Nie jesteśmy sami

Nie jesteśmy sami

Góra Umarłych latem (Fot. szymonkazimierski.wordpress.com)Tajemnicze ślady
8 lutego 1855 r., wczesnym rankiem w hrabstwie Devonshire w Wielkiej Brytanii wybuchła z początku sensacja, ale zaraz potem, nie byle jaka panika. Okazało się, że w nocy z 7 na 8 lutego COŚ łaziło po śniegu, odciskając ślady podobne do śladów oślich kopytek. Nie byłoby w tym żadnej sensacji, gdyby nie to, że ślady kopyt pokrywały dosłownie wszystko! Było je widać na polach, w ogrodach, na ulicach, ale także na dachach, na ścianach domów, na płotach i murkach.

 

Setki, setki tysięcy odcisków kopyt odciśniętych na świeżym śniegu powodowały u ludzi początkowo głębokie zdziwienie, ale zaraz potem grozę! Ślady zaraz zostały okrzyczane śladami diabła! Jakoż ich powstaniem mógł zająć się chyba tylko sam diabeł. Mężczyźni, z bronią w ręku, zaczęli patrolować okolicę i powiem Państwu, że było co patrolować, bo ślady szczelnie pokrywały ogromny obszar kraju na dystansie kilkudziesięciu kilometrów w każdym kierunku, a powstały, jak powiadam, w ciągu jednej nocy.

Oczywiście niczego nie znaleziono, ale zauważono pewne prawidłowości w powstawaniu tych śladów. Ślady z reguły przebiegały po liniach idealnie prostych. Precyzja tych linii była, jak twierdzili świadkowie, zupełnie nieludzka! Ślady bez żadnego problemu przechodziły przez ściany, mocne płoty, czy ogrodzenia murowane. Dochodziły do muru, a potem wychodziły z muru w tej samej linii, jakby mur dla nich w ogóle nie istniał. Były to ślady istoty na pewno dwunożnej.

W październiku roku 1950 niejaki pan Wilson znalazł na odludnym wybrzeżu zachodniego Devon, wielkie ślady kopyt, wychodzące ze skał morskiego klifu i udające się do morza. Chwała Bogu, tego CZEGOŚ, co zrobiło owe ślady, już tam nie było.

Jeszcze większe szczęście miał James Alan Rennie, który w towarzystwie kanadyjskiego Indianina wędrował w roku 1924 przez północną Kanadę. Kiedy przechodzili przez zamarznięte jezioro, ich oczom ukazał się rząd śladów racic, odciśniętych w śniegu, rozmieszczonych w równych od siebie odstępach. Indianin, półdziki poganiacz psów zaprzęgowych, nieustraszony zawadiaka, gdy to zobaczył, zamilkł i po prostu dygotał z przerażenia.

W powrotnej drodze Indianin nie chciał mu towarzyszyć i pan Rennie wracał samotnie. Gdy przechodził przez to samo zamarznięte jezioro, skamieniał ze zgrozy! Oto na przeciw niemu, po równej warstwie śniegu zalegającej lód jeziora, szedł wyciskany przez kogoś niewidocznego, rząd podwójnych, ogromnych śladów racic, bardzo szybko zbliżając się w jego stronę!

Nagle ślad racic odcisnął się tuż koło niego, wyrzucając w powietrze fontannę wody. Przerażony Rennie, oblany lodowatą wodą, krzyknął przeraźliwie, ale wtedy już następny ślad odcisnął się za nim. A potem następny i następny. Chlupot wody stawał się coraz słabiej słyszalny i demon, lub co by to nie było, zaczął się od niego oddalać.

To COŚ najbardziej lubi Kanadę i Syberię
To COŚ, jakoś lubi Kanadę. Nie wiem, czy pamiętacie Państwo mój dawny artykuł o Człowieku Ćmie? On też przebywał w Kanadzie. Może środowiskiem tego CZEGOŚ są właśnie zimne i bezludne przestrzenie Kanady? Ale skoro chodzi o przestrzenie mroźne i puste, to przecież mamy jeszcze Syberię. Co z Syberią?

 – No więc, proszę Państwa, to COŚ znajduje się również na Syberii!

Zaczynał się nowy rok 1959. W Związku Radzieckim rządził Nikita Chruszczow i stalinowski zamordyzm zdawał się nareszcie przemijać. Zapanowała tak zwana „odwilż” i wolno już było uprawiać – turystykę indywidualną (!!). Jakoż nastąpiła, można powiedzieć, eksplozja tłumionego dotychczas ruchu turystycznego. Często turystyka zaczynała wiązać się z pewnymi elementami sportowymi, dając w efekcie coś, co można nazwać turystyką sportową, lub wyczynową.

 

Taki rodzaj rozrywki był najbardziej popularny w środowisku studenckim i stamtąd właśnie rekrutowali się zwolennicy trudnej, bo zimowej turystyki górskiej, łączącej w sobie turystykę krajoznawczą, wspinaczkę, narciarstwo i sztukę przetrwania w ekstremalnych warunkach rosyjskiej zimy. Terenem, na którym uprawiano tego typu rekreację, był najczęściej północny Ural, kraina pokryta niezbyt wysokimi górami, śnieżna, bezludna i wściekle mroźna. Tu się było zdanym na samego siebie i to właśnie było jej najważniejszym walorem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X