Tomasz Marek Leoniuk

Tomasz Marek Leoniuk

Była to naprawdę godna postać polskiej dyplomacji

Nie jest łatwo pisać wspomnienia o takim człowieku, jakim był konsul Tomasz Marek Leoniuk. Na zawsze pozostanie w naszej pamięci.

Polak, patriota nasz wielki przyjaciel, o którym zawsze będziemy pamiętać. Jako najmłodszy w owym czasie dyplomata Rzeczypospolitej Polskiej, z wykształcenia historyk, doskonale orientował się w dziejach stosunków polsko-ukraińskich, rozumiał specyfikę nowo powstałego państwa ukraińskiego. Poza tym cały czas doskonalił swoją wiedzę o tym kraju, docierając do najdalszych jego zakątków.

Znaliśmy się od początku jego pobytu na Ukrainie, dlatego naszą współpracę traktuję z perspektywy lat jako ciągłą, od Kijowa do Lwowa. Był człowiekiem z pasją i powołaniem, wszak należy pamiętać, że na placówkę do Kijowa – w perspektywie stosunkowo niedawnej katastrofy w Czarnobylu – było, delikatnie mówiąc, niezbyt wielu chętnych. Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce dawno, był to chyba przełom lat 1991 i 1992, gdy pracował jeszcze w Kijowie, najpierw w Konsulacie Generalnym, potem, po podniesieniu rangi przedstawicielstwa – w Ambasadzie RP. W ramach swoich pełnomocnictw konsul Leoniuk zajmował się wówczas także terenem Mołdawii. Od tamtego spotkania rozpoczęła się nasza wieloletnia współpraca.

Tomasz Marek Leoniuk był właściwie „ojcem chrzestnym” Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie, która miała stać się alternatywą dla Związku Polaków na Ukrainie, niewywiązującego się z misji integracji organizacji i środowiska polskiego w całym kraju. Pierwszym wyzwaniem była rejestracja naszej struktury. W tym niełatwym zadaniu odczuliśmy wsparcie przyjacielskiego ramienia konsula Leoniuka. Nie była to sprawa prosta, można już dzisiaj powiedzieć, że wynajdywano różne przeszkody, a część aktywu Związku Polaków na Ukrainie nie kryła się z działaniami, które miały zablokować nasze oficjalne funkcjonowanie. Nam chodziło przede wszystkim o godną i niezależną reprezentację środowiska polskiego, silną w skali całej Ukrainy.

Spotkanie założycielskie Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie odbyło się 25 stycznia 1992 roku, w polskiej szkole nr 10 we Lwowie; wybrano mnie wówczas na stanowisko prezesa. Moim zadaniem było dopełnienie wszelkich formalności związanych z rejestracją. Po zebraniu miejscowym udaliśmy się do Kijowa, wspólnie z ówczesnym kierownikiem Agencji Konsularnej we Lwowie, konsulem Henrykiem Litwinem, obecnie ambasadorem RP w Kijowie. Na miejscu przyjął nas konsul T. Leoniuk, który całym sobą był za utworzeniem federacji. Nasze szczęście polegało również na tym, że Henryk Litwin i Tomasz Marek Leoniuk byli przyjaciółmi, znali się jeszcze z czasów studenckich. Było więc dwóch przyjaciół w dwóch polskich placówkach, wówczas jedynych na Ukrainie. Po złożeniu dokumentów w odpowiednich urzędach (gdzie zauważono, że mamy doskonale ułożony statut), rozpoczęło się oczekiwanie. Po drodze było jeszcze trochę uzupełniania dokumentów. Pamiętam, jak w finale całej sprawy, dwudziestego czwartego lipca 1992 roku, po wizycie w urzędzie ukraińskim, zjawiłam się z teczką dokumentów w Konsulacie w Kijowie. Na pytanie zawarte w spojrzeniu konsula Leoniuka odpowiedziałam: „Panie konsulu. Nic z tego”. Konsulowi wyrwał okrzyk zawodu: „Jak to?” W odpowiedzi wręczyłam mu dokument: „Zarejestrowane!” Trudno opisać wybuch radości, jaki opanował nie tylko nas dwoje, ale wszystkich obecnych. Nie zwlekając, konsul zakomenderował: „Pani Aniu, szkło na szampana!” Zwrócił się w ten sposób do pracownicy konsulatu, wspanialej osoby, pani Anny Górskiej, która dzieliła z nami tę radosną chwilę. Od razu przesłano odpowiednią depeszę do PAP oraz miejscowej agencji informacyjnej. Nawiasem mówiąc, Tomasz Marek Leoniuk był człowiekiem o dużym poczuciu humoru, co niejednokrotnie chyba ratowało jego wrażliwą psychikę w tamtych trudnych czasach.

