Śnieg

Śnieg

Kiedy pewnej jesieni przyjechałam do Lwowa powitał mnie śnieg. Mokry, padający szybko jak gdyby wiedział, że to jeszcze nie jego pora i w każdej chwili może go roztopić październikowe słońce.

Zachwycało zestawienie barwnych plam jesiennych drzew i bieli, bo lwowski śnieg zapisał się w mej pamięci właśnie jako biały. W każdym innym mieście zmienia się błyskawicznie w brudną breję, a tutejszy wyraźnie uważa, że jego obowiązkiem jest dostosowanie się do dystyngowanych kamienic i przydanie im splendoru. Nie dostrzega w tym zachowaniu pretensjonalności. Nie chce wiedzieć, że czasy świetności lwowskich ulic już minęły i jedyne, czym teraz może im się przysłużyć, to osłonienie ich przed spojrzeniami nadmiernie uważnych przechodniów.

Miejscowe kamienice zbyt często przypominają cnotliwą pannę, której rozpalony gaszek, nie bacząc na jej sprzeciw, porozdzierał suknię, odsłaniając przy tym niezbyt urodziwe części ciała, te, które powinny pozostać ukryte nie ze skromności, a dlatego właśnie by nie razić swą szpetotą. Może dlatego odszedł zniesmaczony, nie dbając by przykryć plamy brudnej skóry przezierające pośród fałd jarmarcznej kiecy.

Tym razem śnieg doskonale spełnił swoje zadanie i odwrócił litościwie uwagę od niedostatków urody miasta. Nie na długo jednakże. Trafnie w swych zmrożonych sercach białych drobinek przewidział, iż słońce upomni się o należne mu jesienią prawa. Pani odpadłych liści kapryśnie zmieniała dekoracje, by raz jeszcze ukazać dni, które odchodzą, dać posmakować te, które są jej własnością i przypomnieć, że wkrótce nastąpi kolejna odsłona lwowskiej rzeczywistości. Jak gdyby chciała, by człowiek rozważył, czy aby na pewno jest gotów zaakceptować przemijanie, chłonąć teraźniejszość i godnie przyjąć to, co nadejdzie.

Jakże mnie oczarował ten jesienno-zimowy Lwów! Kolejny raz miasto dostało swój haracz pod postacią bezwarunkowej miłości.

***
Aby kobieta pokochała tak mężczyznę musi on mieć wyjątkową charyzmę, siłę i rozum. Niekoniecznie w takiej kolejności, lecz żadnego z tych atrybutów nie sposób pominąć. Inaczej jego wady staną się powodem do powolnej, acz nieuchronnej, wędrówki ku pogardzie. Charyzma pozwoli jej czuć się damą u jego boku, w jakichkolwiek nie znajdą się okolicznościach. Siła sprawi, że nie zakiełkuje jej nawet myśl o ucieczce w inne ramiona. A rozum pozwoli mężczyźnie dostrzegać, jak krucha jest jego władza i nauczy go kpić z samego siebie, gdyż nic tak nie przekonuje o potędze męskości, jak ironia, z którą mężczyzna traktuje swoją osobę.

Lwów wypielęgnował w sobie w sposób niepojęty wszystkie te cechy. Frywolnie odsłania swoje ułomności wiedząc, że i tak nikt go nie odrzuci. Łobuzersko mrużąc oko zawsze może powiedzieć „ostrzegałem, nie mówiłem, żem lepszy, pokazałem od początku swoje wady i takiego mnie chciałaś”. Kpi z siebie samego gdyż wie, że nic lepszego od lwowskich ulic nigdzie nie może czekać. Przyciąga do siebie z całą brutalnością przekonując tym, że jest się obiektem jego pożądania, a za namiętność żadna kobieta nie karze. Pewien, że żadne inne miasto nie dorówna mu, z dandysowskim urokiem pozwala, by to o niego ludzie zabiegali, nie on o nich.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X