazwać można najsympatyczniejszym tego rodzaju zespołem, jaki mi się zdarzyło w dotychczasowych wędrówkach spotkać”. Gościnność i serdeczność wołyńskich strzelców chwalił też minister Spraw Wewnętrznych M. Zyndram-Kościałkowski, witany przez strzeleckie oddziały na dworcu w Kostopolu i uroczyście eskortowany do Państwowych Kamieniołomów Bazaltu w Janowej Dolinie, a tam podejmowany nie tylko przez kierownictwo zakładu, ale i goszczony przez strzelców w ich skromnej strzeleckiej świetlicy. Minister, ujęty gościnnością gospodarzy, ofiarował na przebudowę siedziby strzeleckiej niebagatelną sumę 500 zł. Nowa, wzniesiona przez strzelców z drewnianych bali, świetlica stanęła w niecały rok po jego wizycie.

Domy strzeleckie nosiły nazwy różnych znanych i ważnych osobistości, np. w Mizoczu działał Dom Strzelecki im. Marszałkowej Piłsudskiej. Wykonane z drewnianych bali lub pięknie pobielone budynki domów strzeleckich zwracały uwagę schludnością i estetyką. Mieściły zazwyczaj biuro Zarządu i Komendy Oddziału, bibliotekę i czytelnię oraz salę przeznaczoną na zebrania, odczyty czy gry towarzyskie, niekiedy była tu także tzw. „herbaciarnia strzelecka”, czyli mały bufet. Przy świetlicy znajdowało się z reguły boisko sportowe, gdzie odbywały się ćwiczenia i gry sportowe, ćwiczenia wojskowe czy zabawy. Wygląd świetlicy strzeleckiej stanowił dumę każdego oddziału i chlubnie świadczył o umiejętnościach samych strzelców. Prócz portretów: prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Piłsudskiego oraz tablic z prawem i przyrzeczeniem strzeleckim ściany ozdabiały fotografie z życia oddziału, z ćwiczeń, zawodów, wycieczek, zdobyte dyplomy i nagrody, ale także rysunki i szkice utalentowanych strzelców czy wykonane przez nich rzeźby bądź inne przedmioty. Często w strzeleckich świetlicach można było znaleźć mapę fizyczną Polski w opracowaniu Eugeniusza Romera, różne tablice poglądowe i wykresy, ilustrujące rozwój gospodarczy kraju, portrety wielkich uczonych polskich, pisarzy, bohaterów, reprodukcje przedstawiające krajobrazy Polski i ważne wydarzenia historyczne. Tak wyposażona świetlica stawała się źródłem wiedzy o Polsce i świecie współczesnym.

Jan Marcinkowski, komendant oddziału Łuck-Zamek, prowadzi musztrę na placu przy świetlicy strzeleckiej na zamku Lubarta (z archiwum rodzinnego Tadeusza Marcinkowskiego)

Świetlica była miejscem, gdzie toczyło się życie organizacyjne oddziału. Wśród ważnych dokumentów nie mogło zabraknąć dziennika zajęć, książki rozkazów czy kroniki oddziału. Kilka razy w tygodniu odbywały się zbiórki strzeleckie. Po raporcie i stwierdzeniu stanu obecności zaczynały się ćwiczenia z przysposobienia wojskowego bądź wykłady. Później strzelcy wspólnie spędzali miłe chwile na pogadankach, czytaniu, słuchaniu radia, grach bądź zabawie. Pracowali w różnych sekcjach, przygotowując przedstawienia teatralne, szkoląc się lub majsterkując. Zrzeszeni w organizacji młodzi chłopcy i dziewczęta wraz z przełożonymi stanowili wielką strzelecką rodzinę. Wspólnie świętowano nie tylko strzeleckie bądź regionalne uroczystości czy święta państwowe, ale też imieniny lub strzeleckie śluby, wyjazdy strzelców do wojska bądź powroty. Do tych, którzy odbywali czynną służbę wojskową koledzy z oddziału pisali listy. Ciekawych zajęć było mnóstwo, więc często dopiero późnym wieczorem rozchodzono się do domów – wszak część strzelców jeszcze uczęszczała do szkół, część z kolei pracowała zawodowo. Dobrym dniem na zbiórki strzeleckie była niedziela. Niekiedy całymi oddziałami – jak w Ołyce – maszerowano wówczas na mszę świętą i dopiero później na zajęcia w terenie. Umundurowani, dziarsko maszerujący pod bronią strzelcy przyciągali wzrok płci pięknej. Już od wiosny na strzeleckich czy szkolnych boiskach kwitło życie sportowe. Ćwiczono strzelanie na samodzielnie zbudowanych i położonych za miastem strzelnicach. Po powrocie analizowano wyniki. W świetlicy strzeleckiej na eksponowanym miejscu widniały nazwiska najlepszych strzelców i sportowców, ściany ozdabiały dyplomy zdobyte w czasie zawodów, a na półkach z dumą prezentowano strzeleckie czy sportowe trofea. Dzięki takim mistrzom jak Henryk Cybulski z Przebraża oddział mógł się wzbogacić o rzecz niezmiernie cenną i drogą, czyli broń, która stanowiła nagrodę w zawodach na wyższym szczeblu.

