Na północny wschód od Lwowa

Na północny wschód od Lwowa

Dopiero wróciłem z Ziemi Lwowskiej i nie mogę nacieszyć się stanem dróg, który zmienia się dosłownie na oczach.

Przejechałem z Iwano-Frankiwska (d. Stanisławowa) do Lwowa całkowicie odnowioną trasą, która wcześniej była zmorą kierowców. Teraz mam informację, że poprawiona została również droga na Łuck (H-17) przez Radziechów. Cieszę się z tego, że w bardziej komfortowych warunkach można będzie podróżować po tych okolicach i podziwiać tamtejsze zabytki.

Pojedziemy właśnie trasą H-17. Zaczniemy od wioski Tadanie na wschód of Kamionki Bużańskiej (d. Kamionki Strumiłowej). Stoi tu chyba najstarszy zachowany drewniany kościół na Ukrainie. Wprawdzie Tadanie były kiedyś miastem, które miało swój zamek obronny i żyło według nadanego przez króla Prawa Magdeburskiego. Obecnie wiedzą o tym nieliczni historycy i krajoznawcy. Zamek został zniszczony przez czas i ludzi, tak samo zresztą, jak majątek rodziny Bartmańskich, jedyną pozostałością którego jest elegancka wieżyczka i data „1908” na bocznym skrzydle.

Idąc od niej w kierunku drewnianej świątyni mijamy dawny cmentarz katolicki, tzw. „polski”. Zachowały się tu jeszcze grobowce rodziny Bartmańskich i innych polskich rodzin zamieszkałych w miasteczku. Niektóre grobowce są rozbite tak, że widoczne są ich wnętrza. Splądrowane ludzkie resztki zebrane są skrzętnie i przykryte płótnem i świętym obrazkiem, leżącym na nim. „To dzięki wolontariuszom z Wrocławia” – mówi 51-letni Włodzimierz Busel, sekretarz Rady rejonowej w Kamionce Bużańskiej, która opiekuje się kościołem i propaguje historię wsi, z której pochodzi jego rodzina.

Z panem Włodzimierzem spotykamy się przy świątyni zarośniętej ze wszystkich stron. Wysłuchuję tu historii kościoła i czekamy na dziewczęta z wielodzietnej rodziny Karpijów, które utrzymują porządek we wnętrzu świątyni. Ich babcia była Polką i wyznania rzymskokatolickiego. Była chrzczona w tym kościele. To właśnie one i jeszcze 91-letnia Rozalia Raczkiewicz są jedynymi parafiankami świątyni w Tadaniach. Ksiądz też dojeżdża tu z kościoła w Kamionce. „Chyba Pan Bóg tak mnie kocha – mówi pani Rozalia, – że trzyma mnie na tym świecie i pozwala, aby tu ludzie przyjeżdżali zewsząd”. Babcię na wózku inwalidzkim do kościoła przywozi jej wnuk Oleg.

Tadanie były od zawsze mieszaną polsko-ukraińską wioską. Dziś oprócz dziewcząt z rodziny Karpijów i pani Raczkiewicz nie pozostało nikogo o polskich korzeniach. Ją, jako 15-letnia dziewczynę, Niemcy zabrali do pracy w kopalni w Katowicach. Po wojnie tam nie została. Wróciła, bo w Tadaniach pozostali jej rodzice. Większość drogi przeszła na piechotę, bo nie miała pieniędzy. W latach 1945–46 polskie rodziny wyjechały, ale mieszane miały możliwość pozostać. Tak uczynili i Raczkiewicze. „Przed wojną, jak były ukraińskie święta, to wszyscy szliśmy do cerkwi, a jak polskie – to do kościoła – dodaje pani Rozalia. – A świątynie zniszczyło nie państwo, a sami ludzie, miejscowi durnie. Dopóki nam jej nie zwrócono, trzymano tu ziemniaki i młócono zboże”.

W tym czasie nadchodzą dziewczęta od Karpijów i otwierają kościół. Jest on pod podwójnym wezwaniem: Odwiedzin św. Elżbiety przez Pannę Maryę i św. Tekli. Został on wybudowany (o czym świadczy napis na belce pod tęczą) w roku 1737. Ściany świątyni pokryte są malowidłami. Dach przecieka, ale na suficie widać miejscami nowe deski. To Oleg Raczkiewicz swoimi siłami zrobił naprędce remont, po tym, jak świątynię zwrócono wiernym w 1992 roku. Wprawdzie w okresie zamknięcia świątyni stary ołtarz został zabrany do jakiegoś innego kościoła. Obecnie mieszkańcy marzą o jego odnalezieniu i powrocie na swoje miejsce. Może to przywrócić dawną świetność tego zabytku. Przed kilkoma laty byli w Tadaniach studenci z Uniwersytetu we Wrocławiu. Inwentaryzowali kościół i obiecali przygotować kosztorys prac restauratorskich, które miały być prowadzone wspólnie przez władze w Kamionce i jej miasta partnerskiego – Środy Śląskiej.

