Muzyczny stolik dla czterech panów

Muzyczny stolik dla czterech panów

Wrocławska formacja Karbido w ramach mini-tourne odwiedziła Odessę, Kijów i Lwów prezentując swój audio-performance zatytułowany „Stolik”. Na drewnianym stole Paweł Czepułkowski, Igor Gawlikowski, Michał Litwiniec i Marek Otwinowski, wraz z Jackiem Fedorowiczem, który miksuje dźwięki i Tomaszem Sikorą odpowiadającym za światło w ciągu jednej godziny przedstawili muzyczne dziedzictwo z całego świata.

W pomieszczeniu lwowskiego teatru im. Lesia Kurbasa pośrodku sali ustawiono stół. Pod stołem rozłożono sprzęt i kable. Akcja zaczęła się wtedy, gdy zasiadło przy nim czterech facetów w czarnych koszulach, którzy zaczęli wystukiwać różne melodie z czterech stron świata.

Niby przypadkowe uderzenia w stolik każdego z aktorów dawały w sumie niezwykłą melodię. Hiperczułe mikrofony umiejętnie zainstalowane oddawały dźwięki nawet przy leciuteńkim dotyku. Artyści głaskali go, uderzali po nim, rzucali w niego nożami, kręcili na nim monety, brzdąkali kieliszkami, grali na niewidocznych strunach przymocowanych do stołu obok i wszystko po to. żeby przekazać widzom atmosferę muzyki świata. Słychać było afrykańskie bębny, mongolskie motywy, eskimoskie oddechy, ostry rock, jazzowe improwizacje i klubowe brzmienia. Cytaty muzyczne reprezentowały melodia „Kołysanki Rosemary” Krzysztofa Komedy, piosenka „I Wanna Be Your Dog” Iggiego Popa & The Stooges czy chociażby „Hey Joe” Jimiego Hendrixa. Wszystko to wydawało się proste i zarazem bardzo niezwykłe.

– Trafiłam na spektakl przypadkiem.  Godzinę przed rozpoczęciem dowiedziałam się, że w teatrze Kurbasa będzie jakaś akcja z rytmami i stołem, – powiedziała po spektaklu dyrektor artystyczny Festiwalu Współczesnej Dramaturgii „Drama.UA” Wiktoria Szwydko. – To było naprawdę magiczne widowisko. Tak wrażliwego na dotyk stołu nawet wyobrazić sobie nie mogłam. Oczywiście, strona muzyczna była najważniejsza, ale wyróżnić trzeba wspaniałych wykonawców: czterech mężczyzn, muzyków czy aktorów. Z taką lekkością, zręcznością, bez żadnych sztuczek, stworzyli muzyczne cudo na oczach całej publiczności.

Fot. K. CwikMichał Litwiniec z zespołu „Karbido” odpowiedział po spektaklu na pytania Kuriera Galicyjskiego:

Jak narodził się pomysł stworzenia spektaklu „Stolik”?
Pomysł wziął się z nudy. Po prostu byliśmy znudzeni juz graniem na klasycznych instrumentach typu gitara bas, perkusja, saksofon, flety. Także któregoś dnia wymyśliliśmy sobie, żeby zrobić jeden wspólny instrument i zagrać na nim. Ktoś powiedział, że może to być stół.

Ten pomysł leżał dwa lata w szufladzie, aż pewnego razu, w 2006 roku odbył się przegląd piosenki aktorskiej i szukano nowych offowych projektów. I myśmy przypomnieli wtedy sobie o tym pomyśle i na pół kartki napisaliśmy taki skrypt o naszym planie ze stołem. Otrzymaliśmy kasę, którą przeznaczyliśmy na budowę stołu.

W zasadzie cały ten projekt był zrobiony dla jednorazowego pokazu, dla zabawy, dla przyjemności, dla tego żeby zrobić coś nowego. Zagraliśmy to i wygraliśmy nagrodę główną festiwalu. A potem pojechaliśmy do Edynburga i poszło już z górki. Teraz już gramy go od sześciu lat i nie możemy przestać.

Czy dużo improwizujecie podczas spektaklu?
Jest to historia muzyki z czterech stron świata. Czyli, na początku gramy Wschód, potem gramy Południe, potem Zachód, a na końcu Północ. Także mamy taką swoją, absolutnie beznutową partyturę. Natomiast jest to na tyle otwarta sytuacja, że jeżeli ktoś jest w dobrym nastroju, to proponuje coś nowego. Jest to zaplanowana sytuacja, ale z dużą dozą improwizacji. Ale każdy z widzów ma swoją historię i to jest najfajniejsze.

Jak odbywały się próby? Chyba bardzo długo trwały przygotowania?
Wręcz przeciwnie. Może trudno w to uwierzyć, ale cały stolik zrobiliśmy w trzy tygodnie.

Braliście też udział we wspólnych projektach z Jurijem Andruchowyczem.
Zespół „Karbido” jest interdyscyplinarnym zespołem. Uczestniczymy w wielu projektach, w różnych składach. Gdy robiliśmy „Stolik” równocześnie mieliśmy taki projekt „Pro movies” – graliśmy muzykę do starych dokumentalnych filmów z lat 60. W tym samym czasie poznaliśmy Jurija Andruchowycza i zaczęła się współpraca z nim. Nagraliśmy z nim najpierw „Samogon”. Później powstał pomysł zrobienia wspólnie tryptyku „Samogon – Cynamon – Absynt”. Oprócz tego jesteśmy kompozytorami muzyki teatralnej.

Czy nie myśleliście nad projektem na przykład „Stolik 2”?
Zrobiliśmy teraz nowy stolik czyli na tym samym stole zrobiliśmy nowy projekt, który sie nazywa „Table around Cage”. Jest to projekt poświęcony i dedykowany twórczości Johna Cage’a, jego metodom pracy – minimalistycznym i konceptualnym.

Eugeniusz Sało

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X