W strzeleckich świetlicach trwała nie tylko praca organizacyjna, prowadzono tu też ważną działalność kulturalno-oświatową. Funkcjonowały chóry strzeleckie, zespoły folklorystyczne, orkiestry dęte, przygotowywano przedstawienia teatralne, a kadrę instruktorską stanowili przede wszystkim nauczyciele szkół powszechnych i gimnazjów. W 1928 roku na Wołyniu działało 5 orkiestr strzeleckich, 7 chórów „Strzelców” i 24 strzeleckie teatry amatorskie. Dochód z występów najczęściej przeznaczano na szlachetne cele, np. w 1932 roku amatorskie kółko strzeleckie ze Zdołbunowa przed licznie zgromadzoną publicznością odegrało komedię „Popychadło”. Zebraną sumę ofiarowano na bezrobotnych oraz na budowę kościoła w Zdołbunowie. Przy takich okazjach najchętniej wystawiano tak zwane „krotochwile”, w których występował stary kapral, dający się we znaki swym podkomendny, ale też bardziej ambitne sztuki o tematyce patriotycznej, na przykład zespół teatralny Związku Strzeleckiego ze Zdołbunowa w 1934 roku wystawił „Warszawiankę” Wyspiańskiego. Popisy teatrów amatorskich czy deklamatorów oraz ważne uroczystości strzeleckie, capstrzyki czy defilady uświetniały występy orkiestr. Orkiestry strzeleckie miały między innymi oddziały w: Łucku, Kiwercach, Rożyszczach czy Zdołbunowie. Dobrze zgraną orkiestrą smyczkową mógł się pochwalić Oddział Strzelecki Dubno-Stacja Kolejowa, który dając koncerty, wsparł niejedną ważną strzelecką zbiórkę pieniędzy.

W pracy świetlicowej wielką wagę przywiązywano do popularyzacji czytelnictwa. Zachęcano do czytania książek i czasopism poprzez pogadanki, dyskusje i rozmowy o lekturach czy konkursy czytelnictwa. W 1934 roku popularne stały się – i znacznie poszerzyły strzeleckie horyzonty – tzw. biblioteczki wędrowne, które zawierały najnowsze dzieła literatury polskiej oraz literatury w języku angielskim, niemieckim, francuskim czy włoskim, co umożliwiało również naukę tych języków. Stałe biblioteki w takich oddziałach jak Zdołbunów, Kostopol czy Janowa Dolina liczyły około tysiąca książek. Spośród lektur największą popularnością wśród strzelców cieszyła się „Trylogia” Henryka Sienkiewicza. Niektórzy byli gotowi czytać ją wielokrotnie. Z zasobów strzeleckiego księgozbioru korzystali też inni mieszkańcy wołyńskich miejscowości. W bibliotece strzeleckiej można było przejrzeć i poczytać czasopisma: „Strzelca”, „Przegląd Strzelecki i Łuczniczy”, „Polskę Zbrojną”, „Wołyń”, „Kurier Wołyński”, „Ilustrowany Kurier Codzienny”, „Kurier Poranny”, „Plon”, „Zjednoczenie”, „Wieś”, „Polskę”, „Naród i Wojsko”, „Morze” czy „Nowiny”, podyskutować o artykułach, ale także pograć w szachy, warcaby, domino, ping-ponga lub chińczyka. Często wołyńskie oddziały strzeleckie redagowały własne pisma, na przykład istniejący od 1927 roku oddział w Dziatkiewiczach wydawał czasopismo „Strzelec Dziatkowicki”, młodzi redaktorzy publikowali też krótkie sprawozdania z pracy oddziału, zdjęcia, a nawet ułożone przez siebie piosenki na łamach „Strzelca”. Dzięki ich dziennikarskim talentom o małej wołyńskiej miejscowości w powiecie rówieńskim dowiedziała się cała Polska. Z kolei w latach trzydziestych strzelcy z Łucka współpracowali z tygodnikiem „Wołyń”, a strzelcy z Janowej Doliny brali udział w redagowaniu pisma „Janowa Dolina – Głos Robotnika”.