Wracając z Tadaniów do Kamionki Bużańskiej, warto obejrzeć w centrum olbrzymi neogotycki kościół pw. Wniebowzięcia NMP z 1914 roku, XVII-wieczną drewnianą cerkiew i pałac Karola Miera. Ten ostatni można zobaczyć jedynie przez szparę w bramie dawnej jednostki wojskowej, na terenie której stoi ten zabytek z 1860 roku. Pałac jest piętrowy. Posiada wielki prostokątny portyk, po którym przed kilku laty zawaliła się jedna z kolumn. Zabytek jest zamknięty. Na terenie pałacowego parku pośród innych zabudowań stał oryginalny kurnik w kształcie niewielkiego gotyckiego zameczku.

Jedziemy dalej odnowioną drogą do Radziechowa. To jedynie 19 km. W mieście po wielkiej rezydencji Mierów z końca XVIII wieku i przebudowanej później przez Stanisława Henryka Badeniego pozostał jedynie wielki park, otoczony murem z bramą i dekoracyjną wieżyczką na rogu ogrodzenia. Zachowały się zarysy wspaniałej oranżerii. Wygląda jak gigantyczna klatka dla mitycznego ptaka.

Jednak, nie do wszystkich zabytków prowadzi nowa droga. Trasę z Brodów do Beresteczka jeszcze nie poprawiono, a na niej leży interesująca miejscowość Leszniów. W 1627 roku kasztelan bełski Mateusz Leśniowski otrzymał przywilej założenia miasta na prawie magdeburskim. Za wzór swego grodu wybrał Zamość. Po dwóch latach w obrębie wałów miejskich zaczęto budować klasztor bernardynów z kościołem św. Mateusza (prawdopodobnie nazwanego na cześć fundatora). W czasie wojen kozackich z lat 1648 i 1655 konwent był pustoszony, wiec świątynię trzeba było podnosić z ruin. Pod koniec XVII wieku kościół ponownie konsekrowano. Poświęcono również nowy, już murowany piętrowy klasztor. Wtedy też cały obiekt otoczono odrębnym murem z wieżami.

W połowie XVIII wieku zespół klasztorny był w tak złym stanie, że książę Lubomirski i inni dobroczyńcy zebrali fundusze na jego odnowę. Wtedy świątynię wewnątrz pokryto freskami, a znany lwowski rzeźbiarz Antoni Osiński wykonał ołtarz główny i ołtarze boczne. W 1788 roku Józef II wydał dekret o kasacie klasztoru bernardynów, ale prowincjałowi zakonu o. Eukarpiuszowi Waiglowi udało się wystarać o jego anulowanie.

W XIX wieku leszniowski konwent kilka razy płonął, ale zawsze był odbudowywany. Nie dziwi to, bo znajdował się tu cudowny obraz Matki Boskiej, do którego nadciągali pielgrzymi zewsząd na odpusty i w dnie powszechne.

W czasie I wojny światowej uszkodzono wieżę i spłonął dach na kościele. Zostało to odbudowane w okresie międzywojennym, ale w 1939 roku nastały znów niespokojne dnie. Początkowo chronili się tu uchodźcy z centralnej Polski. Podczas napadu Niemiec klasztor przechodził kilkakrotnie z rąk do rąk. W 1943 roku konwent znów stał się fortecą, w której schronili mieszkańcy okolicznych wiosek. Obroną klasztoru dowodził oficer AK Stanisław Włodyka i jego brat – gwardian klasztoru o. Władysław. Udało im zgromadzić kilka karabinów maszynowych, granatów i dużo naboi. Przygotowując się do obrony, zamurowano okna i drzwi klasztoru, pozostawiając jedynie otwory strzelnicze. W marcu 1944 roku około 200 upowców próbowało zdobyć klasztor, ale nadaremnie. Próby jego zdobycia nie zakończyły się nawet wtedy, gdy front poszedł daleko na zachód. Sowieci uzbroili Polaków i udało im się obronić. Ale na wiosnę 1945 roku władze zdecydowały wysiedlić z miasteczka wszystkich Polaków wraz z zakonnikami. Nie pozwolono im zabrać niczego z kościoła, więc cudowny obraz znalazł się później w cerkwi. Opuszczony klasztor został wysadzony w powietrze, a jego resztki rozebrano. Zerwano też blachę z dachu kościoła, co przyczyniło się do zamakania stropu.

Dziś świątynia jest całkowitą ruiną. Na wieży widoczne są ślady ostrzałów artyleryjskich, brakuje sklepienia, posadzek. Wewnątrz rozpleniła się dzika roślinność. Prezbiterium jeszcze jakoś się trzyma, ale i tu jest olbrzymia dziura w stropie. Jednak pomimo takiego stanu w świątyni zachowało się wiele interesujących rzeczy: na ścianach są pozostałości XVIII-wiecznych fresków z zatartymi herbami Braci Mniejszych, a na tęczy pozostała sztukateria autorstwa znanego mistrza Jana Wolffa, datuje to tarcza z datą „1631” i jego inicjałami. Tegoż autora jest prawdopodobnie fryz z głowami matron i aniołków-puttów. Z tego możemy wnioskować, że pozostałości tych dekoracji pochodzą z pierwszej połowy XVII wieku.

Od prawej do kościoła przytykał klasztor, ślady którego są jeszcze dobrze widoczne. Przed kościołem znajduje się figura św. Jana Nepomucena, której niedawno przywrócono głowę, a z tyłu świątyni – obelisk w kształcie piramidy.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 18 (262) 30 września – 13 października 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X