Nowa Huta

Nowa Huta

Nowa Huta to Galicja, a może należałoby powiedzieć „post-Galicja” albo „para-Galicja”.

To miasto historycznych paradoksów. Swoje istnienie i tożsamość zawdzięcza Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Zarazem: niezgodzie wobec PRL. Lata 90. przeżyła nieledwie w zapomnieniu. Dziś Nowa Huta stoi przed szansą, by splot dziejów, z jakiego powstała, uczynić swoim walorem, kartą przetargową na przyszłość.

Trudno opowiedzieć jedną historię o Nowej Hucie. Jest ich tak wiele, jak miejsc, instytucji i ludzi, którzy ją tworzyli i tworzą. Nowa Huta ma historię triumfalną, w której jest coś z propagandy, ale i wiele szczerego wysiłku jej mieszkańców-budowniczych; ma historię tragiczną – znanych i nieznanych ofiar buntu przeciw przemocy państwa; ma historię duchową – sprzeciwu wobec ideologicznej opresji zadekretowanego odgórnie ateizmu w imię zachowania własnej tożsamości; historię solidarnościową – czasów pierwszej „Solidarności”, „Solidarności Walczącej”, jak i tej z 1988 roku; ma historię banalną – prozaiczności, jaka była udziałem pokoleń nowohucian (bez tej na pozór niezaangażowanej prozaiczności nie byłoby żadnej z pozostałych historii); ostatecznie ma historię ostatnich kilkunastu lat: sennych, dla wielu jej mieszkańców – upokarzających. Ma wreszcie historię swojej kultury duchowej i materialnej – na którą składają się wszystkie powyżej zarysowane. Bo Nowa Huta składa się z wielu, częstokroć z pozoru sprzecznych opowieści, które jednak z lotu ptaka da się połączyć w całość, by miasto mogło wciąż na nowo odkrywać i opisywać siebie.

Przeszłość dla przyszłości?
„Nowa Huta – najmłodsza siostra Krakowa” – taki tytuł nosi plenerowa wystawa fotografii, jaka 5 lipca 2007 r. ruszyła na Placu Centralnym. Nieco inna od tej, którą pokazano z okazji 50.lecia robotniczego miasta. – Wtedy, w 1999 roku, przygotowaliśmy ekspozycję „ku pokrzepieniu serc”, bo to się Nowej Hucie w ówczesnej atmosferze należało. To były zdjęcia z okresu „triumfalnego”, który skończył się na dobrą sprawę w kwietniu 1960 roku, gdy nowohucka społeczność upomniała się o krzyż. Wtedy, mówiąc w pewnym uproszczeniu, władza ludowa obraziła się na „swoje” miasto. Nie chcemy jednak, żeby cała historia Nowej Huty kręciła się wokół tych kilku, dość już znanych obrazów-klisz – mówi Adam Gryczyński, szef Foto-Galerii w Nowohuckim Centrum Kultury. Dlatego tym razem zdecydował się wraz ze swymi współpracownikami pokazać nowohucianom, krakowianom, turystom polskim i zagranicznym proces dziejowy, kulturową tożsamość Nowej Huty, w którą zawsze – tak przez ciągłość, jak i zmianę – wpisane są ludzkie życiorysy.

Obrona krzyża na os. Teatralnym, 27 kwietnia 1960 r. (Fot. T. Bartosik/mhk.pl)Niesztampowa Nowa Huta – to zarówno panorama Obozu Służby Polsce, gdzie od lipca 1949 roku zamieszkali chłopcy z 60. Brygady Junaków; to cmentarz w Grębałowie, na który u początków Nowej Huty junacy chodzili z dziewczynami, bo było to jedyne suche miejsce w okolicy (przynajmniej tak to opisywał Piotr Skrzynecki, bard „Piwnicy pod Baranami” który w owych latach prowadził tam amatorskie zespoły teatralne). Mniej znana Nowa Huta – to także krzyż w opactwie Cystersów w Mogile: „Caritas sine modo” – „Miłość nie ma miary”; to obrazy dwudziestotysięcznego tłumu na pogrzebie Bogdana Włosika, ucznia III klasy technikum wieczorowego, pracownika Wydziału Walcowni Zimnej Kombinatu im. Lenina, zabitego przez funkcjonariusza SB 13 października 1982 podczas zamieszek (od wielu lat w Nowej Hucie w rocznicę tego wydarzenia odbywa się bieg memoriałowy). Nowa Huta to zarówno twarz Tadeusza Ptaszyckiego, generalnego projektanta tego miasta, jak i tragiczna sylwetka Piotra Ożańskiego, murarza, przodownika pracy, który stał się pierwowzorem Mateusza Birkuta z „Człowieka z żelaza” Andrzeja Wajdy. W 2006 roku imieniem Ożańskiego nazwano jeden z placów na tamtejszym, przepięknym osiedlu Willowym, co zresztą wzbudziło kontrowersje wśród części nowohucian, tych silniej związanych z „Solidarnością”.

