Mistrz sugestywności i subtelności

Mistrz sugestywności i subtelności

Tym Mistrzem jest dobrze nam wszystkim znany Georg Borysowski – fotografik, człowiek o nieprzeciętnej indywidualności, człowiek o bardzo osobistym, naprawdę subtelnym odczuciem wszystkiego, co nas otacza.

29 grudnia 2007 r. zaprezentował on w „Galerii Wasyla Pyłypiuka” indywidualną wystawę swoich dzieł. Wraz z galerią współorganizatorem wystawy była redakcja „Lwowskich spotkań”, przede wszystkim redaktor naczelna Bożena Rafalska. Nic dziwnego. Pani Bożena od wielu lat współpracuje z G. Borysowskim, zna go jeszcze z czasów szkolnych. G. Borysowski stale publikował swoje fotografie na łamach „Gazety Lwowskiej” i „Lwowskich Spotkań”, szczególnie wtedy, kiedy B. Rafalska była redaktorem naczelną pierwszego tytułu. Ona umiała docenić jego niezwykły talent, który przerastał nieraz poziom gazety i poziom lwowskiej fotografii tamtych lat. Przecież jeszcze w latach 80. XX w. był on dobrze znaną osobowością w świecie fotografii artystycznej, laureatem znaczących międzynarodowych wystaw. Jego prace są w zbiorach prywatnych, w galeriach i muzeach całego świata, warte są dużych pieniędzy, lecz dla polskich czasopism lwowskich on zawsze pracował za darmo, z całym sercem i całą duszą.

Myślę, że i ten powrót do Lwowa, to też powołanie serca, to swoista „podróż sentymentalna” nie tylko w świat swego dzieciństwa i młodości, lecz także do ludzi, obok których żył, pracował, kochał.

Wystawa składa się z trzech części. Pierwsza – to zdjęcia ze Lwowa i Żółkwi, druga – to unikatowe widoki cmentarza we wsi Demnia pod Mikołajowem, w czterdziestu kilometrach od Lwowa, trzecia – to fotografie amerykańskie z Chicago, gdzie G. Borysowski mieszka w ostatnich latach. Powiem szczerze, po obejrzeniu dwóch pierwszych części nie chciałem, a nawet nie mogłem oglądać tej trzeciej, amerykańskiej. Bałem się zepsuć to czarowne, magiczne wrażenie, które ogarnęło mnie, bałem się zostawić tę niezwykłą atmosferę, która panowała w pierwszych salach.

Liczne lwowskie muzea i galerie szukają ciekawych, utalentowanych artystów – malarzy, rzeźbiarzy, fotografików itp. W ostatnich latach wystaw jest dużo, lecz mało talentów! Dużo oryginałów lub ludzi, którzy sami siebie za takich uważają, jeszcze więcej dzieł przeciętnych. Jak różni się od tamtych wystaw wystawa G. Borysowskiego! Imponujący jest też ogrom pracy, którą on wkłada w każde zdjęcie. Autor skromnie opowiadał, jak godzinami, a może nawet cały dzień siedział na cmentarzu w Demnie, żeby zrobić tylko jedno zdjęcie, żeby złapać tylko jeden odpowiedni moment oświetlenia, tylko jedną chmurkę na niebie, tylko jeden odpowiednio spadający cień od Postaci Matki Boskiej!

Jak fantastycznie wygląda znany nam wszystkim Cmentarz Orląt, sfotografowany w nocy! Jeszcze jedna „słabość” artysty to fotografowanie staruszek, ludzi biednych. Dawno, może 10-12 lat temu byłem świadkiem jak długo i mozolnie wybierał on ujęcie, oświetlenie, miejsce dla fotografii „ostatniej z Boimów”, pani Janiny, która przez wiele lat była kustoszem, dobrym geniuszem tejże Kaplicy Boimów. A staruszka w zaułku ormiańskim! Jeszcze inna przy ul. Stauropigijskiej i staruszka w zaułku w Żółkwi. Za tymi fotografiami powstają nie tylko dni młodości autora, nie tylko Lwów lat 50. XX w., powstają stulecia, powstają wydma dawno minionych epok!

Wystawa zebrała niemało ludzi. Pomieszczenia „Galerii Wasyla Pyłypiuka” były przepełnione. Nie było tutaj ludzi z ulicy, ludzi przypadkowych. Koledzy G. Borysowskiego z branży – znani fotograficy lwowscy na czele z gospodarzem sali Wasylem Pyłypiukiem, przedstawiciele organizacji polskich we Lwowie, dla których autor wystawy zawsze będzie „naszym człowiekiem”, choćby fotografował tylko Amerykę. Przyjemnie było zobaczyć prezesa FOP na Ukrainie Emilię Chmielową, Teresę Dutkiewicz, Mariana Baranowskiego, Stanisława Durysa i wielu innych. Miłą niespodzianką była obecność na wystawie Rafała Dzięciołowskigo, wiceprezesa Fundacji Pomoc Polakom na Wschodzie z Warszawy. Odwiedził otwarcie wystawy również o. Bruno Neumann z Drohobycza.

