Miesić glinę po trypolsku Fot. Dmytro Antoniuk

Miesić glinę po trypolsku

W połowie drogi pomiędzy Talnem a Humaniem leży dość duża i znana wioska Lehedzyne.

Znana przede wszystkim dzięki odkrytemu przez archeologów największemu megapolisowi z okresu kultury trypolskiej, który istniał w tym miejscu przed kilkoma tysiącami lat. Obecnie utworzono tu rezerwat, poświęcony tej pradawnej kulturze i zabezpieczono stałe stanowiska archeologiczne.

Od 2008 roku w celu propagowania kultury trypolskiej i Lehedzynego, w lecie, przeważnie w sierpniu, odbywają się tu różne akcje. Podczas nich chętni mogą zamiesić glinę, a potem pod okiem archeologów własnoręcznie wylepić ścianę domu według tradycji trypolskich. Stawiane są „trypolskie” domy naturalnej wielkości, odtwarzając ich tradycyjną formę.

W tym roku 8 sierpnia zebrało się wielu ochotników do mieszania gliny. Przyjechali przede wszystkim z Humania i Talnego, ale byli też mieszkańcy Kijowa, Lwowa, Winnicy. Szkielet już trzeciej z kolei chaty trypolskiej, stawiany również przez wolontariuszy, doczekał się swej kolei. Obok urządzono „wielkie mieszanie”, dolewając do gliny wody i dosypując plewy ze świeżo wymłóconej pszenicy. Około 50 chłopców i dziewczyn po pewnym czasie stało się podobnymi do diabląt. Dyrektor rezerwatu Władysław Czabaniuk niczym trener sterował tym żywiołem, tak samo wysmarowany jak inni. Mieszano glinę i plewy, chodząc według strzałek zegara. Następnie ustawiono kilka kolejek i podawano glinę na ściany. Aby było weselej, stały bywalec lehedzyńskich akcji i znany showman Saszko Lirnik wybrał sobie najbardziej śmiałą dziewczynę i oblepiał ją gliną – tworząc „gliniana babę” ze wszystkimi anatomicznymi detalami.

Fot. Dmytro Antoniuk

Po kilku godzinach chata była gotowa. Zostało jedynie pokryć ją tatarakiem. Tak powstał kolejny obiekt planowanego do odtworzenia obejścia trypolskiego garncarza. W taki sposób dyrekcja rezerwatu pragnie odtworzyć niewielki trypolski przysiółek.

Na koniec „spracowana” masa rzuciła się do sadzawki, aby zmyć „roboczy brud” i przebrać się w improwizowanej szatni (namiocie wojskowym) przed wieczornym programem rozrywkowym z udziałem zespołu „Wertep” z Dniepropietrowska i obowiązkową bajką na dobranoc od Saszki Lirnika.

Fot. Dmytro Antoniuk

Swoją drogą, Lehedzyne coraz bardziej przekształca się w miejsce spotkań inteligencji twórczej. Nie tylko ukraińskiej. Od prawie 8 lat mieszka tu amerykańska reżyserka i malarka Naomi Umań, która stała się swego rodzaju wizytówką wioski. Na drugim końcu zamieszkał twórca ikon i muzyk Jurij Rafaluk z Chmielnickiego. Nad stawem ma swoją chatę połtawski garncarz Andrij Sobianin, a w jego sąsiedztwie często można zauważyć kijowską dziennikarkę Olgę Hodowaniec. Pustych chat w Lehedzynem prawie już nie ma, chociaż wioska leży daleko od Kijowa i na pierwszy rzut oka, w niczym nie różni się od innych.

A zatem, sprawa, jak zwykle, tkwi „w ludziach” i być może, w glinie trypolskiej.

Dmytro Antoniuk
Tekst ukazał się w nr 17 (237) 15-28 września 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X