Nowa Huta to zdjęcia z obrony krzyża, które w kwietniu 1960 roku robił z ukrycia Jan Kotyza, zasłużony nowohucianin, w czasie wojny żołnierz Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. To także niezatarty w pamięci wielu obraz z 9 czerwca 1979, gdy nowohucianie witali Jana Pawła II u wjazdu do opactwa Cystersów i szary, grudniowy dzień 1989 roku, gdy Zmotoryzowane Oddziały Milicji Obywatelskiej pilnowały czekającego swych dni pomnika Lenina przed oblegającymi go anarchistami i hutnikami, zjednoczonymi we wspólnym czynie. To również dwuwiersz z powieści Juliana Kawalca, „Przepłyniesz rzekę”, rozpowszechniony później przez Adama Ważyka w „Poemacie dla dorosłych”: „Nie jedź bracie do Nowej Huty, bo po drodze skradną ci buty”. I płonący komisariat na osiedlu Złota Jasień – regularnie, przez kilka lat, w każdą rocznicę 13 grudnia – bo hutnicy, ludzie o twardych rękach i mięśniach dyskutowali z ówczesną władzą trochę inaczej, niż inteligencki Kraków.

Nowa Huta to awangardowy Teatr Ludowy, powstały w 1955 roku, ale również Teatr Łaźnia Nowa, który przeniósł się tu z krakowskiego Kazimierza w 2004 roku. Nowa Huta – choć zdecydowanie bardziej za czasów Polski Ludowej, niż za III RP – to świetna infrastruktura kulturalna, z pięknymi, a dziś nieczynnymi kinami „Świt” i „Światowid”. Nowa Huta – to także Radwanowice, w których ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski roztoczył troskę nad niepełnosprawnymi. To Hospicjum św. Łazarza i mniej znane Towarzystwo Solidarnej Pomocy: inicjatywa prowadzona przez społecznika, Kazimierza Fugla, pozwalająca korzystać ludziom chorym i ubogim z koniecznego dla nich, a bardzo drogiego sprzętu rehabilitacyjnego, obejmująca swym zasięgiem nie tylko Małopolskę. Nowa Huta to monumentalne Centrum Administracyjne, tzw. „nowohucki Watykan” czy też „Pałac Dożów” i kominy kombinatu metalurgicznego, który zatrudniał niegdyś około 40 tys. ludzi. I Nowa Huta to – także liczący stulecia kopiec Wandy, jeden z czterech krakowskich „kopców narodowych”, który towarzysze radzieccy chcieli niegdyś przesunąć o 150 metrów, bo utrudniał przeprowadzenie industrialnego projektu. Szczęściem, udało się im to wyperswadować.

Nowa Huta – to przydrożne, niejednokrotnie podniszczone kapliczki, z których najstarsza pochodzi z XVIII w. Wciąż modlą się przy nich ludzie, gdy przychodzi czas nabożeństw majowych. Nowa Huta – to piękna, socrealistyczna (nawiązująca stylem do renesansu) zabudowa Alei Róż. Nowa Huta – to także filmy w reżyserii Jerzego Ridana, autora książki „Krzyż Nowohucki – dzieje walk o wiarę i wolność”: „Lenin z Nowej Huty”, „Róg Marksa i Obrońców Krzyża”. I ostatecznie, Nowa Huta – to również zabytki, które objęła swoim zasięgiem, rozbudowując się: Dworek Matejki w Krzesławicach, gotycki kościół obronny w Ruszczy, klasycystyczny pałacyk Badenich w Wadowie. Tak, w czasie i przestrzeni Nowa Huta mieści w sobie wiele miejsc, symboli i zdarzeń, które czynią ją żywą i godną uwagi.

