Nowa era

Początki sprawowania rządów to z całą pewnością czas niełatwy, czas, gdy poświęca się uwagę kwestiom najważniejszym dla nowej ekipy, gdy buduje się zręby polityki, jaka będzie realizowana do następnych wyborów.

Wydaje się to czymś oczywistym, trzeba zachowywać priorytety, nie ma czasu na sprawy drugorzędne. Jednakże jeśli w ten sposób tłumaczylibyśmy znikome zainteresowanie Ukrainą obecnego prezydenta Polski i będącej u władzy partii, to automatycznie nasuwałaby się refleksja, że dla Kijowa wiele miejsca nie zarezerwowano…

Wizyta prezydenta Dudy w Kijowie, do której doszło dopiero po czterech miesiącach urzędowania głowy państwa, nie przyniosła żadnych konkretów, ale to jeszcze nie niepokoiło. Ot, dopełniła się polityczna kurtuazja i padły okrągłe słowa, można było przejść nad tym wydarzeniem do porządku dziennego. Nie dało się tego natomiast zrobić po wypowiedzi premier Beaty Szydło, przekonującej w Parlamencie Europejskim, że Polska przyjęła około miliona ukraińskich uchodźców, którym „nikt nie chciał pomóc”.

Należy założyć, że pani premier udała się do Brukseli doskonale przygotowana do swego wystąpienia i wiedziała, ilu ukraińskich uchodźców faktycznie jest w jej kraju. Ambasador Andrij Deszczyca szybko zresztą wyjaśnił, że w minionym roku spośród ponad 4000 obywateli Ukrainy, którzy wystąpili o azyl w Polsce, status uchodźcy przyznano dwóm osobom, pozostałe wnioski odrzucono. Ukraińcy argumentowali swoje podania niebezpieczną sytuacją, w jakiej przyszło im żyć, ale strona polska uznała, że „niebezpieczeństwa nie ma, bo mieszkańcy Krymu czy Donbasu mogą przebywać w innej części Ukrainy, która jest bezpieczna”.

Jednocześnie w 2015 roku wizy umożliwiające pobyt w Polsce otrzymało 500.000 Ukraińców, 65.000 przyznano prawo pobytu. Łącznie, jak szacuje Deszczyca, na terenie Polski może przebywać do miliona jego rodaków, lecz nie można ich nazwać uchodźcami, są to migranci ekonomiczni, spośród których wielu po pewnym czasie wraca do swego kraju. Osobną grupę stanowią też studenci, a nie wszyscy z nich korzystają z pomocy ze strony państwa polskiego.

Wszystkim tym ludziom daleko do miana uchodźców, ale, jak stwierdził rzecznik rządu Rafał Bochenek, premier Szydło „bardziej chodziło o to, by pokazać, że liczba Ukraińców, którzy w ostatnich latach przyjeżdżają do naszego kraju, jest bardzo duża”, gdyż liczba wniosków wizowych „drastycznie wzrosła w ciągu ostatnich dwóch lat”, co wytłumaczono działaniami wojennymi. Trzeba przyznać, że jeżeli rzecznik rządu w ten sposób wyjaśnia problematyczną kwestię, to tym bardziej możemy niepokoić się, jak będzie realizowana polska polityka wobec Ukrainy. Nie tylko, że wykorzystano toczącą się na wschodzie tego kraju wojnę do budowania pozytywnego wizerunku Polski na arenie międzynarodowej, traktując tragedię tysięcy ludzi w sposób instrumentalny, to jeszcze wzrost zainteresowania przyjazdami nad Wisłę tłumaczy się ucieczką przed działaniami zbrojnymi. Nijak ma się to nie tylko do kryzysu ekonomicznego, ale i chociażby do analiz czy informacji polskich dyplomatów.

