Nie jesteśmy sami

Nie jesteśmy sami

Wprowadzona przez naszych badaczy systematyka biologiczna opisuje każdy rodzaj istoty żyjącej na Ziemi obojętnie, czy będzie to zwierzę, czy roślina. Według tej systematyki miejsce dla pospolitej u nas pokrzywy znajdzie się w: Domena – eukarionty (istoty zbudowane z komórek mających jądro komórkowe), Królestwo – rośliny, Klad (zbiór organizmów mających wspólnego przodka) – rośliny naczyniowe, Klad – rośliny nasienne, Klasa – okrytonasienne, Klad – klad różowych, Rząd – różowce, Rodzina – pokrzywowate, Rodzaj – pokrzywa, Gatunek – pokrzywa zwyczajna.

Chcecie Państwo goryla? – To proszę bardzo: Domena – eukarionty, Królestwo – zwierzęta, Typ – strunowce, Podtyp – kręgowce, Gromada – ssaki, Podgromada – ssaki żyworodne, Szczep – łożyskowce, Rząd – naczelne, Rodzina – człowiekowate, Plemię – Gorillini, Rodzaj – goryl.

Wszystko, co żyje i działa na Ziemi zostało już dawno poznane, usystematyzowane i zapisane. Z naszych systematyk jasno wynika, że człowiek: (Domena – eukarionty, Królestwo – zwierzęta, Typ – strunowce, Podtyp – kręgowce, Gromada – ssaki, Podgromada – ssaki żyworodne, Szczep – łożyskowce, Rząd – naczelne, Rodzina – człowiekowate, Plemię – Hominini, Podplemię – Hominina, Rodzaj – Homo, Gatunek – człowiek rozumny) i goryl, ale także pokrzywa (!), mają pewną cechę, która jest dla nich wspólna. Cecha ta od razu sygnalizuje, że mamy do czynienia z istotą ziemską, że jest to osobnik nasz. Po tym się poznajemy. Mamy tu swoją ziemię, wspólnie na tej ziemi powstaliśmy i na tej ziemi wspólnie żyjemy i działamy.

Pomiędzy nami działa COŚ, czego nie powinno być
Bodaj pierwszym takim przypadkiem, w dodatku wiarygodnym, bo jego badaniem i opisaniem zajmowała się francuska Akademia Nauk, był incydent, jaki zdarzył się w roku 1761 niedaleko miejscowości Ventimiglia, na północy Włoch. Pięć wiejskich kobiet wracało akurat z lasu, niosąc do domu wiązki chrustu, gdy nagle jedna z nich krzyknęła okropnie i upadła na ziemię. Pozostałe kobiety podbiegły do leżącej. To, co zobaczyły, odjęło im zdolność mowy. Ich koleżanka leżała martwa, a wyglądała tak, jakby przejechała po niej rozpędzona lokomotywa.

Nie tylko ubranie, ale i skórzane buty miała porwane na strzępy, które coś rozrzuciło obok zmasakrowanego ciała. Głowa pokryta była głębokimi ranami. Prawe biodro i udo obdarte zostało z tkanek miękkich. Odsłonięty został staw biodrowy ze strzaskaną główką kości udowej, którą jakaś potworna siła wybiła ze stawu. Miednica została wielokrotnie złamana. Przez rozdarte powłoki brzuszne widać było jelita. Podbrzusze zostało pokrojone głębokimi ranami. Cała ta potworność stała się dosłownie w ciągu jednej sekundy. Kobiety z przekonaniem twierdziły, że podczas tego zdarzenia, koło nich nie było nikogo i niczego. Dodatkowo niesamowitym było to, że nigdzie nie znaleziono śladów krwi i choćby małych fragmentów poodrywanych tkanek.

W 1800 roku ukazała się w Wielkiej Brytanii książka Williama Baynesa, opisująca ataki na dzieci, ataki często mordercze, których nie dokonywał nikt, kto byłby widzialny. Ataki znikąd, których świadkowie, kompletnie bezradni, mogli się tylko przyglądać, jak choćby wtedy, kiedy niewidzialne ręce dusiły małą dziewczynkę. Wszyscy widzieli, jak ściska się jej gardło, ale nie widać było niczego, co by powodowało ten ucisk. Opisane są też inne przypadki ataków, gdzie dzieci były bite, rzucane z wielką siłą o ziemię, nacinane czymś ostrym, jakby skalpelem, czy żyletką. Za każdym razem nie widać było napastnika, więc nie sposób było go odpędzić od ofiary. Nie można było napastnika ująć! Nie można było napadniętemu pomóc!

Również nie można było pomóc kilkunastoletniej Claricie Villaneuwa, mieszkance Manilii na Filipinach, którą COŚ gryzło! Na jej ciele samoistnie powstawały odciski zębów, na tyle wyraźne, że można je było policzyć. Odciski głębokie, fioletowe i sine, pokryte śmierdzącą wydzieliną przypominającą ślinę. Było to w roku 1951. Tarzającą się po ziemi z bólu i przerażenia dziewczynę, znalazł na ulicy patrol policji i początkowo potraktował jako zwariowaną narkomankę. Rychło jednak policjanci przekonali się, że są świadkami czegoś, co przerasta ich możliwości pojmowania. Zabrali dziewczynę na komisariat i zamknęli w pojedynczej celi. Mimo to, ataki na Claritę nie ustawały. Sprowadzono lekarza sądowego, burmistrza, a wreszcie arcybiskupa. Ale to nie pomogło nic! Nikomu z obecnych nie udało się wymyślić sposobu, jak można dziewczynie pomóc. Wszyscy mogli tylko obserwować nowe ślady ugryzień, powstające na jej ciele.

„Ze strachu o mało nie narobiłem w portki” – przyznał się później z rozbrajającą szczerością sądowy medyk, gdy wreszcie to COŚ, gryzące Claritę, samo wycofało się i znikło.

Musimy się pogodzić z faktem, że razem z nami, na naszej ziemi, przebywa jeszcze COŚ. To COŚ jest niematerialne i niewidzialne, ale skutki jego działania są jak najbardziej materialne i widoczne. Bywa, że to COŚ nas atakuje, ale nie zawsze się tak dzieje. Może nawet częściej, to COŚ przechodzi koło nas, ignorując naszą obecność.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X