(Fot. z archiwum KG RP)

Wspominając jego postać, trzeba podkreślić, że był człowiekiem bardzo skromnym i odpowiedzialnym. Kadencja konsula jest krótka, Tomasz Leoniuk starał się przez ten czas zrobić maksymalnie dużo, co powinno być mottem każdego dyplomaty. Tutaj zastał nieco inną sytuację, niż na centralnej i wschodniej Ukrainie. Została ona wyklarowana przez jego poprzedników, w tym zaprzyjaźnionego konsula Henryka Litwina. Oczywiście i tutaj nie wszystko było łatwe, zresztą w tej części świata nie jest wesoło nigdzie. Pamiętam jednak, że konsul Leoniuk cieszył się z pobytu we Lwowie i mówił, że jest mu tu bardzo dobrze.

Pomimo sentymentu do naszego miasta, chyba jego prawdziwą pasją i ukraińską miłością pozostała Żytomierszczyzna, dokąd wracał we wspomnieniach nawet stąd. Często opowiadał o swoim ulubionym zespole polskim „Białe Gołąbki” z okolic Nowogrodu Wołyńskiego, ze wsi Susły. Były to starsze panie, obdarzone niewiarygodną werwą, energią i humorem. Pamiętam jak ubrał te kobiety, tzn. pomógł skompletować im stroje artystyczne, kupił buty… Konsul podkreślał romantyczną, niegalicyjską specyfikę Żytomierszczyzny. Miejscowy wójt wspierał panie w działalności estradowej poprzez transport po bliższej i dalszej okolicy, który im zapewniał. Słowo transport brzmi trywialnie. Był to duży samochód z budką dla pasażerów, do której panie wsiadały, a że budka była licha i niezbyt ciepła, panie rozgrzewały się w drodze nieco mocniejszymi kropelkami. Potem, na estradzie, były nie do przebicia. Doskonale pamiętam ich występ na scenie opery lwowskiej, podczas I Festiwalu Kultury Polskiej na Ukrainie w 1996 roku…

Nie tylko babcie z Susłów, ale również wiele innych zespołów i środowisk polskich z Ukrainy zawdzięcza wiele konsulowi Leoniukowi. Dużo jeździliśmy po centralnej i wschodniej Ukrainie, a później także po obszarze lwowskiego okręgu konsularnego. Wszędzie, gdzie się pojawiał, był lubiany. Nigdzie nie obnosił się z tym, że jest konsulem. Kiedy pracował jeszcze w ambasadzie, w 1993 roku organizował wizytę Lecha Wałęsy w Kijowie i Winnicy. Prezydenta na lotnisku witał zespół „Poleskie Sokoły”, który swoje szlify zawdzięcza także Tomaszowi Leoniukowi. Nieubłagany czas zdekompletował pierwotny skład zespołu, ale żyjący członkowie do dzisiaj wspominają konsula, który poświęcił im serce i duszę. Wspominając wschodnią Ukrainę muszę dodać, że jako patriota i osoba o wykształceniu historycznym interesował się i jednocześnie ogromnie przeżywał tragedię oficerów polskich zamordowanych w 1940 roku Charkowie i zakopanych w dołach pobliskiego lasu Piatychatki.

Dużo uwagi poświęcał kwestiom oświaty polskiej na Ukrainie, choć w tamtym okresie mieliśmy tylko dwie nasze szkoły we Lwowie, które były doskonałym punktem zaczepienia dla dalszego rozwoju szkolnictwa polskiego na Ukrainie. Na tamten czas konsul Leoniuk zrobił doskonałą inwentaryzację oświaty polskiej w całym kraju. W tym miejscu również anegdota, którą powtarzał bardzo często. Opowiadał o niesamowitej Wandzie Wodzianowskiej, która pochodziła z wioski Czemerysy Barskie w obwodzie winnickim. Pani Wanda była katechetką i nauczycielką języka polskiego. Rowerem objeżdżała swoje wioski na Podolu, w których uczyła, kiedy była obstawiana przez „aniołów stróżów”. Ci, których uczyła, z pewnością do dziś dnia o niej pamiętają.