ArcelorMittal Poland S.A. Oddział w Krakowie, d. Huta im. T. Sendzimira (Fot. wikimapia.org)

Wyrwać się ze snu
Od samych nowohucian zależy obecnie, czym będzie ich miasto, położone tak blisko jednej z najznaczniejszych kulturalnych wizytówek Polski, czyli Krakowa. – Nowej Huty nikt nie może zawłaszczyć dla siebie. Ludzie, ze swoim życiem, obyczajami, przekorą, buntem, rozsadzają ramy wszelkich stereotypów i schematów. To dobrze widać, gdy ktoś zechce przyjrzeć się bacznie temu miejscu. Tym bardziej żenujące są próby opowiadania o niej jako o zlepku podejrzanych blokowisk, a to wciąż się zdarza – mówi Adam Gryczyński. Ale w Nowej Hucie wciąż dają o sobie znać konsekwencje pierwszych lat po transformacji i wielu traumatycznych wydarzeń, które były udziałem miasta od czasu jego powstania.

– Huta przez ostatnich kilkanaście lat przesiąkła atmosferą lumpeksu, bo na dobrą sprawę nic innego tu nie powstawało. Ludziom udzieliła się ta atmosfera, tym bardziej, że wielu z nich boleśnie odczuło na własnej skórze problemy transformacji, a kłopoty całego miasta odcisnęły na nich swe piętno – opowiada Maciej Twaróg, nowohucianin z urodzenia, niegdyś krakowski radny, dziś nade wszystko społecznik, troszczący się o rozwój swego miasta, współtwórca Towarzystwa Miłośników i Rozwoju Nowej Huty. To m.in. z jego inicjatywy kilka lat temu ruszył w Alei Róż Nowohucki Maraton Filmowy, a także święto Kopca Wandy – imprezy, które wpisały się już na stałe w kulturalną mapę Krakowa. Blisko rok temu Twaróg wraz z przyjacielem, Pawłem Derlatką, założył na osiedlu Uroczym „1949 Club”, nowoczesny obiekt z dużą powierzchnią galeryjną i salą filmową w podziemiu. Ale takich miejsc jest wciąż zbyt mało. – Niech pan spojrzy wokół, za dużo tu szarości, nie taka była przed laty Nowa Huta – wyznaje z żalem, po cichu Stanisław Gawliński, uznany fotoreporter, od 1956 roku współpracownik tygodnika „Głos Nowej Huty”.

Przez dziesięciolecia miasto żyło z Kombinatu im. Lenina – takie były realia i wymogi ustrojowe. Ale na przełomie lat 70/80 ubiegłego wieku zaczął się kryzys finansowy. Kombinatowi coraz trudniej było łożyć na różnorakie inicjatywy, gwarantujące istnienie i rozwój infrastruktury kulturalnej. Nie poddawano się łatwo, powstało Stowarzyszenie Ratowania Kultury w Nowej Hucie i Robotnicze Stowarzyszenie Twórców Kultury. Ale pieniędzy było coraz mniej, coraz więcej goryczy w ludziach, którzy czuli się niepotrzebni. Wielu, rozdartych między starym a nowym, wycofywało się w życie prywatne. Także dlatego, że rosło w Nowej Hucie bezrobocie. A zmiana ustrojowa, choć zaczęła się tam pompatycznie, od rozmontowania pomnika Wodza Rewolucji Październikowej, to w tym symbolicznym wysiłku jakby wyczerpała na lata swój potencjał. Nowohucki Lenin z Alei Róż, nazywany „Leninem kroczącym”, zamontowany tam w 1973 roku, w grudniu 1989 r., mimo panujących mrozów, odbył podróż do wojskowego fortu we Wróblowicach. Trzy lata później statuę kupił Szwed z branży rozrywkowej, Big Bengh Erlandsson i umieścił w jednym z wesołych miasteczek w swej ojczyźnie. Trochę wcześniej, 4 maja 1990 roku Kombinat im. Lenina zmienił nazwę – stał się Hutą im. Tadeusza Sendzimira.