W 2014 roku wydanych zostało 833.000 wiz dla obywateli Ukrainy, w tym samym czasie Polskę odwiedziło 2.700.000 ukraińskich turystów. Jak podawał dyrektor Zagranicznego Ośrodka Polskiej Organizacji Turystycznej w Kijowie Włodzimierz Szczurek Polska stała się wówczas „najpopularniejszą destynacją turystyczną dla Ukraińców”, wzrosła też liczba młodych ludzi podejmujących studia na polskich uczelniach. Jednocześnie już w styczniu 2015 roku ekonomiści prognozowali, że tysiące Ukraińców wyruszą na zachód w poszukiwaniu pracy. Gdyby pan Bochenek zwrócił uwagę na te dane, może nie wysnułby daleko idącego wniosku, jakoby przyczyną zwiększonego ruchu na wschodniej granicy była wojna i nie twierdził, że mieszkańcy Ukrainy są na tyle sprytni, by nie ubiegać się o status uchodźcy ze względu na towarzyszące temu skomplikowane procedury, a zamiast tego idąc po linii najmniejszego oporu występują o wizę lub prawo pobytu.

Taka gra sprawą ukraińską budzi poważne obawy o losy polskiej polityki wschodniej. Co prawda, podczas IX Forum Europa – Ukraina, które odbyło się w Łodzi w dniach 24-26 stycznia 2016 roku, minister spraw zagranicznych Witold Waszczykowski zarzekał się, że Polska nigdy nie zaakceptuje łamania prawa międzynarodowego, ale 22 stycznia w Moskwie w czasie konsultacji podsekretarza Stanu w MSZ Rzeczpospolitej Polskiej Marka Ziółkowskiego z pierwszym zastępcą ministra Spraw Zagranicznych Federacji Rosyjskiej Władimirem Titowem, jak się zdaje, nie dyskutowano o aneksji Krymu i nie wyrażono dobitnie sprzeciwu wobec tego aktu. Oficjalny komunikat, który pojawił się na stronie Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP zawiera jedynie informację, że „omówiono możliwości rozwiązania konfliktu na Ukrainie, w tym realizację porozumień mińskich”. Co ponad to? Nie wiemy. Oczywiście jako zwykli obywatele, laicy w kwestiach dyplomacji i wielkiej polityki możemy zakładać, że o sprawach tak poważnych, a przy tym konfliktogennych, jak sprzeciw wobec zaboru terytorium sąsiada (a co za tym idzie „łamania prawa międzynarodowego”) nie należy mówić, zanim nie zaistnieją ku temu jakieś wyjątkowo sprzyjające warunki, ale może dobrze byłoby wiedzieć, jak deklaracje przełożą się na praktykę, jak faktycznie będziemy traktować naszego strategicznego partnera i wspierać go w trudnych chwilach.

Należy zakładać, że Polska ma szansę stać się wreszcie nie starszym bratem, ale równoprawnym partnerem Ukrainy, a dokona tego nie schodząc w dół po ekonomicznej drabinie, a ciągnąc w górę Kijów, wspierając go w walce z korupcją (130. miejsce Ukrainy pośród 168 państw w światowym rankingu „Indeks Postrzegania Korupcji w roku 2015” nie jest na pewno powodem do dumy), protestując przeciw agresji, na jaką sąsiedni kraj wciąż jest narażony. Jednak, aby tego wszystkiego dokonać, musimy grać fair, nie żerować na cudzym nieszczęściuб chcąc wykazać własną wielkoduszność. Nawet, jeżeli uchodźcy są dla kogoś równi migrantom, nawet, jeśli każdy ma prawo do przejęzyczenia, to trzeba pamiętać, że z takich lapsusów szczególnie wnikliwie rozliczani są politycy. Nie mogą sobie na nie pozwolić, a jeśli już im się zdarzy, zawsze mogą przeprosić. Jak powiedział prezydent Duda, Ukraina jest wielkim strategicznym partnerem Polski, a we wzajemnych relacjach nastanie nowa era. Teraz trzeba uwierzyć, że znajdzie się w niej miejsce dla pomocy prawdziwym uchodźcom i dla działań, jakie wreszcie wprowadzą nową jakość do stosunków dwustronnych.

Chociaż oczywiście lepiej będzie się o tym wszystkim przekonać.

Agnieszka Sawicz
Tekst ukazał się w nr 2 (246) 29 stycznia – 15 lutego 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X