Mówiąc o oświacie, warto cofnąć się we wspomnieniach do roku 1993, kiedy to zaczęliśmy tworzyć podwaliny Zjednoczenia Nauczycieli Polskich na Ukrainie, które tak się wtedy co prawda jeszcze nie nazywało. Pamiętam pierwszy zjazd w Chmielnickim, wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi chwili i ogromnej potrzeby powołania takiej organizacji, byli więc na tyle poważni, że nie rozbawił ich nawet wstęp prowadzącej, która życzyła wszystkim „owocowych” obrad.

W roku 1996, ponownie w Chmielnickim, odbył się pierwszy zjazd już zarejestrowanej organizacji. Konsul Leoniuk cieszył się jak dziecko z tych niewątpliwych sukcesów, my cieszyliśmy się wraz z nim. Na czas jego pobytu na Ukrainie przypada okres budowania zrębów oświaty polskiej w tym kraju. Zawsze podkreślał, że musimy stworzyć twardą bazę do dalszego rozwoju szkolnictwa.

(Fot z archiwum KG RP)Tomasz Marek Leoniuk miał doskonałe kontakty z Ukraińcami, znał wspaniale język ukraiński (co wówczas było rzadkością) i był bardzo dobrym historykiem. Łączył obydwa narody w duchu prawdy, miał wielu przyjaciół spośród Ukraińców, a przyjaźnie te przetrwały próbę czasu i odległości. Miał również dobre relacje ze Związkiem Ukraińców w Polsce. Oboje sądziliśmy, że Polacy na Ukrainie i Ukraińcy w Polsce nie mogą istnieć jak dwie wyizolowane wyspy. Z tym wątkiem wiąże się wspomnienie, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci. To był bodajże rok 1995, w Polsce zrodziła się inicjatywa delegalizacji Związku Ukraińców w Polsce, było specjalne posiedzenie w Przemyślu z udziałem stosunków między Polską a Ukrainą, a stawką jest nasza wspólna przyszłość. Konsul bardzo przeżywał to wydarzenie, był człowiekiem szczególnie wyczulonym na kwestie polsko-ukraińskie. Ubolewał również nad tym, że wspaniała inicjatywa Polsko-Ukraińskiego Festiwalu Młodzieży, która miała służyć wzajemnemu poznaniu się, skończyła się na jednej edycji; potem zabrakło środków.

Nasz konsul był człowiekiem bardzo religijnym. Swój dzień rozpoczynał od powitania „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Zbudował sobie doskonałe stosunki z różnymi wyznaniami, z prawosławiem czy Kościołem greckokatolickim. Jednak więzy najszczerszej przyjaźni łączyły go z legendarnymi rzymskokatolickimi duszpasterzami na Ukrainie, których starał się odwiedzać. Wśród tych niezłomnych księży byli m.in.: ówczesny ks. bp Jan Olszański, ks. Tadeusz Hoppe z Odessy, ks. Władysław Wanags z Gródka na Podolu, ks. Bronisław Bernacki z miasta Bar i oczywiście niezapomniany duszpasterz Podola ks. Wojciech Darzycki, czyli ojciec Martynian i wielu, wielu innych. Pamiętam, jak z okazji pięćdziesięciolecia święceń kapłańskich ks. Darzyckiego wspólnie z konsulem Leoniukiem ułożyliśmy list o następującej treści: „W dniu Twego złotego Jubileuszu pracy kapłańskiej, która przypadła głównie na lata okupacji hitlerowskiej i antyreligijnej władzy radzieckiej, a którą przeżyłeś na Ukrainie oraz na dogłębnych (jak mawiasz) studiach prawa sowieckiego w kopalniach na Kołymie, przyjm najserdeczniejsze życzenia wszelkich łask Bożych, zdrowia i powodzenia w pracy duszpasterskiej”. Losy tego wybitnego kapłana opisano w książce „Ciernista droga”, w której autor Leon Karłowicz przytacza fragmenty wspomnianego listu.