Aleja Róż, Dni Ziemi 2009 (Fot. Barbara Fijał/ krakow.travel)

Gdy przyszedł czas przekształceń ustrojowych, z mapy kombinatu, jako jedna z pierwszych, zniknęła walcownia „Zgniatacz”, czyli jeden z najcięższych, ale i najmniej rentownych wydziałów huty. To miejsce symboliczne: tam rozpoczęły się strajki w Kombinacie we wrześniu 1980 roku, tam rodziła się małopolska „Solidarność”. Nierentowny Kombinat wziął rozbrat z miastem (dziś należy do międzynarodowego koncernu Mittal) i Nowa Huta musiała zacząć radzić sobie sama. Nad robotniczym miastem, rozciągniętym na obszarze blisko 250 kilometrów kwadratowych i liczącym około 250 tys. mieszkańców, spuszczono zasłonę milczenia. Jakby wraz z Polską Ludową miał skończyć się jego czas. Ale czy to możliwe? – Na Nową Hutę można patrzeć okiem historyka, socjologa, psychologa społecznego. Albo artysty-fotografika. Tak właśnie patrzę i dlatego moja optyka jest troszkę inna niż zwykłego zjadacza chleba. Widzę tu pewną ciągłość, nieprzebrzmiałe symbole i obrazy, które wracają przez lata, które wciąż można interpretować na nowo, szukać ich sensu. W tym też upatruję szanse dla Nowej Huty. W latach 50, 60. przyjeżdżali tu gromadnie rozmaici ludzie; innych, tych z przed-nowohuckich przysiółków i wiosek, dopadła tu wielka historia. Wespół stworzyli oryginalną społeczność, stworzyli ją na dobre i złe. Dlatego sądzę, że Nowa Huta przez całe lata będzie kopalnią interesujących tematów dla filmowców, artystów, fotografików, dziennikarzy – uważa szef Foto-Galerii w Nowohuckim Centrum Kultury.

Kultura i sport
Nowa Huta doczekała się własnej filii Muzeum Historycznego, gdzie pielęgnuje się nowohuckie tradycje. Odnawiane są nowohuckie osiedla, obleczone przez dziesięciolecia szarością. Wszystko to dzieje się powoli – problemem są pieniądze. Oprócz Nowohuckiego Centrum Kultury, w Nowej Hucie działa także Dom Kultury im. Cypriana Kamila Norwida i związane z nim kino studyjne „Sfinks”, dla którego Jerzy Ridan z inicjatywy Stanisława Gawlińskiego od dłuższego czasu wraz z grupą młodych dziennikarzy przygotowuje „Nowohucką Kronikę Filmową”, emitowaną także przez regionalny, krakowski ośrodek TVP. – Co ważne, poszczególne dzielnice zaczęły organizować swoje imprezy, coraz bardziej urozmaicone, a co jeszcze ważniejsze – mieszkańcy Nowej Huty, przez lata przywykli do marazmu, zaczynają się z nimi identyfikować; wiedzą, że to jest dla nich, dla ich dzieci i wnuków – mówi Maciej Twaróg. Do prowadzonego przez niego „1949 Club”, miejsca bez alkoholu i papierosa, przychodzą coraz nowi klienci, są już stali bywalcy. Choć byli i tacy, co zaglądali tylko po to, by powiedzieć z kwaśną miną, że to bez sensu.

„1949 Club” na osiedlu Uroczym. Nowa Huta, 2010 (Fot. fotomargines.pl)