Związkowe pismo „Strzelec”, które docierało do prawie każdej strzeleckiej świetlicy, także tej położonej na odległych Kresach Wschodnich, organizowało konkursy dla utalentowanej braci strzeleckiej, np. fotograficzne, poetyckie, na najciekawsze opowiadanie czy sztukę. W 1934 roku redakcja „Strzelca” ogłosiła konkurs pod hasłem „Szukamy poetów strzeleckich”. I tak na łamach pisma zadebiutował Władysław Milczarek, wówczas strzelec z Kołodenki w powiecie rówieńskim, a później jeden z filarów Grupy Poetyckiej Wołyń. Jego wiersz „Szklane domy” zajął pierwsze miejsce w ogólnopolskim konkursie poetyckim, a autor w nagrodę otrzymał niebagatelną sumę 30 zł (dla porównania komplet nart z wiązaniem i kijkami, marzenie wielu wołyńskich strzelców, w Zakopanem kosztował 25 zł). Utwór, dedykowany Marszałkowi Piłsudskiemu, został opublikowany na łamach strzeleckiego pisma, podobnie jak znacznie krótsza „Orka wiosenna”. Od tej chwili Władysław Milczarek stał się stałym korespondentem związkowego pisma. W 1935 roku opublikował na jego łamach szereg ciekawych artykułów. Składał też sprawnie zredagowane sprawozdania z działalności Zarządu Powiatu Równe.

Za sukces poczytywano, jeśli świetlica strzelecka była zaopatrzona w najnowocześniejsze medium, czyli radio. To właśnie ono przyciągało do strzeleckiej świetlicy niczym magnes. I to nie tylko samych strzelców. Czy chętnie słuchano radia w małych wołyńskich miejscowościach? Posiadanie odbiornika radiowego, tak jak posiadanie broni, stanowiło powód do dumy każdego strzeleckiego oddziału. Oto obrazek z Janowej Doliny: „Na honorowem miejscu w strzeleckiej świetlicy stoi głośnik radiowy. Zwłaszcza wielkie powodzenia ma podczas imprez tego rodzaju jak zawody piłki nożnej Polska – Niemcy lub międzynarodowy turniej lotniczy. Wówczas strzelców od głośnika i kijem nie odpędzisz”. Tak właśnie na Wołyniu w 1932 roku z niecierpliwością oczekiwano na wieści z X Olimpiady w Los Angeles, gdzie w skoku wzwyż startował łucczanin Jerzy Pławczyk. Wprawdzie zdolny wychowanek prof. Bronisława Kondratowicza, rekordzista Polski w skoku wzwyż, w Los Angeles ukończył rywalizację na siódmym miejscu, za to pamiętne zwycięstwo nad Nurmim odniósł Janusz Kusociński, a w biegu na 100 m kobiet triumfowała Stanisława Walasiewiczówna. Od 1933 roku strzelcy mogli już słuchać własnych audycji radiowych. Komenda Główna Związku Strzeleckiego uruchomiła bowiem referat radiowy, za który odpowiadał strzelec-redaktor Jan Piotrowski z Polskiego Radia. Odtąd na falach eteru popłynęły adresowane do strzelców odczyty, można było posłuchać ciekawych felietonów, słuchowisk, audycji muzycznych czy transmisji z uroczystości strzeleckich. Tygodniowy program pod hasłem „Radio w świetlicy strzeleckiej” zamieszczało związkowe pismo „Strzelec”, które uczyło też, jak krok po kroku samodzielnie wykonać własny radioodbiornik. Poszczególne wołyńskie oddziały podejmowały to wyzwanie, na przykład strzelcy-radioamatorzy z Oddziału Strzeleckiego Łuck-Zamek skonstruowali taki odbiornik i to nie na słuchawki, ale z głośnikiem!