Z inicjatywy konsula wysokie odznaczenie państwowe w ambasadzie RP w Kijowie odebrał ks. Tadeusz Hoppe z Odessy. Na wiadomość o jego przyznaniu, przekazaną przez konsula Leoniuka, duszpasterz zareagował słowami: „Jam niegodzien, niegodzien”. Tomasz Marek Leoniuk darzył tych wyjątkowych duchownych niezwykłą miłością i szacunkiem, zresztą z wzajemnością. Rozmawialiśmy z konsulem Leoniukiem na różne tematy, był człowiekiem bardzo otwartym. Nigdy też nie wywyższał się z powodu swojego statusu. Kochał prawdę, mówił prawdę i innych do prawdy obligował. Będąc bardzo wrażliwym, był jednocześnie, kiedy trzeba, stanowczy. Doskonale nawiązywał kontakty z naszymi ludźmi, którzy różnią się od rodaków w kraju swoją większą otwartością i wylewnością.

Mam przed oczami jego postać, charakterystyczne spojrzenie znad okularów…

Nasze pożegnanie odbyło się w Konsulacie. Przyjechały delegacje środowisk z całego terenu. Wszyscy go bardzo kochali. Wyjechał ze Lwowa, pracował w MSZ w Warszawie, gdzie nieraz go odwiedzaliśmy, potem w Kazachstanie. W roku 2002 odwiedził nasze miasto prywatnie… Nikt nie mógł uwierzyć w wieść, która rozeszła się po mieście – konsul Tomasz Marek Leoniuk zmarł w swoim ukochanym Lwowie.

W krótkim czasie po Jego śmierci Winnickie Obwodowe Dobroczynne Stowarzyszenie Polaków „Dom Polski” przybrało imię Tomasza Marka Leoniuka.

Panie Konsulu, będziemy o Panu zawsze pamiętać.

Emilia Chmielowa
Tekst ukazał się w nr 1 (197) za 17-30 stycznia 2014

Info: Tomasz Marek Leoniuk urodził się 7 października 1963 roku w Łodzi. W 1976 wraz z rodzicami przeprowadził się do Warszawy, gdzie ukończył szkołę podstawową i Liceum Ogólnokształcące im. Antoniego Dobiszewskiego, a następnie studia magisterskie na Wydziale Historycznym UW (1983–1988). W czasie studiów udzielał się społecznie, m.in. był członkiem założycielem i pierwszym przewodniczącym stowarzyszenia „Pomost”, integrującego młodzież studencką z tzw. demoludów (pod patronatem Jacka Kuronia). Brał udział w burzeniu Muru Berlińskiego. Organizował spotkania informacyjne dla pierwszorocznych studentów. Kilkakrotnie był organizatorem studenckiej służby porządkowej podczas pielgrzymek do Polski papieża Jana Pawła II. Gromadził materiały do haseł encyklopedii PWN (odsunięty od tych prac za tzw. nieprawomyślność). Po ukończeniu studiów rozpoczął pracę zawodową w Muzeum Historycznym m.st. Warszawy, w dziale Powstania Warszawskiego. W roku 1989 został zatrudniony w Urzędzie Rady Ministrów, w Departamencie ds. Młodzieży, a następnie, po kilku miesiącach, przeniesiony do pracy w Departamencie Konsularnym MSZ. W roku 1991 został mianowany wicekonsulem RP w Kijowie, z zakresem obowiązków na Ukrainę i Mołdawię. Następnie, już jako konsul generalny, pracował w Kijowie, potem we Lwowie. Po krótkiej przerwie, w czasie której pracował w MSZ, objął kolejno placówki konsularne w Taszkiencie i w Ałmaty (z zakresem obowiązków na Kirgistan). Kadencji na tej placówce nie ukończył. Zmarł 21 kwietnia 2002 roku, w czasie prywatnego pobytu we Lwowie, w wieku 38 lat. Cieszył się dobrą opinią w MSZ, był ceniony przez władze i ludzi z zagranicy. Odznaczony Złotym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej. Tarnopolski Instytut Szkolnictwa Pedagogicznego, decyzją Rady Naukowej, nadał mu tytuł doktora honoris causa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X