– W „1949 Club” promujemy modę na Nową Hutę: ciuchy z nowohuckim logo, filmy o Nowej Hucie, wycieczki rowerowe po mieście. Ale nie chcemy się w tym zamykać; Nowa Huta nie może zamknąć się w samej sobie, ani w martyrologii, ani w soclandzie, na którym niektórzy tu zarabiają, oferując zagranicznym turystom obraz Nowej Huty jak z serialu „Alternatywy 4”, obficie polany alkoholem. Nam taki obraz stanowczo nie odpowiada. W Nowej Hucie marzy mi się też klub muzyczny z prawdziwego zdarzenia, z muzyką na żywo, kabaretem, dobrym jedzeniem i alkoholem, żeby ludzie nie uciekali stąd na Kazimierz, nie traktowali Huty jak sypialni. Planuje wydać zbiór komiksów o Nowej Hucie w rocznicę śmierci Bogdana Włosika, w ramach programu „Patriotyzm jutra” – „Dzieje Nowej Huty komiksem skreślone”. Autorem jednego z nich, „1478 dni w Nowej Hucie” jest Marian Stachniuk, odznaczony przez prezydenta Polski Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski, w latach 80. działacz „Solidarności Walczącej”. Stachniuk zajmował się wydawaniem, kolportażem ulotek, druków „SW”, wpadł w głośnej sprawie „terrorystów krakowskich”, dostał wilczy bilet do pracy, wyjechał za granicę, po latach wrócił do kraju. Jego komiks, nigdy dotąd oficjalnie nie wydany, opowiada historię Nowej Huty między grudniem 1981 a grudniem 1985.

Paweł Derlatka, nowohucianin z urodzenia, rocznik 1980, z uwagą przygląda się stanowi nowohuckiej infrastruktury sportowej, szczególnie ważnej, by młodzi nie musieli spędzać czasu bezczynnie na przyosiedlowych ławkach. Paweł jest miłośnikiem gór i wspinaczki wysokogórskiej. Zaczynał jeszcze w podstawówce i liceum. We francuskich Alpach spotkał podobnych sobie pasjonatów ze Śląska. Wspólnie wpadli na pomysł, by w Nowej Hucie zorganizować duże centrum wspinaczkowe. – W 2005 roku przygotowaliśmy merytoryczny projekt obiektu, wraz z jegonwizualizacją. Uzyskaliśmy znaczną pomoc od nowohuckiego Klubu Sportowego „Hutnik” i prezydenta Krakowa, Jacka Majchrowskiego. W 2007 roku obiekt został oddany do użytku – opowiada Derlatka. Jednak, jak zaznacza, wiele jeszcze jest do zrobienia, bo mnóstwo obiektów powstałych w minionych dziesięcioleciach niszczeje, a nowe, nader oryginalne inicjatywy (nowohucka drużyna rugby i zespół footbalu amerykańskiego) toczą prawdziwe boje o miejsce dla siebie.

Wieczorem Plac Centralny i Aleja Róż przypominają rynek małego miasteczka. Nie dlatego, że takie zapyziałe, bo przecież wszystko tu monumentalne – raczej swoim spokojem i gościnnością. Młodzi rzucają piłką, grają w hokeja na wrotkach, surfują na deskach. Małe dzieci pod czujnym okiem mam i babć jeżdżą na rowerkach. Na ławeczkach plotkują starsze panie i panowie; spędzają czas bez pośpiechu, statecznie, godnie – wszak to ich miejsce, ich dom. W ogródku restauracji „Stylowa”, w której od 1953 roku podaje się kawę po turecku w szklankach, zadumał się nad kuflem piwa pijaczek. Nie wadzi nikomu. I on jest tu u siebie. W miejscu, gdzie stał towarzysz Lenin, rosną róże. Myślę sobie, że przecież warto było go tu kiedyś postawić, wybudować cokół dla tych dzisiejszych, pięknie kwitnących krzaków róż. Placem Centralnym przejeżdża tramwaj, wspina się lekkim wzniesieniem ku Centrum Administracyjnemu Nowej Huty. Myślę, jak wyglądały te ulice dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści lat temu… Jak się zmieniały, jak szli po nich robotnicy – do pracy, do buntu. Jak wracali – zwycięzcy. Jak wracali – zmęczeni robotą. Jak cofali się pod siłą armatek wodnych. Jak wracali do domów po zwolnieniach grupowych z lat 90. Jak miasto śpiewało: „O Nowej to Hucie piosenka” i jak śpiewało „Boże coś Polskę”. Jak milczało, pozostawione sobie. Myślę o szarości, jaka się tu zalęgła i o tym, że nie jest ona wieczna. Wieczne są nowohuckie róże: drobniutki, drogocenny diament w oprawie gmachów, wzniesionych nieznaną mi ręką.

Krzysztof Wołodźko
Tekst ukazał się w nr 2 (44) 31 sierpnia 2007

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X