W kołach, działających na wsi, w strzeleckich świetlicach prowadzono intensywną pracę nad przysposobieniem rolniczym młodzieży, oferując trudną do przecenienia wiedzę fachową. Odbywały się tu systematyczne wykłady, odczyty i pogadanki. Strzelcy poznawali tajniki uprawy roli i hodowli zwierząt. Uczyli się zakładania sadów owocowych, pasiek pszczelarskich, stawów rybnych, hodowli jedwabników, uprawy ziół, prowadzenia spółdzielni mleczarskich i sklepików spożywczych. Proponowano im odpowiednie książki, poradniki i prasę fachową. Jeśli świetlica była zaopatrzona w radio z głośnikiem, wspólnie słuchano: „Pogadanki rolniczej”, „Bieżących wiadomości rolniczych” czy „Nowin rolniczych”. Zainteresowani strzelcy mogli korzystać z wiedzy doświadczalnej stacji uprawy torfowisk w Czemernem pod Sarnami, gdzie prowadzono badania naukowe nad wykorzystaniem poleskich błot i moczarów pod uprawy rolne oraz hodowlę bydła i trzody chlewnej. Zdobytą wiedzę starano się wykorzystywać w praktyce. W czasie kursów strzelcy, podzieleni na zespoły, prowadzili własne poletka doświadczalne, gdzie stosowali nowatorskie metody upraw, a wyhodowane przez nich produkty często zbierały nagrody na wystawach rejonowych i powiatowych. Dzięki takim działaniom uczestnicy kursów byli dobrze zaznajomieni z najnowszymi osiągnięciami w dziedzinie hodowli bydła, drobiu czy trzody chlewnej, z najnowszymi metodami stosowanymi w sadownictwie, z najnowszymi maszynami do uprawy roli. Swoją wiedzą mogli dzielić się z innymi mieszkańcami małych wołyńskich osad i wsi. Byli propagatorami nowoczesności w rolnictwie.

Zamek książąt Wiśniowieckich, gdzie w okresie dwudziestolecia międzywojennego mieściła się również świetlica Związku Strzeleckiego (z archiwum rodzinnego Tadeusza Marcinkowskiego)

W strzeleckich świetlicach działały również tak zwane zespoły przysposobienia zawodowego, kształcące wykwalifikowanych w różnych dziedzinach fachowców, na przykład młodzi wołyńscy strzelcy mogli na kursach uczyć się stolarstwa czy zdobnictwa drzewnego. Sami wykonywali meble do świetlic strzeleckich. Wyposażali je w szafy, stoły, ławy czy stołki własnego wyrobu. Dzięki prowadzonym kursom Związek Strzelecki pomagał nie tylko w znalezieniu zawodu, ale często również pracy. Od 1932 roku bezrobotną młodzież kierowano do Junackich Hufców Pracy. Bezrobotnych zatrudniano przy różnego rodzaju robotach publicznych, np. przy budowie gmachów, kolei, dróg i mostów, niwelowaniu terenów, kopaniu kanałów, regulacji rzek, osuszaniu bagien. Chłopcy z Junackich Hufców Pracy otrzymywali kwatery, wyżywienie, umundurowanie i wynagrodzenie w formie żołdu. W czasie wykonywania robót nagradzano ich też specjalnymi premiami, które wpłacano jednak na rachunek PKO. Później taką kwotę można było wypłacić, by założyć własny warsztat pracy. Przy tym członkostwo w Związku Strzeleckim – co ważne – gwarantowało bezrobotnym pierwszeństwo w zdobyciu stałego etatu.

Świetlica strzelecka czy dom strzelecki stanowiły często centrum życia kulturalno-towarzyskiego małych miejscowości. Były miejscem, gdzie przy okazji planowanych zajęć, przygotowywanych spektakli czy koncertów, wspólnych ćwiczeń, gier czy zabaw pod czujnym okiem Komendanta, gospodarza świetlicy bądź referenta kulturalno-oświatowego mogła spotkać się miejscowa młodzież. Ceniono Związek Strzelecki nie tylko za stałe podnoszenie wśród obywateli gotowości do obrony granic państwa, ale przede wszystkim za ważne inicjatywy na polu oświatowym, kulturalnym bądź charytatywnym, za uczenie młodych troski o wspólne dobro, za bezinteresowną pomoc w wielu sprawach. Wraz ze strzelcami ważne chwile w życiu organizacji chętnie świętowali mieszkańcy wołyńskich miasteczek, wsi i osad.

Małgorzata Ziemska
Tekst ukazał się w nr 12 (352), 29 czerwca – 16 lipca 2020

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X