Czarno-białe fotografie G. Borysowskiego są wykonane na bardzo wysokim poziomie zawodowym, zrozumiałym w niektórych szczegółach tylko jego kolegom-fachowcom. Zwykły odbiorca odczuwa właśnie atmosferę, aurę tych zdjęć. Sam mistrz trzymał się bardzo skromnie, bez pretensji, bez pewnego aktorstwa, co często bywa u ludzi sztuki, nie starał się jakimś gestem, postawą czy kwitnącym słowem zwrócić uwagę na siebie, na swoje prace. Nie chwalił się, nie grał, był samym sobą, a za niego przemawiały jego fotografie.

Do wystawy został starannie przygotowany i wydany przewodnik, na łamach którego wydrukowano większość przedstawionych fotografii. Tytuł wprowadzenia autorstwa Lany Mokinej brzmi bardzo wymownie – „Magiczne miasto”. Dodamy – magiczne fotografie magicznego miasta, zrobione przez bardzo delikatnego i magicznego człowieka. W skrócie podajemy relację L. Mokinej i kilka zdjęć z wystawy.

Jurij Smirnow
Tekst ukazał się w nr 1 (53) 15 stycznia 2008

{gallery}gallery/2008/Smirnow_borysowski{/gallery}

Fot. Georg Borysowski

Miasto magiczne

Przybyli Państwo na spotkanie ze starym Lwowem – miastem naszego dzieciństwa – w obiektywie fotografika. Miastem magicznej tajemnicy średniowiecza, tak bardzo związanej z dniem dzisiejszym. Miastem brukowanych zaułków, urokliwych uliczek, które pamiętają ślady naszych przodków, jak też pozostawione tam ślady naszego lwowskiego dzieciństwa. Przyszli Państwo na spotkanie z niezwykłą aurą lwowskich podwórzy-studni, niedosiężnie wysokich murów i znanych nam tylko, jako dzieciom, zakamarków lwowskich. Jest to spotkanie z miastem zapamiętanym z naszych snów i marzeń.

Zwykłe lwowskie mury, sylwetki starych kościołów, cerkwi, studni, fontann, latarni i lichtarzy. Wszystko, co ukochaliśmy i co tak bardzo ogrzewa dobrym wspomnieniem zziębniętą na obczyźnie duszę. Ten przedstawiony w fotografiach lwowski esej jest dziełem Georga Borysowskiego, artysty-fotografika ze Lwowa.

Prace Georga zdejmują zasłonę z naszych oczu i serc. Uwrażliwiają na piękno i dostojeństwo miasta, w którym żyjemy. Jego urodę niedostrzeganą w zgiełku codzienności. Oglądamy to miasto oczami mistrza. Powstaje przed nami autentyczne – dumne i wspaniałe. Zmusza do myślenia i przewartościowania naszego doń stosunku.

Nie możemy powstrzymać biegu czasu. Jednakże poprzez czuły obiektyw Georga odbieramy nie tylko wielkość architektury, odczuwamy klimat dawnej aury Lwowa. Pod wpływem fotografii Georga Borysowskiego budzą się w nas obrazy z dzieciństwa, z tamtych dni, kiedy drzewa były wielkie, a my – tacy mali. Ciepłe wspomnienia czegoś czystego i szczerego, niezbrukanego dojrzałością. Artysta wprowadza nas w ten świat poprzez technikę rozmytych konturów, nostalgicznej sepii, zmiękczeń i łagodnych półtonów.

Drugą część wystawy stanowią wrażenia Georga ze Stanów Zjednoczonych. Autor pozostaje wierny swej technice. Nie chodzi mu bowiem o dokładne przedstawienie architektury drapaczy chmur, lecz o odczucia Europejczyka, który zderza się z Ameryką.

Fotografie Georga z USA nie są pocztówkami przedstawiającymi monumentalizm budowli amerykańskich. I tu, podobnie jak we Lwowie, mamy do czynienia z osobistym, indywidualnym spojrzeniem, które charakteryzuje zdjęcia Georga Borysowskiego. – To również półcienie, błyski światła, neony, załomy ulic i domów, tym razem wielkiego amerykańskiego miasta – mówi autor.

Trzecia część wystawy to miasto zmarłych. Stary cmentarz we wsi Demnia pod Mikołajowem na Ziemi Lwowskiej. Jest on jak gdyby miniaturą Cmentarza Łyczakowskiego. Z tą jedynie różnicą, że nagrobki na tym cmentarzu nie są dziełem artystów z wykształceniem akademickim, lecz pracą zwykłych rzeźbiarzy ludowych, na swój sposób przekazujących niepowtarzalne piękno Matki Bożej, świętych i aniołów. Figury stojące na wiejskim cmentarzyku przypominają mieszkańców tej wsi. Matka Boska wygląda jak dorodna młoda kobieta wiejska dumnie w ramionach trzymająca Dzieciątko. Każda z postaci jest Inna. Oto Maria Dziewica okryta wiejską chustą świąteczną, jako zwykła dziewczyna udająca się w niedzielę do cerkwi.

Nadzwyczaj sugestywnie przekazana jest atmosfera cmentarza i pejzaż wokół niego. Bezkresne łany zbóż i tajemniczo szumiące drzewa. Odnosi się wrażenie, że ci tak podobni do mieszkańców wioski święci zejdą ze swych postumentów i wyjdą nam na spotkanie…

Prawie dotykalna jest też na fotografiach faktura kamienia. Wydaje się, że odczuwamy jego chropawość i ciepło.

Prace Georga Borysowskiego to prawdziwa poezja, która z całą pewnością poruszy struny serca oglądających.

Lana Mokina

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X